tag:blogger.com,1999:blog-84377693165535771252024-03-13T16:14:50.141+01:00Saber y decidir...Unknownnoreply@blogger.comBlogger22125tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-29923230109050731462014-11-10T12:33:00.000+01:002014-11-10T12:34:45.154+01:00Epilog. <i><br /></i>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><a href="http://4.bp.blogspot.com/-Q0-Z0UkWP7s/VF0ECoZ08sI/AAAAAAAAB_0/27rIkkfRK0A/s1600/gugb.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-Q0-Z0UkWP7s/VF0ECoZ08sI/AAAAAAAAB_0/27rIkkfRK0A/s1600/gugb.jpg" height="320" width="319" /></a></i></div>
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<i>*10 lat wcześniej*</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div>
<i>- Kochasz go? </i></div>
<div>
<i>-
Camila do cholery! Jestem z Diego. To nie ma znaczenia. Zresztą nie
mogę teraz o nim myśleć, za dwa dni są finały. Musimy się skupić, a ty
jesteś dość zmęczona lawirowaniem między mną i Francescą. Nie powinnaś
zaprzątać sobie tym głowy. - Wyrzuciła kolejną sukienkę z szafy. Każda
kolejna prezentowała się coraz gorzej, stawały się coraz bardziej
wyblakłe i bezkształtne. - Ta? Wyciągnęła długą, sięgającą prawie do
ziemi purpurową sukienkę. Miała rozcięcie na plecach i pasowała bardziej
na czerwony dywan niż występ na scenie. </i></div>
<div>
<i>- Myślę, że to ciekawe, że chcesz ubrać akurat ją. - Zauważyła ruda. </i></div>
<div>
<i>- Bo? - Violetta zmarszczyła czoło i rzuciła wieszak na łóżko. </i></div>
<div>
<i>- Nie rżnij głupa, Castillo. - Obruszyła się Cami. </i></div>
<div>
<i>-
Ależ panienko Torres, cóż za język. - Wyłoniła głowę z szafy. - Wcale a
wcale nie chodzi mi o ofiarodawce sukienki. Camciu. - Wytknęła język w
stronę przyjaciółki. </i></div>
<div>
<i>- Oczywiście, że nie. Ale trzeba przyznać, że pan Verdas ma gust. </i></div>
<div>
<i>-
Ma. - Zgodziła się. I na jej twarz wkradł się słodki uśmiech i
rozmarzone oczy, mimowolna reakcja zarezerwowana tylko dla jednej
osoby. </i></div>
<div>
<i>- Kochasz. - Wyszeptała cicho ruda. </i></div>
<i>Cisza była najlepszą odpowiedzią. </i><br />
<br />
- Kochasz go?<br />
- Bardzo! - Niemal krzyknęła.<br />
- To co cię powstrzymuje od rzucenia się na niego?<br />
Ktoś
pewnie kiedyś powiedział, że prawda cię wyzwoli. Może nawet dodał, że
jest lekarstwem na złamane serce, postrzępione obietnice i dziurę w
mózgu. Musiał też przyznać, że jest więcej od jednego rodzaju kłamstwa.
Te dobre, kiedy nie kłócisz się z koleżanką, mówiąc jej, że w ulubionych
jeansach nie wygląda jak połączenie wieloryba z waleniem. I te złe, które
sprawiają, że masz ochotę zamknąć oczy i udusić się poduszką, kiedy we
głowę wwierca się tylko <i>Dlaczego?</i>.<br />
- Pamiętasz ten występ, na którym śpiewałam <i>Podemos</i>, a on nie przyszedł?<br />
Natalia skinęła głową.<br />
<div>
-
Obiecał mi to, wiesz? Obiecał. On zawsze dotrzymywał obietnic i...
Zranił mnie. Nie widziałam go przez tyle czasu. Myślałam, że mnie
powstrzyma. I będę z nim. Miałam gdzieś karierę. Rzuciłabym wszystko,
została. Dla niego. Zostałabym, naprawdę bym została. - Jedna srebrna łza za drugą, torowały sobie drogę przez policzki. </div>
<div>
- Jezus, Violetta. Ty naprawdę nie wiesz dlaczego nie przyszedł?</div>
<div>
- A niby skąd miałabym wiedzieć? Pamiętasz, że nie rozmawiałam z nim jakieś dziesięć lat? Nie wyjaśnił mi. Do tej pory nic mi nie powiedział. </div>
<div>
- Niewierze, że dowiadujesz się tego ode mnie.</div>
<div>
Przyjaciele,
naprawdę potrafią zmienić całe nasze życie. Wystarczy, że są we
właściwym miejscu, dobrym czasie i wiedzą odpowiednie rzeczy. </div>
<br />
<i>*10 lat wcześniej* </i><br />
<br />
<i>- Kochasz ją? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Oczywista odpowiedź zawisła między nimi. Odbiła się do białej i tamtej ściany. Od metalowej szafki z kilkonastoletnią (przerażającą dla każdego żywego mebla) historią. Od zdjęć na komodzie z jeszcze ciekawszą przeszłością. Od szklanego stolika i surowej podłogi. Od brudnych okien i nowych zasłon. Od kaktusa z parapetu i kurzu z kaloryfera. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Oczywista? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Skinął głową, unikając patrzenia mu w te przyjacielskie oczy. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Nie kochasz. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Kocham. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Nie. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Kocham. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Kłamiesz. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Kocham Violettę! - krzyknął. Ups. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Właśnie. Violettę. - Maxi wstał, włożył ręce w kieszeń i otworzył usta, aby powiedzieć coś zapewne mądrego, ale zaraz je zamknął. Przygryzł wargę, powstrzymując uśmiech i jeszcze raz wypowiedział jej imię, słodko przeciągając głoski, które pieściły jego język. - Violette. Ale... - wyjął prawą rękę ze spodni i potarł koniuszek nosa. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Zabrzmi to, dość poetycko? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Mimo wszystko rozumiem dlaczego to robisz, wiesz? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Prawda boli. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Najpierw Tomas, Diego, Braco, Brod. Boże, nawet Federico i ja się do niej dobieraliśmy. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jednak, niepoetycko. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Cóż. Próbowaliśmy. - Westchnął. To, że potrafił śpiewać, nie oznacza, że opanował umiejętność mówienia. Ale to był jego przyjaciel, do cholery. Dla przyjaciół okłamuje się nauczycielkę od matmy i wymyka z domu przez okno, żeby tylko poklepać się po ramieniu. - Wiesz, że nawet mówiąc do mnie, całując Diego, śmiejąc się z żartów Braco albo wychodząc gdzieś z Tomasem, myślała o tobie? Wiesz, że Francesca, była o ciebie zazdrosna? Ludzie, Ludmiła groziła jej, bo widziała jak na ciebie patrzy. Nawet Gregorio, widział jak pożera cię, kiedy tańczyłeś, śpiewałeś, oddychałeś. Zauważyłeś, jak się zmieniła? Jak piękna się stała? A zauważyłeś, że widząc ciebie z inną dziewczyną, praktycznie jej oczy przestały błyszczeć? Albo...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Dość. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Nie. Tym razem uświadomię ci jak bardzo ją zraniłeś, jak wydarłeś jej serce. Opowiem ci o o grymasie jaki pojawił się na jej twarzy, kiedy stwierdziłeś, że nie możesz tak żyć. Nawet nie wyobrażasz sobie jak zamilkła. Przestała śpiewać, tańczyć, pianino omijała dookoła. A potem straciła Fran i wyjechała. Ty ją po prostu połamałeś, Leon. W najgorszy możliwy sposób. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>To wszystko przez ciebie! Wszystko. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>O ile prościej byłoby wykrzyczeć mu to prosto w poobijaną twarz? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Dość. Jej tu nie ma. Wyjechała! Maxi, ona wyjechała. I nie... - Głos mu zadrżał, a oczy zrobiły się mokre i po raz pierwszy odkąd zgubił swojego misia, zachciało mu się tak naprawdę płakać. - Nawet nie przyszła, żeby się pożegnać. A Lara mówiła, mówiła... Mówiła, że powiedziała jej gdzie jestem. Obiecała mi. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Obiecała. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Oczywiście, że obiecała. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Jesteś większym idiotą niż myślałem. - Poprawił czapkę, która zsunęła się za bardzo na jego oczy. - Wracaj do okłamywania siebie samego, Leoniasty. - Odwrócił się szybko. Chwycił klamkę podrapanych szpitalnych drzwi i rzucił mu ostatnie wrogie spojrzenie. - Mam nadzieje, że wyleczą ci tą złamaną nogę, bo na nic innego nie zdołają. Pamiętaj tylko kogo tak naprawdę kochasz. Pozdrów Larę. Myślę, że ma ci parę rzeczy do powiedzenia. Miłego życia. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dziwne jest odejść od najlepszego przyjaciela. To jakby pokroić swoją duszę na pół, a jedną część poskładać, schować na dnie pudełka i zakopać. Jak te dziwne kapsuły czasu, będące przejawem dziwnej fascynacji, dziwnych ludzi. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dziwne uczucie. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i>
- Kochasz ją? </div>
<div style="text-align: justify;">
- A kiedyś przestałem? </div>
<div style="text-align: justify;">
- I zamierzasz coś z tym zrobić? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co proponujesz? </div>
<div style="text-align: justify;">
Propozycja okazała się być nie aż tak niedorzeczna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To gdzie mamy najbliższego jubilera? </div>
<div style="text-align: justify;">
Jeden uśmiech może zmienić cały wszechświat. Pod warunkiem, że uśmiechnie się odpowiednia osoba. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A potem... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wszyscy żyli długo i szczęśliwie, ale było na tyle dobrze, żeby nie żałować swojego życia i oddychać pełną piersią. Było miejsce na kłótnie i godzenie, na pocałunki i krzyki, na uśmiechy i płacz, nawet rozpacz. Czasem było dobrze, czasem waliło się niebo. Zegar gonił wskazówkami, wyrywał kartki z kalendarza. Ale wszyscy znaleźli czas na miłość. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczną i prawdziwą. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jak przystało na trochę okrojoną historię o księżniczkach, księciach i zamkach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
Chciałam powiedzieć tylko jedno wielkie Dziękuję. :)<br />
I mam dla Was prośbę. Jedną, maleńką, ostatnią. Zakończenie nie wyjaśnia praktycznie niczego i jest to taki (trochę dziwny) prezent ode mnie dla Was. Miałam w głowie wszystko po kolei ułożone, dlaczego się rozstali, co zrobiła Lara... Ale zostawiłam to tak, nie inaczej, żebyście mogli sami dokończyć te historię. Wyobraźcie sobie wszystko tak jak chcecie. Nie wiem, niech Natalia urodzi zdrowego chłopczyka, Leonetta niech będzie szczęśliwym małżeństwem, niech Violettę przejdzie autobus... Możliwości macie tysiąc, skorzystajcie z nich.<br />
Wasza, na zawsze.<br />
Dominika. Unknownnoreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-35686914299168328522014-08-24T00:13:00.000+02:002014-08-24T00:13:24.967+02:00Rozdział szesnasty-'Cień przeszłości"<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-lhlJ30LMv5M/U_OwQL3DQ3I/AAAAAAAABwg/pVSU2EmVKXk/s1600/tumblr_n48tfdZ7Jj1txijvno1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-lhlJ30LMv5M/U_OwQL3DQ3I/AAAAAAAABwg/pVSU2EmVKXk/s1600/tumblr_n48tfdZ7Jj1txijvno1_500.gif" height="153" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Jedno wielkie wspomnienie. </i></div>
<i><br /></i>
<div style="text-align: justify;">
Szare, niewyraźne odbicie kroczy za tobą. Nie opuszcza cię na krok, na sekundę. Idzie za tobą. Cicho i spokojnie, jest bezszelestny. Bez twarzy i ubrań, tylko kształt. Nie odstępuje cię. Przyczepił się do ciebie, jak rzep, którego nie czujesz. Niewidzialny klej? </div>
<div style="text-align: justify;">
Depcze ci po piętach, wciąż, nieustanie. Nadal. Idziesz, idzie. Biegniesz, biegnie. Uciekasz? Nie zdołasz nawet o centymetr. Nigdy, zapamiętaj. Już zawsze będziesz prześladowany. Do końca. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jesteś przerażony? Dobrze. </div>
<div style="text-align: justify;">
Odwróć się. Widzisz? Może oślepłeś? Co tam jest? Wciąż cie śledzi? Jest za tobą? </div>
<div style="text-align: justify;">
Odpowiedz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Niech strach ucieknie w popłochu, na nic się nie przyda. Niech serce przestanie kołatać, jest mu potrzebny spokój. Niech oddech zwolnij, nie potrzebujesz go więcej. Niech oczy przestaną wypatrywać niewidzialności, nic nie wskórają. Niech zmysły zostaną na miejscu, są potrzebne. Niech twój duch będzie spokojny albo odleci. Tyle, tylko tyle. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przestań się bać. Jesteś bezpieczny, całkowicie. Nikt cię nie prześladuje. Nikt. </div>
<div style="text-align: justify;">
Obronisz się przed nim, jeszcze chwila. Bądź czujny i ostrożny, czekaj. Nic więcej nie możesz zrobić. Nie potrafisz. Nie chcesz. Przytłacza cię to światło, które ani trochę nie jest bezpieczne. Uratować może cię jedynie ciemność. Jej ciemne macki chwycą się w złym uścisku niepamięci. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale zaraz, słońce zasłoniły puchate obłoki. On wciąż się ciebie trzyma. To nie jest zwykły cień, to brzemię twojej tragicznej przeszłości. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wciąż ci nie przeszkadza? Nie ciąży przy każdej niewygodnej myśli? </div>
<div style="text-align: justify;">
Świetnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<a name='more'></a><i>Dwa miesiące wcześniej.</i><br />
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i>
<i>Usłyszał krzyk swojego przyjaciela. Wrzask jakieś dziewczyny. Coś błysnęło mu przed oczami. Strach? Huk. Strzał? Kolejny krzyk. Metal, poczuł zimny metal przy swojej głowie. Boli, pulsuje. Co się dzieje? Kolejny krzyk, inny. Mężczyzny. Nie może się ruszyć. Ani o krok. Powieki były jak zaklejone. Znowu ktoś głośno błagał o pomoc. Poczuł coś lepkiego przy dłoni, jeszcze ciepłego. </i><br />
<i>Zaraz. </i><br />
<i>Co się dzieje? </i><br />
<i>Dlaczego leże na ziemi? Halo? Jest ktoś tutaj? Ciemnobardzociemno. Pomocy. Pomoc... Pom.. Pooo...</i><br />
<i>Co co to jest? Czy... Czy to ona? Chodź do mnie, błagam. </i><br />
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<i>Dwanaście lat wcześniej. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-
Ludmiła do cholery, mam dosyć udawania, że nic nie widzę! - wykrzyknął
jej w twarz. - Myślisz, że trudno nie zauważyć tych maślanych oczek,
które robisz za każdym razem, kiedy ta przybłęda przechodzi obok ciebie
?!- blondynka nadal stała niewzruszona. Zupełnie jakby Leon nie mówił po
hiszpańsku. - Jesteś taka inteligentna przez tą farbę, która wyżarła ci
mózg czy tylko udajesz? - Nie miał w zanadrzu nic lepszego. Na policzki
wstąpiły czerwone wykwity złości i mimo tego, że wybuch, krew buzowała
mu w żyłach, a oddech niebezpiecznie przyspieszył, sprawił wrażenie
bardziej szczęśliwego</i><br />
<i>Prawie szczerzył się podczas kłótni.
Jednak ona wciąż miała go gdzieś. Nieobecny wyraz jej twarzy, tylko
dolewał oliwy do ognia. - To koniec, Lu. - Oświadczył beznamiętnie.
Nawet nie zamrugał. Jasnym było, że stać go na kogoś lepszego,
ładniejszego i zdecydowanie sprytniejszego. Odwrócił się do niej plecami
(pierwszy raz w życiu) i odszedł. Definitywnie. </i><br />
<i>- Halo,
Leon! - Ferro obudziła się z pięknego snu. - Nie odprowadzisz mnie do
domu?! - Skrzywiła się i poprawiła swoje idealnie ułożone włosy. -
Verdas, zawracaj! </i><br />
<i>Nie odwrócił się, ani na sekundę. Nie
zawrócił nigdy więcej. Nie myślał o niej nigdy później. Nie zasługiwała
nawet na ostatnie słowo skierowane w jej stronę - idiotka. </i><br />
<i><br /></i>
<i>Do
domu wszedł w szampańskim nastroju. Trzasnął drzwiami i wrzasnął na
cały głos, że nareszcie jest wolny. Sam ze swoją przystojną buźką,
głosem. Sam ze swoją wspaniałością. Ludmiła, jego ozdoba, nie była mu
już do niczego potrzebna. Zabawka się zużyła, trzeba znaleźć nowego
pupila, czystego i bez skazy. Omotać w okół małego paluszka, okłamywać,
wzbudzać nadzieje, niszczyć. Po raz kolejny złamać serce, mocno i
trwale. Cicho, żeby nikt nie słyszał jej krzyku. Na tyle głośno, żeby
wszyscy zauważyli. I przede wszystkim się nie zakochiwać. </i><br />
<i>Gdzie jesteś moja ofiaro? </i><br />
<i>- Jest ktoś w domu? </i><br />
<i>Odpowiedziała mu cisza. Nic nowego. </i><br />
<i>Głodny
(w końcu takie spektakularne zerwanie wykańcza człowieka), poszedł do
kuchni, gdzie miał nadzieje zobaczyć (wyniuchać) obiad albo coś
przypominającego jedzenie. Na wierzchu nic nie stało. Lodówka była pełna
światła. Naprawdę przerażało go ile jasnych promieni może zmieścić się w
tak małej, białej przestrzeni. Piekarnik nie był ani trochę gorący,
mikrofalówki nawet nie brał pod uwagę. Obejrzał się dookoła z poczuciem,
że rodzice znowu zapomnieli o wszystkim oprócz pracy. Zrezygnowany i z
wciąż burczącym brzuchem, wrócił do salonu, pewny samotnego wieczoru.
Kanapa, miękka i przytulna, kusiła go swoim idealnym stanem, dał się
przyciągnąć. Rzucił się na nią, może trochę zbyt gwałtownie i zamknął
oczy. Był spokojny, opanowany i trochę zbyt nieobecny. Myślał... W
zasadzie nie myślał, miał coraz bardziej odległy wyraz twarzy, po
prostu siedział. I starał się zapomnieć, a jednocześnie zapamiętać każdy
szczegół jej twarzy.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jakby
na to nie patrzeć, była jego najdoskonalszą zdobyczą. Jej przebiegłość,
czasem pozostawiała po sobie tyle podziw. Złote włosy omamiały go z
pokaźnym skutkiem, ale nigdy do końca nie stracił rozumu. Głos, był jak
ostry odgłos motorów. Lubił go, ale to nie było to. Słowa, które
wypowiadała nie były wyjątkowe. Nawet pocałunki, słodkimi ustami, nie
odbierały mu oddechu. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>To wciąż nie było to. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Otworzył
oczy. Na czarnym ekranie telewizora dostrzegł przylepioną kartkę. Nic
specjalnego. Porządnym charakterem była napisana notka od rodziców
"Jesteśmy u nowych sąsiadów. Zamów sobie pizze, Mama i Tata." Nic
więcej. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Czego mógł się spodziewać? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ale
zaraz. U kogo? Przeczytał kartkę jeszcze kilka razy, zatrzymując się na
pierwszym zdaniu. Nowi sąsiedzi. Jakim cudem? Gdzie? I co
najważniejsze, kiedy?</i></div>
<i>Złapał
swój telefon i nie wiele myśląc, wybrał numer ulubionej pizzerii.
Spokojnie czekał aż ktoś odezwie się po drugiej stronie, przechadzał się
po domu. Zamyślony, nie zauważył, że ktoś mówi do niego. </i><br />
<i>- Leon, odezwiesz się w końcu? - To był Enzo, jeden z jego ulubionych pracowników. </i><br />
<i>- Mój numer się wam wyświetla? Przecież się nie odezwałem. - Zatrzymał się na balkonie. </i><br />
<i>-
Oczywiście, że tak. Jesteś w końcu ulubieńcem szefowej. - Powiedział z
pełną swobodą. Pomimo tego, że Verdas często był dupkiem, lubił go.
Wzajemnością. Oboje mieli ciężkie stosunki z rodzicami i problem (o ile
można go tak nazwać) z dziewczynami. </i><br />
<i>Zaśmiał się. </i><br />
<i>- Co mi dzisiaj polecisz, kolego? </i><br />
<i>-
Postawiłbym na tradycyjną serową. Twój ukochany kucharz ma dzisiaj zły
dzień. - Ostanie słowa nie mal wyszeptał, podpadnięcie Carlo nie było
dobrym pomysłem. </i><br />
<i>- W takim razie zgoda. Dorzuć do tego jeszcze butelkę Coli, w tym domu nawet nie ma czego pić. </i><br />
<i>- Jasne. Na razie. </i><br />
<i>Nie
odpowiedział, rozłączył się, schował urządzenie do kieszeni i oparł się
o barierki. Patrzył przed siebie i nie potrafił zebrać myśli. Coś
grzechotało mu w środku, dziwne uczucie, którego nie potrafił określić.
Ściskało mu żołądek i przyspieszyło oddech. Ścisnął mocniej drewnianą
balustradę, aż zbielały mu kłykcie. Poczuł dziwny rodzaj złości i
bezradności. Przez chwile nie mógł się ruszyć i powoli zaczął się
uspokajać.</i><br />
<i>Sumienie, odezwało się sumienie. Podpowiadał ten najrozsądniejszy głosik w jego głowie. </i><br />
<i>Co? </i><br />
<i>Co to jest? </i><br />
<i><br /></i>
<i>Przetarł
dłońmi zmęczone oczy. Jeszcze raz rozejrzał się po okolicy. Identyczne
domy, a w nich identyczni ludzi, którzy w niczym mu nie dorównują.
Absolutnie w niczym. </i><br />
<i>Są lepsi niż ty, Leon. </i><br />
<i>Znowu? </i><br />
<i>Sfrustrowany,
wymamrotał kilka przekleństw pod nosem. I patrząc na ulice, wyobrażając
sobie tych nic nie wartych ludzi, dostrzegł dziwny samochód
naprzeciwko. Wóz przeprowadzkowy! </i><br />
<i>Gdzieniegdzie stało kilka, kilkanaście
kartonów. Dwóch mężczyzn co chwile znikało z nimi za drzwiami, żeby za
chwile powrócić i zacząć całą zabawę od początku. I tak w kółko. Nie
zainteresowało go to specjalnie, dopóki nie domyślił się, że to właśnie
tam muszą być jego rodzice. Dom, który stał pusto, odkąd tutaj zamieszkał, wreszcie odetchnienie nowymi ludźmi. Chciał
tam iść, przywitać się i udawać idealnego synusia. Ta rola, świetnie mu
wychodziła. Ale dostrzegł jakąś drobną postać, która właśnie podnosiła
jedno z pudeł. Dziewczyna, na pewno. Z tej odległości potrafił dostrzec
tylko, że miała brązowe włosy i była ubrana dosyć luźno, zarys jej
twarzy tylko mu mignął. To wystarczyło. </i><br />
<i>Speszył się i wrócił do środka. Znowu bezwiednie opadł na kanapę. </i><br />
<i>Nic się przecież nie dzieje. </i><br />
<i>Nie
próbował zgadywać co z nim jest albo nie jest, czy i co się stało (a
jeżeli tak, to jak), nie odtważał tego momentu w myślach, w ogóle nie
wracał. Dziwne, to było dziwne. Nic więcej. </i><br />
<i>Musiał
odetchnąć, więc nie zastanawiając się długo, ruszył w kierunku
fortepianu. Usiadł i uderzając (mocno, palce długo nie wytrzymają) w
klawisze, przypadkowe melodie, oddychał coraz głębiej. Muzyka stawała
się coraz wolniejsza i czystsza. Aż w końcu zagrał ostatnią piosenkę i
opuścił dłonie na kolana. </i><br />
<i>Było mu zdecydowanie lepiej. </i><br />
<i>- Pięknie grasz.- Głos wyrósł znikąd. Był jednak na tyle słodki, że zdążył się opanować, żeby z wrażenia nie spaść z ławeczki. <strike>Zdziwił się.</strike>
Był zszkowany obecnością obcej dziewczyny, która wtargnęła do jego
domu ot tak, bez niczego. Nawet nie zapukała - Jeju, przepraszam Leon.
Nawet się nie przestawiłam. Jestem Violetta, twoja nowa sąsiadka. -
Absolutnie, kompletnie, bezapelacyjnie zbiła go z tropu. </i><br />
<i>-
Cześć, Violetta. Miło mi i w ogóle. - Rzeczywiście było, ale tylko dla
tego, że miała ładną buźkę. I... ogólnie prezentowała się całkiem,
całkiem. Nie miała wprawdzie stylu podobnego do Ludmiły, ale sukienka w
kwiaty, trochę dłuższa z tyłu, różowa kurtka i beżowa torebka, idealnie
do niej pasowały.- Ale co ty tutaj robisz? </i><br />
<i>- No tak,
przepraszam. Twoja mama była u nas. Swoją drogą jest bardzo miła. I
zaproponowała, żebym przyszła. Powiedziała, że siedzisz sam, bardzo się
nudzisz i może pokażesz mi miasto. </i><br />
<i>Zatkało go, dzięki jej uśmiechowi. Był taki promienny, wesoły i uroczy. Cholernie uroczy. </i><br />
<i>-
A ty pomyślałaś, że to dobry pomysł, ponieważ? - Odwzajemnił jej gest,
szczerze. Choć była w tym nutka "nie uważasz, że jestem przystojny"?
Zdawała się z nim nie zgadzać. </i><br />
<i>- Dlatego, że nikogo tutaj
nie znam, a twoja mama zdawała wywyższać cię ponad wszelkie bóstwa. Z
doświadczenia wiem, że pewnie grubo przesadzała, ale dlaczego miałabym
nie spróbować? </i><br />
<i>- To nie było miłe, wiesz? - Wstał (jakim
cudem do tej pory przy niej siedział?!). Może i poczuł się odrobinę
urażony, ale w jego głosie nawet jedna nutka na to nie
wskazywała. </i><br />
<i>Znalazł sobie kolejną ofiarę. </i><br />
<i>Wskazał ręką na kanapę, w głębi pomieszczenia. Skinęła lekko głową i poszła przodem. </i><br />
<i>-
A czy podczas naszej krótkiej rozmowy, nie uprzedzałam, że nie zawsze
należę do miłych osób? - Usiadła, z gracją jaką jeszcze nie widział u
nikogo. </i><br />
<i>- Masz jeszcze jakieś ostrzeżenia? - Dzwonek do
drzwi. - Zamówiłem pizze, masz ochotę? - Nie zdążyła odpowiedzieć. Leon,
szykując kolejny niezawodny plan, wyrwania z piersi delikatnego serca,
nie miał pojęcia, że miał już je całe. </i><br />
<i>W życiu nie spodziewał się, że wpadł w najgroźniejszą pułapkę świata.</i><br />
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dwa miesiące wcześniej. </i><br />
<i>Nie pamiętał, kiedy obudził się w szpitalu. </i><br />
<i>Jakaś dłoń, delikatna, mocno go trzymała. Łzy, czuł łzy, które spływały na jego rękę. Słowa, niewyraźne słowa. Rozmowa? Ktoś tutaj był, przy nim. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Vio... Violetta?- zdołał wyszeptać. </i><br />
<i>-O, Boże. Leon. W końcu. - Bała się go dotknąć. Wydawał się taki bezbronny. Blady, niewyraźny. </i><br />
<i>Dlaczego? Załkała. - Ale skąd na myśl przyszła ci Violetta, oj kochanie. Nie widziałeś jej ponad dziesięć lat. Braciszku, jak się cieszę, że się obudziłeś. Naprawdę się ciesze wiesz? Lekarze wprawdzie byli dobrej myśli, ale ja zawsze się martwię. Na szczęście Alba była spokojna, wiesz. I Maxi i Naty też często się odwiedzali. A Adrian, był przerażony, wiesz? Tęsknił, bardzo tęsknił. Wszyscy byliśmy przerażeni, wiesz? Ale to były tylko dwa dni. Jak dobrze, kochany. Chcesz coś do jedzenia? - Kiedy się uspokoiła i wydusiła z siebie wszystkie słowa, usiadła na rogu łóżka. Dobrze było go widzieć. </i><br />
<i>- Carmen, poczekaj! Co się stało? </i><br />
<i>Nic nie pamiętał, kompletnie. </i><br />
<i>- Mówili, że możesz nie wiedzieć. Dobrze. - Usiadła wygodniej. - Byłeś z Rico, na w zasadzie nie wiem gdzie. Nie chcieli powiedzieć. Pewnie robiłeś coś z tych tajnych policyjnych rzeczy. I po prostu to się stało. Ty miałeś szczęście, kula praktycznie drasnęła twoje ramię i dostałeś czymś ciężkim w głowie. </i><br />
<i>- A Rico? </i><br />
<i>Zmieszała się. </i><br />
<i>- Rico nie przeżył. Postrzelili go, zginął na miejscu. </i><br />
<i>Zatkało go. </i><br />
<i>To dlatego o niej myślał, zawsze wracał do niej we wspomnieniach, kiedy działo się coś niedobrego. </i><br />
<i>Zrozumiał. </i><br />
<i>- Przykro mi. </i><br />
<i>Uśmiechnął się blado. To nic nie zmieniało.</i><br />
<i>- Kiedy mogę stąd wyjść? </i><br />
<i>Żadnych uczuć, nie teraz. </i><br />
<i>- Pewnie za jakieś trzy dni, ale lekarze mówili, że spędzisz co najmniej dwa miesiące w domu, po przebudzeniu. Czy tego chcesz czy nie.- Zaszczebiotała radośnie. - A jeżeli cię to pocieszy za cztery tygodnie wyjeżdżamy na calutki miesiąc. Będziesz miał Adriana tylko dla siebie. </i><br />
<i>- Umiesz znaleźć światełko w tunelu. </i><br />
<i>Tylko dlaczego ciągle o niej myślał? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br /><div style="text-align: justify;">
<i><br /></i>
</div>
<div style="text-align: justify;">
- Leon, wrócisz z planety zwanej Violetta?-Maxi miał dość zamyślenia przyjaciela.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba z asteroidy o nazwie Idiota-Leon i galaktyki wypadek-w-pracy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zgrozo. Tylko nie mów, że wrócił Pan chodząca gwiazda, bo wyjdę trzaskając drzwiami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Proszę cię, to było tylko nędzne wspomnienie przeszłości. Nic nie warte wspomnienia. - Powiedział to absolutnie beznamiętnym tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Są warte tyle co ty, Leoś. - Odezwał się z miną myśliciela. - Gdybyś nie traktował tego jak cień, pewnie byłby dla ciebie przeszłością. Najprawdopodobniej czystą. A wtedy pewnie zamiast siedzieć ze mną, zabawiałbyś się z kolejną koleżaneczką. Byłbyś jak posąg, bez uczuć. Jak kiedyś.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie. - Powiedział szorstko. - Kiedyś. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedyś nie było przy nim Violetty. A wszyscy w Studio, wszyscy, wiedzieli, że ona była huraganem, który zmienił wszystko. Każdy, kto wpadł w szalejący wiatr, zmarł i odrodził się na nowo. Nie było mowy o zmianach, było tylko nowe życie. Wyścig przerwano w połowie i kazano wrócić na start. Zawsze, kiedy Violetta wleciała w czyjeś życie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Cień przeszłość. Też mi coś. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
Przeszłość, choćby najgorsza, nie da się jej zmienić. Już zawsze pozostanie. I będzie dręczyła się do końca. Twojego, mojego, jej, jego, ich. Nadejdzie w nieznanych nikomu okolicznościach, po prostu przyjdzie i... I nic.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tym właśnie jest koniec, nicością. </div>
<br />
______________<br />
Chce tylko przypomnieć Wam o <a href="http://leonandfederico.blogspot.com/p/konkurs.html" target="_blank">Konkursie</a>. Ponadto zostaje przedłużony do 27 sierpnia. <br />
Mam nadzieje, że ktoś jeszcze się skusi. ;)<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-13262611171969129322014-08-07T22:21:00.000+02:002014-08-07T23:32:29.981+02:00One Part-"Pierwsze spojrzenie" | Naxi<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-IIrvW1S7qSA/U43MOG4c41I/AAAAAAAABNs/xgw6wOMtau4/s1600/tumblr_mme9plZOji1spkkvpo1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-IIrvW1S7qSA/U43MOG4c41I/AAAAAAAABNs/xgw6wOMtau4/s1600/tumblr_mme9plZOji1spkkvpo1_500.gif" height="160" width="400" /></a></div>
</div>
<i> Dla Lissy Bells, cieszę się, że wracasz. Miła niespodzianka, zwłaszcza, że przed pielgrzymką zaczęłam nadrabiać Twoje rozdziały. Czekam z niecierpliwością na coś nowego. ♥ </i><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br />
Krople deszczu odbijały się od muru zamków. Jedna wyprzedała drugą, drugą trzecią, trzecia czwartą, a czwarta piątą... </div>
<div style="text-align: justify;">
Ścigały się, która pierwsza dotknie surowych ścian pałacu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyścig
trwał w nieskończoność, nie pozwalając promieniom słońca zwiedzić
zakamarków fortecy. Świetnie się bawiły, zastępując drogę wesołemu
słońcu. A tej zabawie nikt nie potrafił się sprzeciwić. Wszystkim
brakowało sił, kiedy małe krople dotykały ich nagiej skóry. Jakby te
przezroczyste łzy nieba żywiły się ich duszą, zabierały ją ze sobą na
dalszą wędrówkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Życie
ulatywało z przyszłej władczyni krainy. Nie miała dość siły, aby trwać
przy swoich podanych, rodzicach, służbie oraz tym, który został jej
przeznaczony. Tym, którego nie chciała poślubić. Tym...</div>
<div style="text-align: justify;">
Przy
swoim narzeczonym, który był jak gwiazdy. Piękny, lecz odległy. Choćby
chciała, nie mogła go dotknąć, posmakować, zbadać. Między nimi tworzyła
się noc, pusta i ciemna. Bez rozświetlających punkcików-tego
najpiękniejszego oblicza mroku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Schowali go w szklanej skrzyni chyba, bojąc się, zbliżyć do siebie osoby, które miały spędzić ze sobą resztę życia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Śmieszne. Niewiarygodne. Oburzające. Niedopuszczalne. Bezsensowne.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak lody czekoladowe na Antarktydzie. Absurd. </div>
<div style="text-align: justify;">
Od
czasu do czasu, wpatrywała się na niego z podziwem, zastanawiając się,
jakim cudem, ktoś taki jak on-wysoki, przystojny i uprzejmy-królewicz
zgodził się poślubić ją, zwykłą księżniczkę o włosach czarnych jak noc i
spojrzeniu rozrywającym duszę, o przeciętnej figurze i niebagatelnym
uśmiechu, o czerwonych, szatańskich ustach i głosie jak u słowika.</div>
<div style="text-align: justify;">
On nie mógł się zgodzić, a rodzice tego proponować. To było nierealne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Małżeństwo?</div>
<div style="text-align: justify;">
Ślub biorą osoby, które skradły swoje serce nawzajem, które nie widzą świata poza tą drugą osobą, które wiedzą co, to miłość.</div>
<div style="text-align: justify;">
A to? Tylko błazenada, sprawy polityczne, cyrk, kolejna bzdura, która byłą najnormalniejsza na świecie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko dla dobra królestwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dla dobra królestwa, dla pokoju, dla satysfakcji rodziców, dla niego. Dla wszystkich. </div>
<div style="text-align: justify;">
Miała go poślubić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Diego
miał zostać jej mężem. Przyobiecanym, skazanym na nią do końca świata. A
ona nie mogła zabrać głosu, nie w sprawię dotyczącej jej szczęścia. Nie
miała prawa. To nie Natalia decydowała o swojej przyszłości. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A krople deszczu wciąż uderzały o mury zamku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Grały
dobrze jej znaną melodię, jej piosenkę. Od tygodni na dworze dźwięczał
ten sam smutny koncert, który za każdym razem doprowadzał ją do łez. Te
same słone łzy, spływały po jej zaróżowionych policzkach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Usiadła
na swoim czerwonym łóżku z krwistym baldachimem, poduszki bez większego
ładu odpoczywały na podłodze. Znowu oplotła nogi i przycisnęła głowę
do kolan. Nie miała siły, patrzeć na to, co wyrabiało się za oknem albo
gorzej-w głównej sali pałacu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przygotowania ruszyły pełną parą. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedziała dlaczego. Każdy wiedział.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatni dzień wolności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podniosła
wzrok. Tuż na przeciwko jej skulonego ciała, wisiał obraz. Najprostszy w
całym zamku, jej portret. Rysy twarzy na dziele, były ostrzejsze niż
zwykle, jednak wyglądała o wiele łagodniej. Jak anioł. Brakowało jej
tylko skrzydeł, bo biała suknia, w którą była ubrana dawała już bardzo
złudne wrażenie o jej boskim pochodzeniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podeszła bliżej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przejechała
lewą ręką po pozłacanej ramię. Lubiła patrzeć na swoje płócienne
odbicie. Było jak lustro, tylko doskonalsze. O wiele bardziej przyjemne
dla oka. Dzięki niemu, jakieś resztki pewności siebie trzymały się
Natalii, najmocniej jak mogły. </div>
<div style="text-align: justify;">
Chwyciła
w obie dłonie błękitną suknie (nienawidziła chodzić w kolorze morza,
jako zagorzała przeciwniczka morskich wypraw, przyprawiało ją to tylko o
delikatne mdłości). Podeszła pewnym siebie krokiem do brązowej skrzyni,
która stała w rogu komnaty, obok małej półki z książkami, które tak
kochała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uklękła, przygniatając kilka warstw pofalowanego jedwabiu, spływającego jak woda, po jej tali. </div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzyła
ciężkie, drewniane wieko, skrzywiła się, widząc rażącą biel.
Pogładziła, wystającą na wierzchu koronkę. Chciała wyciągnąć ślubną
suknie, żeby zobaczyć ją po raz ostatni, jako pełnoprawna panna, ale do
głowy wpadł jej dużo lepszy pomysł. </div>
<div style="text-align: justify;">
Chwyciła
czarną pelerynę z kapturem, stanęła przed lustrem i zarzuciła ją na
siebie. Przykryła swoje czarne loki i po chwili zniknęła za drzwiami.
Przytrzymywała niebieski dół sukni, zbiegając ze schodów. Kamienna
posadzka idealnie odbijała echo jej kroków. Przez małe okienka mogła
dostrzec wciąż szalejącą burze, ale było w niej coś innego. Wichura się
uspokajała. Powoli, słońce zyskiwało przewagę. Aż w końcu kiedy pokonała
ostatni stopnień, stanęła na przeciwko wejścia do sali balowej, na
dworze nie było śladu chmur.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zawahała
się, nie miała najmniejszej ochoty, sprawdzić jak idą przygotowania. To
nie był jej problem. Natalia miała się tylko pojawić w idealnej sukni,
perfekcyjnej fryzurze i fałszywym uśmiechu, powiedzieć 'tak' i udawać
szczęśliwą żonę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Prosta do odegrania rola.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odważyła się, przekroczyła próg i stanęła na jasnych płytkach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Żyrandol
jak zwykłe opadał kryształową kaskadą i oświetlał całe pomieszczenie.
Ogromne okna, wciąż zasłaniały purpurowe zasłony. W sali było prawie
pusto. Jedyną ciekawą rzeczą, były kwiaty. Wszędzie porozstawiane róże, w
różnych kombinacjach i kolorów, ale wszystko, każdy szczegół pasował do
siebie idealnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak kawałki kolorowych puzzli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czego
mogła się spodziewać? To jej wielki dzień, najdrobniejsze szczegóły,
błahostki, wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, oczywiście.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pochwyciła spojrzenie tych kilku osób, będących kilka metrów przed nią.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mama, tata, rodzice jej narzeczonego i sam zainteresowany. Nie mogła się tego spodziewać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyprostowała
plecy, czym prędzej strzepała kaptur z twarzy i ruszyła w ich kierunku,
z gracją, jak przystało na następczynie tronu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Byli
szeroko uśmiechnięci, jak zwykle. Ukłoniła się, zgodnie z obyczajem, a
kąciki ust wystrzeliła w górę. Z pokazanymi zębami, było jej bardziej do
twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Jak
samopoczucie, Wasza Wysokość?-Jutro mieli przysięgać sobie miłość aż po
grób, tymczasem wciąż zwracali się do siebie tym oficjalnym, zupełnie
niemałżeńskim tonem. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Czuje
się doskonale, książę, dziękuję. Aczkolwiek nie mogę doczekać się
jutrzejszej uroczystości, wydaje się to to tylko nierealnym snem.
Prawda, Wasza Królewska Mość?-Nawet do rodziców, nie mogła odzywać się
normalnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
-A gdzie się
wybierasz, księżniczko?-Ojciec jej przyszłego męża, był wyjątkowo
sympatycznym człowiekiem. Diego był jego wierną kopią, oszałamiający
uśmiech, postawa, sposób bycia, czy mówienia, utwierdzał ją w
przekonaniu o nim jako kimś dobrym, kimś z kim mogłaby się zestarzeć.
Rodzice nie mogli wybrać lepiej, nikt nie mógł.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale pomimo całego bałaganu, wiedziała co czuje. Nie kochała go i chyba nigdy nie zamierzała pokochać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brunet nie był jej przeznaczony, jednak już słyszała dźwięk weselnych dzwonów. Nie było odwrotu.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Do lasu, na spacer, słońce w końcu wyszło, chciałabym się nim nacieszyć. Nie macie nic przeciwko, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
-Ależ oczywiście, że nie, przyszła żono.-Ujął jej dłoń i złożył na nich słodki pocałunek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Był taki uroczy. Po prostu, nie mogła oddać mu swojego serca? Czy życie nie byłoby wtedy prostsze? </div>
<div style="text-align: justify;">
Los, jak zwykle miał inne plany. Lepsze?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Skłoniła się po raz kolejny i z wdziękiem, wyuczonym od maleńkości, odwróciła się w kierunku następnych drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wciąż
z pogodnym wyrazem twarzy, szła przez długie kamienne korytarze i
świetnie odgrywała swoją rolę szczęśliwej narzeczonej. Wszystkich,
których spotkała nabierała na tą wyszukaną grę aktorską. Albo po prostu
byli naiwni.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nikt nie wie, co może dziać się w głowach królewskiej służby.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dotarła
w końcu na dziedziniec, na którego środku stała fontanna, utopiona w
zieleni jakiś krzaków, kwiatów i innych roślinopodobnych rzeczy. Nie
lubiła oglądać tego czegoś, szpecącego przód jej zamku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dużo
bardziej wolała tą figurę anioła przy wejściu do labiryntu. Miał
naprawdę duże i pokaźne skrzydła. Oczywiście, rozłożone. Rękami
wystawionymi w górę przytulał wszystkie duszę, błądzące po ścieżce. </div>
<div style="text-align: justify;">
To był Anioł Stróż Natalii, najważniejszy promień nadziei w królestwie. Jej małe słońce.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnęła się w jego kierunku, przecież on... rozumiał, prawda? Musiał rozumieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zawróciła,
w kierunku lasu, znajdującego się kilkadziesiąt kroków dalej. Dzisiaj, w
ten dzień, w tej chwili, potrzebowała tylko jednego. Towarzystwa
jedynej osoby we Wszechświecie, z którą mogła milczeć, a ta cisza wcale
nie byłaby krępująca.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potrzebowała samotności. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Latała
nad trawą z uporem, starając się żeby sukienka pozostała w tym samym-
albo choć zbliżonym- stanie, kiedy wychodziła ze swojej komnaty.
Księżniczki się nie brudzą i nie drą ubrań, to nie wypada.</div>
<div style="text-align: justify;">
Drzewa chroniły ją od innych, a dzięki ptakom i ich anielskiemu śpiewowi, zapomniała o wszystkich i wszystkim.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ślub przez chwile nie wydawał się ani trochę straszny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potem
dotarła do małej polanki i znowu obleciał ją strach i wstręt. Nie była
gotowa na to, co się działo w okół jej. Nie pasowała do tej historii,
chciała być jednym z maluczkim, który ma wpływ jedynie na swoje
sumienie.</div>
<div style="text-align: justify;">
A ona?</div>
<div style="text-align: justify;">
Nawet tego nie mogła posiadać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie ma takiego czegoś jak sprawiedliwość, kolejna historia wymyślona na poczekaniu, żeby uspokoić miliony. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Położyła
się na miękkiej trawie. I w końcu była całkiem sama, tak jak powinno
być zawsze. Pałacowy tłok, nie był dla Natalii, jednak w takiej roli ją
obsadzono i w takiej roli pozostanie do końca, nie ważne co miałby się
stać. Główna rola w przedstawieniu zwanym życie została przytwierdzona
do tabliczki z napisem 'odpowiedzialność'. Nie mogła zostać zdjęta i
ciśnięta w ogień. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czas wejść na scenę i zacząć show...</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale najpierw ostatnia przerwa przed spektaklem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Wasza
Wysokość?-Czyli jednak odpoczynek nie był jej dany. Podniosła się,
najpierw na łokcie, ale uświadamiając sobie, że ktoś może zobaczyć ją
tak frywolną, natychmiast przybrała godną niej postawę.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Twoja godność, panie?-Oficjalny ton parzył ją w usta.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Maximiliano,
Wasza Królewska Mość, jestem zaufanym przyjacielem pańskiego
narzeczonego.-Ukłonił się, jak wszyscy, ale jednak... nie tak jak inni
ludzie. Wydał się jej o wiele sympatyczniejszy, milszy i... o zgrozo,
przystojniejszy. Był słodki jak poranek wiosną.-W pałacu martwią się o
panienką, z uwagi na jej długi stan przebywania na świeżym powietrzu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ile to długo mogło trwać? Godzinę? Pół?</div>
<div style="text-align: justify;">
-Ile czasu zostało do zachodu słońca?</div>
<div style="text-align: justify;">
-Za
godzinę nastanie zupełna ciemność, królowo.-Odparł nonszalancką. Czyli
była tutaj jakieś pięć godzin, nic dziwnego, że posłali kogoś na zwiady.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Natalia.-Ostatnia noc wolności, wymaga odrobiny szaleństwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Słucham?-Miał minę, jakby niebo, nagle przybrało kolor słoneczników.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Mów
do mnie Natalia, Maximiliano. Jutro moje życie się kończy, przed
śmiercią chce, usłyszeć jak naprawdę powinni wszyscy się do mnie
zwracać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Mogłaby mnie onieśmielić samym pstryknięciem palców, ale musiała użyć słów, żeby pogrążyć mnie jeszcze bardziej! </i></div>
<div style="text-align: justify;">
-Oczywiście, Wasz... Natalio. A czy teraz możemy wracać? </div>
<div style="text-align: justify;">
I z powrotem opadła na zielony, puszysty dywan. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Nie,
chce tutaj zostać ostatni raz, jako prawdziwa ja. Usiądź obok i
rozkoszuj się rześkim powietrzem. Pomyśl, że to może być twój ostatni
oddech. Wtedy wszystko jest piękniejsze, bo może już nie wrócić.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Dziękuję,
ja może wrócę do pałacu.-Nie mógł zostać z nią sekundy dłużej, wtedy
nie ręczył za siebie. Ona nie była jemu przeznaczona i nie chciał zrobić
czegoś, czego będzie żałować do końca. Przybrał, więc taktykę obroną,
tak było lepiej. </div>
<div style="text-align: justify;">
-To był rozkaz, kolego.-Umiała wykorzystać swoją władczość i status. Naprawdę potrafiła dobrze to zrobić. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Tak
jest.-Szansa została stracona. Musiał zachowywać się normalnie w jej
towarzystwie. Nie ważne jak bardzo był ją zauroczony, starał się
zapanować nad myślami. Na próżno. </div>
<div style="text-align: justify;">
Księżniczka,
na złość całemu światu postanowiła, rozpocząć jakże długą, trudną i
ciekawą konwersacje z przyjacielem jej przyobiecanego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mówili. Milczeli. Myśleli. Zastanawiali się. Oddychali. Czuli. Razem. </div>
<div style="text-align: justify;">
To był koniec. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A potem, spojrzała w jego oczy i poczuła, że mogłaby wpatrywać się w nie do końca świata i jeszcze dłużej.</div>
<div style="text-align: justify;">
I wtedy zrozumiała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zakochała się dzień przed jej ślubem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cholera, los naprawdę jej nie lubił, ale nie miała zamiaru o tym myśleć. </div>
<div style="text-align: justify;">
To było bez znaczenia. Nic nie mogli zmienić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy wysoko na niebie księżyc oświetlił ich rozgrzane od pocałunku ciała, wrócili do rzeczywistości. </div>
<div style="text-align: justify;">
On
pogładził po raz ostatni jej, najdelikatniejszy w królestwie policzek i
odszedł bez słowa, żeby nie cierpieć bardziej niż było to zapisane w
gwiazdach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Maxi... Zapamiętanie jego i imienia i uśmiechniętej twarzy sprawiło jej tylko przyjemność.</div>
<div style="text-align: justify;">
A może kiedyś...</div>
<div style="text-align: justify;">
Może kiedyś znów się spotkają.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie przyznałaby się nikomu, ale po co ukrywać coś przed samym sobą?</div>
<div style="text-align: justify;">
Naprawdę liczyła, że jeszcze kiedyś go zobaczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
I odeszła wolnym krokiem do swojej bajki, czekając na księcia, którego już spotkała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz
wystarczyło poczekać aż znów pochwyci jego spojrzenie. Nie mogła się
doczekać aż znów stanie na jej drodze. Miała nadzieje, że razem będą
kroczyć tą ścieżką do szczęścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale nie mogli. </div>
<div style="text-align: justify;">
I
znowu zaczęło padać. Słońce, w postacie jego uśmiechu, zaszło na
zawsze. A ona bezwiednie wpatrywała się przez siebie, czekając na coś,
co nigdy nie miało się wydarzyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale
los postanowił, nie dzielić się z nią tą jakże cenną informacją. Tak po
prostu zniszczył jej życie, bo tak mu się zwyczajnie podobało. Długa
lista zniszczonych marzeń, powiększyła się o jeszcze jedno imię.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jakby ktokolwiek przejmował się tymi po wypisanymi, martwymi sercami. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie ufajcie przeznaczeniu. To jedne, wielkie, zakłamane coś, które udaje, że mam wpływ na cokolwiek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>A może nie udaje?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Podniosła do góry zmęczone powieki. Melodia deszczu znów rozbrzmiała w jej królestwie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I to był koniec bajki, która wcale nie skończyła się dobrze.<br />
<br />
<br />
<i>Hej, cześć i czołem! :) Sophciak wita Was bardzo serdecznie. Powróciłam dzisiaj do mojego kochanego miasteczka, po sześciogodzinnej podróży autobusem i padam na twarz, ale co tam, kto jak nie ja się z Wami przywita? :3 W każdym bądź razie dziękuję Wam za te ciepłe słowa na Ziemi i nowym blogu na, który zapraszam <a href="http://jesli-potem-jest-zycie.blogspot.com/" target="_blank">LINK</a>. [<strike>Na komentarze odpowiem już teraz, zaraz.</strike> Jednak zrobię to jutro, bo już nawet siedzieć na krześle nie mogę. ;-;] Dzięki Wam serdecznie za nie. <3 Na waszych blogach będę nadrabiać w ciągu kilku najbliższych dni, kiedy z powrotem przyzwyczaję się do laptopa i łóżka. I do ciepłej wody. Aktualnie czuje się jak w raju. Nie przejmujcie się, odbija mi trochę. A nawet trochę bardzo, wszystko mnie boli, rozumiecie nie. xD Ale doszłam i jestem z siebie dumna. Naprawdę niesamowite wrażenie, kiedy w końcu się weszło na Jasną Górę. Jeżeli ktoś nie jest zdecydowany iść na pielgrzymkę, zachęcam Was serdecznie. Zwłaszcza, że niektóre grupy idą po 3-4 dni, nasza dochodziła 10 a przez pierwsze 3 mieliśmy już 1/3 drogi za sobą. Och, trochę dziennie szliśmy. ;) </i><br />
<i>Co do parcika, to najlepiej zamknijcie oczy, pisałam go chyba w maju? Nie, nie wiem. I tak jest straszny. Ale jako iż jestem w dziwnym stanie agresji i euforii nie będę wybrzydzać ani narzekać, tylko pomiziam mojego kota, za którym się stęskniłam. Coraz gorzej ze mną. ;-;</i><br />
<i>Nie zawracam więcej gitary, buziaki. ♥</i><br />
<i>No tak, zapomniałabym, Lissa weny. ;) </i><br />
<br />
<i>+ na Prawym Pasku bocznym macie link do Konkursu. ;)</i></div>
<!-- Blogger automated replacement: "https://images-blogger-opensocial.googleusercontent.com/gadgets/proxy?url=http%3A%2F%2F3.bp.blogspot.com%2F-IIrvW1S7qSA%2FU43MOG4c41I%2FAAAAAAAABNs%2Fxgw6wOMtau4%2Fs1600%2Ftumblr_mme9plZOji1spkkvpo1_500.gif&container=blogger&gadget=a&rewriteMime=image%2F*" with "https://3.bp.blogspot.com/-IIrvW1S7qSA/U43MOG4c41I/AAAAAAAABNs/xgw6wOMtau4/s1600/tumblr_mme9plZOji1spkkvpo1_500.gif" --><!-- Blogger automated replacement: "https://3.bp.blogspot.com/-IIrvW1S7qSA/U43MOG4c41I/AAAAAAAABNs/xgw6wOMtau4/s1600/tumblr_mme9plZOji1spkkvpo1_500.gif" with "https://3.bp.blogspot.com/-IIrvW1S7qSA/U43MOG4c41I/AAAAAAAABNs/xgw6wOMtau4/s1600/tumblr_mme9plZOji1spkkvpo1_500.gif" -->Unknownnoreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-22190119238256976882014-07-19T03:02:00.000+02:002014-07-19T03:03:01.116+02:00Rozdział piętnasty- "Zapach bajek"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><b>Dla Julii Zuzanny i Aussie.</b></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><b>Dziękuję za zawsze ciepłe słowa.</b></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><b>Dziękuję za uśmiech na mojej twarzy. </b></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><b>Dziękuję Wam, że jesteście. :) </b></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-Gwv2Mz8Lrww/U72bmWnVHvI/AAAAAAAABgU/TkSTuuxnJlc/s1600/tumblr_n7z9lztajw1tu1veao1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-Gwv2Mz8Lrww/U72bmWnVHvI/AAAAAAAABgU/TkSTuuxnJlc/s1600/tumblr_n7z9lztajw1tu1veao1_500.gif" height="230" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bajki chyba wszystkim przywołują na myśl jedno - dzieciństwo. Z pośród setek tysięcy kolorowych historii każdy z nas ma jedną, wyjątkową perełkę, która wywołuje najszerszy uśmiech; dzięki której serce bije czyściej. Te ułamki sekund, które tworzą obrazy w naszej głowie, sprawiają, że przez chwile znów zwierzęta potrafią mówić, wróżki istnieją a przed potworem z szafy chroni nas cieplutka kołdra; moment przez który jeszcze raz jesteśmy dziećmi. <br />
Bajki mają różne zapachy. <i>Jego</i> pachnie poranną, Nibylandzką rosą, kiedy Piotruś Pan wraz z kompanią smacznie śpią w wygodnych łóżkach i śnią, bajkowymi snami. Nie muszą przecież wychodzić z łóżka wraz z pierwszym śpiewem ptaków. Nie znają pędu miasta i pośpiechu dorosłych, otula ich błoga niewiadoma. Spokojna noc, poprzedzająca radosny dzień. Bez zmartwień, bez stresu, bez smutków. Tylko kapitan Hak, imitując biegnący czas, kończący beztroskę, był skazą na prawie idealnej wyspie. <br />
Za to<i> jej</i> bajka śmierdziała mokrym psem. Uwielbiała historię szczeniackiej miłości Trampa i Lady. Jego wierność odnośnie rozpieszczonej suczki, oddanie i przywiązanie. Rasa jako symbol różnych klas społecznych, pokazana w nieco innym wydaniu, tak pięknie komponowała się z całym geniuszem tego filmu.<br />
Dodatkowo rozczulał ją widok, siedzącej psiej rodziny na dywanie. Typowa psiara.<br />
Bajki uczą nas pięknych wartości życia. Bella udowodniła <i>jej</i>, że kochać można każdego, wygląd i sierść nie miała znaczenia, tylko charakter był wart uwagi. Ukochany Kopciuszka, udowodnił <i>mu</i> jak skończonym idiotą można być, skoro nie poznaje się ukochanej a jedyny trop do niej prowadzący to szklany pantofelek. Za to bardo lubił historię Kubusia Puchatka i jego wspaniałe przebłyski inteligencji, przedzierające się przez żółte futerko i wieczną chęć pożarcia miodu.<br />
Bajki, te opowiadane przez rodziców na dobranoc, żeby po raz kolejny wyobrażać sobie, że księżyc jest zrobiony z sera i te oglądane z zapałem w telewizji i książkach, wyróżniały coś, czego nie da się podrobić; coś co każdy definiuje na swój niezawodny sposób.<br />
<br />
<i>Czym pachnie Twoja bajka? </i><br />
<i></i><br />
<a name='more'></a>-Myślałaś już nad imieniem?<i><br /></i><br />
-Jesteś okropna!-Obruszyła się Natalia.-Mówisz mi, że ty i Leonowaty jesteście razem, a ty mi wyskakujesz z imieniem dla dziecka, które siedzi we mnie, może od dwóch tygodni.<br />
-Jesteśmy tak jakby razem, złotko.-Spojrzała wymownie na przyjaciółkę i chyba po raz pierwszy tego dnia, zwróciła uwagę na jej ubiór. Blanco miała na sobie czarną, tiulową spódniczkę przed kolano (zakładała je tylko, kiedy miała dobry humor) do tego jakaś turkusowa bluzka i jej ukochana czarna, skórzana kurtka, którą, przez upał, trzymała w lewej ręce. Naty nie była fanką szpilek, więc miała na nogach znoszone trampki. Niedługo obydwie skończą trzydziestkę, a styl z czasów Studio nie uległ większym zmianą. Może oprócz jednej malutkiej rewolucji, Violetta polubiła noszenie spodni. Dziś też je na sobie miała. <br />
-Jak do jasnej cholery jesteście "tak jakby" razem.- Wywindowała rękami cudzysłów w powietrzu i przybrała jeden z odcieni purpury.<br />
-Nie denerwuj się, dziecko pomyśli, że ciotka jest zbyt wkurzająca, żeby prowadzić zwykłą konwersacje.-Zaśmiała się widząc wyraz twarzy przyjaciółki. Kochała śmiać się w jej towarzystwie. Zawsze było to takie szczere poczucie szczęścia, które czuła tylko przy niej, ale ostatnio zauważyła, że to przyjemne ciepło odczuwała również przy Leonie.<br />
To musiał być dobry znak. Po prostu musiał. <br />
-Nie mów do mnie złotko, królewno.-Zganiła ją brunetka. Żeby dodać dramatyzmu sytuacji, odwróciła się szybko od Violetty i ruszyła do przodu, szybkim krokiem, przy okazji wprawiając w ruch swoją burzę włosów.<br />
-Nie martw się, to hormony!-Krzyknęła za nią rozbawiona. Podparła się rękami w biodrach i czekała aż Hiszpanka stanie w miejscu. Nie trwało to długo. Po przejściu jakiś trzydziestu metrów zatrzymała się nagle i odwróciła z kamienną twarzą.<br />
-Sama jesteś jednym wielkim hormonem!-Odkrzyknęła.-A teraz choć tu i dokończ opowieść o twoim seksie z Leonem!-Teraz to Vilu przybrała kolor pomidora. Park. Ludzie. Pełno ludzi. Ona. Krzyk. Boże, Natalia! Jeżeli to trafi do gazet, to... to... Właściwie co się stanie? Przeżyłaś tysiące durnych artykułów i plotek wyssanych z palca. Teraz jesteś po prostu szczęśliwa. Powinnaś żyć tym szczęściem, dzielić je i mnożyć.<br />
-Odbiło ci, wariatko?-Spytała, kiedy po wyczerpującym biegu na szpilkach, rzuciła się, żeby objąć przyjaciółkę. Ponownie zaniosły się śmiechem, a szatynka po raz kolejny poczuła, to przyjemne uczucie ciepła. <br />
Dawno nie czuła się tak dobrze, ale jednak było coś, co nie dawało jej spokoju. Wciąż wracała do oblanej księżycem nocy, a właściwie wieczoru; doskonale pamiętała łzy wzruszenia, kiedy wywołali jej imię. Nigdy nie zapomniała też o swoim rozczarowaniu i pękniętym sercu.<br />
Ale wciąż bała się zapytać, wydawało jej się, że to zburzy jej ciężko budowany zamek i zabije resztki uczucia. Nie miała podstawy go osądzać, przecież wtedy mogło się coś stać, wydarzyć. Mimo wszelkich prób zaprzeczania, bolało. Mniej niż, kiedy śpiewała <i>Podemos </i>przed tysiącami ludzi, przed sceną i w internecie, ale bolało. I nie miała pojęcia, co z tym zrobić. Jak zwykle, Violetto. Zawsze byłaś niezdecydowaną siksą, raniącą wszystkich dookoła. Cóż, Diego, sobie na to zasłużył, bez wahania. Ale Leon, Natalia, Maxi? Nie, oni nie zasługiwali nawet na szczypanie, towarzyszące pobieraniu krwi. Ta rozsądna część Violetty ufała Leonowi, ale tą, która często nie potrafi zdecydować się na smak płatków śniadaniowych, wciąż nachalnie krzyczała jednym pytaniem. <br />
<i>Dlaczego wtedy nie przyszedł? </i><br />
-To, co...-Szturchnęła ją Naty, kiedy opanowały śmiech, na tyle, żeby stać prosto.-Powiesz mi jaki jest w łóżku?<br />
Vilu, pokręciła tylko z niedowierzaniem głową. Zadziwiające, jak bardzo kochała jej zupełnie nieśmieszne poczucie humoru.<br />
Jej twarz po raz kolejny rozjaśniała. Kogo, oszukiwała? Przecież chciało jej się śmiać, dokładnie jak Natalii. I bez zastanowienia zawtórowała najlepszej przyjaciółce na świecie.<br />
<br />
<br />
<i>Liczył kroki. Każdy dodawał mu coraz więcej obaw, budował niepewność. Oddychał niespokojnie. Każdy wdech w roztrzęsione ciało, był coraz gorszy. W końcu usiadł zrezygnowany na kanapie obok, oglądającego telewizje Adriana. Pięciolatek zdawał się w ogóle nie przejmować zestresowanym wujkiem. I dobrze. Dzieci powinny mieć gdzieś dziwne zachowania dorosłych.</i><br />
<i>Leon się wkurzał, bo tak naprawdę, nie miał czym się denerwować. Poszła tam, jest w dobrych rękach, odpowie na kilka pytań i wróci. Wróci w jego ciepłe objęcia, będzie mógł bezkarnie skraść jej pocałunek, przytulić ciepły policzek do jej rozgrzanego policzka. Będzie mógł być przy niej. Nareszcie. Tyle lat żył w przekonaniu, że więcej nie ujrzy radosnych oczu, w których często błyszczał brązowy cyrokon.</i><br />
<i>To dziwne jak bardzo serce może za kimś tęsknić. Jednak dopiero, kiedy skosztujemy zakazanego owocu, czujemy jak bardzo dusza krwawiła. Zupełnie jakby dostać kubłem zimnej wody, wiesz, że zmarzniesz jeżeli dotknie choć skrawka twojej skóry, ale dopiero wylana na ciebie, staję się najgorszą rzeczą twojego życia. Na szczęście tylko przez chwile, bo przypominasz sobie, że świat to pasmo porażek, zła i śmierci. Wtedy nawet mokry, uświadamiasz sobie, że w pierwszej kolejności udusisz, osobę, która ci to zrobiła, żeby po chwili wrócić do szarej codzienności.</i><br />
<i>Potem przypominasz sobie o niej. </i><br />
<i>I nagle nawet ciemne chmury, nie potrafią zasłonić ci niewidzialnej tęczy, na którą ty patrzysz z najszerszym uśmiechem. </i><br />
<br />
-Jak poszło na konferencji? <br />
-Natalia, oczywiście, że poszło świetnie. W końcu kto ma najlepszą menadżerkę na świecie?<br />
-Auch, to zabrzmiało iście po gwiazdorsku, wiesz?-Odwróciła się, nie słysząc charakterystycznego dźwięku szpilek, uderzanych o chodnik. Zobaczyła, że Violetta stanęła w miejscu i przygląda się jej badawczo.<br />
-To źle? Przecież nie zmieniłam się tak bardzo przez te dziesięć lat, prawda? Proszę powiedz, że nie.-Głos jej drżał. Brunetka dawno nie słyszała tego błagającego tonu. Prawie zapomniała, że Castillo, może brzmieć tak żałośnie i domagać się informacji, która uspokoiłaby jej sumienie. A ono, bardzo lubiło dawać się jej we znaki.<br />
Była chodzącą, tykającą bombą, przejmującą się każdym najdrobniejszym błędem. Czasem przez to obawiała się mówić, chodzić a raz nawet nie chciała przez to wstać z łóżka. Mogła przecież źle coś powiedzieć, spojrzeć w lustro i... już nie zobaczyć siebie, tylko wygwiazdorzoną cizie, niewidzącą własnych przyjaciół.<br />
-Hej, Vilu. Od czasu do czasu masz prawo pogwiazdorzyć.- Zmieszała się trochę. - O ile w ogóle tak to można nazwać.<br />
-Dzięki.<br />
-Za co?-Natalia nie ukrywała zdziwienia. <br />
-Za to, że mam kogoś takiego jak ty. I za to, że mogę marudzić bez powodu i...-Blanco przerwała się szybko.<br />
-Później będziemy wychwalać mnie pod niebiosa. Błagam cię, mogłabyś w końcu skończyć.<br />
-Mogłabym.-Znowu ruszyły przed siebie, ramię przy ramieniu, serce przy sercu.-Nie wyobrażasz sobie jak rzucił się na mnie, kiedy wróciłam do pokoju. Ale było to takie słodkie. Otworzyłam i pierwsze, co zobaczyłam, co poczułam, to jego ramiona. Wiesz, były takie ciepłe, czułam się jakby otulało mnie słońce. Zapytał jak poszło, a ja odpowiedziałam, że przejmuje się trochę za bardzo. Wzburzył się trochę, ale przeszło mu, kiedy wyjaśniłam wszystko po kolei. W zasadzie nie było specjalnie czego opowiadać, pogadałam trochę i potwierdziłam, że jestem z Leonem. Koniec.<br />
-Przecież musiało się coś jeszcze wydarzyć.-Oznajmiła Natalia.<br />
-Wydarzyło.-Odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem, szatynka.<br />
<br />
<i>Czwartego dnia wyszli na wycieczkę po trudniejszym szlaku niż poprzednio, ale wciąż trasa nie wydawała się ponad możliwości Adriana. Na szczęście mieli racje. Przez kilka godzin podziwiali zielonkawe stoki, wysokie drzewa i oddychali świeżym powietrzem. Violetta od czasu do czasu nuciła melodię, nie znaną ani sobie, ani tym bardziej Leonowi. Słowa powoli układały się w jej głowie, a kilka nutek z każdym przebytym kilometrem brzmiało coraz wyraźniej. </i><br />
<i>Po dotarciu na szczyt piosenka była niemal gotowa.</i><br />
<br />
<br />
-Napisałaś piosenkę?-Natalia o mało mnie wrzasnęła z zachwytu. <br />
-Owszem.-Odparła z dumą.-Całkiem niezłą, szczerze mówiąc. Jest jeden problem, to duet.</div>
<div style="text-align: justify;">
-W czym problem? Masz tyle utalentowanych, koleżanek.-Hiszpanka przypomniała sobie o jednej dziewczynie z wytwórni Vilu, której nie znosiła.-I jedną pseudo psiapsiułę.</div>
<div style="text-align: justify;">
-To duet o miłości. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Och.-Zrozumiała. </div>
<div style="text-align: justify;">
Rzeczywiście, to był swego rodzaju problem. Problem był wysokim, przystojnym brunetem i miał na imię Leon. Oczywiście zniknąłby jeżeli cały utwór pozostałby tajemnicą i pod żadnym pozorem nie chciałaby go nagrywać. Jeżeli postanowiłaby inaczej... </div>
<div style="text-align: justify;">
Ciężko byłoby i jej i jemu. Trudno było śpiewać piosenkę o swoich najgłębszych uczuciach, z kimś, kogo się nie kocha. O tyle trudniejszym było patrzenie na miłość twojego życia, wyśmiewającą historie własnego serca w oczy kogoś innego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Oboje to przeżyli. </div>
<div style="text-align: justify;">
I oboje nie mieli ochoty przeżywać tego jeszcze raz. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<i>Wieczorem, tego samego dnia. </i><br />
<i>Piosenkę, jej nieoszlifowaną wersje, zagrała wieczorem na gitarze. W teorii, sama dla siebie. W praktyce, do jej boku przytulił się zmęczony Adrian i z podziwem, wsłuchiwał się w pojedyncze nuty. Łapczywie łykał każdy dźwięk. Aż w końcu, wykończony długą wędrówką zasnął tuż przy niej z ogromnym uśmiechem na ustach. Miło było patrzeć na tak słodkie stworzenie, które przy tobie czuło się bezpiecznie. Pomyślała, że matki czują się tak zawsze, widząc swojego ukochane dziecko. </i><br />
<i>I po raz kolejny, zakuło ją serce. M a m a. Sama nie miała okazji doświadczyć tej miłości i wcale nie zapowiadało się, że kiedykolwiek będzie mogła przekazać ją komuś innemu. Co innego Natalia, miała swojego Maxiego, dobre życie. Do szczęścia od zawsze brakowało jej dzieci. Tyle, że ona byłaby idealna w roli mamy. Była wręcz do tego stworzona. Może... Może było to, coś w rodzaju przeznaczenia? </i><br />
<i>-Lubi cię.-Powiedział Leon, zamykając drzwi od jego pokoju. Położył go na wygodne łóżko, żeby sny były jaśniejsze. </i><br />
<i>-Ja też go lubię.-Wyrwało się jej bardziej do siebie, niż do swojego chłopaka. Czy to, nie brzmi fajnie? Mój chłopak. </i><br />
<i>-A wiesz, kto lubi cię bardziej?-Usiadł tuż obok i pozwolił, żeby teraz to ona wygodnie ułożyła głowę. Pocałował ją w czubek głowy. Uwielbiam, kiedy to robi. </i><br />
<i>-Może pewien przystojny szatyn, którego z chęcią bym teraz pocałowała?</i><br />
<i>Odpowiedź twierdząca, dwa razy. </i><br />
<br />
<br />
-Pomożesz mi w roli, taty, prawda Leon?-Denerwował się. Jakoś nie potrafił skupić się na porywającej opowieści, o ich odrodzonej miłości.<br />
-Max, uspokój się. Dopiero się dowiedziałeś, że będziesz tatą. Masz całe osiem miesięcy, żeby się do tego przygotować. Ale mogę ci obiecać jedną rzecz.<br />
-Jaką?-Czyżby wyczuwał podstęp?<br />
-Pamiętasz, jak jako dzieci wiecznie oglądaliśmy Disney'owskie bajki albo je czytaliśmy? Przypominasz sobie, kiedy w domku na drzewie, sporządziliśmy listę ich zapachów? Jak Kopciuszek śmierdział topionym szkłem z pantofelek? A Śnieżka, spoconymi skarpetkami krasnoludków?-Leon pochylił się do przodu, wspominając, tyle godzin, spędzonych nad ich 'tajnym projektem'. <br />
-Pewnie, że tak.-Nie mógłby zapomnieć.<br />
-Dokładnie to samo będziemy robić z mini Ponte.-Z powrotem opadł na oparcie kanapy.<br />
-Zmieńmy temat. Ciągle o tym gadam, wiesz? Ale to niesamowite wiedzieć, że za kilkanaście miesięcy mały człowiek powie do ciebie tato. Rozumiesz to? Zostanę tatą. Tatą!-Krzyknął z radości, której nikt nie miał prawa mu odbierać. W końcu to, do niego dotarło.<br />
Verdas, skrzywił się wewnętrznie. Chciałby być w położeniu swojego przyjaciela, ściskać Violetta za rękę a drugą błądzić po jej brzuchu i krzyczeć jeszcze głośniej niż on.<br />
Ale to było tylko głupie marzenie. Głupie. Marzenie.<br />
<i>Marzenia nie są głupie, oznaczają jeszcze jeden cel do osiągnięcia. </i><br />
W tym wypadku chyba jednak są.<br />
-A co z piosenką?-Nagły spokój przyszłego taty, zdziwił Leona. Przed chwilą był pewien, że Maxi może latać, a on znowu stąpa twardo po ziemi.<br />
-Nie wiem, przez cały miesiąc pokazała mi tylko melodię.-Westchnął, jakby miało to, coś zmienić.<br />
<br />
______________________________<br />
Dziś mam do Was głupie pytanie (może nie do końca?), więc czym pachnie Wasza bajka? :)<br />
Ja osobiście podpisuje się pod zapachem mokrego psa, dodałabym do tego jeszcze świeżą trawę na sawannie z Króla Lwa. :) <br />
Czekam na Wasze opowieści, które naprawdę uwielbiam czytać. Nie krępujcie się. :P<br />
Przesyłam cieplutkie uściski! ♥<br />
Dobranoc. <3 </div>
Unknownnoreply@blogger.com26tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-42728186558674681012014-07-02T18:45:00.001+02:002014-07-02T18:45:34.780+02:00Rozdział czternasty- 'Wiara'<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-kBl5dvngFLw/U7FRHigkUdI/AAAAAAAABfg/ivkRwM_gQaY/s1600/stitch.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-kBl5dvngFLw/U7FRHigkUdI/AAAAAAAABfg/ivkRwM_gQaY/s1600/stitch.gif" height="167" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Wiara jest pojęciem absolutnie względnym. Wiara jest indywidualnością. Wiara jest niewidoczna. Wiara jest własnym wyrzutem sumienia. Wiara jest Twoja. Wiara jest jedna. Wiara jest inna. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wiary nie widać. Żadnej ważnej wartości życia nie można dotknąć. Miłość, szczęście, przyjaźń, wierność, radość. Pragniesz ich najbardziej na świecie, ale nie potrafisz ich znaleźć, nie umiesz dotknąć, nie masz szans zobaczyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
To dlatego wszyscy twierdzą, że to coś tak niesamowitego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Społeczeństwo jest święcie przekonane, że bez miłości, bez którejkolwiek z tych gwiazd życia, człowiek nie może być spełniony, nie ma takiego prawa. Chyba, że jest psychopatycznym mordercą albo zadufanym w sobie narcyzem, któremu oprócz lustra do całkowitej euforii potrzeba góry zielonych banknotów. Psychopatyczni mordercy raczej nie przejmują się wiernością czy też szczęściem. Pewnie nie zdają sobie nawet sprawy, że takie coś ma prawo bytu. I to dużo większe niż oni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedyś wierzono, że świat jest płaski, czyli wiara nie nie jest do końca rzeczą nieomylną. <i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jakby coś mogło być. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak ją scharakteryzować?</div>
<div style="text-align: justify;">
Takie nie wiadomo co<i>, </i>przychodzę od naszych rodziców, zależne od naszego położenia geograficznego, przynajmniej w większości. Dla jednych jest całym światem, podstawą funkcjonowania. Dla drugich ciążącym na barkach obowiązkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pomimo tych wszystkich zawirowań, wszystkich "tak" i "nie", wszystkich za i przeciw, każdy wierzy. Nawet niewiara w Boga jest wiarą w jego nieistnienie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ana, menadżerka Violetty, dotarła do hotelu jeszcze przed zachodem słońca. Oczywiście, cały szereg ludzi z aparatami nie omieszkał się przeoczyć się tak nieistotnego szczegółu.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Przyjechała tutaj tylko po to, żeby ratować tyłek Violettcie, prawda? W końcu od jej kariery zależna była dalsza przyszłość kobiety.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Taki gwiazdorski łańcuch pokarmowy, tylko dużo bardziej brutalniejszy niż ten w przyrodzie. Ludzie to nie zwierzęta. Musieli doprowadzić go do stanu odpowiedniego dla ich ambicji.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Czyli wszystko musiało mieć większy rozmach, krew musiała lać się częściej, słowa miały być okrutniejsze a uśmiechy bardziej fałszywe. Doprowadzili do zwykłej sobie przesady, jak zawsze. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Show trwa bez względu na ilość straconych głów. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Przyjaciółka Violetty, weszła do hotelu, pewnym krokiem w czarnych szpikach, w których nawet stanie wymagało dużego wyczucia równowagi. Błyski tych wkurzających światełek, potrafiły tylko i wyłącznie dolać oliwy do ognia. Pożar wymknął się spod kontroli. Czerwone iskierki dopadały coraz więcej duszyczek, które coraz zachłanniej oczekiwały ratunku - wody.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>To Ana był strumieniem, który okiełzna syczące gorącem płomyki?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Absolutnie bez żadnego słowa, bez ani jednego 'przepraszam', przecisnęła się przez tłum, jakby był tylko ciężką mgłą, której kropelki mogą co najwyżej osiąść na skórze. Była jak samotna góra, u szczytu, której blade chmury łapczywie łapią się szczytu.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Pytania, masa pytań tylko odbijała się od jej uszu. Nie miała zamiaru sama stawiać czoła pasożytom, czekającym na jeden upadek. Tylko jeden. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>To nie było jej przyszłość. Ona była tylko zesłanym aniołem, który miał pomóc ją uformować. Nie była bohaterką tej historii, była jej autorką. Przynajmniej częściowo. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Weszła do windy i pustym wzrokiem, patrząc się na tych wszystkich idiotów, marzyła o liście z Hogwartu; o ugryzieniu pająka albo o ojcu Posejdonie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Cokolwiek żeby spłynęła na nią jakakolwiek siła. Coś, dzięki czemu jednym skinieniem palca mogłaby załatwić cały margines społeczny zwany paparazzi.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jednak nawet nieustana w wiara w taką ewentualność spełzłaby na niczym.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie każda wiara jest słuszna. I nie każda jest potrzebna. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Kiedy winda ruszyła poczuła dziwny rodzaj ulgi, choć przez sekundę ich nie widziała. Jeszcze przez chwile może się martwić. Jeszcze przez moment.... Drzwi się otworzyły i znów trzeb było założyć skorupę. Znów trzeba było być silnym.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Wszystko, żeby jakoś utrzymać równowagę.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Pokój Violetty i Leona, nie znajdował się głęboko we wnętrzu korytarza. Wciąż zmartwiona, lecz jak zwykle opanowana, podeszła do brązowych drzwi. Drzwi jak drzwi, nic szczególnego i trzy razy uderzyła delikatnie pięścią. Do środka wpuścił ją mały chłopczyk, którego widziała na oczy pierwszy raz.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Ty musisz być Adrian, prawda?-Nie lubiła dzieci, ale szatynka miała racje - mały wydawał się strasznie sympatyczny.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-A pani tą super bohaterką, która uratuje cały ten bałagan?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Już zaskarbił sobie jej serce. Kto powiedział, żeby wszystkie dzieci wkładać do jednego worka? Może gdzieś jeszcze są małe aniołki, które swoją słodyczą sprawiają, że ten świat nie jest taki zły.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Cześć, jestem Leon. Leon Verdas.-Zza pleców małego, pojawił się wysoki mężczyzna o brązowych włosach. Wysoki, umięśniony i.... bardzo przystojny. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ale zajęty, Ana. ZAJĘTY. No, nie do końca. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Hej, Ana, ale to pewnie już wiesz. - I ten piękny uśmiech. - Co z Violą?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jesteś tu dla niej, tylko dla niej. Pamiętaj.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Ze mną wszystko w porządku, serio. - Odezwał się, zachrypnięty głos z drugiego końca pokoju.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie było z nią najlepiej, ale też nie najgorzej. Podniosła tyłek z wygodnego fotela i podeszła bliżej gościa. Przytuliła się do swojej menadżerki, którą po tych wszystkich latach wspólnej pracy traktowała jak przyjaciółkę. Została w jej ramionach tylko na chwile. Obok niej nie było tak bezpiecznie jak przy nim. Nigdzie nie było bardziej bezpiecznie. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Castillo oczywiście stanęła obok Verdasa i wtedy jej twarz natychmiast pojaśniała, wystarczyło jedno spojrzenie. Tylko jedno.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Brunet objął ją ramieniem i czule pocałował w czoło. Razem wyglądali jak idealnie dopasowane kawałki puzzli, trochę poobdzierane, gdzieniegdzie obrazek na nich niemal całkowicie się starł. A one wciąż trzymały się mocno i nikt nie powinien myśleć o ich rozdzieleniu. O ile w ogóle byłoby to możliwe.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Idealnie dopasowane fragmenty. Teraz. Zawsze. Wiecznie. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Damy radę.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Przytaknęła. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ale jedno pytanie wciąż odbijało się echem po hotelowych ściankach. To jedno pytanie wciąż siało niepewność w przekonanych sercach; miało siłę przebicia, którą tak spektakularnie mordował skomlącą nadzieje; pastwiło się nad nią, biorąc z tego zbyt okrutną rozkosz, zbyt nienormalną; i wciąż tak ciężko oddychało, zastraszając; było za bardzo natarczywe; ono po prostu b y ł o . I bez tego przedstawienia, BYŁO. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Naprawdę w to wierzysz?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Parę, paręnaście godzin strachu później...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie było tak źle. Noc, o dziwo zagłuszała swoją ciemnością <strike>pytania</strike> pytanie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Miękka poduszka, świeże powietrze, ciepła kołdra i szczypta zmęczenia kusiły razem z łóżkiem do długiego i słodkiego snu. Skorzystał z zaproszenia z pełną premedytacją. Miał dość tych wszystkich niby-problemów dorosłych. Przecież byli razem, czego się bali? Potwora spod łóżka? A może tego groźniejszego, z szafy? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Istnieją jeszcze inne straszne stwory? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Te w koszmarach. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ale Adrian nie miał złych snów, nie wiedział co, to koszmary. Morfeusz obdarował go od urodzenia cichym, spokojnym snem z szczęśliwym zakończeniem. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>I wkrótce znowu porwał go w swoje złote sidła i znowu zaprowadził do złotej krainy w złotym świecie. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ścianę albo dwie, dalej...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Co sądzisz o Anię?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Pułapka? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Jest... miła. - Więcej pewności siebie, Leon. - I nawet ją polubiłem. - Utonę? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>W końcu kobieta nie należała do brzydkich i kto jak kto, ale Violetta to dostrzegła. Ana była długonogą blondynką, jedną z tych uwielbianych w liceum, jedną z tych idealnych panienek, które zawsze dostawały czego chciały. Miała drobny nosek, pod którym odpoczywały małe usta. Głos miała przeciętny, na szczęście nieskrzekliwy. I miała niezły... tupet? A na pewno styl i doskonale wyczucie równowagi, najprawdopodobniej też wysoki próg bólu. W tak wysokich szpilkach nawet Herkules nie wystałby trzech minut, nie mówiąc o chodzeniu. Inną sprawą jest, że buty musiałby być robione ręcznie na tak prawdopodobnie wielką stopę. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Verdas, w pewnym stopniu ją podziwiał i zazdrościł. Przez tyle lat miała Violettę u swojego boku, on mógł jedynie podziwiać ją na zdjęciach.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ale przecież jej tego nie powie. Ma jeszcze trochę życia przez sobą. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-No tak... Dobranoc, Leoś. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Leoś, czyli nie jest tak źle. Odetchnął z wyraźną ulgą. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Uratowałem się. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ulga odeszła w zapomnienie, kiedy tylko odwróciła się do niego plecami. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>No tak...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jakiś czas temu, (godzinę, trochę mniej) odrobinę poprzytykali się o miejsce do spania. Adrian, miał swój pokój, więc problem po części sam się rozwiązał. Jednak duże (naprawdę wielkie!) małżeńskie łóżko, odrobinę komplikowało sprawę. Było czarno-czerwone z truskawkowym baldachimem, dookoła. I cholernie wygodnę. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Chcieli spać razem, ale nie mieli zamiaru wypowiedzieć tego głośniej niż w myślach. Propozycje spania na podłodze, w fotelu i wynajęcia drugiego pokoju było dziwną formalnością, aby obydwoje zgodzili się spędzić (nie)razem tę noc, w jednym pokoju, na jednym łóżku, przy swoich sercach. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Rozum musiał dopowiedzieć swoje trzy grosze i oznajmił, że będą spali do siebie plecami żeby było... mniej niezręcznie, cokolwiek miało to znaczyć. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Dobranoc, Vilu. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>I odwróciła się od niego, ale on nie potrafił więcej tego zrobić. Patrzył na nią i siłą powstrzymywał się, żeby nie dotknąć jej jasnej skóry. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie mógł. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Szatynka wyczuwała jego wzrok, jak zawsze. Był taki ciepły, był ulubioną iskierką w jej sercu. Tą najbardziej pożądaną.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Odwrócić się? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Zrobiła to i znalazła się tuż przy jego twarzy, blisko, ale wciąż za daleko od jego słodkich ust.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Pamiętasz moje łóżko z baldachimem, to fioletowe, po remoncie w moim pokoju? - Uśmiechnął się w odpowiedzi, doskonale pamiętał. Poza tym wiązało się z nim pewne wspaniałe wspomnienie. Część ich wspólnej drogi. - Pomyślałam, że... - Ona mówiła o...?-Mógłbyś opuścić zasłonki? Wiesz jak lubię tak spać.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Czyli nie chodziło jej o to, co jemu. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Gratulacje, palancie. Jesteś większym idiotą niż myślałem. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Spełnił jej prośbę i położył się jeszcze bliżej niż wtedy. Do perfekcji brakowało jeszcze wielu schodów, ale u ich szczytu... Jak daleko do tych drzwi? Do rajskiego przejścia? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>I znowu zostawiła go z widokiem swoich pleców, ale tym razem porwała ze sobą jego rękę. Zdziwił się, ale przytulił ją do siebie, tak jak chciała. Spletli palce razem i w sumie mogli by tak zasnąć. Tylko po co? Po co kończyć coś tak przyjemnego? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Boże! Jedno ramiączko od piżamy (albo raczej cienkiej szmatki, nie było jej zimno w czymś takim?) zsunęło się z jej ramienia. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dasz radę powstrzymywać się dalej, Leon? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Naprawdę chcesz udawać, Violetta?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie. Nie udało się. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie odezwała się słowem. Puściła jego ciepłą rękę i nie zważając na zimne panele, wstała z łóżka i prostym krokiem podeszła prosto do okna. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Violetta, ja...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Nie, nic nie mów. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>To nie była prośba, tylko twardy rozkaz, który nie oczekiwał sprzeciwu. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ale nie kazała mi nie podchodzić do siebie. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Szatynka zdążyła usłyszeć tylko chrzęst sprężyn i prawie od razu poczuła jego oddech za sobą. Nieśmiało położył ręce na jej biodrach i powoli złączył je ze sobą. Otulił ją całą sobą, a brodę położył na jej ramieniu. Oczywiście nie obyło się bez pocałunku w szyje, które tak lubiła. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Słodko, naprawdę uroczo Leon. Myślisz, że takim tanim chwytem mnie przekonasz?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Miałeś racje.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Nie mam na to ochoty.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Pocałowała go, najbardziej zaborczo jak tylko potrafiła. To i tak było za mało. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jedną ręką przeczesywała burzę jego czekoladowych włosów, nienawidził tego, ale ona kochała dotykać każdej części jego ciała. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Leon usilnie starał się być grzeczny i trzymać się tylko jej bioder. Udawał świętego, jak zawsze. Jednak po krótkiej chwili (które teraz nie były czasem, nie istniały, zegar nie tykał, byli tylko oni) nawet jego opętała mroczniejsza strona.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>To już nie był tylko pocałunek. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>To było pożganie z przeszłością i powitanie przyszłości. W między czasie chłonąc teraźniejszość. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Wątpliwości jednak wciąż chowały się za gorącem ich ust. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy o tym mówił, zupełnie nieświadomie zmieniał swoją minę na dużo spokojniejszą i weselszą. Natomiast w kącikach oczu pojawiły się słodkie zmarszczki, na światło dzienne pokazały się dołeczki, tak skrupulatnie podziwianie w ostatnich dniach przez Violettę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przyjemny widok dla najlepszego przyjaciela. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Dziwie się, że wytrzymujesz ze mną tyle czasu. - Oznajmił Maxi, całkiem niespodziewanie. Co to miało znaczyć? </div>
<div style="text-align: justify;">
-Przepraszam, ale to ja nawijam tutaj od kilku godzin o mojej... - Dziewczynie?- o twojej przyjaciółce. Nie zapominajmy, że w Studio byłeś w niej zakochany przez dobry tydzień. Ale jak to mówią stara miłość nie rdzewieje.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zapominajmy, że dostanie butelką wody w twarz boli, o czym przekonał się Verdas. Zasłużenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Uważaj, bo cukier mi podskoczy i co zrobisz? </div>
<div style="text-align: justify;">
-Wyjdę, żebyś nie tonął w mojej słodyczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Cholera, spieprzaj Verdas. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jak pan sobie życzył szatyn zawędrował raźnym krokiem do sypialni. Pora na spanie? </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy wrócił było jasnym, że nie zwali swojego wielkiego cielska na dość... artystycznie ułożoną pościel. Nie przyszedł sam, miał w ręku coś, co wyglądało na... Zaraz, album? Nie taki zwykły. </div>
<div style="text-align: justify;">
To dzieło Natalii, zrobiła takie cztery. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jeden dla Diego (mieli przez chwile jakiś moment, który skończył się wraz z nadejściem prawdy, bolesnej, ale koniec to koniec i nic nie wywróci go, aby powrócił do początku, wtedy koniec nie miałby sensu), drugi dla siebie, trzeci dla Leona (zlitowała się nad biedaczyną w szpitalu, oj jaki Maxi był wtedy zazdrosny) i dla swojej najlepszej przyjaciółki - Violetty. Ten pierwszy później został przekazany Pablo - Dieguito, usilnie próbował nawet na sam koniec wciskać wszystkim kit o swojej nienagannej postawie. Przynajmniej dzieło narzeczonej Ponte nie wala się gdzieś po brudnych kątach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Albumy pozornie takie same, były różne w środku, ręcznie robione przez Naty, na zakończenie szkoły. Włożyła w to mnóstwo wysiłku i serca, ale opłaciło się. Ich najgorszo-najlepsze lata zostały udokumentowane na kilkunastu kolorowych kartkach. Piękna pamiątka, o której Leon, starał się zapomnieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wyciągał tego od... Właściwie od nigdy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Było tam za dużo zdjęć, wspomnień. Lara, Violetta, Diego... Wszystko wracało. </div>
<div style="text-align: justify;">
Musiał być w prawdziwie szampańskim nastroju.</div>
<div style="text-align: justify;">
Musiał naprawdę zmierzyć się z przeszłością.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Jesteś szczęśliwy. - Odezwał się Maxi, przeglądając pojedyncze kartki. Dużo wspomnień. Nie za wiele? </div>
<div style="text-align: justify;">
-Nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Wierze, że teraz wszystko będzie dobrze. Mam wrażenie, że zło nie istnieje, ciemność znika. I nawet German z tym wzrokiem 'nie dotykaj mojej córki' wydaje się tylko smużką dymu. To źle?</div>
<div style="text-align: justify;">
-To znaczy, że się zakochałeś, idioto.</div>
<div style="text-align: justify;">
Maxi to prawdziwy skarb. Takie złote cudeńka najlepiej zakopywać kilka metrów pod ziemią. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdzie moja łopata? </div>
______________________<br />
Witam państwa i przepraszam (jak zwykle), że tak długo. <br />
W ogóle, chcecie newsa? :D<br />
Nie wiem, czy to przez gorączkę i łupiącą mnie głowę (dlatego uwaga, to u góry może być bezsensu), ale uważam, że czternastka to do tej pory najlepszy rozdział na Saberze (co nie znaczy, że dobry, ale pomińmy to, okej?)<br />
Tym razem w szczególności chciałabym przeprosić Was za błędy, sprawdzałam, ale wiecie dysleksja + gorączka to nie jest dobre połączenie. <br />
I kolejne pytanie do Was, (całkiem jak na Ziemi, tylko nie do końca XD), czytacie coś szczególnego w te wakacje, macie jakieś książki na oku? Ja osobiście mam 20 pozycji, jestem ciekawa, czy mi się uda, zobaczymy. :) Dajecie, chwalcie się. :D <br />
Ściskam, kocham i całuję. ♥Unknownnoreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-20540746967003641952014-06-15T14:46:00.000+02:002014-06-15T14:46:10.965+02:00Rozdział trzynasty-'Szczegóły'<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-gysNl4f1weM/U4eQjDe6YyI/AAAAAAAABLY/Ra_aTrp0-yg/s1600/tumblr_n5riofKyZK1tu1veao1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-gysNl4f1weM/U4eQjDe6YyI/AAAAAAAABLY/Ra_aTrp0-yg/s1600/tumblr_n5riofKyZK1tu1veao1_500.gif" height="202" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
W życiu jeden gest potrafi zmienić wszystko. Na lepsze albo gorsze. Ale to jest chyba jasne? Jak to, że trawa jest zielona, niebo niebieskie a komary irytujące. Jedna z podstawowych oczywistych naszego istnienia. Coś, z czego każdy powinien zdawać sobie sprawę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czarne albo białe. I nic poza tym. Przecież, jeden, szczegół nie może nic zmienić. Nie ma na nic wpływu. Nic nie znaczy. Nic.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na pewno?</div>
<div style="text-align: justify;">
Na sto procent?</div>
<div style="text-align: justify;">
Jaka jest twoja odpowiedź?</div>
<div style="text-align: justify;">
Jaka? </div>
<div style="text-align: justify;">
I zamilkli wszyscy dookoła, zupełnie jakby miało to jakiś sens. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jedno słowo, <i>koniec</i>, może zniszczyć, budowaną przez lata miłość. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jedno zawahanie, może doprowadzić do utraty, drugiej połówki twojego serca. Bez którego nie możesz żyć, już nigdy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jedna decyzja, może spowodować własną, prywatną apokalipsę, przeznaczona tylko dla ciebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jeden pocałunek, złożony na nie tych ustach, może skreślić wszystko, całe zaufanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeden dzień, może wywrócić cały świat o sto osiemdziesiąt stopni i utrzymać go, jak długo będzie chciał. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jedna noc, może być ciemniejsza, niż ci się wydaje.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeden tydzień...</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeden miesiąc...</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeden rok...</div>
<div style="text-align: justify;">
Jedno życie...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wciąż nic nie mogą zmienić? </div>
<div style="text-align: justify;">
Ach no tak.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bo to diabeł tkwi w szczegółach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
<i>Po kilku przystankach, zmęczeniu, drobnych sprzeczkach i zgubieniu drogi (dwa razy) w końcu dojechali na miejsce. Wysiedli z samochodu, prostując nogi. Och! Jak dobrze! </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Verdas miał wiele talentów i zalet, ale nie był dobrym nawigatorem. Gubienie siebie, drogi i innych należało do tych specjalności, którymi nie lubił się chwalić i nie robił tego zbyt często. Ci, którzy go znali po prostu nie powierzali mu zadań ponad jego siły. A brak orientacji w terenie, chodź bzdurny, dobijał go. Jak wszystko, czego nie potrafił zrobić. Każda wada, którą zauważał była przez niego ledwo przetrawiana. Nienawidził za nie samego siebie. Naprawdę nie znosił. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Swoje wady zawsze ukrywał. Udawał, że ich nie miał. Typ perfekcjonisty, który nie może się mylić.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie ma takiego prawa. Nie dlatego, że jest najlepszy. Bo nie był. Nikt nie jest. Nic nie jest. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Musiał być silny, </i><i>zawsze </i><i>najsilniejszy . Leon był podporą dla wszystkich najbliższych, przy każdej okazji i przy każdym momencie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Zawsze opanowany, zdystansowany, odpowiedzialny. Zbyt dorosły.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Czy właśnie to było największą skazą na jego duszy?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Sam nigdy nie prosił o pomoc. Chciał jej, wołał o nią każdego dnia przez zamknięte usta. Serce było temu winne, całe połamane, czekało na ratunek.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>W końcu się go doczekało? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Podeszła do niego prostym krokiem, po pocierpniętych nogach nie było już śladu. Złapała go za rękę, tak jak robiła to kiedyś. Dokładnie tak, żeby znów poczuł się jak siedemnastolatek, niewidzący świata poza nią.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jakby coś się zmieniło, Leon.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Tak samo, kiedy po raz pierwszy odważył się wziąć za rękę swoją jeszcze-nie-dziewczynę. Jak każdego dnia, kiedy byli razem. Bo żadne dwadzieścia cztery godziny nie były zmarnowane, kiedy wiedzieli, że są. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Poznali się i to był już wystarczający powód, aby swoją miłość mnożyć na wszystkie krańce świata. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Stał tak z głupim uśmiechem na twarzy, marząc o tym, żeby byłą tak z nim do końca życia i jeszcze dłużej.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Wcale nie był to głupi czy niemożliwy pomysł. Nie dla zakochanego po uszy Leona Verdasa. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<i>Okazało się, że irytacja Violetty związku z kompletną dezorientacją Leona, była warta tego widoku.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Hotel przykuwał uwagę swym niebagatelnym rozmiarem, ale to zarys gór, drzew i kwiatów zapierał dech w piersiach. Ktoś, gdzieś szedł. Ptaki wciąż wdzięcznie śpiewały i wszystko było tak... wspaniałe.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Tutaj w tak pięknym miejscu, niebo było bardziej niebieskie, chmury bardziej białe i nawet oddech wydawał się głębszy. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Zanim wzięli jakiekolwiek walizki z auta, Leon jako ten dorosły gentleman ruszył przodem w kierunku recepcji. Wnętrze miejsca, w którym mieli spędzić następny tydzień nie rozczarował ich ani trochę. Adrian porażony urokiem tego miejsca, mało co, nie zgubił skarpetek. Oczywiście, obydwie innego koloru. Dla małych chłopców takie bzdury nie miały znaczenia, ważne, że miał coś na nogach.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Szedł za rękę z Violettą, ona zamiast podziwiać i cieszyć się z miejsca pobytu, myślała o tym, jak musi wyglądać.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Prawie trzydziestoletnia kobieta idzie z małym chłopcem za rękę. Wniosek był oczywisty. Verdas jednak co chwila, zerkając w ich kierunku, utwierdzał się </i><i>w przekonaniu </i><i>faktem oczywistym, że Violetta byłaby świetną matką. Powinna nią być.</i><br />
<i> Idąc dalej w stronę wybujałej wyobraźni, otworzył drzwi z napisem 'tata'.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Jakoś tak... Westchnął. Nie było to niemożliwe. Kiedy jeszcze był szczeniakiem z wybujałym ego, nierealnymi planami, z dziwną (lecz oczywiście uroczą) grzywką, z tysiącami możliwości, sądził, najwyraźniej błędnie, że w tym wieku, będzie mógł szczycić się swoją rodziną. Piękną żoną, którą miała zostać ta jedyna i swoją mniejszą kopią, może dwiema.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>A teraz?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie miał nic. Kompletnie nic, oprócz nieodwzajemnionej miłości, która wcale nie była aż tak nieodwzajemniona, jak myślał, za każdym razem, patrząc na tą, jedną, jedyną, najpiękniejszą na świecie. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ona, wielka gwiazda. A on? Zwykłe nie wiadomo co. Policjant, bawiący się w niańkę.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Racja, ich związek byłby idealny.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i>
<i>Dotarli do recepcji. Blat był drewniany, bardzo ciemny. Na nim po lewej stronie stała jakaś roślinka, może to był... Ach, coś krzaczastego. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Pani siedząca po drugiej stronie była szczupłą, młodą blondynką. Miała na sobie czarną bluzkę i prawdopodobnie ołówkową spódnice, do tego pewnie szpilki.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Trudno było ocenić z tej odległości. Ale czerwone usta skutecznie odwracały uwagę od wszystkiego związanego z nią, wliczając charakter, który był zdecydowanie przesłodzony.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Pokój dwieście trzynaście i dwieście czternaście, tak jak pan sobie życzył, są połączone wejściem. W razie jakichkolwiek pytań proszę dzwonić do recepcji, numer sto jeden, coś jeszcze?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Oczarował ją uśmiechem numer sto czterdzieści trzy i wyraźnie usatysfakcjonowany porwał swoje towarzystwo na górę.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Violetta, przypominając sobie, że tylko snoby noszą okulary przeciwsłoneczne pod dachem, przesunęła je w górę, na swoje czarne włosy.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nawet tak ufarbowana wyglądała jak ona.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Chyba zapomniała, że na tym świecie nie ma zakątku, które nie znałoby jej uroczej buźki albo głosu.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Głupie okulary, stały się włącznikiem cichej bomby, mającej już wkrótce wybuchnąć.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Wszyscy zobaczyli jej twarz, wszyscy wiedzieli. Leon, Vilu i Adrian, nie zauważając tej zmiany, szli dalej w swoją stronę do pokoju, w którym miała rozpętać się inna wojna, jednak o wiele przyjemniejsza w skutkach. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i>-</i>O co się pokłóciliście?</div>
<div style="text-align: justify;">
-Nie pokłóciliśmy.-Natalia po raz trzytysięczny dzisiaj wytrzeszczyła oczy. Violetta i jej historie były dłuższe i bardziej pokrętne niż mur chiński. Ale równie ciekawe co, zachód słońca. Miały swoją specyficzną magię i przez to milej słuchało się tysięcy słów, wylewających się strumieniem z malinowych ust brunetki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potok pokręconych zdań zalewał Hiszpankę wciąż od nowa. Pomyślała, że wciąż jest ich za mało i są one bezbarwne. Chciała słuchać o wielkiej miłości jej i Leona, o tym jak do siebie wrócili, jak ona patrzy na niego, jak on obejmuje ją silnym ramieniem. Natalia miała chrapkę na piękną, przesłodzoną historię, nie melodramat.-Po prostu Leon nie rozumie znaczenia słów 'chce mieć osobny pokój', wyszło na to, że trafił nam się apartament z jednym dwuosobowym łóżkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czyżby jednak trafiła się jej komedia romantyczna?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Już dobrze?-Nawet wtedy kiedy chciała go zabić musiał być taki słodki? Violetta, spokój. Raz, dwa, trzy, cztery, Leon, pięć, sześć, Leon, osie...Leon. Ech, nie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Odezwij się w końcu, bo pomyśli, że jesteś jakaś nienormalna!-Piszczał ten wkurzający głosik w jej głowie, który potrafi dawać 'świetne' rady w każdej dziecinie życia, ale i tak go słuchała, następnie żałowała, a potem wmawiała sobie, że następnym razem będzie inaczej i zrobi to po swojemu. Bzdura. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Oczywiście, Verdas. Przecież nie gryziesz, to tylko spanie razem.-Wywróciła oczami-Najwyraźniej Ramallo i jego rady z przestrzenią osobistą nie mają praktycznego zastosowania.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>I znowu, cholerne wspomnienia wróciły.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ale tylko na sekundę, migając im przed oczami i sprawiając, że zatęsknili za przeszłością, będąc w teraźniejszości i myśląc o przyszłości.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Powrót do 'teraz' nastąpił na tyle szybko, że ta chwila załamania, zdawała się nie nadejść w ogóle.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Po chwili zastanowienia, zgodnie, wcale ze sobą nie uzgadniając, zeszli na Ziemie po anielskich schodach.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Może chodźmy na wycieczkę?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Ten pomysł wydawał się tak dobry, że nikt nie przypuszczałby jaki kataklizm może przywołać.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Wojna była tuż za drzwiami. Nacisnęli klamkę i radośni dzięki urokom życia zeszli w dół, do wyjścia.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<i>Jeszcze chwila...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<i>Śmiali się jakby na świecie zło nie istniało, jakby było tylko bajeczką wymyśloną, aby straszyć dzieci; nocnym koszmarem, potworem spod łóżka. Tym czego tak naprawdę nie ma. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Idealny świat, w pięknej aureoli z dobra. Cudowna iluzja, którą przerwały krzyki, światła i ludzie. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Rzucili się ze swoimi aparatami na uroczą trójkę, jak zwierzęta w cyrku. Rozpoczęli swoją eskapadę robienia zdjęć, krzyków i zadawania milionów pytań jeden przez drugiego. Adrian przerażony nagłym zainteresowaniem o mało nie rozpłakał się głośno, ale przypomniał sobie, że jest już dużym chłopcem, a duzi chłopcy nie płaczą choćby sufit waliłby się na głowę. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Violetta z trudem opanowała sytuacje, zabierając małego i Leona z powrotem na piętro do pokoju, żeby mogli przeczekać szturm. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Szybka analiza sytuacji: fotoreporterzy, całe mnóstwo zdjęć, ona, jakiś chłopak i dziecko. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie jest dobrze. A chodzenie w kółko i cisza panująca zbyt długo wcale nie pomagała. </i><br />
<i>Minęło trzydzieści minut, potem godzina i wciąż miała mętlik w głowie. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie mając większego pola manewru, zadzwoniła do jedynej osoby, która mogła uspokoić jakoś szalejące tłumy. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Ana? Tutaj Violetta, słu...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Nic nie mów, zdjęcia są już w internecie.-Powiedziała menadżerka, zatroskanym tonem. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Co ja mam zrobić?-Przeraziła ją bezradność z jaką wypowiedziała to zdanie. A może bała się tego, że była już w tej branży zbyt długo, aby nie wiedzieć, jak należy załatwić te sytuacje? Albo przerażały ją konsekwencje.-Przyjedziesz, prawda?-Ostatnia deska ratunku, której usilnie się trzymała. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Jestem w drodze. Trzymaj się, kochana.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Wsparcie miała zapewnione, teraz trzeba znaleźć siłę, aby iść na przód z podniesioną głową. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Telefon bezwiednie opadł na ziemie, ręce same go wypuściły. Huk jego roztrzaskanych części przywołał ją do porządku. Wyszła z łazienki, do której weszła, aby zadzwonić, bez zdezorientowanych spojrzeń chłopaków.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Adrian, idź do pokoju obok, muszę pogadać z wujkiem.-Pocałowała go w czoło, najczulej jak umiała. Sześciolatek bez oporu ruszył w stronę pomieszczenia. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-A ja?-Leon wskazał ręką na swój policzek, czekając na buziaka. Trzeba było jakoś rozluźnić napięcie. </i><br />
<i> Najwyraźniej pochwyciła jego myśli, bo obiema dłońmi chwyciła jego twarz i zbliżała się do niego powoli, bardzo powoli. Kiedy była tuż przy ustach (Skoro miała okazje go pocałować, dlaczego nie skorzystać?), zatrzymała się, nie spuszczając wzroku z jego zielonych oczu. Dawno nie widziała ich z tak bliska, zapomniała jak pięknie mieniły się szmaragdami. </i><br />
<i>Czuł jej oddech na swojej skórze i wargi tuż przy swoich. </i><br />
<i>Boże, za co. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Zbyt mała odległość ich dzieliła, żeby teraz ona po prostu przestała albo ktoś przerwał albo... Nie! </i><br />
<i>-Violetta, posłuchaj...</i><br />
<i>-Nie, teraz to ty słuchasz.-Jej głos zawsze sprawiał, że był potulny jak baranek.-Zdjęcia już są w internecie, moja menadżerka tutaj jedzie, ale to nie zmienia faktu, że możemy zrobić tylko jedną rzecz.</i><br />
<i>-Jaką?-Usta jej drżały. </i><br />
<i>-Będziemy musieli udawać parę i chyba czas się do tego przyzwyczajać, nie uważasz?-Chyba nie mogła, powiedzieć czegoś bardziej, bardzi... Tak oczywistego. Leon, nie stchórz. </i><br />
<i>Przytaknął, całując Violettę najbardziej namiętnie jak potrafił.</i><br />
<i>Wojna została wygrana? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Natalia krzyknęła, zwracając na siebie uwagę wszystkich w parku. Ale kogo to obchodzi? Violetta całowała się z Leonem, to był wystarczający powód, aby starczyło jej sił na wycieczkę na księżyc i z powrotem, może jeszcze przy okazji na Antarktydę.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Natalia, uspokój się!-powiedziała przez śmiech. W końcu Naty miała racje, sama z chęcią zaczęłaby skakać, krzyczeć, latać. Ale myśl o pocałunku była taka ciepła, że oddalenie się od Leona choćby milimetr dalej, skutecznie przytrzymywała ją na ziemi. Zawsze myślała, że kiedy odnajdzie swoją prawdziwą miłość będzie fruwać w obłokach, nie zważając na całe zło tego świata, jednak nie. Violetta stąpała twardo po rzeczywistości, ledwo wierząc w swoje szczęście, które jak to zwykle bywa było zakłócone przez jeden, mały szczegół, dostatecznie niszczący jej zaufanie. W końcu, wciąż pamiętała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jorge usiadł przy blacie w kuchni i popijał czarną jak smoła kawę, zegar wskazywał trzecią po południu, potrzebował czegoś, co utrzyma go na nogach.-Co robi mały?-zapytał żony, która postanowiła do niego zajrzeć. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Zasnął, to był długi dzień.-Podeszła do niego, żeby wtulić się w jego umięśniony tors, ale to jej nie wystarczyło. Usiadła mu na kolanach, żeby być jeszcze bliżej. Pocałowała czule, tak jak lubił, tak jak robiła to od wielu lat. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Co myślisz o tej całej sytuacji, Carmen?</div>
<div style="text-align: justify;">
-Myślę, że obydwoje się ogarną i w końcu przyznają, że są w sobie szaleńczo zakochani. Zupełnie tak jak my, mi amor. Dobrze wiesz, że Leon nie umie bez niej żyć, a Violetta nie widzi świata poza nim. Mają tak odkąd się zobaczyli.-Pogładziła dłonią jego policzek, Jorge wpatrywał się w swoją żonę z pospolitym sobie uwielbieniem. Była piękna niczym anioł, zwiastujący dobro. Tak bardzo ją kochał, tak mocno sprawiała, że chciał żyć, zawsze wierzył, że następny dzień będzie lepszy, bo ona była tuż na wyciągnięcie ręki.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Uspokoiłaś mnie, kochanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
I tak siedzieli razem, zachwyceni swoim towarzystwem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Do końca razem, zawsze, na wieki. </i></div>
Unknownnoreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-4764030185044198482014-05-18T20:46:00.003+02:002014-05-18T20:46:54.828+02:00Rozdział dwunasty- 'Tysiące pytań'<i>Dla Oli W. Miało być ostro, no ale jeszcze sobie trochę poczekasz. Musisz mnie zdemoralizować jeszcze bardziej, niestety. :D + to zdjęcie Jorge *.* ♥ Ty wiesz jak mnie uszczęśliwić. :P</i><br />
<i>Chciałabym jeszcze podziękować wszystkim, którzy o mnie pamiętali. Nie było Was szczególnie wielu oraz pomińmy fakt, że nie lubię składania mi życzeń, ale naprawdę serduszko mi się uśmiechało, kiedy widziałam, że jest ktoś o pamięta o tej staruszce Sophie. XD I prezent na asku-nie spodziewałam się. :)</i><br />
<i>Nie zapominajmy o mojej Olci, która oczywiście musiała koniecznie napisać o tym na blogu. :P I tak Cię kocham. <3</i><br />
<i>I o Tej przez, którą się prawie wzruszyłam. Ty wiesz, że to o Tobie c'nie. <3 Te amo. ;* </i><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-vuKh_QoGLwY/U3j7DKJ_MkI/AAAAAAAABEs/tIeOIIcuCcc/s1600/3313163.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-vuKh_QoGLwY/U3j7DKJ_MkI/AAAAAAAABEs/tIeOIIcuCcc/s1600/3313163.gif" height="186" width="320" /></a></div>
<br />
Kiedy słońce chowa się za horyzontem, a noc otula swoją
samotnością, chowamy głowę w miękką poduszkę i toniemy we własnych
myślach, marzeniach, planach. Często, zastanawiając się, co kryje się w
ciemnościach.<br />
Czy tam, w lewym kącie pokoju, coś czyha? Czy szafa jest wolna od strasznych kreatur, których baliśmy się w dzieciństwie? Czy jesteśmy bezpieczni, tutaj we własnym łóżku?<br />
Czy czające się na nas potwory, nie mają innej postaci?<br />
Niewidocznej, groźniejszej. Gorszej.<br />
Nie możemy ich zobaczyć, ani dotknąć. Możemy je czuć. Czasem zbyt mocno. <br />
Uczucia. Niewidzialne zło w czystej, piekielnej postaci. <br />
To one zabijają w nas wszystko, co dobre. Prawie zawsze to one są największym przekleństwem naszej ziemskiej egzystencji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Może lepiej nie wiedzieć? Może to, co się przed nami chowa, ukrywa się z jakiegoś powodu? W końcu one niszczą śmiech i zabiją życie. Zabierają światło, którego tak bardzo potrzebujemy. Niszczy nas, częściowo. Ale to tych słabych zabiera w całości. Ich <i>powinniśmy</i> chronić. Zadbać o ich delikatnego ducha, łamliwe serce, trudne charaktery, zmiażdżone uczucia. To oni. Oni są najbardziej bezbronni. </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
POWINNIŚMY. </div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak tego nie robimy. Ludzie, którzy są krusi i zostają bez nikogo. Stawiają czoło swoim lekom, ciemności, nie mając kogokolwiek, żeby chodziarz potrzymał ich za rękę. Brak najbardziej błahych gestów, wywiera na nich największe piętno. Coś, co powinno trzymać przy życiu, wyrządza tylko krzywdę, rani. </div>
<div style="text-align: justify;">
Samotność jest ich największym przekleństwem, rzadko największą siłą. Ale cuda się zdarzają, nawet te najbardziej nieprawdopodobne, dotyczące ludzkiego wnętrza. Bo w końcu... Kto, jeżeli nie my, jesteśmy największa zagadką świata? </div>
<div style="text-align: justify;">
Nadzieja, że za tymi wszystkimi okropieństwami lśni promień nadziei jest czegoś warta? Czegokolwiek? </div>
<div style="text-align: justify;">
Tysiące pytań, bez żadnych odpowiedzi. Jedna rozstrzygnięta zagadka, postawi przed nami setki innych. </div>
<div style="text-align: justify;">
Sens wszechświata w ogóle istnieje? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div style="text-align: justify;">
Serce po cichu wyrywało się ku jasności.</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Czuło, że będzie dobra, dziwne. Jego głos zawsze mylił wszystkich dookoła. Zwabiał w ciemne zakamarki naszych uczuć, tych najgorszych. </div>
<div style="text-align: justify;">
Można nadszedł ten dzień, w którym to nie rozum zachowuje się rozsądnie? A miłość potrafi uleczyć wszystkie złamane serca?</div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Buenos Aires było urokliwe w każdym zakątku. Stare i te nowsze uliczki w swojej paradzie różności konkurowały o jak najlepsze pierwsze wrażenie. Szklane dziwi, kolorowe wejścia, wystawy pełne... Wszystkiego! Od ciuchów zaczynając, kończąc na nieidentyfikowanych przedmiotach o ciekawym kształcie. Urok opanowywał serca ciekawskich turystów, z którym od maleńkości mierzą się rodowici mieszkańcy tego miejsca. Trzeba przyznać, to bardzo przyjemna walka, zwłaszcza, mając dookoła tyle piękna. Codzienne smutki rozświetlało gorące słońce, a nocą zastępował je błyszczący księżyc, przyklejony do nieba z niezwykłą ostrożnością. Ktokolwiek go tam umieścił, uwielbiał przylepiać dookoła miliony małych diamentów, zwanych gwiazdami. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nawet deszcz wydawał się tutaj weselszy, a ciemne chmury nie miały większego znaczenia. Były tylko odmianą, której każdy potrzebuje. Ale nawet wtedy, miasto uśmiechało się do wszystkich. </div>
<div style="text-align: justify;">
Stolica Argentyny zachwycała, od zawsze i na zawsze. Szyk i oryginalność
tego miejsca nie były to podrobienia. Tylko tutaj, prawdziwa muzyka,
grała w duszach prawdziwych ludzi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Idealne miejsce do szczęśliwego życia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale czy, aby czuć się spełnionym potrzeba perfekcyjnego otoczenia? <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-6zLTBln8Ffo/U3faYnmhDdI/AAAAAAAABEY/widIS9sQ6LU/s1600/ae806046aef49855_thumb_temp22153611372187501.xxxlarge.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-6zLTBln8Ffo/U3faYnmhDdI/AAAAAAAABEY/widIS9sQ6LU/s1600/ae806046aef49855_thumb_temp22153611372187501.xxxlarge.jpg" height="200" width="200" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W tym ogromnym tłoku ludzi, wieżowców, muzeów, parków i sklepów, znajdował się jeden, zwyczajny dom. Niewyróżniający się niczym. Pospolity, ale znaczący wszystko dla pewnego małego sześciolatka. <br />
Był biały, stosunkowo, jak białe mogą być ściany w wiecznych upałach, wymieszanych z obfitymi deszczami. Kolor i argentyński klimat, nie przypadły sobie do gustu. Ale jednak budynek nie tracił na nim swojego ciepłego uroku. Co było rzeczą ogromnie paradoksalną dla Adriana, ten chłodny, zimny kolor od zawsze kojarzył mu się z zimą. A zima nie jest przyjemna pod względem temperatury (On tym bardziej nienawidził tej pory roku. Był stuprocentowym zmarzluchem, po wujku.), więc miłe i kojące skojarzenia, według niego były bezsensu. Ale jednak były i w gruncie rzeczy całkiem mu się podobały. Całkiem, bo jednak zieleń wydawała się mu o wiele bardziej na miejscu. Najlepiej taka jak w jego pokoju, miał do niej słabość. Dość wyjątkową, skrywającą jeden z zakamarków jego ciekawskiej duszy.<br />
Będzie kimś wielkim.<br />
Tak napisano w gwiazdach. Sam tak postanowił. Nie ważne kiedy, ale wiedział, że będą musieli być z niego dumni. Mama, Tata i Wujek, w dalekiej (na razie_ przyszłości będą bić mu brawo, stojąc obok niego w ważnym dniu, którego data i przebieg jeszcze nie były mu znane. Jeszcze. Ale kiedyś musiał nastąpić i miał szczerą nadzieje, że Ciocia Violetta również tam będzie. Polubił ją, nie zwracał uwagi na jej sławę, na piękny głos, śpiewający jej kołysanki w ostatnim czasie. Violetta Castillo-piosenkarka, która niespodziewanie okazała się piękną, nierozkwitniętą różą. Adrian został jej wodą, Leon jej słońcem, aby mogła rozwinąć się w całej swej okazałości.<br />
Mały nie musiał się zastanawiać czy ten zawiły proces się uda. Już przynosiły efekty.<br />
<br />
-Synku kończ zabawę, czas do domu!-Leżał na trawie, patrząc w niebo. Można to nazwać zabawą?<br />
Nie protestując jednak zbytnio, przywołał do siebie swego kompana i z niekrytą radością po udanym dniu, wesołym krokiem podążył ku głosowi swojej mamy.<br />
Włosy Adriana nie uwolniły się od spotkania z ukochaną blondynką, kiedy przeszedł przez próg szklanych drzwi. Mruknął coś i oburzony powędrował do taty, który kończył wkładanie naczyń po kolacji do zmywarki. Dość przyjemna robota. <br />
-Czyżby ktoś ruszył twoją grzywkę?-Znał ten ból, aż za dobrze.<br />
-Taaato, zlobisz mi kakałko, aby ulecyć moje oblazone seldusko?- Chcąc zaspokoić synowskie fochy bez ociągania zabrał się za przygotowanie ciepłego napoju. Tymczasem najmłodszy z rodziny Cortezów powędrował do salonu, w którym zobaczył szczeniaka, wylegującego się na miękkim dywanie.<br />
Przytulił się do Zafiro.</div>
Świat u boku przyjaciela, nie wydawał się ani trochę straszny. <br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Park, zachwycający swą zielenią, przyciągał do siebie niezliczoną ilość ludzi, kochających świeże powietrze. W Buenos Aires, nie było to rzadkością. Jedno z najwspanialszych miejsc w mieście zawsze było pełne gości.<br />
Kryło się tam tylko kilka opustoszałych zakątków i kryjówek, o których wiedzieli tylko wybrani. Tajemniczość tych niewielkich skwerów, nie znikała z biegiem lat, owiała się tylko niezliczoną ilością miejskich legend. <br />
Dzień (Choć zbliżał się ku końcowi, co za tym idzie, ochładzał się.) był ciepły, naprawdę przyjemny. Pogoda, zapewniając dodatkowy komfort spacerowiczom, od czasu do czasu z swoich objęć wypuszczała zimny wiatr. Oplatał krótkim chłodem rozgrzane ciała, uprzyjemniając im krótką wędrówkę w otoczeniu drzew niemal sięgających nieba. <br />
<br />
Z radosnymi wypiekami na twarzy; z ich dziewczęcą urodą; z niesamowitą gracją; z najlepszą przyjaciółką szły szerokimi, parkowymi ścieżkami. Po bardzo obfitym posiłku, a raczej maniakalnym pożeraniem <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-zqobAuY-2MY/U3j83q5s2iI/AAAAAAAABE4/R250EgEJEvM/s1600/naty13.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-zqobAuY-2MY/U3j83q5s2iI/AAAAAAAABE4/R250EgEJEvM/s1600/naty13.jpg" height="159" width="200" /></a></div>
słodyczy, przejście obok tysięcy zjawiskowych kwiatów i czasem aż rażącej w oczy zielonej trawy, wydawało się idealnym pomysłem. I rzeczywiście takim było. <br />
-Vilu, ja wszystko rozumiem.-Odezwała się Natalia, zagłuszając śpiew ptaków i krzyki bawiących się dzieci. Jej głos jednak, był tak przyjemny, a ton zaciekawiony, że gniewając się na nią za tak oczywiste pytanie, Violettę dopadłyby wyrzuty sumienia, już i tak zbyt często ją nękające.-Pojechaliście w góry z małym, okej. Ale o co chodzi z tymi artykułami o Leonie w gazetach? I dlaczego jest w to zamieszana twoja menadżerka?- Lawina pytań wypłynęła z jej ust. <br />
-Dlaczego zadajesz pytania skoro jeszcze nawet do połowy opowieści nie doszłyśmy?-uśmiechnęła się blado.-Na wszystko nadejdzie czas-Violetta westchnęła.-Góry, kochanie. Teraz góry.<br />
Ciąg dalszy historii się zaczął. A odpowiedzi same się odnajdą. <br />
<br />
<br />
<i>Droga wydawała się niemieć końca. Czarny asfalt wił się</i>,<i> tworząc nowe zakręty, a czasem proste odcinki.</i> <i>Omijali mnóstwo samochodów, a w nich całe rodziny, spieszących się biznesmenów, par i innych wędrowców. Wszyscy dorzyli do celu, który znali tylko oni sami. Niekórzy widzieli już koniec podróży, dla innych, dopiero się zaczynała. Cel w każdym wypadku, był wart wysiłku?</i><br />
<i>Kiedy Buenos Aires znalazło się tuż za nimi, ręka Leona w magiczny sposób natrafiła na pewien guzik. I wtedy rozlega się muzyka. Z radia poleciała piosenka, którą Verdas uwielbiał. Dość stara, jeszcze z czasów Studia. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<blockquote class="tr_bq">
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
'Never made it as a wise man <br />
I couldn't cut it as a poor man stealin' </div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<i>Pierwsze słowa wymrukiwał. Nie śpiewał odkąd ukończył szkołę. Bał się spróbować, wydobyć z siebie choć najmniejszy pisk. Zbyt wiele rzeczy mogło pójść nie tak.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: center;">
Tired of livin' like a blind man <br />
I'm sick of sight without a sense of feelin </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</blockquote>
<div style="text-align: left;">
<i>Violetta widząc jego ból, zaprzątała sobie głowę, co mogło to wywołać.</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i>I wtedy wróciło. </i></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Wszystko.</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Ze zdwojoną siłą. </i></div>
<div style="text-align: left;">
<br />
<i>To jak wykorzystał jej samotność dzięki kolacji, na którą jej tata wyszedł z Esmeraldę. Jego 'ciche' wchodzenie po schodach, które obudziłoby zmarłych. Jak dotknął jej nagiego ramienia, wysuniętego spod kołdry. Ten uśmiech kiedy zobaczył jak rozpromieniła się na jego widok. Jak czule dotknął jej twarzy i delikatnie pocałował w czoło. Jak usiadł obok niej i przyległ do niej najściślej, każdym kawałkiem ciała, gładząc jej kasztanowe włosy. To z jakim entuzjazmem rozmawiali przez pół nocy, jak się śmiali, skradli szybkie całusy, wcale nieromantyczne i ani trochę namiętne. Był ich, tak po prostu.</i><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><a href="http://4.bp.blogspot.com/-TO9aumWbLGI/U3j9TGoqguI/AAAAAAAABFA/ItgAqdBNVHo/s1600/martina-stoessel-sylwester-twitter.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-TO9aumWbLGI/U3j9TGoqguI/AAAAAAAABFA/ItgAqdBNVHo/s1600/martina-stoessel-sylwester-twitter.jpg" height="158" width="200" /></a></i></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<i>Ale najbardziej zabolał widok jego oczów kiedy śpiewał jej tą piosenkę</i><i>. Miłość, która w nich się kryła była niesamowita. Patrzył się na Violette, w niesamowitym skupieniu, pożerał ją wzrokiem i grał na gitarze, jakby od tego zależało jego życie. Kochał ją, a ona jego. Ich bajka wtedy jeszcze trwała, a o końcu nie byli w stanie myśleć. </i></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<i>To była jedna z ich idealnych chwil, taka, którą nie zapomną; która
ma specjalne miejsce w ich sercach; która zawsze przyprawiała ich o miłe
dreszcze; która była jak ostatni promień słońca w najczarniejsze dni;
która była już tylko ochłapami nadziei, o równie wielkiej miłości. </i><br />
<i>Ale
to był ich dzień. ICH. Z nikim, nigdy, nie dałoby się powtórzyć tego w
jakikolwiek sposób. Wszelkie próby skończyłby się nieudaną imitacją.
Niczym więcej. Rzeczy idealne są nie do podrobienia. Serce zawsze pozna
marną kopię, ono zawsze zna prawdę i bije w rytm tylko jednego imienia.
Jednego. </i><br />
<blockquote class="tr_bq">
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i> </i>''These five words in my head <br />
Scream "Are we having fun yet?" </div>
<div style="text-align: center;">
[..]</div>
<div style="text-align: center;">
Yeah? Yeah*
</div>
</blockquote>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Ostatnie słowa zabrzmiały, a Violetta w końcu przypomniała sobie ten pocałunek. </i></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Pierwszy od którego ciarki przeszły jej po całym ciele. Miała wrażenie, że się pali, że Leon się pali, że temperatura w pokoju jest dziwnie wysoka. Jego warki były gorące i przyjemne, i zachłannie pożądały jej ust. Całował tak dobrze... Jak nikt inny, ani wcześniej ani później. </i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i>Uśmiechnęli się niemal w tym samym momencie. Mimo wszystko, to było miłe wspomnienie.</i></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Kiedy ostatnie słowa wypłynęły z jego ust, stał już za blatem w kuchni i szukał jakiś pozostałości soku w lodówce. Za stosami warzyw, kilkoma jogurtami pozostawionymi przez Adriana odnalazł się karton skoku marchewkowego. Wyciągnął go, porwał dwie szklanki i wrócił do Maxiego, który wciąż nie przerwanie siedział na tej samej kanapie i przetrawiał wszystko od początku wciąż, wciąż i wciąż.<br />
Ale nie było nad czym myśleć, kiedy w końcu do tego dotarł, spłonął rumieńcem. Jasnym dla niego było, że chodzi o... miłość. A teraz wystarczy czekać na koniec; na szczęśliwe zakończenie, takie jak w tych durnych komediach romantycznych Natalii, które jednak uwielbiał z nią oglądać. <br />
Tak miała skoczyć się ta opowieść, w jego założeniu, oczywiście.<br />
-Dzięki-wyrwał się z transu kiedy Leon wręczył mu wprost do ręki przezroczystą szklankę.<br />
-Coś się stało?-spytał zaniepokojony, widząc bladą twarz Maxiego. <br />
-Co? <br />
-Pytam, czy coś się stało? Max, dobrze się czujesz?-Co tu powiedzieć? Za żadne skarby nie mógł przyznać się, że myślał o ich historii, jako o czymś romantycznym. To facet, oni tak nie robią.<br />
-Co? Co? Nic.-wybełkotał pierwsze co przyszło mu na myśl.<br />
-Świetnieee. Nie masz przypadkiem gorączki?-zażartował, porywając szklankę ze stołu.<br />
-Nie sadzę, Verdas. A co chciałbyś zabawić się w pielęgniarkę?-Miło jest pośmiać się ze swoim prawdziwym przyjacielem. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<i>-Cholera!-Uderzył pięściami o kierownice. Podróż nie mogła przecież minąć bez większych niespodzianek. Zatrzymał samochód na poboczu i wysiadł z niego trzaskając drzwiami. Wkurzył się i to mocno. Violetta skinęła głową na Adriana, żeby na razie nie ruszał się z miejsca i dalej kontynuował czytanie książki dla dzieci. </i><br />
<i>-Leon, co ci jest?-wyszła z pojazdu, zastanawiając się co Verdasowi uderzyło do głowy, kiedy </i><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><a href="http://2.bp.blogspot.com/-gTdlC2f8R4I/U3j9qWtrLUI/AAAAAAAABFM/5182P1M_pM4/s1600/462fe61e8bc60a52f68f0674b940a98a792b0ed2l.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-gTdlC2f8R4I/U3j9qWtrLUI/AAAAAAAABFM/5182P1M_pM4/s1600/462fe61e8bc60a52f68f0674b940a98a792b0ed2l.jpg" height="200" width="166" /></a></i></div>
<i>zobaczyła go pochylonego nad tylną oponą, zrozumiała.-Nie mamy zapasowego koła, prawda?-To było raczej stwierdzenie niż pytanie. Usiadła obok niego na piasku, krótkie spodenki, które miała na sobie, były wręcz do tego przeznaczone. Kiedy ujrzał jej długie nogi, ledwo powstrzymał się od przewietrzenia języka. </i><br />
<i>Źle na mnie działa, bardzo źle. </i><br />
<i>-Ile będziemy czekać?-usiadł obok niej. Tuż obok.</i><br />
<i>-Świetne wieści, tylko godzinę.-To były naprawdę optymistyczne wieści. Kilka minut niezręcznej ciszy, właśnie miały się skończyć.</i><br />
<i>Szturchnął ją łokciem. Nie pozostała mu dłużna. Zaczęli się przepychać, zupełnie jak dzieci w przedszkolu. </i><br />
<i>Słysząc kilka pisków cioci i krzyków wujka, Adrian wyskoczył z samochodu. Miał nadzieje na jakieś bohaterskie zadanie to wykonania. Marzył o zostaniu superbohaterem. Oczywiście, to jemu spośród milionów małych chłopczyków miało się to udać. Ku jemu rozczarowaniu zastał tylko śmiejących się Violette i Leona. Zupełnie nie obchodziło go dlaczego leżą na piasku i śmieją się jak idioci. Miał głęboko gdzieś dlaczego stoją na poboczu. Chciał ich uratować. Oburzony, odwrócił się na pięcie i wrócił do niebieskiego auta. </i><br />
<i>Niech utopią się w tym piasku.</i><br />
<i>A oni tonęli, ze śmiechu. Jego 'żądanie' było blisko spełnienia.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Może miłość naprawdę potrafi uleczyć złamane serce? </div>
__________________________<br />
*Piosenka <a href="https://www.youtube.com/watch?v=1cQh1ccqu8M" target="_blank">*klik*</a><br />
<br />
A oto i nadeszły wyniki mojej ciężkiej pracy, skupienia, niesłuchania pani od biologii i kilku wypitych ziołowych herbatek i kakałka. Tym razem bez użalania się nad sobą, robię postępy c'nie? :) <br />
Też Was kocham. <3<br />
I praszam za opóźnienie, znowu, ;c Jednak tym razem mój kochany pan od historii się na mnie uwziął. Serdeczne pozdrowienia dla niego. Poza tym trzeba popoprawiać oceny, więc myślę, że na początku czerwca będę miała o wiele więcej czasu na pisanie. :) <br />
<br />
I na samiutki koniec. Pamięta ktoś Tini Verdas? Otóż poprosiła mnie, żebym przekazała Wam, że jeżeli ktoś byłby zainteresowany <a href="http://they-dont-know-about-us-niewidoczna-z.blogspot.com/" target="_blank">*tutaj*</a> jest jej nowy blog. Jestem przekona, że gdzieś tutaj jacyś fani Tini sie odnajdą i wciąż będą towarzyszyć jej w bloggowej przygodzie jak dotychczas. :) <br />
<br />
A jak minął Wam dzień misiaki? Hm? Mam nadzieje, że zdecydowanie lepiej niż mi. :)<br />
Oficjalnie kończę i pozdrawiam wszystkie Sophienators. :D<br />
Kocham Was, najmocniej. <3333Unknownnoreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-8437122466272053852014-04-29T00:02:00.000+02:002014-04-29T00:02:11.735+02:00Rozdział jedenasty - 'Sekrety miłości'<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<i>Dla Tych, którzy wciąż ze mną są. ♥</i><br />
<i>Przepraszam, że musieliście tyle czekać.</i><br />
<i>Wszystko moja wina, wiem. </i><br />
<br />
Miłość, ach miłość... To takie cholernie piękne uczucie. Wszyscy jej pragną, wszyscy jej potrzebują. Jedni krzyczą, aby ich odnalazła, drudzy uciszają swoje serce. Idioci, którzy nie potrafią, okłamywać samych siebie. Myślą, że kiedy będą siedzieć cicho, strzała amora ich nie dosięgnie. Sądzą, że cierpienie może ich ominąć. Chcą, aby ich bajka była szczęśliwa od początku do końca. Zero morału, zero przygód, zero prawdy. Brak czegokolwiek. <br />
Strach towarzyszy nam zawsze, w każdym aspekcie życia. Jest chyba najwierniejszym wrogiem, który uwielbia nas dręczyć. Oczywiście, ponieważ sami mu na to pozwalamy. Denerwuję, zwodzi, niszczy nas od wewnątrz, ale sami nie mamy siły, aby zamknąć go gdzieś głęboko, bardzo głęboko, na dnie duszy, ciała... Nieistotne gdzie. Ważne, żeby odszedł. Na zawsze.<br />
Kolejny paradoks świata-strach zostanie z nami do końca, nikogo nie obchodzi jak bardzo będziesz z nim walczyć. Przegrasz. Porażka jest ci zagwarantowana od urodzenia. Jednak, starałeś się. Warto próbować na marne? Możliwe, bo to też coś znaczy.<br />
Tylko co? <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
Spójrz w lustro. Czego tak naprawdę się obawiasz?</div>
<div style="text-align: center;">
Siebie? Drugiego człowieka? Miłości?</div>
<div style="text-align: center;">
Dlaczego? </div>
<div style="text-align: center;">
Każdy może cię skrzywdzić, prawda?</div>
<div style="text-align: center;">
Zamknij oczy.</div>
<div style="text-align: center;">
Czy wszystko nie jest teraz prostsze?</div>
<div style="text-align: center;">
Podnieś powieki, głowa do góry i tak idź przez życie. </div>
<div style="text-align: center;">
Pokaż, że warto marzyć. </div>
<br />
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Lubił, bardzo lubił, wręcz kochał patrzeć na swoją żonę i syna. Widok szczęśliwych osób, które bez pamięci skradły jego serce był jego napędem, od wielu lat. Właściwie odkąd zobaczył Carmen po raz pierwszy, niewidzialne nici przeznaczenia złączyły ich ze sobą na zawsze. Wystarczyło iść po nich do celu, powoli, z nutką cierpliwości. Wierzyć w swoje uczucia, okazywać je i o nie dbać, jak o najcenniejszy skarb, którym są w rzeczywistości dla ludzi najbardziej wartościowych, najlepszych; dla najpiękniejszej elity naszego świata; dla osób zdolnych do miłości. <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-1O8oIJT1S1w/U1554BT9M7I/AAAAAAAAA9I/EBjG35Ko3pY/s1600/Paul-wesley-67987605.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-1O8oIJT1S1w/U1554BT9M7I/AAAAAAAAA9I/EBjG35Ko3pY/s1600/Paul-wesley-67987605.jpg" height="320" width="261" /></a></div>
Tak przez całe życie, bo miłość nie ma końca. I to w niej jest najpiękniejsze.<br />
Razem, jak rodzina siedzieli w zielonym pokoju Adriana, bawiąc się z nowym zwierzakiem. A raczej małżeństwo podziwiało swoje ukochane dziecko i jego małego przyjaciela. Urocza scena, której towarzyszyły wesołe chichoty i uśmiechy. Prawdziwe, przez nikogo nie wymuszone szczęście. <br />
Jorge pogłaskał Zafiro, odbierając go z kolan syna i wręczył psiaka żonie. Skradł jej szybkiego całusa w usta. Niezbyt namiętnego, był dokładnie taki jak każdego ranka, kiedy obydwoje dopiero co otwierają oczy i pierwszą rzeczą jaką widzą jest ich największa miłość, którą pragnę przywitać tak pozornie tak błahą czynnością, jaką jest zwykły pocałunek. Pozornie, a znaczącą dla nich więcej niż wszystkie skarby świata.<br />
Cortez porwał swojego syna za rękę i z łatwością przerzucił go przez prawe ramię. Gdyby znajdowali się gdzie indziej (bodajże w parku) niektórzy pewnie uznaliby to za udaną próbę porwania.<br />
Ach, ta ludzka wyobraźnia.<br />
Mały na początku wiercił się na tyle, żeby zwalić ojcu okulary w czarnych oprawkach, które Jorge założył na nos, żeby pozbyć się znienawidzonych przez niego szkieł kontaktowych. Nie mniej jednak-widząc trochę gorzej niż zazwyczaj dotarł do miejsca, które przeznaczył sobie za cel od początku-kuchni. Ulubionym miejscu głowy rodziny.<br />
Biało-brązowe meble sprawiały, że pomieszczenie wydawało się ciepłe i przytulne, tak, jak cały dwupiętrowy dom, który był tylko ich, od zawsze i na zawsze. <br />
Szatyn postawił Adriana, przed zlewem i natychmiast zaczął wydawać mu polecenia.<br />
Wszystko jasne, będę gotować kolacje.<br />
<i><br /></i>
<i>Po kilkunastu minutach, ciężkich, kuchennych bojów... </i><br />
<br />
-A co moi ukochani tutaj kombinują?- Weszła do kuchni z gracją tancerki baletowej. Spojrzała z ciekawością na blad, który obfiował w przeróżne produkty- warzywa, owoce, gdzieniegdzie piętrzyły się stosy przeróżnych serów i czerwony sos. Cokolwiek gotowali, prędzej czy później musiało zacząć wyglądać jak gotowe danie. A w ich wykonaniu, musiało smakować przepysznie. <br />
Korzystając z okazji, kiedy Adrian stał odwrócony do rodziców, sięgając przyprawy z półki, żona Jorge przycisnęła ukochanego do blatu i po raz kolejny zatonęła w jego namiętnym pocałunku. <br />
Walka o Carmen była najlepszą decyzją jego życia, upewniał się w tym za każdym razem, kiedy tylko na nią patrzył. Była warta wszystkiego. <br />
<br />
<br />
<i>Otwarta, fioletowa walizka grzecznie spoczywała na środku dużego łóżka Violetty. Adrian z ogromnym zadowoleniem wymalowanym na okrągłej buzi, siedział spokojnie przy oparciu łózka, wytrzeszczając oczy i nie dowierzając. Calutki pokój był wypełniony ubraniami. (To w ogóle możliwe mieć ich aż tyle w szafie?) Ciuchy porozrzucane były dokładnie</i> <i>wszędzie. Zarys podłogi ledwo się przez nie przedzierał, o dywanie, nie wspominając. Niebieskiej lampy, która stała na drewnianej etażerce obok łóżka, praktycznie nie było widać. Praktycznie, bo spod warstwy spódniczek Castillo pięciolatek dojrzał słabe światło. Czyli jednak wciąż tam była. Roślina, o niezidentyfikowanej nazwie wyglądała jak sklepowy wieszak. Kilka bluzek idealnie się na niej odnalazło. Wszystkie pary spodni (a było ich stosunkowo nie wiele, porównując na przykład do ilości szpilek, które zajmowały naprawdę sporą przestrzeń małej garderoby) przewiesiła na płaskim telewizorze, który zdążyła kupić dwa dni temu. Jeszcze ani razu go nie używała, co ani trochę nie przeszkadzało, aby przygotować na nim kolejną wystawę. Gdyby jednak powrót na scene po owocnym urlopie, okazał się kompletnym nie wypałem - bez żadnych obaw sama mogłaby otworzyć sklep z ubraniami. Może stos nikomu nie potrzebnych, balowych sukienek w końcu na coś by się przydał? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Okręciła się, podziwiając rozmach bałaganu. 'W zyciu ciocia się nie spakuje.'-pomyślał Adrian i zupełnie niezauważenie wyszedł, po raz kolejny ułatwiając życie przeznaczeniu. Miło mieć takiego pomocnika. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Violetta podeszła ociężale do łóżka-zwaliła z niego wszystko, nie oszczędzając nawet walizki i położyła się bezwiednie. Nienawidziła się pakować. Dzięki licznym wyjazdom zawsze traktowała to jako najgorszy punkt swojej kariery. Ale jej nie ma, przynajmniej na razie. Czyżby spotkała ją idealna okazja na zmianę nastawienia? Podniosła się leniwie, na chudych jak patyki rękach. Rozpuszczone włosy zadziornie opadły jej na czoło, przysłaniając widok. Na jej (nie) szczęście zdążyła zobaczyć wystarczająco, aby z powrotem zanurzyć głowę w pościeli. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Chyba wciąż będzie tego nienawidzić. Niektóre rzeczy jednak nigdy się nie zmienią. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<i>-Chcesz się wykończyć?-w drzwiach pojawi się wybawiciel, trzymając za rękę małego chłopaka. Uciszyła Leona machnięciem ręki. Nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem. Starała się stłumić śmiech, ale po usilnych próbach, podała się. Ten chichot był inny. Od wieków nie radowała się tak autentycznie. Porwała najbliżej leżącą na podłodze rzecz i rzuciła nią w Verdasa. </i><br />
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-y7BaIbZhHSs/U156X3HJPaI/AAAAAAAAA9Q/ZU_HlbtkdXc/s1600/tumblr_inline_n36mp2tRp51roy8k5.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-y7BaIbZhHSs/U156X3HJPaI/AAAAAAAAA9Q/ZU_HlbtkdXc/s1600/tumblr_inline_n36mp2tRp51roy8k5.png" /></a><i>Była naprawdę szczęśliwa. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Złapał ją bez najmniejszego trudu. Niemal natychmiast odrzucił czerwoną sukienkę, która tkwiła w jego ręce. Kreacja wylądowała na głowie szatynki, powodując jeszcze większy nieład. Ale tak było dobrze. Adrian, po raz kolejny tego dnia, wyszedł do kuchni niezauważony. Miał wyczucie czasu. Jak na pięciolatka wręcz doskonałe. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Leon też był dziwnie szczęśliwy. </i><br />
<i>Zgrabnym ruchem ominął przeszkody i znalazł się na łóżku. Usiadł na skraju, czekając na reakcje szatynki. </i><br />
<i>Vilu wcale się nie poruszyła. Serce prawie wyskoczyło jej z piersi. Dla niej, świat powoli przestawał istnieć. Dla niego, nie był nic oprócz szatynki. Odgarnął niesforne kosmyki z jej uśmiechniętej buzi. Leon poczuł dziwną fale gorąca, jakby opanował go żywy ogień. Czuł, że nie wytrzyma. Czuł, że już nie zdoła się opanować. Czuł, że jeżeli tego nie zrobi, będzie krwawić z tęsknoty za jej ustami. Tyle lat, tyle czasu minęło odkąd pocałował ją po raz ostatni. To bolało. Świadomość, że nie mógł jej dotknąć, porozmawiać z nią, nawet na nią popatrzeć, była dla szatyna nocą bez końca, bez najmniejszego blasku nadziei; zaćmieniem jego życia; drogą bez powrotu. </i><br />
<i> Wtedy odnalazł kres swojej wędrówki. Violetta wróciła do domu. Była na wyciągniecie ręki, tuż obok, tuż przed nim. Dlaczego nie skorzystać z takiej okazji? </i><br />
<i> Spojrzał w jej oczy. W czekoladowych tęczówkach kryła się przeszłość. Jego złamana obietnica, jej cierpienie. Przejrzał ją, oczywiście. Leon zawsze potrafił to zrobić. Z jakiegoś powody wiedział bez żadnych słów, o wszystkich nieprzespanych nocach Violetty, o każdej wylanej przez niego łzie, o sercu połamanym na tysiące kawałków, o koszmarach, dręczących ją przez okrągły rok o jednym i najgorszym pytaniu wciąż, krążącym po jej głowię 'Dlaczego?'. Wszystko przez to, że ją zawiódł. </i><br />
<i>Obarczał siebie całą winą. Od zawsze wmawiał sobie i innym, że jedynym winowajcą jest on, tylko i wyłącznie on. Rzeczywistość zdecydowanie odbiegała od tego co myślał, mówił. Verdas doskonale zdawał sobie sprawę jaka była prawda, jak ten dzień wyglądał, jak...</i><br />
<i> </i><br />
<i> Czy kiedyś będzie potrafił przyznać się przed samym sobą, że tym razem to on nie zawinił? </i><br />
<i> </i><br />
<i>Vilu wyprostowała się i usiadła na przeciwko jego. Zadecydowała, że odległość, która ich dzieliła była zbyt duża, więc przesunęła się bliżej. Cisza wyśpiewywała swą melodię w sypialni szatynki, w której siedzieli. Nagła ochota na rozmowę przeszła im w zupełności. Było przyjemnie tak patrzeć na siebie i po prostu się uśmiechać. Za tymi uśmiechami, kryły się dwie zupełnie różne rzeczy. Leon najzwyczajniej się cieszył z jej obecności. Po mimo tego całego rozgardiaszu w pokoju, nie zwracał nawet uwagi na gniazdo, które miała na głowie. W każdej chwili był gotowy wyszeptać jej jak piękna dla niego jest. Cholernie podobała mu się cała sytuacja. Może nie powinna, ale jednak. Dla Verdasa tak było naprawdę, naprawdę dobrze, wręcz idealnie, ale dla Violi... Przemawiała przez nią radość jednocześnie ze strachem. Bała się kolejnego zranienia? Kolejnego kłamstwa? Kolejnej złamanej obietnicy? </i><br />
<i> Jednak gdzieś w środku (nie tak głęboko jak mogłoby się wydawać, wręcz tuż na powierzchni) jej podobało się to jeszcze bardziej. Niestety, obawy wciąż były wymalowane na jej twarzy.</i><br />
<i>Szatyn </i><i>rozumiał jak inny, ale czekał już zbyt długo. </i><br />
<i>Gwałtownie przysunął się bliżej. Od raju dzieliła go tylko chwila, jeden moment, jedna sekunda... </i><br />
<br />
<br />
<i>-</i>I co, pocałował cię?- Natalia wyrzuciła chusteczkę, którą wytarła kąciki ust po przepysznym lodzie, uwielbiała zajadać się takimi smakołykami. A ciążowe zachcianki były idealnym pretekstem do spożywania ich w jeszcze większych ilościach. Idealnie! </div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-obFquTMePRw/U157SGP4HaI/AAAAAAAAA9k/QPaNTL7Mp1E/s1600/tumblr_n4ok5syDuQ1txo9vno4_250.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-obFquTMePRw/U157SGP4HaI/AAAAAAAAA9k/QPaNTL7Mp1E/s1600/tumblr_n4ok5syDuQ1txo9vno4_250.gif" /></a>-Chciałabym.-skrzywiła się Castillo.-Niestety, wyczucie czasu Adriana najwyraźniej wymaga jeszcze małego dopracowania. Wpadł do pokoju i koniec naszej romantycznej chwili-przyszła pani Ponte starała się dodać otuchy przyjaciółce, problem w tym, że nawet najszczerszy uśmiech nie potrafił załatwić sytuacji.<br />
Właściwie nie wiedziała jakie słowa i gesty mogłyby pomóc w zaistniałej sytuacji. Właściwie... Violetta musiała mówić, to zawsze sprawiało, że czuła się lepiej albo gorzej, w zależności od wspomnień i uczuć jakie ukrywała. Wystarczyło dać jej tę możliwość, czekać i w razie nagłego przypływu łez, zareagować natychmiast.<br />
Nic prostszego.<br />
<br />
<br />
<i>Z pomocą Leona wszystko szło lepiej. Był prywatnym aniołem Violetty, bez którego w życiu nie dałaby sobie rady z ogarnięciem tego bałaganu. (Pomińmy fakt, że gdyby nie on wcale nie musiałby się pakować na wycieczkę w góry.) Ubrań walających się po całym pokoju nie było widać, wszystko albo pięknie układało się w walizce albo gnieździło się w przepełnionej szafie. </i><br />
<i>Sypialnia świeciła czystością, a oni byli gotowili na długą i męczącą podróż samochodem. </i><br />
<i>Czego, nie robi się dla przyjemności? </i><br />
<i>Torby (ogrom toreb) z ciuchami i jedzeniem (Verdas, przecież nie przeżyłby bez niego nawet godziny) wylądowały w bagażniku niebieskiego </i><i>Mitsubishi. Adrian jako honorowy pasażer pierwszy zajął miejsce jako pierwszy, usiadł z tyłu za fotelem wuja. Stanowczo nie mógł się doczekać, aż wyjadą z jego rodzinnego miasta. Dom był dla niego najważniejszym miejscem na Ziemi, ale nawet tak zakorzeniony pięciolatek od czasu do czasu potrzebował wakacji, w doborowym towarzystwie. </i><br />
<i>Wyjazd musiał się udać i kropka! </i><br />
<i>Małego szatyna rozpierała energia, z ogromnym uśmiechem na ustach czekał aż w końcu Leon wraz z Violettą przyjdą do auta i odjadą w siną dal. Ile można przecież zamykać drzwi do mieszkania? </i><br />
<i>Chyba, że... Na szczęście był o tyle rezolutnym dzieckiem, że nie dokończył tej myśli. Nie w głowie mu jeszcze takie rzeczy.Pomijając wyobrażenia siostrzeńca Verdasa, 'ciocia' i wujek zjawili się dosłownie minute później. Dzieląc z nim euforie, czując w środku, że te wakacje będę magiczne. Najlepsze ze wszystkich. </i><br />
<i>W sumie pierwsze odkąd... Od czasów, których żaden z nich nie chce pamiętać. </i><br />
<i> Leon włożył kluczyki do stacyjki, spojrzał ostatni raz na piękną dziewczynę, siedzącą obok, włączył radio i ruszył przed siebie, tak jak podpowiadało mu GPS. </i><br />
<br />
<i> I tak rozpoczęła się podróż, która miała zmienić wszystko...</i><br />
<i><br /></i>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i></i>Nie ma szczęścia bez miłości, ale istnieje miłość bez szczęścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Życiowa sprawiedliwość nie istnieje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-Zh-JRS_AIMs/U157TvrBCkI/AAAAAAAAA9w/NppO_wFE-6Y/s1600/tumblr_n4qy7p5RXq1sqg594o2_1280.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-Zh-JRS_AIMs/U157TvrBCkI/AAAAAAAAA9w/NppO_wFE-6Y/s1600/tumblr_n4qy7p5RXq1sqg594o2_1280.jpg" height="320" width="218" /></a>-Jesteś pewien, że ją kochasz? Że to nie skończy się tak jak wcześniej? Że to prawdziwa miłość? -spytał Maxi, patrząc na Leona, który dzielenie wypatrywał czegoś przez okno. Obserwował jakiś punkt, zupełnie niedaleko. Coś tuż przed dobą. Patrzył... Patrzył na siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Próbował dostrzec w swoim odbiciu prawdę, która kryła się w sercu. Tylko tam mógł kochać. Tam było miejsce na miłość. Tam krył się sekret uczuć. Czy go odkryje? </div>
<div style="text-align: justify;">
Prawdziwa miłość musi być odwzajemniona, podpowiadał mu wewnętrzny głos albo serce albo nadzieja. Coś, czemu wiedział, że może zaufać.</div>
<div style="text-align: justify;">
-To zależy-położył rękę na brodzie, pewnie wydawało my się, że przez to będzie wyglądać inteligentniej. Całkiem możliwe, że mu się udało.-Jak myślisz, czy Violetta czuje do mnie to samo?<br />
Brunet milczał. Czasem wydaje się to o wiele lepszym rozwiązaniem niż wypowiedzenie słów, które nigdy nie będę wystarczająco dobre. Jednak czasem cisza rani. Leonowi zostawiła dziurę w sercu. Wpierw łamiąc je po raz kolejny, na coraz mniejsze kawałki, znowu zmuszając je do wylewania krwawych łez.<br />
Słusznie? </div>
<br />
<br />
*********<br />
Możecie mnie udusić. Znowu przekładałam w nieskończoność i znowu jestem za to na siebie wściekła. Mało tego znowu nie potrafiłam nic napisać. Tak czy inaczej wyszła mi kolejna katastrofa, którą jednak postanowiłam się z Wami podzielić, możecie sobie przy okazji wypalić oczy. xD <br />
Ale mam do Was małą prośbę. :) <br />
<a href="http://amor-musica-pasion-violetta.blogspot.com/" target="_blank"> http://amor-musica-pasion-violetta.blogspot.com/</a> Zajrzyjcie w link, może pozostawicie coś po sobie? Ola<br />
na pewno się ucieszy. :) <br />
<a href="http://violetta-about-italians.blogspot.com/" target="_blank"> http://violetta-about-italians.blogspot.com/</a> Tymczasem do Fruci też zapraszam. :) <br />
<br />
Nowy wygląd. Niespodzianka. Nawet dla mnie. :D Wielkanocny prezent od Shoty, za który serdecznie dziękuję.♥<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-64065205327528297552014-04-18T03:45:00.000+02:002014-04-18T03:47:49.474+02:00Miniaturka-'Tęskniłem'<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-GmjgeWSH8NQ/U1BeFfBwfqI/AAAAAAAAA8M/STXXcVIYrPQ/s1600/tumblr_n35vb3s7TP1tu1veao1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-GmjgeWSH8NQ/U1BeFfBwfqI/AAAAAAAAA8M/STXXcVIYrPQ/s1600/tumblr_n35vb3s7TP1tu1veao1_500.gif" height="177" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
Takie sobie tam krótkie wypociny. ;3 </div>
<div style="text-align: center;">
Nie przestraszcie się. <3</div>
<div style="text-align: center;">
W każdym bądź razie dedykuję wszystkim zakochanym. Na sentymenty mnie wzięło. XD </div>
<div style="text-align: center;">
Nie ważne, idę spać. Dobranoc. ♥</div>
<br />
<br />
Przez cały dzień nie potrafiłem się skupić. Chodziłem, jeździłem nawet mówiłem jak głupek. Jednak w ogóle mi to nie przeszkadzało-wręcz przeciwnie. Uśmiechałem się do wszystkich dookoła-pewnie mieli mnie za idiotę. Ich ograniczone umysły, nie potrafiły wyobrazić sobie, że jestem zakochanym idiotą. Ale to nie ich wina. Skąd niby mieli wiedzieć, że moje serce wypełnia nieokiełznana radość i szczęście? Nikt z nich nie znał mnie na tyle dobrze, aby wiedzieć co mi w duszy gra. Nic nie mogłem poradzić na moje dziwne zachowanie. Pod nosem cały czas na zmianę nuciłem jakieś romantyczne, idealistyczne piosenki. Wydawały mi się takie... Takie prawdzie. Ociekały sentymentami, czasem smutkiem z dużą domieszką kiczu. Wszystko, aby zranione życiem dwunastolatki mogły dać upust emocjom, płacząc przy niej po swojej wielkiej, utraconej miłości.<br />
<br />
Powinienem wyśmiać sam siebie. Jedyne ckliwe teksty jakie przechodziły przez moje gardło, to piosenki, które sam napisałem. Były ich aż, albo tylko dwie. Dlaczego? Bo doskonale rozumiałem ich intencje, przesłanie. Melodia, słowa, wszystko w nich było szczere. I całkowicie oddane mojej ukochanej. Często z ich powodu dobijałem sam siebie. Szczerze nienawidziłem sentymentalnych pierdół. Typ cukierkowatego chłoptasia z gitarką był mi równie obcy co księżyc. Kiedy widziałem tych wszystkich lalusiów, kupujących kwiaty, śpiewających serenady pod balkonem... Nigdy nie rozumiałem, co dziewczyny widzą w takich mięczakach. Sam jeździłem na motorze, grałem, śpiewałem... I niestety nie mogłem odpędzić się od nachalnych lasek. Wysoce irytujące, na dłuższą metę.<br />
<br />
A potem. Ach. Potem poznałem JĄ. W niczym nie przypominała mojego ideału. Wiecznie się uśmiechała, czym na początku naszej znajomości, szalenie mnie irytowała. Kiedy ujrzałem ją po raz pierwszy w różowej sukience, podkreślającej jej idealną figurę, pomyślałem, że to będzie kolejna niczym nie wyróżniająca się szesnastolatka. Spodziewałem się, jej marzycielskiej natury, własnego wyidealizowanego świata. I miałem racje, ale cała reszta...<br />
Była krucha, zdecydowanie zbyt delikatna, ale pewnego wieczoru pomyślałem, że chciałbym otoczyć ją ramionami i chronić przed resztą świata. Nie zastanawiałem się długo, chodziła do Studio od paru miesięcy, a ja z każdym dniem poznawałem ją coraz lepiej, po pewnym czasie zaczęła wydawać mi się idealna. Nim się obejrzałem, wiedziała o mnie więcej niż mój własny brat. Choć wcale tego nie chciałem, czytała ze mnie jak z otwartej księgi. Działała na mnie jak narkotyk; odurzała słodkim zapachem perfum; hipnotyzowała uroczym śmiechem. Oczy same na nią patrzyły, nigdy nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Aż w końcu zrobiłem to. Bez najmniejszego ostrzeżenia, zawahania.<br />
Poniekąd, nie można nawet nazwać tego randką. Podczas przerwy na lunch w Studio, zaciągnąłem ją do najcichszej sali, w której znajdował się fortepian. Przycisnąłem ją do ściany i zgłupiałem do reszty. Jedną rękę położyłem tuż obok jej głowy, podpierałem się nią. Drugą, na jej biodrze. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Od środka rozpalił mnie ogień. Miałem wrażenie, że pod wpływem jej pełnego namiętności wzroku spłonę, tak po prostu. Uśmiechała się zalotnie. Niemiłosiernie zbiło mnie to z tropu. W pewnym momencie, stałem nieruchomo, zupełnie mnie zamurowało. Byłem dosłownie dwa centymetry od jej pełnych ust, ale nie mogłem. Za cholerę nie wiedziałem co ze mną jest nie tak. Wtedy ONA wyszeptała, wprost w moje usta jedno słowo. 'Idiota'. Ostatnie co pamiętam to smak jej błyszczyka. <br />
<br />
Nawet moi przyjaciele wydawali się całkowicie zdziwieni moją euforią. Maxi i Andres, z którymi miałem dzisiaj trening piłki nożnej, patrzyli na mnie jakbym przybył z Marsa. Mieli do tego pełne prawo. Grałem jak skończony kretyn. Ledwo potrafiłem kopnąć piłkę, nie mówiąc już o odebraniu jej przeciwnikowi. Krótko mówiąc, dostało mi się. Myślałem, że chodziarz dziewczyny będą wiedziały, o co mi chodzi, ale one zachowywały się jeszcze gorzej.<br />
Naty i Fran za namową chłopaków wyciągnęły mnie do parku, usilnie, próbując wydusić ze mnie jakąkolwiek informacje. Ale ja byłem nie ugięty. Jak mogły zapomnieć? Gdyby ona się dowiedziała. Postanowiłem, że pod żadnym pozorem moja ukochana się o tym nie dowie. Nie dość, że byłoby jej przykro to jeszcze jej przyjaciółki, zapasłyby się ze wstydu pod ziemie. Czasem lepiej unikać, nie potrzebnych kłótni. A ja to właśnie miałem zamiar zrobić. <br />
<br />
Od rana tryskałem energią. Otworzyłem oczy zaraz, kiedy słońce wdarło się przez zasłony. Normalnie, odwróciłbym się na drugi bok, zakrył kołdrą i dla lepszego efektu, zarzucił na głowę poduszkę. Pospałbym jeszcze z piętnaście minut, a potem przypominając sobie o treningu z Larą, wyskoczyłbym z prędkością światła z łóżka, obiecując sobie, że następnym razem wstanę na czas. Kiedy miałbym na sobie ubranie, które zawsze przygotowywałem wieczorem, żeby rano nie wyciągać z szafy na oślep (Jakby to wyglądało gdybym założył shorty do koszuli?), na złamanie karku popędziłbym do kuchni na szybkie śniadanie, czekające na mnie w pustej kuchni. Gosposia moich rodziców, zawsze miała lepsze rzeczy do roboty niż dotrzymywanie mi towarzystwa przy jedzeniu. Szkoda, bo bardzo lubiłem z nią rozmawiać, a raczej słuchać jej monologów. Wracając, kiedy cała zawartość talerza, miski, czy z czego tam jadłem, znajdowała się w odpowiednim miejscu, zabierając kluczyki z komody w salonie, wylatywałem z domu po motor-zwykle stojący na podjeździe. Z kaskiem na głowie i mentalnym przygotowaniem na wrzaski Lary, jechałbym na tor. Tak, jak przez całe wakacje. Ale nie dzisiaj. Dzisiejszy dzień był inny, lepszy.<br />
<br />
Spojrzałem na zegarek. Violetta za pół godziny będzie na lotnisku. W końcu! Po dwóch miesiącach pobytu u babci w Madrycie, wraca do domu, do mnie. Chciałem przyspieszyć czas, ale jak na złość-stanął dla mnie w miejscu. Kiedy pomyślałem, że znów będę mógł ją dotknąć, pocałować. Nie wytrzymywałem. W życiu nie czułem się bardziej szczęśliwy. Miałem ochotę skakać, krzyczeć, śpiewać, tańczyć. Robić dosłownie wszystko. Patrzyłem na jej cudowne zdjęcia, śliczną twarz i całkowicie się zatraciłem. Po dziesięciu minutach oprzytomniałem.Za kilka chwil mogę przecież mieć ją na żywo, prawda? <br />
Jednak nie było innej opcji. Spóźnię się.<br />
Jako rezolutny chłopak, pożyczyłem od ojca samochód. German zaufał mi na tyle, że mogę przywieść jego skarb do domu. Nie będę ryzykował. Póki mam coś jeszcze w głowie, nie dopuszczę, aby zobaczył swoją córkę na motorze. Chce jeszcze trochę pożyć. Zresztą, mam dla kogo.<br />
<br />
Żeby załagodzić sytuacje mojego spóźnienia (Oczywiście, nie mogę powiedzieć jej prawdy i powiedzieć, że zagapiłem się na jej zdjęcia.), postanowiłem zahaczyć o kwiaciarnie. Bukiet białych róż, będzie idealny. Wiedziałem, że jej się spodobają, a ja kocham jej uśmiech. O zgrozo! Kupuję kwiaty <strike>dziewczynie </strike>miłości mojego życia.<br />
Ale nikt nie zasługuję na nie bardziej niż ona.Od czasu do czasu mogę zachować się jak kretyński romantyk. <br />
<br />
Powitanie zaskoczyło mnie niezwykle miło. W życiu nie powiedziałbym, że Violetta tak po prostu się na mnie rzuci. Nienawidziła, kiedy całowałem ją w miejscu publicznym. A tymczasem sama się do mnie przyssała. Boże, nie wyobrażasz sobie jak mi jej brakowało. Ciepłe, wilgotne wargi smakowały lepiej niż zwykłe. Przyjemne ciepło rozeszło się po całym ciele. Naprawdę, cholernie mi jej brakowało. Nienawidziłem kiedy opuszczała mnie choć na jeden dzień. Ale dwa miesiące... Czułem się pusty. Jakby spakowała moje serce i zabrała ze sobą. Z nią było bezpieczne, ale dużo lepiej czuje się kiedy jest na swoim miejscu. Razem z nią.<br />
Przycisnąłem rozpalony policzek do jej włosów, standardowo pachnących jabłkami. <i>Może ta chwila jest odpowienia?</i> Przez ten czas zdałem sobie sprawę ile ta drobna szatynka dla mnie znaczy. Tak, ten moment jest idealny. Powinna wiedzieć, że jest moim własnym słońcem. Dopilnuję, żeby pamiętała o tym już zawsze. <br />
<i>-</i>Kocham cię, Vilu.-zilustrowała moją twarz bardzo dokładnie. Przez chwile widziałem u niej powątpiewanie, ale to zniknęło równie szybko co się pojawiło, równie dobrze mógłby to być wytwór mojej wyobraźni.<i> </i><br />
<i>-</i>Ja też cię kocham<i>, </i>Leon-w życiu nie usłyszałem piękniejszych słów. Mocno złapałem ją za rękę i poprowadziłem w stronę wyjścia. Kwiaty były najmniej ważne. Powiedziałem to. Nie sądziłem, że potrafię być z siebie tak dumny.<br />
<i> </i> <br />
Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę wyczekiwać końca wakacji. Miłość. Kto by pomyślał, że aż tak mnie zmieni? <br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-66733908077027343262014-04-03T11:06:00.000+02:002014-04-05T22:30:22.405+02:00Rozdział dziesiąty- 'Przeszłość'<i>Dla Candy. Dziękuje, za każde słowo, które motywuje mnie do dalszej pracy. ♥</i><br />
<i>Tyś, serio nie wiem, co ja bym bez Ciebie zrobiła. <3 </i><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Większość pięcioletnich dziewczynek, wzoruje się na swoich mamach. Podkradają za duże szpilki; malują się pomadkami w kolorze zupełnie niepasującym do dziecięcej niewinności; ubierają sukienki, podkreślające całkowity brak figury. Marzą, chcą dorosnąć; razem ze swoim księciem na białym koniu zamieszkać w ogromnym pałacu, otoczona przez służbę. Mają zaplanowane najdrobniejsze szczegóły, dotyczące ich przyszłego życia. Idealnego życia. Aż w końcu pewnego magicznego dnia, bajka znika. Mydlana bańka marzeń o perfekcyjnej przyszłości pęka, pozostawiając po sobie ledwo widoczny ślad. Ślad, który w końcu zniknie, zabierając nam resztki dziecięcych wyobrażeń świata. Idea oddala się od nas, karząc dorosnąć. Zmusza nas do opuszczenia wyimaginowanego zamku. Dyktuje nam swoje warunki. </div>
<div style="text-align: justify;">
I nagle okazuje się, że marzenia nie były idealne. Nagle dociera do nas, że bajki nie istnieją. Nagle chcesz z powrotem znaleźć się w ramionach matki. Matki, której być może nigdy nie miałaś. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Małe, włochate stworzenie energicznie machało swoim krótkim ogonkiem. Niebieskie oczy od razy zachwyciły Adriana. Szczeniak momentalnie rzucił się na chłopaka, obdarowując jego twarz masą 'pocałunków'. Szatyn przewrócił się na łokcie i mocno zacisnął usta, ostatnie czego chciał to psia ślina w buzi. Maluch po chwili oderwał się od swojego pana, usiadł grzecznie przed nim i cichutko zaszczekał. Prawie nie słyszalnie. Piesek wodził mądrym wzrokiem po całym pokoju. Po pobycie w ciemnym kartonie, zieleń przytłoczyła go swoją intensywnością. Z ciekawością przypatrywał się meblom, plakatom, zabawkom. Nigdy nie widział przedmiotów o tak dziwnym kształcie. Ludzie zawsze stanowili dla niego zagadkę. Ich język, z którego tylko pojedyncze słowa, zdawały się mieć sens; łaty, które na siebie ubierali, jakby sierść nie wystarczała; ale zawsze fascynowały go oczy. 'Człowieki' potrafili doskonale ukryć jakiekolwiek uczucia, jednak kiedy patrzył w nie głęboko, bardzo głęboko dostrzegał wszystko. Każdą myśl, każde pragnienie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale to tylko zwykły pies, prawda? </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-gsAjIFi5j58/UzqvYIxZLsI/AAAAAAAAA38/0TEvCX4WRw8/s1600/husky-74434b.peg.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-gsAjIFi5j58/UzqvYIxZLsI/AAAAAAAAA38/0TEvCX4WRw8/s1600/husky-74434b.peg.jpg" height="240" width="320" /></a> -I jak by cię tu nazwać?-Adrian wziął szczeniaka na ręce.-Dałbym Leon po wujku, ale to chyba nie wypada-przyjrzał się małemu uważnie. Czarny nosek był wilgotny, sam nie wiedział dlaczego. Jak na psiego dzieciaka, sądził, że jest trochę zbyt ciężki. Biało-czarna główka przypatrywała się mu z ciekawością. Adrian położył małe ciałko obok siebie, przysunął bliżej karton z psimi akcesoriami i zabrał się za poszukiwania czerwonej obroży. Skarb odkrył przy samym dnie. Szczeniak, bez większej niechęci dał przypiąć ją sobie na szyi. Szatyn zbyt zaabsorbowany maluchem aby dostrzec rodziców, opierających się o futrynę drzwi. Jorge, wysoki, postawny mężczyzna o oczach w kolorze mahoniowego drewna oraz jasnych włosach postawionych do góry. Był ubrany w zwykłe przetarte jeansy i jasną koszulkę. Nie przypominał wielkiego biznesmena, który codziennie chodzi w idealnie skrojonych garniturach. Jego sztywna wersja, wylądowała głęboko na dnie szafy w sypialni, dwa pokoje dalej. Dom, wpływał na niego uspokajająco. A widok szczęśliwego syna napawał autentyczną dumą. Objął żonę w pasie. Wysoka blondynka, którą była Carmen całym ciałem przytuliła się do męża. Włosy spięła w niedbałego koka. Na zmęczonej twarzy wyraźnie widoczny był szeroki uśmiech. W czarnych dresach i dużo za dużej niebieskiej bluzce, nie przypominała kobiety sukcesu, której role odgrywała perfekcyjnie każdego dnia. Wyglądała na wyczerpaną, makijaż dosłownie przed chwilą znikł z jej twarzy, uwydatniając ciemne wory pod oczami i kurze łapki w okolicach oczy, którymi z każdym dniem przejmowała się coraz mniej. Usta nadal wykrzywiały się ze szczęścia. Jorge pocałował ją subtelnie w usta, tak jak robił to nie przerwanie od ośmiu lat i pociągnął ją w stronę syna. Poczuła się tak, jakby zobaczyła go po raz pierwszy. Każdy dotyk jego ciała sprawiał, że zakochiwała się w nim od nowa, ale jeszcze mocniej. Przy szatynie czuła światło. Był jej własnym słońcem, nadzieją na kolejny piękny dzień. A Adrian, jako dopełnienie tego wszystkiego, zasługiwał na miano promyczka, rozświetlającego czas. Czas jaki spędzała z mężczyznami jej życia. </div>
-Moze być <span class="phr">zafiro</span>?-odezwał się najmłodszy z Cortezów, słysząc kroki rodziców.<br />
-Szafir?-Carmen pogłaskała małą główkę szczeniaka.-Tak, uważam że idealnie opisuje jego oczy. <br />
Czy najlepszy przyjaciel musi być człowiekiem?<br />
Adrian, z zachwytem spojrzał na Zafiro.<br />
<i>Nie, koniecnie.</i><br />
<br />
<br />
<i> </i><br />
<div style="text-align: justify;">
<i> -</i>Przestań się patrzeć na mój brzuch-zachichotała Natalia, grożąc żartobliwie przyjaciółce gałką lodów miętowo-czekoladowych. Szły ramie w ramie przez park. Trwa, jak to trawa zadeptywana była przez gromadki dzieci, bawiących się w ganionego; zakochane pary, nie widzące niczego poza sobą; samotnych wilków, ciągnących psy na spacer<i>. </i>Niebo cały czas ubrane było w nieskazitelny błękit. Korony drzew tańczyły spokojnie, zachęcone morską bryzą, dochodzącą z nieodległego oceanu. Przyjemny wietrzyk okalał skórę zamyślonych dziewczyn. Ochotę na rozmowę i podziwianie piękna przyrody, zabrał podmuch podmuch powietrza, lecąc z nią, aby rozruszać kolejne wysokie drzewa. </div>
<div style="text-align: justify;">
Matka opuściła ją tuż po narodzinach. German niespecjalnie kwapił się do wyznania prawdy. Przez wiele lat utwierdzał córkę w przekonaniu o śmierci ukochanej żony. Maria miała zginąć w wypadku samochodowym kiedy Violetta skończyła dwa miesiące. Wierzyła ojcu, nie miała powodu żeby podawać jego słowa w wątpliwości. W jego historii zdarzało się wiele nieścisłości, jednak uparcie twierdziła, że to przez smutek. Stracił najbliższą jego sercu osobę, miał prawo przemilczeć najboleśniejszą szczegóły. </div>
<div style="text-align: justify;">
Szkoda, że prawda okazała się jeszcze gorsza. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-TO-IYhqn2G0/Uz0i5VqmmzI/AAAAAAAAA4c/R6_GzMmdLdQ/s1600/tumblr_n395m5RnTm1sqg594o2_r1_500.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-TO-IYhqn2G0/Uz0i5VqmmzI/AAAAAAAAA4c/R6_GzMmdLdQ/s1600/tumblr_n395m5RnTm1sqg594o2_r1_500.jpg" height="320" width="320" /></a></div>
-Violu, mam nadzieje, że nie myślisz znowu o swojej mamie.- szatynka wymownie milczała. Jak mogła nie myśleć? Wspomnienia tego dnia prześladowały ją do teraz. Nie ważne jak bardzo się starała, zapomnienie o tym dniu nie było możliwe. Musiała się z nim mierzyć, ból powoli się zacierał. Rozdrapywanie ran, w tym nie pomagało. Wciąż od nowa, rozpamiętywała przeszłość. Wracając myślami daleko, bardzo daleko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Do Buenos Aires wróciła rok wcześniej, rozpoczęła nowe życie. Odkryła swoją pasje, poznała przyjaciółki (czego wtedy jeszcze nie żałowała), zaczęła chodzić do normalnej szkoły. Pomijając kilka nie powodzeń w tym mieście żyło się niebiańsko. Przekonywała się coraz bardziej do skąpanego słońcem świata i do ludzi, od których dotychczas stroniła. </i> <i>Szesnaste urodziny zapowiadały się całkiem dobrze.</i><i> Kiedy otworzyła zaspane powieki, jej oczom ukazały się dwa piękne bukiety. Jeden, kompozycja najróżniejszych kolorowych kwiatów, wszelakiej maści, głównie czerwonych. Za to drugi, o wiele skromniejszy przyozdobiony głównie jej ukochanymi, białymi różami. Swoim wyglądem zawstydził ogromny pęk kwiatów, stojących bliżej łóżka. Kolor, ułożenie, nawet wielkość były wprost idealne. Jasne było do kogo je dostała. Tylko jej chłopak, wiedział jak wrażliwa była na piękno i delikatność. Z premedytacją to wykorzystywał, utwierdzając Violettę w przekonaniu ile dla niego znaczy. A znaczyła dla niego dosłownie wszystko. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i><i>Wygramoliła się z łóżka, pędem wpadając do łazienki. </i><i>Wszystko zaczynało się układać. Tomas niedługo (już jutro!) miał wyjechać do Hiszpanii. Patrząc na swoje odbicie zrobiło jej się wstyd. Nie zdecydowanie pomiędzy nim a szatynem, wydawało jej się największą głupotą jaką można popełnić. </i><i>Z ręką na sercu przysięgła, że więcej tego nie zrobi. Słowa dotrzymała, przynajmniej częściowo.</i><i> Różnica miedzy tym chłopakami, była porażająca. Zbyt duża żeby można było zastanawiać się dłużej. Sposób w jaki traktował ją Tomas, a w jaki Leon na nią patrzył... Jej serce musiało kiedyś zdecydować. Wybór był oczywisty, wystarczyło tylko spojrzeć w szmaragdowe oczy Verdasa, one powiedziały jej wszystko. Nigdy, choć przez sekundę nie żałowała tej decyzji. Dołeczki w jego uroczych policzkach, wyrażające szczęście były dla niej najlepszą nagrodą, jaką kiedykolwiek dostała. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Cały dzień miała spędzić ze swoim chłopakiem, trójką najlepszych przyjaciół i gośćmi zaproszonymi przez ojca i jego narzeczoną. Nawet to nie zdołało przysłonić wesołych myśli, wesoło chichoczących po jej głowie. Z Esmeraldą, jej przyszłą macochą, przypadły sobie do gustu. Można wręcz mówić o wzajemnej sympatii. Wspólne tematy do rozmów i miłość do Germana, pozwalały im zawiązać szczególna więź. Kochały się prawie jak matka z córką. W tym przypadku prawie nie robiło większej różnicy. Esmeralda pragnęła córki, o którą mogłaby zadbać, natomiast Violetta matki, do której mogłaby się zwyczajnie przytulić. Marzyła, aby poznać smak matczynego uczucia. Chciała poczuć pocałunek na dobranoc, w czubek głowy. Pragnęła mamy, własnej mamy. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Ubrana w miętowo-czarną tiulową sukienkę, bawiła się wspaniale przez cały wieczór. Czarne szpilki dodawały jej dorosłości. Kasztanowe włosy spięła wysoko, pozostawiając kilka figlarnych kosmyków. Makijaż ani jej nie postarzył, ani nie odmłodził. Wyglądała na piękną szesnastolatkę, zewsząd otoczoną wspaniałymi ludźmi. Leon praktycznie nie odstępował jej na krok. Bardzo starał się nie denerwować Germana, dlatego wszystkie pocałunki, jakimi ją otaczał zawsze kończyły się na policzkach. . Widziała jak na nią patrzy, pochłania ją wzrokiem i zachowuje się jak prawdziwy dżentelmen. Co nie znaczyło, że nie chciał zabrać się do rzeczy i rzucić się na jej usta. Po prostu się powstrzymywał. Doceniała to i chciała przekazać to Leonowi za każdym razem kiedy się do niego uśmiechała. Rozumiał, rozumiał jak nikt inny. Z każdą minutą, tańcem, ruchem jej warg ledwo potrafił złapać ją w tali i stać spokojnie. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Zatracili się tylko raz. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-eOvgk1WisG0/Uz0jNvV53sI/AAAAAAAAA4k/u2OiDVj0gQk/s1600/tumblr_inline_n36mpfyEkW1roy8k5.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-eOvgk1WisG0/Uz0jNvV53sI/AAAAAAAAA4k/u2OiDVj0gQk/s1600/tumblr_inline_n36mpfyEkW1roy8k5.png" /></a><i> Uratował ich Pablo, brat Esmeraldy, który wraz ze swoją żoną Angie zawzięcie dyskutowali o sprawach związanych z przyszłością Violetty w Studio. Nowe zajęcia, inna klasa, więcej ćwiczeń. Chcieli żeby się rozwijała, próbowali sprawić czy da radę podołać wyzwaniu. Dała, bez najmniejszego wysiłku. Do rozmowy wtrąciła się reszta gości, tworząc żwawą i kulturalną dyskusje. Violetta przysłuchiwała się temu z niekrytą ciekawością. Leon stał tuż za nią i mocno do siebie przytulił, złapała jego ręce i położyła delikatnie na swoim brzuchu, zachęcając go żeby przysunął się bliżej. Skorzystał z zaproszenia. Musnął ustami jej skroń i oparł głowę na jej ramieniu. Debata trwała w najlepsze. Każdy miał swoją wizje przyszłości Violetty, nawet Verdas zaczął się zastanawiać, który z przedstawionych planów zacznie realizować. Piosenkarka? Aktorka? Chirurg? Kura domowa? Opcji było tysiące. Z jej talentem, umysłem i determinacją osiągnięcie celu było tylko formalnością. </i><br />
<i> Cała radość opuściła go wraz z natłokiem pojawiających się kolejnych możliwości. Wszyscy wróżyli jej sukces. Zapewne nieunikniony, nie ważne w jakiej dziecinie. Leon miała masę wątpliwości, dotyczących ich wspólnej przyszłości. Violetta rozświetliła mrok jaki panował w jego sercu od dłuższego czasu. <strike>Zmieniła go.</strike> Zmienił się, żeby być wartym jej uczucia. Kochała go bezinteresownie. Widział jej promienną twarz, kiedy tylko znajdował się obok. Uszczęśliwiał ją, a ona jego. Związek idealny, z którego- bo tak długiej walce -nie mógł zrezygnować. Cokolwiek gotowała im przyszłość był gotowy. Ślepa wiara w to, że się uda przyniosła marne skutki.</i> Które teraz możemy cofnąć. <i>Może jednak wspólna przyszłość była im pisana?</i><br />
<i> Rozległ się dzwonek do drzwi. Żaden z pochłoniętych rozmową gości nie zwrócił na niego uwagi. Nawet Leon, wydawał się za bardzo zamroczony w swoich myślach. Próbowała wyrwać się z jego wspaniałego uścisku, ale-jak na złość-nie pozwolił jej ruszyć się nawet na krok. Pociągnęła go, więc za sobą. Chwiejnym krokiem, roześmiani podeszli do drzwi. Nie chciała ich otwierać. Z wahaniem położyła dłoń na klamce. Poczuła dziwny chłód, ktoś się za nimi czaił; ktoś, kto zburzy jej świat. Zesztywniała. Zmierzenie się z tym, było ponad jej siły. Leon, zauważając jej wahanie położył rękę na jej dłoń i zrobił to. Nieświadomie wywrócił jej życie do góry bogami.</i><br />
<i> Lodowate powietrze otuliło jej twarz, widząc stojącą przed nią kobietę. Pomimo wielu widocznych zmarszczek rozpoznali ją. Była tą samą osobą ze zdjęcia przy łóżku Violetty. Tego zdjęcia w czerwonej ramce, na której jej matka ubrana w różową sukienkę trzyma ją w objęciach. Jej </i><i>nieżyjąca </i><i>matka stała przed nią. Nie mogła ustać na nogach. Czuła, że powoli opada na ziemie a Leon dzielenie ją podtrzymuje. Krzyk jej ojca tylko pogorszył sprawę. Zdania, które wypowiadali były zbyt odległe. Słyszała pojedyncze słowa, obelgi, kłótnie. Wszyscy wstawili się za jej ojcem. Maria nawet nie zdołała wejść do domu. German wydukał niezrozumiałe dla niej polecenie, skierowane wyraźnie do jej chłopaka. Po chwili poczuła jak jego silne ramiona, unoszą ją do góry. Spodziewała się, że tata kazał odnieść ją do swojego pokoju. Wchodząc po schodach, szmery domowników stopniowo ucichały, czuła się oddalona od nich o setki kilometrów. Kiedy Leon otwierał drzwi, nie słyszała już kompletnie nic oprócz pustki i spanikowanej mowy Verdasa. Położył ja na łóżku, obchodził się z nią jak z jajkiem, uważał na najdrobniejszy dotyk. Starał się nie zrobić jej krzywdy, gdyby tylko wiedział ile ukojenia przynosiła jej jego obecność. Mogła... Przecież nic jej nie jest! Usiadł na podłodze, głaskając ją po włosach. Wydawała się taka krucha i wściekła. Zaciskała mocno </i><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><a href="http://1.bp.blogspot.com/-QFpw4PSOztY/Uz0jsjDAB5I/AAAAAAAAA4s/GtArA-m6oqE/s1600/tumblr_inline_mye00lQogO1s8nj4e.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-QFpw4PSOztY/Uz0jsjDAB5I/AAAAAAAAA4s/GtArA-m6oqE/s1600/tumblr_inline_mye00lQogO1s8nj4e.png" /></a></i></div>
<i>wargi, a pierwszy łzy rozpoczęły wędrówkę po zaróżowionych policzkach. Znalazła rękę Leona i mamrotała coś pod nosem. Verdas kompletnie oszołomiony całą sytuacją usiadł na łóżku, oparł się o zagłówek i otulił Violettę w czułym uścisku. Płakała. Zanosiła się szlochem, a on tam był. Był przy niej, kiedy go potrzebowała. Dla niej nie liczyło się nic więcej. </i><br />
<i> Resztę wieczoru spędziła razem z nim. Zastanawiając się w jaki tytuł ma ta cholerna telenowela, w której żyje. Tata mówił... Ojciec zapewniał ją, że mama... Że mama nie żyje. A ona...</i><br />
<i> -Leon. Ja nie rozumiem. Nic nie rozumiem-potrzebowała go teraz jak nikogo innego. Jego obecność była... Była jej po prostu potrzebna. </i><br />
<i> Po godzinie do pokoju nie śmiało zawitał German. Mówił, wypowiedział bardzo wiele słów. Opowiedział jej całą historie. Nie omijając najboleśniejszych szczegółów. Leon słuchał z największą uwagą, dodając otuchy swojej dziewczynie. Ale ona nie słuchała. Skupiła się na najbrutalniejszych słowach. </i><br />
<div style="text-align: justify;">
<i> Twoja matka chciała odejść i cię zostawiać. Mówiła tak wielokrotnie, ale myślałem, że blefuje. Aż w końcu pewnego dnia wróciłem do domu, gdzie zastałem mój najdroższy skarb zupełnie sam. Wtedy zrozumiałem i obiecałem sobie, że ta kobieta więcej się do ciebie nie zbliży. Nie była twoją matką, nigdy. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
Wyryła je w pamięci. Do tej pory ich gorzki wydźwięk dźwięczał jej w uszach.<br />
-Widziałaś się z mamą od tamtego czasu?-spytała brunetka, wyrzucając papierek po przepysznym lodzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
-To nie moja matka, Natalia. Nigdy nią nie była. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
Unknownnoreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-72266060237636353392014-03-27T18:24:00.000+01:002014-03-27T18:27:00.017+01:00Rozdział dziewiąty- 'Moja miłość, moje szczęście'<i>Dla Milagros,mam cichą nadzieje, że Ci się spodoba. :) </i><br />
<i><br /></i>
<i>Tyśka, zadedykowałam bym ci go znowu, ale tak trzeci pod rząd? XD Nie mniej jednak wątpliwości, że to dzięki Tobie pojawił się tutaj tak szybko. I to Twoja zasługa, że stało się to, co się stało więc chciałabym Ci za to serdecznie podziękować. Miło mieć słońce tak blisko siebie. </i><br />
<i> Może to jednak jest dedykacja? <333333333333 </i><br />
<br />
<i> </i><br />
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Życie to...</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak mamy je określić, skoro każdy ma jego swoją definicje, prawda? Staramy się funkcjonować jak reszta społeczeństwa, mając nadzieje, że nie wyróżniamy się z tłumu. Nie chcemy żeby wytykali nas palcami; nazywali dziwakami. Aż w końcu wszyscy stają się jedną, wielką, szarą masą. Zero charakteru, zero oryginalności. Wszyscy idą w jednym kierunku, widząc tylko czubek swojego nosa. Rzeka płynie spokojnym nurtem, zabierając niczego nieświadome ofiary, które tracą własną osobowość. Topią się, kiedy wpadną zbyt głęboko, kiedy zatracą siebie już całkowicie. Wtedy stają się dokładnie tacy sami. Ale co w tym złego? Kto teraz chciałby być inny? Do wystąpienia przed szereg potrzebna jest odwaga. Komu jej nie brakuje? <br />
Teraz spróbujmy ubrać w słowa szczęście i miłość.<i> </i><br />
<i> </i><br />
<br />
<i> Moja miłość teraz uroczo je śniadanie i promienie się do mnie uśmiecha, a szczęście wygląda tak jak ona czyli jest najpiękniejsze na świecie.</i><br />
<i> -Pojedźmy w góry-to nie był pytanie. Oznajmił to po prostu, patrząc z uśmiechem na jedzącą naleśniki Violettę.-Wyjeżdżamy dziś wieczorem. </i><br />
<i> Za to moje szczęście ma brązowe włosy, głębokie oczy i pełen uwielbienia uśmiech. Natomiast miłość, to bijące dla niego serce, które jest schowane głęboko na dnie mojej duszy, kiedy nie ma go w pobliżu. </i><br />
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-DS6hsrxgsYc/UzRbqc0wnRI/AAAAAAAAA1E/bXtxxyDGCNs/s1600/tumblr_n30ei0gSBF1sqhuc6o1_500.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-DS6hsrxgsYc/UzRbqc0wnRI/AAAAAAAAA1E/bXtxxyDGCNs/s1600/tumblr_n30ei0gSBF1sqhuc6o1_500.gif" height="113" style="cursor: move;" width="320" /></a><i> Adrian wesoło podskoczył na krześle i rozpoczął wędrówkę od cioci do wujka, przytulając się do nich najmocniej jak potrafił. Podobało mu się jak Violetta działała na szatyna. Dzięki niej, twarz Leona rozpogodziła się i mały nie widział już nad nim ciemnych chmur. Dawno nie zauważył, żeby bratu jego mamy przez tak długi czas iskrzyły z radości oczy. Chłopczyk szybko podniósł do góry rękę wuja pisnął z przerażenia. </i><br />
<i> -Moja bajka juś leci!-popędził, jak dało się najszybciej, do sąsiedniego pokoju. A oni? Wciąż nie ruszyli się z miejsc, chłonąc widok swojego szczęścia.</i><br />
<i></i><br />
<a name='more'></a><i> Jedzenie zupełnie przestało interesować Violettę. Powoli- nawet wolniej niż powinna-przesiadła się na krzesło bliżej Leona. Cała odwaga, uszła z niej niczym powietrze z przebitego 'dla żartu' przez starszą siostrę balonu. Możesz próbować nadmuchać go z powrotem, ale i tak ci się to nie uda. Opuściła głowę aby ukryć pojawiające się na jej twarzy drobne rumieńce. Policzyła szybko do trzech, wzięła głęboki oddech i przygryzła dolną wargę, wmawiając sobie, że to przecież nic takiego. Szybko podniosła głowe, ale widząc ciekawość Leona znowu bezpieczniejsze wydało jej się patrzenie na swoje fioletowe, puszyste kapcie. Nie siedziała już przed nim wielka Violetta Castillo-światowej sławy</i><br />
<i><i></i></i><br />
<div style="display: inline !important;">
<i><i>gwiazda, o wielkim głosie i jeszcze lepszym charakterze. Światła, kamery, flesze, fani zniknęli. Najważniejsze- jak mu się wydawało- rzeczy w życiu Violetty, trwały w zawieszeniu.</i><i> Mieszkała sobie w zwykłej kawalerce, w zwykłej kamienicy. Nie było tutaj luksusów, do których bez wątpienia przywykła. Niczego, co mogłoby się jej spodobać. </i><i>A ona? Ona wydawała mu się zadowolona. Może nawet szczęśliwa. Gdzieś głęboko w sercu tlił się mały promyczek nadziei. Nadziei na to, że on jest po części za nie odpowiedzialny. Wystarczyłoby, aby ona rozpaliła jej jeszcze bardziej. </i></i></div>
<br />
<i> Podniósł palcem wskazującym jej podbródek, zmuszając aby przerwała 'podziwianie' podłogi. Szybkim ruchem złapała jego dłoń, trzymała ją mocno, co jeszcze bardziej rozbawiło szatyna. </i><br />
<i> Teraz? Poradzi sobie? </i><br />
<i> -Mogę coś zrobić?-wyszeptała. Świat się dla niej zatrzymał, wystarczyło tylko jego delikatne skinienie głowy. Zgodził się, co ci szkodzi?- przekonywała samą siebie. Verdas nie miał pojęcia, o co jej chodzi? A tym bardziej, do czego jest zdolna? Mogła równie dobrze wyskoczyć przez okno jak i rzucić się na niego, namiętnie całując. W duchu krzyczał, żeby to drugi scenariusz wszedł w życie. </i><br />
<i> Jego modły się spełniły. Prawie. </i><br />
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
-Naty, a może pójdziemy do parku na lody?- bezczelnie przerwała swoją opowieść, Violetta. Brunetka załamała ręce, patrząc na usatysfakcjonowaną przyjaciółkę. Castillo zaczęła się cicho śmiać pod nosem i ruszyła w kierunku kasy, aby uregulować rachunek. Brunetka odgarnęła kilka kosmyków z twarzy i spojrzała w górę. Otuliły ją promienie słońca, muskając subtelnie jej drobną twarz. Spodobał jej się dzisiejszy dzień, opowiadanie Violetty robiło się coraz ciekawsze, a czekolady najadła się za wszystkie czasy. Brakowało jej tylko jednego... I wtedy w jej lewej kieszeni zabrzmiała cicha melodia oraz jej pierwsze słowa.<br />
<div style="text-align: center;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i> Just give me a reason,</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i> </i>Ona miała powód by kochać, by żyć, by marzyć, by śpiewać. </div>
<div style="text-align: center;">
I dziękowała za niego każdego dnia. </div>
<div style="text-align: center;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>[...]</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>And we can learn to love again!</i></div>
<div style="text-align: center;">
Wcale nie musiała, ponieważ był On.</div>
<div style="text-align: center;">
Maxi, zdecydowanie był jej największą siłą. </div>
<div style="text-align: center;">
To jego kochała zdecydowanie najbardziej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzyła wiadomość SMS, tym samym wyłączając jedną z jej ukochanych piosenek. Nagle dzień stał się jeszcze piękniejszy. Natalia tak zapatrzyła się w ukochany telefon (a raczej w wiadomość przysłana, przez przystojnego bruneta), że nie zauważyła przybycia przyjaciółki, która zaszła brunetkę od tyłu i mocno przytuliła się do jej boku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-TExO0QfK6rI/UzRbc7JtZaI/AAAAAAAAA0w/IqTF2hr9XcU/s1600/thumb.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-TExO0QfK6rI/UzRbc7JtZaI/AAAAAAAAA0w/IqTF2hr9XcU/s1600/thumb.jpg" /></a> -A co to jest?-wyrwała Blanco urządzenie.-Czyżby wiadomość od Maxiego?-właścicielka komórki mrugnęła leniwie, nawet nie próbowała odebrać swojej własności. Czego miała się wstydzić? Czego miała się bać? Prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw. Teraz przynajmniej będą dzielić te radość, razem jak prawdziwe siostry.-Jak się mają moje słoneczka? Kocham cię. Twój M.- Vilu przeczytała wiadomość od narzeczonego Naty.-Ooo, Maxio nazywa mnie słoneczkiem-rozmarzyła się szatynka.-On jest uroczy-oznajmiła, patrząc na brunetkę, która z trudem powstrzymywała śmiech.-Zaraz, zaraz-Hiszpanka, trzymała rękę na brzuchu, nie tak zwyczajnie. Była w tym taka...czułość; coś uroczego.- Ty jesteś w ciąży!-krzyknęła szeptem.-Natalio Blanco, czuje się oburzona, że mówisz mi o tym dopiero teraz, ale i tak się cieszę-pisnęła radośnie i pociągnęła przyszłą mamę na wymarzone lody. </div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz mogły razem oczekiwać nowego cudu, bo szczęście każdy odbiera inaczej. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Leona irytowały niepewne ruchy szatynki. Zachowywała się jakby miała go skrzywdzić. Miał wrażenie, że Violetta widzi w nim porcelanowego słonika, którego mogłaby łatwo stłuc. Zbyt łatwo. Albo? Albo to ona się bała. Strach przed ponownym skrzywdzeniem, zapanował nad jej gestami. Skorupa, którą otoczyła się przed dziesięcioma laty, powoli zaczynała pękać, wpuszczając Verdasa do środka. Rozsądek kategorycznie jej tego zabraniał, ale to głupie serce przeważyło szale.</i><i>Miała nadzieje, że słuchanie jego głosy choć ten jeden raz będzie dobrym rozwiązaniem. </i><i> Czasem zrobienie głupoty może okazać się najtrafniejszym posunięciem. Jednak rozum, który zawsze ceniła, musiał zainterweniować. Jej ciepłe usta, zamiast przeznaczonych na pocałunek warg Leona wylądował w złym miejscu. Dobrze zrobiłam-wmawiała sobie-niech nie myśli, że tak łatwo mu wybaczę. Ty już to zrobiłaś, podpowiadał jej wewnętrzny głos. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Trudno. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Kiedy oderwała się od jego ciepłego policzka, jej twarz wciąż znajdowała się blisko, bardzo blisko. Mogłem się odwrócić , zaśmiał się, jednocześnie wyrzucając takie niedopuszczalne sugestie. Ledwo powstrzymał się od wypowiedzenia ich na głos. Szkoda, że jej twarz jest aż stworzona to całowania, westchnął ciężko. I jak miał się powstrzymać, kiedy ona była tuż obok? Wystarczyło tylko przesunąć głowę w przód o kilka centymetrów... Nie rób tego, krzyczał rozum. Najwyżej dostaniesz po mordzie, dodało serce, albo odwzajemni pocałunek. Zero jeden. Głupszy wygrał po raz kolejny. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> -Mogę zrobić coś jeszcze?-jej melodyjny głos, powstrzymał go od 'wykonania' zadania. Zobaczyła zgodę w jego oczach, więc ułożyła się tak, aby stykali się czołami. Teraz oczy Leona, wydawały się jeszcze bardziej zielone-jakby w ogóle było to możliwe.-Mogę?-kontynuowała. I pocałowała go łagodnie w nos. Zmarszczył brwi, uśmiechając się uroczo. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> -Teraz ja mogę coś zrobić?-przejął iniciatywę. Zabawa była dość ciekawa, więc dlaczego nie mógł tego zrobić? Nie czekał na jej zgodę, Violetta pochwyciła jego myśl i otuliła jego szyje kruchymi dłońmi. Niech smakują malinami,marzył Verdas, pochylając się do jej czerwonych ust. Maliny, to muszą być maliny. </i><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><a href="http://1.bp.blogspot.com/-uwFVwTRYjdE/UzRbfb3ew5I/AAAAAAAAA04/UK_9ahhpDjw/s1600/tumblr_inline_n323zu3LhW1szwsyn.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-uwFVwTRYjdE/UzRbfb3ew5I/AAAAAAAAA04/UK_9ahhpDjw/s1600/tumblr_inline_n323zu3LhW1szwsyn.png" /></a></i></div>
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> -A ja cio mogę zlobić?- Violetta nie mal spadła z krzesła, słysząc małego Adriana. Dobrze, że tuż obok był jej rycerz na białym koniu, który dzielnie złapał swoją księżniczkę. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> -Możesz uciekać przede mną i schronić się na kanapie-panowie pędem wybiegli z kuchni, zostawiając szatynkę samą. Jednak nie na długo, Castillo czym prędzej popędziła na czerwoną kanapę. Musiała dokończyć tę zabawę, chociaż trochę. Widok małego, całkowicie ją rozczulił. Rozłożył się wygodnie na dywanie, przytulając się do misia, z którym wiązało się kolejne miłe wspomnienie z szatynem. Poszukała go wzrokiem, siedział na wygodnym meblu i z szarmanckim uśmiechem. Śledził jej każdy krok. Usiadła tuż obok, na początku zostawiając dość dużą szparę między nimi. Aż w końcu stało się. Przybliżyła się na tyle, aby stykali się ciałami. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> -Mogę zrobić coś czego bardzo mi brakowało?-spytała się cicho, najciszej jak potrafiła. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> -Oczywiście-nie czekając dłużej, wtuliła się w jego ciepły tors. Świat po raz kolejny stanął w miejscu. Ich otuliło przyjemne uczucie w sercu, które dzielnie trwało. I byli z tego powodu cholernie szczęśliwi. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> -Nie wyrzuciłaś go-wskazał ręką na nieszczęsnego misia, dręczonego przez Adriana. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> -Nie mogłam wyrzucić pamiątki naszej pierwszej randki-zamilkła szczęśliwa. Leon pocałował ją w czubek głowy, kładąc dłoń na jej tali i mocnej przyciskając do siebie. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Maxi otarł wyimaginowaną łzę z policzka i zaśmiał się serdecznie. Romantyczna historia przyszłego państwa Verdas, bardzo mu się spodobała. <i>Mógłbym napisać o tym książkę.</i> Pominął najistotniejszy fakt. Nie byli parą, nie mówiąc tutaj o ślubie. Ale wszystko jest możliwe, wszystko może się zmienić. I to szybciej niż by się tego spodziewali... </div>
<div style="text-align: justify;">
-Świetna historia, stary, wiem-zaśmiał się serdecznie Leon.-Jednak się nie wymigasz, musisz coś zjeść bo ci cukier spadnie- czym prędzej ruszył w stronę kuchni.-Choć zabawimy się w kucharzy!-krzyknął rozemocjonowany. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Mogę najpierw spisać testament?-nie zdążył. Fartuch, którym rzucił Leon trafił bruneta w głowę.-Czyli nie-podał się i tanecznym krokiem wszedł do kuchni, zastanawiając się czym Verdas go otruje. <i>Może nie będzie tak źle? </i> </div>
<div style="text-align: justify;">
Przeraził go widok ilości przypraw jakich Leon wrzucił do sosu. Oregano, bazylia, tymianek, estragon, cząber, rozmaryn i wiele innych, których nazw nie zdążył zapamiętać. To miało znajdować się na pizzy? Z przerażeniem obserwował jego poczynania, sam nie przerywał ugniatania ciasta. Kiedy ten kretyn to robił zadanie wydawało się o wiele prostsze, wręcz banalne. Starał się jak mógł, nadać mu odpowiedni kształt, ale do włoskiej kuchni nigdy nie miał talentu. Właściwie.. To nie opanował świetnie jakiejkolwiek. Trzeba to przyznać, Ponte kucharzem był marnym. Ale przynajmniej nikogo nie otruł, co niewątpliwie powinno spotkać się z choć małą aprobatą. Dodał trochę więcej mąki, dalej męcząc się z czymś co powinno być spodem to pizzy. Po wielu próbach w końcu ciasto wyglądało jak ciasto. Dobrze ugniecione, prawie całkiem białe. I co najważniejsze, nie za rzadkie, nie za gęste. Prawie idealne, nie mogło być przecież perfekcyjne skoro przygotowywał je żółtodziób. Nie miało prawa i kropka. Każdy szanujący się kucharz potwierdziłby te tezę. Leon pochwalił przyjaciela, przejmując pałeczkę. Ponte za to został skierowany do krojenia reszty warzyw. W tym przypadku pomidorów, cebuli i czosnku. Sam Verdas zajął się położeniem ciasta na blachę. W tym celu, jak prawdziwy profesjonalista podrzucał nim, a ono samoczynnie drastycznie zmieniło swe rozmiary. Położył je na przygotowanym do tego wcześniej miejscu i ku przerażeniu Maxiego, zaczął rozsmarowywać zdecydowanie zbyt ziołowy sos, następnie znalazły się na nim pomidory, cebula, czosnek, pieczarki, papryka i szpinak. Zwięczeniem całości okazał się ser mozzarella. Starty staranie przez szatyna.<br />
-Mamy czterdzieści minut-za komunikował Leon, wkładając ich dzieło do piekarnika.-Powiesz mi w końcu to, co chcesz mi powiedzieć odkąd tu przyszedłeś?-podszedł do lodówki i starannie przedtrzosnął ją w poszukiwaniu dwóch butelek wody. Rzucił jedną przyjacielowi, sam otwierając orzeźwiający napój. Wykręcanie się nie miało już najmniejszego sensu. <br />
-To zależy-odparł tajemniczo.<br />
-Od czego?-podłapał haczyk, Leon. Razem z butelką wody, wyszedł z pomieszczenia. Dostojnym krokiem podszedł do kanapy i położył na niej swoje zmęczone ciało. Nogi położył na ciemnej pufie, stojącej tuż obok. Strzepał z ulubionych dresów mąkę. I aroganckim tonem odezwał się do przyjaciela, całkowicie ignorując poprzednie pytanie.-Jestem na tyle w dobrym humorze, że możesz poprosić mnie o bycie twoim świadkiem-reszta butelki została opróżniona.-Chyba, że masz coś ważniejszego do powiedzenia-Maxi, zajął miejsce na przeciwko.<br />
-Nie masz wyjścia-rozsiadł się wygodnie, z zadowoloną miną. Czarna koszulka, którą Ponte miał dziś na sobie mocno przylgnęła do jego ciała, uwydatniający słaby zarys mięśni, dość kuszący widok.-Chociaż równie dobrze mógłbyś zacząć mi gratulować-Verdas, znał go zdecydowanie za dobrze.<br />
-Zostanę wujkiem po raz drugi. Mam w tym większe doświadczenie, więc to mi należą się gratulacje, Maksio.<br />
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-TvckgKyNKdY/UzRbljhuxUI/AAAAAAAAA1A/X6bHOxT5dKU/s1600/BVyB_MBIMAAp2jO.jpg+large.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-TvckgKyNKdY/UzRbljhuxUI/AAAAAAAAA1A/X6bHOxT5dKU/s1600/BVyB_MBIMAAp2jO.jpg+large.jpg" height="320" width="240" /></a> -Kretyn-usiadł obok szatyna i podał mu gitarę.-Ile już nie grałeś?-najłatwiej było po prostu milczeć; siedzieć z założonym rękami i wpatrywać się w okno przez, które co jakiś czas dało się zauważyć lecącego ptaka. Zwykle czarnego. Co sprawiało, że Ponte nigdy nie patrzył w tym kierunku. (Oczywiście, jedna z wielu fobii z dzieciństwa.) Zbyt długo przysłuchiwał się ciszy, nie dotykał gitary. Nawet się do niej nie zbliżał. Przełamał swój strach, co do keyboardu, w końcu to była jego miłość. Porzucenie go nie wchodziło w grę. Niektóre rzeczy kocha się za mocną i fortepian był jedną z nich. Gra na nim dostarczała mu wody, a pewna urocza szatynka powietrza. Razem utrzymywali go przy życiu. Zdołał wytrzymać bez nich dziesięć lat. I nie pozwoli żeby opuścili go choć na jedne dzień. Gra się rozpoczęła i to on postanowił ją wygrać. Bez względu na to z kim przyjdzie mu się zmierzyć. Więcej się nie podda, nie potrafiłby. <br />
-Odkąd Violetta wyjechała-zebrał się w sobie, aby wypowiedzieć trzy słowa, wbijające mu nuż w serce. Z każdą literą coraz głębiej.<br />
-Ale już wróciła-powiedział spokojnie Maxi. Nie chciał zasmucać go jeszcze bardziej, nie chciał mu o tym przypominać. Jednak po burzy zawsze wychodzi słońce.<br />
-Dlatego zabrałem się za pianino, tego ustrojstwa jednak nie dotknę-wstał energicznie, oddając brunetowi instrument. Rozpoczął wędrówkę po pokoju, biorąc gwałtowne oddechy. Usłyszał jeden akort i natychmiast podszedł do okna zatrzymał się, opierając czoło na szybie. Miało my to pomóc, uspokoić? Łzy cisnęły mu się do oczu, rozpamiętując dawne czasy. Cholernie tego nienawidził, ale wiedział, że Maxi oczekuje wyjaśnień. Zawsze na nie czekał.- Ja... To ja nauczyłem Violettę, na niej grać. Ona za bardzo mi się z nią kojarzy-spojrzał w niebo, które dzisiaj wydawało się wyjątkowo niebieskie, cokolwiek miało to oznaczać, wydawało mu się, że... że po prostu będzie dobrze. Może burza już minęła?-I do póki ona, my nie wrócimy do tego, co było, nie chce grać. Rozumiesz?-nie oczekiwał odpowiedzi. W pokoju był tylko jego najlepszy przyjaciel. A on zawsze rozumie, prawda? Cóż, przy najmniej taką miał nadzieje. Chociaż... Może znał go bardziej niż mu się wydawało?<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>******************</i></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
No i mamy Natkę w ciąży. :D Jak to powiedział ktoś mądry 'Są dorośli. To normalne.' <333333<br />
Teraz powinniście dziękować Tyśce (Dulce) za Naty w stanie błogosławionym, bo gdyby nie ona to Maxi wysłałby tylko 'Kocham cię' i dziecka by nie było, ale nie wnikajmy bo tylko ja wiem o co mi chodzi. XD Również należą się je brawa, za to jak szybko się pojawił. Nie zgadniecie, kto nie mógł się doczekać. Czo nie, że fajnie? :D I wiem, że będziecie krzyczeć, że się nie pocałowali, ale nie mogą bo to cały plan mi zniszczy. XDDDD<br />
Jakby się coś tam do góry było nie tak, to mnie o tym poinformujce, ok? :3<br />
Szalona ja dziś proszę o 13 komów. ♥ <br />
Kocham sobie Was, Soph <333333<i><br /></i></div>
Unknownnoreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-24850046076207756122014-03-17T23:57:00.001+01:002014-03-28T14:35:04.033+01:00Rozdział ósmy- 'Magiczne pudełko'<div style="text-align: justify;">
<i>Zostałam zmuszona do tego co zaraz zrobię. XD </i><br />
<i>Dla Dulce, z niecierliwością czekam na Twoją zemstę. ♥</i> <br />
<i>Fruits, dla Ciebie również. Niby kilka pytań a jak potrafią poprawić humor. :*</i><br />
<br />
<span style="font-family: inherit;">Choroba
nie jest czymś przyjemnym. Nie ważne jak poważna. Każda choć trochę
utrudnia nam życie. Ale jeżeli spojrzymy na to z innej perspektywy to...
Co właściwie nie sprawia nam problemów? </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
Miłość? Może być największym skarbem naszego serca, jednak równie
dobrze potrafi zniszczyć je na tysiące kawałków. Chwile radosnego
uniesienia, zamienią się w dziesiątki nie przespanych nocy. Tysiące
wylanych łez będą zadawać jedno pytanie. Było warto? Chyba, że prawdziwa
miłość istnieje naprawdę...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
Przyjaźń? Przyjaciele są ważni, dopóki nie wbiją nam noża w plecy.
Albo my tego nie zrobimy. Najprawdopodobniej ktoś ucierpi. Chyba, że
spotykasz swoją bratnią duszę... </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
Praca? Jeżeli nawet daję nam satysfakcje. To skąd pewność, że będzie
tak na zawsze? Chyba, że los się do ciebie uśmiechnie...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
Rodzina? Uroczę niedzielne obiadki u babci. Pełny stół. Mnóstwo
rozmów. Pokój pełen śmiechu. Kto tego nie kocha? Wszystko jest dobrze,
zanim ktoś nie wyciągnie zawleczki od granatu i nie rozpęta wojny.
Chyba, że wszystko się ułoży...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
Szczęście to iluzja, która trwa tak długo aż coś się nie zawali. Chyba,
że jesteś optymistą. Wtedy nie odnajdziesz go nigdy, ponieważ wystarcza
ci jego tania namiastka. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Życie jest naprawdę cholernie piękne...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
Dlatego musimy korzystać z niego ile tylko się da. Zapamiętywać radosne
chwile. Zapominać o ludziach, którzy powodują tylko ból. Cieszyć się,
kiedy otaczamy się wspaniałymi osobami. Obdarowywać ich naszym
uśmiechem. Troszczyć się o tych, którzy są dla najważniejsi. Chwytać
dzień, </span><span style="font-family: inherit;">najmocniej </span><span style="font-family: inherit;">jak tylko </span><span style="font-family: inherit;">się </span><span style="font-family: inherit;">da. Pielęgnować to, co mamy. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Starać się znaleźć szczęście. </span><br />
<br />
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;">
Kolorowy pokój nic się nie zmienił. Wpadł do pokoju niczym Superman,
ratujący ludzi z opresji. Z tą różnicą, że mały Adrian nie mógł doczekać
się spotkania ze swoim nowym przyjacielem. Rozejrzał się po
pomieszczeniu. Piętrowe łóżko wciąż stało naprzeciwko brązowej szafy z
ubraniami. Wysoki regał, na którym spoczywała jego ukochana kolekcja
samochodów, nie przesunął się ani o milimetr. Biurko wciąć było... </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Cu1xUOjs0v4/UyXWr7NNGaI/AAAAAAAAAyQ/mZEL-oZI5wY/s1600/108607_story__12.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-Cu1xUOjs0v4/UyXWr7NNGaI/AAAAAAAAAyQ/mZEL-oZI5wY/s1600/108607_story__12.jpg" height="320" width="320" /></a><span style="font-family: inherit;">
Nagle stracił całe zainteresowanie. Wszystko za sprawą tajemniczego
pudełka, które w magiczny sposób znalazło się tuż pod oknem. Dość
średniej wielkości karton nie przykuwał uwagi, przez kolor. Seledynowa
zieleń jego ścian idealnie wtapiała się z wystrojem królestwa Adriana.
Bystry wzrok chłopaka zauważył je tylko dzięki czerwonej kokardzie,
znajdującej się na górnej pokrywie prezentu. Podszedł do niego
ostrożnie. Im bliżej, był tym pudełko bardziej zadziwiało szatyna. Nie
wyglądało zwyczajnie. Było zaopatrzone w kilka większych dziurek. <i>Do oddychania?</i>-pomyślał.
Ukląkł tuż przed nim. Pasek czerwonego materiału nie obwiązywał
całości, co wiązało się z nieużytecznością nożyczek, porwanych wcześniej
z biurka. Wystarczyło tylko podnieś jego górną część. Położył ręce po
bokach, jakby chcąc wyczuć czy, to o czym myśli naprawdę się tam chowa.
'To coś' w środku poruszyło się gwałtownie i Adrian odskoczył jak
poparzony. Odruchowo spojrzał w prawą stronę, wiedząc, że coś tam
znajdzie. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
-Jesce jedno pudelko?-westchnął zrezygnowany. Podszedł do niego z
mniejszą obawą. Przyglądają mu się dokładnie, zauważył pewną różnice.
Wcale nie chodziło o wielkość-ten karton był większy-nie miał ani jednej
dziury. A Adrianowi wydawał się bardziej spokojny. Dla swojego
bezpieczeństwa (w każdej chwili mógł wyskoczyć z niego jakiś potwór,
krasnoludek czy elf) szturchnął delikatnie nogą, przesuwając obiekt
zaledwie o trzy centymetry. Natychmiast schował się za puchatym fotelem</span><span style="font-family: inherit;">, -ostrożności nigdy za wiele- </span><span style="font-family: inherit;">na
którym często czytał książki o Kubusiu Puchatku. Jednak żółty miś nie
krążył długo po głowie malucha. Niecierpliwie czekał aż coś się stanie.
Zastygając w bezruchu jak mu się wydawało na godzinę (choć w
rzeczywistości nie minęła jeszcze minuta). Cisza. Żadnych szelestów,
żadnych dźwięków. Czyli niebezpieczeństwa brak. Z o wiele większą
pewnością siebie podszedł do przedmiotu i nie wahając się ani sekundy
podniósł pokrywkę do góry. Widok nie zamurował go do końca. Uśmiechnął
się szeroko na widok czerwonej smyczy, rozejrzał się za pasującą do niej
obrażą, ale na pewno nie było jej na wierzchu. Nie przejmując się tym
specjalnie, podziwiał resztę skarbów. Dwie kolorowe miseczki, małą
paczkę karmy, kilka zabawek i rzecz zdecydowanie największą- legowisko. W
jego oczach błysnęły iskierki. </span><span style="font-family: inherit;">Już wiedział co znajduję się w zielonym pudle. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> -I pomyslec, ze to wzystko pzez wujka Leona. </span><span style="font-family: inherit;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<br />
<span style="font-family: inherit;">
Fałszywy uśmiech w obecności przyjaciela nie zda się na nic.
Równie dobrze mógłbyś starać się osuszyć Ocean Atlantycki. Bezcelowe
działanie, które i tak nie przyniesie większych rezultatów. Woda może
dać nam jedynie nauczkę. Dobrze zinterpretowana doda nam wiedzy,
potraktowana jak wyzwanie doprowadzi do nieuchronnej zguby. Nie walczy
się z siłami natury. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zakwestionuje
niszczycielskiej mocy żywiołów. Woda, ogień, ziemia, wiatr... Pochłonęły
zadziwiająco wiele ludzkich istnień. Pomimo to wiele osób stara się z
nimi walczyć a nawet lekceważyć to, co daję nam życie. Typowe człowiecze
zachowanie. Nie szanujemy tego, co jest dla nas ważne. Zamiast
troszczyć się o rzeczy istotne, dbamy o te błahe. Przejmujemy się
drobnostkami, podczas gdy prawdziwe problemy pukają do drzwi. Prawdziwe
piękno nie ma znaczenia, skoro brzydota jest lepiej dostrzegalna.Ludzka
logika-największy absurd wszechświata. Jednak po mimo tych wszystkich
wad, dobre cechy pozostają. Ich kolorowy żar tli się w naszych sercach,
trzeba tylko dbać</span><span style="font-family: inherit;"> o niego</span><span style="font-family: inherit;"> aby ogień rozprzestrzenił się, próbując ogrzać ciała skute lodem, zamroczone nienawiścią. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Może to właśnie przyjaciele są tym małym żarzącym się płomyczkiem? </span><br />
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-MeKUYSpiMCQ/Uydr8GReCrI/AAAAAAAAAzI/8eIPEQuDxO4/s1600/tumblr_inline_mxypsl6FIJ1roy8k5.png" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-MeKUYSpiMCQ/Uydr8GReCrI/AAAAAAAAAzI/8eIPEQuDxO4/s1600/tumblr_inline_mxypsl6FIJ1roy8k5.png" /></a><span style="font-family: inherit;">
-Violetta. coś się stało?-brunetka otuliła ją zatroskanym spojrzeniem.
Castillo nerwowo przewracała fioletowy telefon w dłoniach, odrzucając
lawinę połączeń i odpierając kolejne SMS-y. Jej fałszywy uśmiech tylko
utwierdzał w przekonaniu, Natalie o złych informacjach, którymi zapewne
nie chciałaby się podzielić. Oczywiście, gdyby nie troska Hiszpanki,
Viola wciąż siedziałaby cicho. Przyjaciele... Jak dobrze, że kochają się
wtrącać, prawda?</span><br />
<span style="font-family: inherit;"> -Nie
odczepisz się dopóki Ci nie powiem, co nie?-nie czekała na odpowiedź.
Nic innego niż 'nie', nie mogło paść z ust przyjaciółki.-Clara, moja
menadżerka-szatynka, wciąż trzymała spuszczoną głowę. Zadawanie
cierpienia jest o wiele łatwiejsze, kiedy nie widzi się smutnych
oczu.-Po prostu, wytwórnia się delikatnie mówiąc piekli i nie wiem czy
zostanę tutaj ten rok jak planowałam-westchnęła, zatrzymując łzy.-
Zdenerwowały ich artykuły o Leonie w gazetach, opowiem Ci o nich
później-wtrąciła szybko.- Clara szuka jakiegoś rozwiązania, ale nie wiem
czy i jak długo będę mogła tutaj zostać-słone krople, same spływały po
zarumienionych policzkach. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
-Ale jesteś teraz, tutaj-zaczęła trzęsącym się głosem, Natalia-I to
jest najważniejsze-delikatna dłoń brunetki, dotknęła kruchej ręki Violi.
Marzyła aby tym gestem przelać chociaż odrobinę pozytywnych emocji. Tak
bardzo chciała zobaczyć, choć cień uśmiechu na malinowych ustach,
przyjaciółki. Blanco nienawidziła, kiedy ktoś bliski jej sercu wylewał
łzy. Nie znosiła tego piekącego uczucia bezsilności, które ją
obezwładniało,ale świadomość, że Ona może niedługo wyjechać... W tej
chwili, mogło spaść na nią coś gorszego? -Proszę cię-starała się mówić
jak najdelikatniej.-Ten jeden raz w życiu, uwierz, że nawet ty
zasługujesz na odrobinę szczęścia. Zrobisz to dla mnie?-<br />
-Wszystko dla mojej siostry.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br />
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Axa1x4CNzPU/Uyd6hCXqOwI/AAAAAAAAAzY/wALpQRGyzZk/s1600/tumblr_inline_n24f5kyXLS1rm7mim.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-Axa1x4CNzPU/Uyd6hCXqOwI/AAAAAAAAAzY/wALpQRGyzZk/s1600/tumblr_inline_n24f5kyXLS1rm7mim.jpg" /></a> <i>
Zapach naleśników roznosił się po całym mieszkaniu. Do tego kubki
smakowe, Violi pobudziła delikatna woń truskawek. Gdyby nie ręka małego
Adriana, nos na pewno sam pokierowałby ją do kuchni, ale po co skoro ma
się tak uroczego przewodnika? Szatynka z radością wymalowaną na twarzy
wtargnęła do kuchni, napawając się niesamowitym widokiem śniadania,
znajdującego się na stole. Trzy naleśniki ułożone równo, polane odrobiną
sosu czekoladowego i gdzieniegdzie walające się truskawki, stanowiły
perfekcyjny widok z rana. Widząc iskierki, w jej ciemnych oczach
Verdasa rozpierała duma. Może nie uchodził za rodzinnego Masterchefa,
ale co, nie co umiał wyczarować. Kuchnia nie stanowiła pomieszczenia, w
którym przesiadywałby godzinami, jednak czasami warto się poświęcić.
Odsunął jej krzesło jak prawdziwy gentlemen, nie odzywając się przy tym
ani słowem. Po co niszczyć idealną chwile, perfekcyjne śniadanie źle
dobranymi wyrazami? Jedli w ciszy, relaksując się miłym porankiem.
Światło wpadało wprost na nich, przez okno będące wspaniałym punktem
widokowym na sąsiednią ulice. Słońce leniwie wspinało się po niebie,
czarując swoim blaskiem i budząc mieszkańców Buenos Aires do życia.
Niebo było czyste, zapowiadając ciepły dzień, o który z resztą nie
trudno było w Argentynie. Ludzie powoli wychodzili na ulice, tworząc
nieodpartą melodię miasta. Ptaki- w niedalekim parku-rozpoczynały swe
całodzienne koncerty. Samochody stopniowe zagęszczały swój ruch na
drodze. Rozpoczynał się właśnie typowy dzień, w ich ukochanym mieście.
Ich miejscu na Ziemi. </i><br />
-Leon
poczekaj-przerwał Ponte.-Wybiła czternasta-pokazał mu dość staromodny
zegar wiszący na przeciwległej ścianie.-Muszę zmierzyć cukier-wstał.
Kierowany przyzwyczajeniem, powoli wszedł do kuchni-nic specjalnego,
opanowały ją odcienie brązu. Kilka szafek-tego właśnie kolory-stało pod
ścianą, spokojnie czekając, na porę obiadową, czy śniadanie. Biała
lodówka, usadowiła się tuż obok okna, przyciemniając jej wnętrze.
Parapet, na którym zawsze stały ukochane przyprawy Leona- zaczynając od
oregano, kończąc na bazylii-wciąż był przez nie okupowany. Nic się tam
nie zmieniło, od ostatniej wizyty Maxiego. Ponte czuł za sobą kroki
szatyna. Pozwolił mu powoli iść za sobą. Nie raz widział jego jakże
skomplikowaną 'operacje', więc jego obecność nie była żadnym problemem.
Wręcz przeciwnie, wtedy czuł, że ma kogoś na kim warto polegać. Ma
prawdziwego przyjaciela. Pośpiech nie był jego sprzymierzeńcem. Dlatego
powoli wbił igłę w palec pozwalając spaść kilku kropelką krwi na
biały,-jak mu się wydawało- papierowy pasek. Wykonywał te czynność
codziennie od wielu lat. Ten sam rytuał ciążył na nim od odkrycia
choroby. Krótkie badanie nie sprawiało mu przyjemności, ani nie
wywoływało negatywnych emocji-robił to, co musiał. Znosił swój los z
anielską cierpliwością. Cierpliwością, którą wielu mogłoby mu
zazdrościć. Gdyby tylko chcieli spojrzeć na świat jego oczyma... Kto
wie, może nie jedna dusza powróciłaby na swoje miejsce?<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">***********</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Wybaczcie. Nie dość, że miał być w sobotę to jest jeszcze taki djsbcjd ;-; </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Coraz
mocniej upewniam się, że się do tego nie nadaję. -.- Ale za bardzo
lubię pisać żeby rozstać się z moimi blogami, więc jeszcze się ze mną
pomęczycie. <3 </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> Nagrody za konkurs dodam pod </span>Rozdziałem 24 na 'Teraz wiem..'. :) [To do Ciebie ty niecierpliwa małpo ♥] <br />
I jeżeli chodzi o komentarze na Waszych blogach wezmę się za nie jutro, obiecuję. :)<br />
Na sam koniec żeby było zabawniej. ^.^ Sobie Was ładnie proszę o 12 komów. Dacie rade? :) </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"> </span></div>
Unknownnoreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-14521072228207285722014-03-08T20:25:00.001+01:002014-03-08T20:25:36.876+01:00One Part miejsce I | Autor: Alexandra Comello Szła zatłoczonymi chodnikami Buenos Aires. W rękach kurczowo ściskała
stos kartek i teczek, które niosła do swojej pracy. Co chwilę
odgarniała włosy spadające jej na twarz. Słońce znajdujące się wysoko na
niebie rzucało swoje promienie na jej bladą, zmęczoną twarz. Powietrze
było tak parne, że ciężko jej było oddychać, zresztą nie tylko jej.<br />
Przez
chwilę swojej nieuwagi – kiedy to zatracona była w rozmyślaniach jak
bardzo ostra będzie reprymenda jej szefa – z rozpędu uderzyła w plecy
wysokiego, postawnego mężczyzny. Cofnęła się o krok, a wszystkie
dokumenty wypadły z jej rąk i rozsypały się po całym chodniku. <br />
Ten odwrócił się z wyrazem wściekłości na twarzy.<br />
- Ja… Ja prze… - Dziewczyna zaczęła się tłumaczyć widząc, że nie rozmawia ze szczególnie miłym człowiekiem.<br />
Jednak ten mruknął coś niekoniecznie pochlebnego pod nosem, odwrócił się i ruszył w stronę przejścia dla pieszych.<br />
Zrezygnowana
spojrzała na kartki leżące na brukowanym chodniku. Część z nich już nie
była tak śnieżnobiała jak wtedy, kiedy wychodziła z nimi z domu, a
części już nie było w ogóle widać. <br />
Kucnęła z rozpaczą i zaczęła
zbierać porozsypywane dokumenty mając nadzieję, że choć połowę z nich
uda się uratować. Wiedziała już, że jej szef na pewno nie będzie
zadowolony i w najlepszym wypadku każe jej zostać w pracy po godzinach. A
w najgorszym ją zwolni. Tak, rzeczywiście, to drobnostka.<br />
Wtedy
za plecami usłyszała swoje imię. Nie musiała podnosić głowy by domyślić
się, do kogo należy ten głos. Rozpoznałaby go zawsze i wszędzie.<br />
Ale to głupie. Przecież byli tylko przyjaciółmi. <br />
- Pomogę ci.<br />
Kątem oka widziała jak klęka obok niej i pomaga w zbieraniu papierów. Z nim poszło jej to o wiele szybciej.<br />
Kiedy z zasięgu jej wzroku nie było widać już żadnych dokumentów, podniosła się z kucek do pozycji pionowej.<br />
Ale nie przewidziała, że on w tym momencie zrobi to samo.<br />
I
wtedy ich spojrzenia się spojrzały. On wpatrzył się w jej idealne rysy
twarzy, pełne usta i wystające kości policzkowe, a ona po prostu
zatonęła jego ciemnobrązowych oczach. <br />
<br />
- Francesca!<br />
Sześcioletnia
dziewczynka bawiąca się lalkami na różowym dywanie w swoim pokoju
zdrętwiała. Podniosła gwałtownie głowę kierując spojrzenie na
śnieżnobiałe drzwi, przez które wyjść można było na korytarz.<br />
W myślach odliczyła do trzech, a wtedy one otworzyły się z hukiem.<br />
W progu stanął ten, którego tak nienawidziła. Ten, który zabrał jej całe szczęście.<br />
Widziała,
jak zbliża się ku niej, jak stawia ciężkie kroki zmierzające w jej
kierunku. Przerażona siedziała nadal w tym samym miejscu niezdolna do
jakiegokolwiek ruchu. Jej bladoniebieskie oczy rejestrowały każdy jego
ruch, w tym wielką rękę, którą uniósł do góry, a po chwili z zamachem
opuścił na dół uderzając nią swoją własną córkę. <br />
<br />
Siedziała
skulona w kącie, rękami zasłaniając swoją głowę. Bała się. Bała się
jego gniewu i tego, co może nastąpić po jego pełnym przekleństw i
wrzasku monologu. W swojej bujnej wyobraźni czuła już ten ból, który
rozchodził się po całym jej ciele w skutek kolejnych uderzeń.<br />
I
nie myliła się. Seria ciosów spadała na jej ręce, nogi i wszystko inne.
Była przyzwyczajona do tego cierpienia, jednak z każdym kolejnym
staczała się coraz głębiej.<br />
Jej koszmar trwał już dziesięć lat
czyli tyle, ile już była na tym świecie. Nie mogła obudzić się z tego
snu, co tak bardzo jej ciążyło.<br />
Wyszedł. Zostawił ją samą. Dziękowała Bogu, że nie musiała znosić więcej. Nie wiedziała, czy dałaby radę. <br />
Drżącą
ręką wzięła do ręki telefon, który leżał na stoliku. Był to stary
model, który trzeba było ładować każdego dnia. Jednak jej – dziewczynce,
a może już dziewczynie, która przeżyła zaledwie jedną dekadę –
wystarczał w zupełności.<br />
Jak najszybciej potrafiła wystukała numer swojego najlepszego przyjaciela.<br />
- Leon – wyszeptała, kiedy odebrał po pierwszym sygnale. – Pomóż mi…<br />
<br />
- Możesz już zdjąć mi tą chustkę z oczu?<br />
- Jeszcze chwilę, Francesca, poczekaj.<br />
Westchnęła
ciężko. Złapała się kurczowo jego ręki i próbowała nie przewrócić się.
Jednak nic nie było takie pewne. W końcu nic nie widziała.<br />
- To tutaj.<br />
Zatrzymali się. Odwiązał jej chustkę, jednak nadal zabronił jej otworzyć oczu. Zrobili jeszcze kilka kroków do przodu.<br />
- Możesz spojrzeć.<br />
Podniosła powieki. I zamarła.<br />
Znajdowali
się na wielkiej, zielonej łące. Wokół rosło pełno drzew, krzaków z
jeżynami i innymi owocami. Na trawie leżał czerwony, a na nim poukładane
były przeróżne produkty, takie jak jabłka, kanapki czy nawet lody. <br />
- Wszystkiego najlepszego w dniu trzynastych urodzin, Francesca.<br />
Spojrzała na niego. Jego uśmiech przemawiał do niej z taką siłą, że nie mogła oprzeć się odwzajemnieniu go.<br />
Zarzuciła
mu ręce na szyję i przywarła do niego całym ciałem. Objął ją ramionami i
przytulił do siebie całując ją w głowę. I pomyśleć, że dwójka tych
nastolatków chodziła dopiero do gimnazjum. Dojrzałością jednak
przewyższali wszystkich dorosłych.<br />
- Dziękuję, Leon. – Jej głos zadrżał z emocji. – Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie. <br />
<br />
Tej nocy znów do niej przyszedł. A miała nadzieję, że spędzi ją spokojnie. Myliła się.<br />
Słyszała,
jak zaskrzypiały drzwi jej pokoju. Do jej uszu dobiegł dźwięk ciężkich
kroków stawianych na drewnianej podłodze jej pokoju. Nie otwierała oczu.
Udawała, że śpi.<br />
Poczuła jak ją dotyka. Jego wielkie dłonie jeździły po całym jej posiniaczonym ciele. Z jej oczu mimowolnie popłynęły łzy.<br />
- Przestań, proszę… - szepnęła.<br />
Ale
on nie zareagował. Po raz kolejny od piętnastu lat ją wykorzystał. Nie
wiedziała ile razy już to zrobił, po czwartym przestała liczyć. Miała
dość. Dość wszystkiego.<br />
Przy życiu utrzymywał ją tylko Leon – jej przyjaciel.<br />
Przestał. Zszedł z jej łóżka i wolnym krokiem skierował się do drzwi.<br />
- Dobrej nocy, córeczko.<br />
Wyszedł
zostawiając ją samą. Wtuliła twarz w poduszkę i zaniosła się cichym
szlochem. Nie wiedziała, dlaczego to właśnie ją to spotkało. Przecież
nigdy niczym nie zawiniła. Ale widocznie Bóg miał jakiś cel w tym, że
skazał ją na takie cierpienia. W końcu nic nie dzieje się bez powodu.<br />
<br />
Biegła. Biegła tak szybko jak tylko mogła. Jej nogi odmawiały już posłuszeństwa. <br />
Rękawem
bluzy otarła krew spływającą po jej twarzy. Czuła wielki ból w każdym,
nawet najmniejszym fragmencie swojego ciała. Chciała już dotrzeć do
celu, znów być w ramionach swojego przyjaciela, który przytuliłby ją z
całej siły i dał poczucie przynajmniej chwilowego bezpieczeństwa. To
było dla niej w tym momencie najważniejsze.<br />
Wbiegła po kamiennych
schodkach i już stała przed drzwiami jego domu. Zadzwoniła, zapukała.
Czekała kilka sekund, aż te otworzyły się i stanął w nich Leon.<br />
Widząc
ją zamarł, jednak po chwili chwycił ją za rękę i wciągnął do środka,
jednocześnie przyciskając do siebie. Głaskał ją po czarnych włosach i
szeptał uspokajające słowa, którymi chciał zagłuszyć jej płacz. <br />
Nie
wiedział, który raz już przybiegła do niego o tej późnej porze, jednak w
ciągu tych siedemnastu lat zdarzyło się to naprawdę wiele razy, a jemu
za każdym razem towarzyszyły te same uczucia. Czuł wielkie współczucie
do tej małej istotki, którą trzymał w ramionach i nienawiść do tego,
który jej to robił. Sam nie wiedział, dlaczego jeszcze na to pozwalał.
Może po prostu bał się zadziałać?<br />
Odsunął ją od siebie i założył
kosmyk błąkających się po jej poranionej twarzy włosów za ucho.
Opuszkiem palców starł czerwoną krew wypływająca z jej rany na czole. <br />
- Nie każ mi tam wracać – poprosiła rozpaczliwym szeptem.<br />
Chwycił ją za posiniaczone dłonie i spojrzał w jej pełne bólu oczy.<br />
- Nigdy. <br />
<br />
A
jednak wróciła. Wróciła po to, aby rok później wyślizgnąć się śmierci z
rąk. Można powiedzieć, że tą śmiercią był jej własny ojciec. A Aniołem
Stróżem, Wybawicielem, był Leon. <br />
- Co się z nim stało? – spytała.<br />
Siedziała na szpitalnym korytarzu w towarzystwie swojego najlepszego – i jedynego – przyjaciela. <br />
Spojrzał na nią z troską.<br />
- Dostał to, na co zasłużył – odparł dotykając jej bladego policzka. – Nie myśl o tym. To już przeszłość.<br />
Zapatrzyła
się w jego oczach. Widziała w nich tak wiele współczucia i miłości.
Miłości, którą darzyli się od osiemnastu lat. Byli w końcu przyjaciółmi.<br />
Ale przyjaźń a miłość – tak wielka różnica? Owszem, dla niej tak.<br />
- I już nie wróci? – W jej głosie słychać było strach.<br />
Pokręcił przecząco głową.<br />
- Nie wróci – zaprzeczył.<br />
W jej spojrzeniu nadal czaił się niepokój.<br />
- Nie znajdzie mnie? – Histeria w jej głosie narastała z każdą chwilą.<br />
Objął ją ramieniem i przytulił mocno do siebie.<br />
- Nie znajdzie – rzekł. – Nie pozwolę na to. <br />
Wtuliła
twarz w jego ciepły tors i zaczęła wdychać jego zapach. Był on jedyny w
swoim rodzaju, nigdy takiego nie spotkał, nie czuła.<br />
Powoli odsunęła się od niego. Ich spojrzenia spotkały się.<br />
Chwycił ją za trzęsącą się rękę. <br />
Czuli to samo.<br />
Zaczęli
się do siebie zbliżać. Ich twarze dzieliły już tylko centymetry, które
oni pokonali w kilkanaście sekund. Nawet nie wiedzieli, kiedy ich usta
spotkały.<br />
Dotykał jej poranione wargi swoimi. Nie odstraszyły go nawet te przecięcia na nich, które były w końcu tak dobrze wyczuwalne.<br />
A ona? Ona nie zastanawiała się nad tym co robi. Wtedy żyła chwilą. Chwilą, która była najlepszą w jej życiu.<br />
Oderwali się od siebie.<br />
Widziała jego zdezorientowanie, za to on doskonale czuł jej speszenie. <br />
- Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi – wyszeptała starając się powstrzymać drżenie swojego słabego głosu.<br />
Ścisnął mocniej jej dłoń.<br />
- Tak – potwierdził. – Tylko przyjaciółmi.<br />
<br />
Oderwała wzrok od jego twarzy. On swoje spojrzenie skierował na kartki, które trzymał w rękach.<br />
- To… to twoje. – Wyciągnął je w jej stronę.<br />
Wzięła je od niego. <br />
- Dziękuję.<br />
Ale
on nie wiedział, że dziękuje mu za wszystko co zrobił dla niej przez
tyle lat. A ona po prostu nie była świadoma, że jej słowa odnoszą się
właśnie do tego. <br />
Oboje byli zdziwieni tym, co przed chwilą
zobaczyli nawzajem w sobie. On zobaczył w niej dojrzałą kobietę, która
mimo tak trudnego życia brnie dalej, przed siebie, a nie nastoletnią
dziewczynę, która tak bardzo cierpi. <br />
Ona dostrzegła w nim
mężczyznę, który tak bardzo jej pomógł, mężczyznę, który był przy niej
od małego, który uratował ją od śmierci.<br />
- Muszę już iść – rzekła wreszcie.<br />
Podrapał się po głowie.<br />
- Tak… ja też.<br />
Powoli odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, w kierunku swojej pracy.<br />
Znów to czuła… To, co wtedy, kiedy przybiegła do niego w nocy. To, co czuła w szpitalu podczas rozmowy z nim.<br />
Ale to nieistotne. Byli przecież tylko przyjaciółmi.<br />
<br />
<br />
*********<br />
Tak jak mówiłam. Praca zwycięscy została opublikowana na obu moich blogach.<br />
Miłego czytania. :D Unknownnoreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-23962353687536245312014-03-01T23:05:00.001+01:002014-03-01T23:05:36.833+01:00Rozdział siódmy-'Bratnie dusze.'<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dla każdego zakochanego w Natlettcie (Naty i Viola XD) oraz Lemiliano(Leon i Maxi XD).</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Oczywiście specjalna dedykacja dla Miśka. Mam nadziej, że będziesz usatysfakcjonowana. ♥ </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Nie pamiętam kiedy grałem ostatnio.-wyszeptał szatyn, trzymając ręce na ukochanym instrumencie.<br />
Duma rozpierała jego zniszczone serce, które powoli wracało do prawidłowego stanu. Przez długi czas nie rozumiał, co było z nim nie tak. Czego mu brakowało.<br />
Podczas każdego oddechu czuł, że nie może odetchnąć pełną piersią. Coś hamowało jego myśli, słowa, uczucia. Zatrzymywało Leona w jednym miejscu. Jeden krok w przód mógł go uratować albo zniszczyć. Czy znajdzie się ktoś, kto wskaże mu właściwą drogę? Pomoże odnaleźć szczęście? Sprawi, że świat znowu będzie taki sam. Będzie tak samo kolorowy jak dziesięć lat temu. Może nawet bardziej?<br />
Za późno. To już się stało. A to wszystko za sprawą jej uśmiechu. Całe zło tego świata wyparowało kiedy ona wtargnęła do jego uporządkowanego, <br />
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-TZWYLl9Ecdw/UxHoIJbMvvI/AAAAAAAAAqo/XuCpUrDCyFo/s1600/1.2.3.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-TZWYLl9Ecdw/UxHoIJbMvvI/AAAAAAAAAqo/XuCpUrDCyFo/s1600/1.2.3.png" /></a> nudnego życia. Wywróciła jego spokój do góry nogami. Dzięki niej wrócił. Dawny Leon z powrotem znalazł się na swoim miejscu. Jakby nigdy nie odszedł w zapomnienie. Zadziwiające ile jedna, chaotyczna dusza może zdziałać. Potrafi naprawić kogoś, nie mającego szans na ratunek. Nie każdy byłby do tego zdolny. Ludzie zbyt łatwo się podają. Nie umieją dostrzec najważniejszego. Nadziei.<br />
Czasami strach o kogoś dla nas ważnego jest silniejszy od naszych słabości. <br />
Jednak los nigdy nie był łaskawy dla Verdasa. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później coś się wydarzy. Zostawi po sobie tylko gruzy, albo zabierze wszystko, co stanie mu na przeszkodzie. Był przekonany, że tylko kwestia czasu.<br />
Ale wcale nie zamierzał się podawać. Zbyt długo czekał na swoje szczęście. Nie może pozwolić aby teraz po prostu odeszła. Tym razem na to nie pozwoli. Czekanie to najgorsza rzecz, która zdarzyła się w jego życiu. Więcej to się nie powtórzy. Nie tym razem. <br />
<br />
-Co ta miłość robi z człowiekiem.-westchnął a jego twarz natychmiast się rozpogodziła. Ona jest odpowiedzią na wszystkie pytania. Ona jest wiatrem żagli jego życia. Ona jest światłem, który rozświetla mrok. Ona jest sensem istnienia. Jego istnienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jaka część jego życia była pusta?<br />
W tym momencie było to wręcz oczywiste. Świat nie był sobą bez muzyki. Był surrealistyczną rzeczywistością, której szczerze nienawidził. Ale teraz? Wszystko było na swoim miejscu. Przynajmniej prawie. Do pełni szczęścia brakowało tylko jednego. Jej niebiańskich oczu wpatrującego się w niego z miłością. Malinowych ust spragnionych pocałunku. Delikatnych ramion, które odsłania nosząc sukienki. Tak bardzo chciał powiedzieć co czuje. 'Kocham Cię' chciało czym prędzej wyskoczyć z jego gardła. Wciąż jednak krążyła pewna obawa. Czy jej serce bije tym samym rytmem? <br />
<br />
-Violettcie na pewno się spodobała.- Maxi pojawił się w mieszkaniu niczym duch. Niespodziewanie, na dodatek zupełnie niepostrzeżenie.<br />
Ponte miał wyjątkowy dar. Zawsze wiedział co powiedzieć. Umiał znaleźć pozytywy w każdej sytuacji. Nie ważne co się stało.<i> Zawsze jest jakieś wyjście</i>. <i>A jeżeli go nie ma to zawsze znajdzie się jakaś nauczka. </i>Uśmiech nigdy nie schodził z jego przystojnej twarzy. Verdas miał czasem wrażenie,że jego przyjaciel jest jak słońce. To od niego wszystko się zaczęło. I może to on wszystko zakończy?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-48J-UfqwxdY/UxHoMLTpANI/AAAAAAAAAq8/gyS_k0U-7wY/s1600/tumblr_n1cnyi2xW21se2d4uo3_250.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-48J-UfqwxdY/UxHoMLTpANI/AAAAAAAAAq8/gyS_k0U-7wY/s1600/tumblr_n1cnyi2xW21se2d4uo3_250.jpg" height="320" width="179" /></a></div>
Bez wątpienia należał do najbardziej irytującego gatunku ludzi. Optymistów. Jednak w nim było coś innego. Umiał zarazić ludzi pozytywnym myśleniem. Powtarzanie 'pokój i miłość wszystkim' nie było w jego stylu. Definitywnie. To nie był Maxi.<br />
Jak każdemu, zdarzały mu się gorsze dni. Ale nawet podczas deszczu nie tracił pogody ducha. Nie należał do typowych entuzjastów. On był od nich o wiele lepszy. Był po prostu sobą.<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Mam taką nadzieje, przyjacielu.-oznajmił Leon spoglądając na nogi bruneta, położone na stole. Zignorował je jednak po chwili. <i>Ponte, przecież nigdy się nie nauczy. </i>Usiadł obok chłopaka na kanapie. Cieszył się,że ktoś przyszedł go wysłuchać. Doradzić. Pocieszyć. Po prostu być.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przyjaciele to najlepszy -oprócz miłości- skarb podarowany nam przez Boga. Kiedy, któregoś z nich zabraknie nie ma już nic.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko znika.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Na czym skończyłem ostatnio?- zadał pytanie szatyn, kierując się po obowiązkowy element ich pogaduszek. Czekoladowe babeczki, kupione specjalnie na te okazje w pobliskiej cukierni.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Kolacja. W końcu wiem dlaczego tyle czasu miałeś u siebie Adriana.- w buzi Maxiego w mgnieniu oka znalazł się wypiek. -Swoją drogą.- kontynuował - Świetna piosenka, stary. Jest taka romantyczna. Gdybym był kobietą to rzuciłbym się na Ciebie, kocie.- Leon zakrył twarz dłonią. Przez rozstawione palce, spojrzał na przyjaciela.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Maximiliano Ponte!-powiedział piskliwym głosikiem.- Bierzesz ślub, nie możesz zdradzać Natalii.- udał oburzonego.-Aleeee.-przeciągnął.-Gdybyś był dziewczyną, na pewno umówiłbym się z Tobą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zabójczy śmiech rozniósł się po całym mieszkaniu. Jak dobrze jest mieć prawdziwego przyjaciela.</div>
<div style="text-align: justify;">
-A wiesz co jest najlepsze?- brunet uspokoił się na tyle, aby wydobyć coś z siebie.-Nie muszę być dziewczyną żeby cię kochać.-zatrzepotał rzęsami, zupełnie jak Natalia.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Ja Cię kocham mocniej Maxio.- Leon odezwał się poważnym głosem. Tym razem opanowanie głośnego śmiechu, było o wiele trudniejsze. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Bez bratnich dusz, świat byłby zdecydowanie nie do zniesienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-6zCSPE1UdUo/UxHoOfPKXSI/AAAAAAAAArE/UpPVtx9N5Cc/s1600/tumblr_n1cs6vPAkc1se2d4uo2_250.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-6zCSPE1UdUo/UxHoOfPKXSI/AAAAAAAAArE/UpPVtx9N5Cc/s1600/tumblr_n1cs6vPAkc1se2d4uo2_250.jpg" /></a>-Mówię Ci przecież, że to nie tak!- oznajmiła Violetta, mordując przyjaciółkę spojrzeniem.- Jeżeli chcesz wiedzieć co się stało, proszę Cię Natalia. Sieć cicho.-zarządziła szatynka. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Jaka ty jesteś ostatnimi czasy niecierpliwa.- zaśmiała się brunetka.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Oczywiście,że jestem.-odpowiedziała zadowolona z siebie.- A teraz. Im szybciej skończymy tym szybciej pójdziemy po sukienkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Adrian przyjechał do Leona następnego dnia. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Niczego nieświadoma szatynka smacznie odsypiała wczorajszy </i><i>wieczór</i>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Zmorzył ją sen. Piękny sen o przyszłości. Widziała siebie w pięknej białej sukni. Nie była to jednak suknia ślubna. Pod nogami czuła coś sypkiego, odrobinę wilgotnego. Piasek. Plaża, przeszło jej przez myśl. Ale co ona tu robi? Obróciła się dookoła. Morze? Nie ocean. Zaraz... To Buenos Aires. Przedmieścia. Pięć kilometrów stąd jest port. Zakmkneła oczy. To miejsce przypominało jej dzieciństwo. Dobre czasy, kiedy jej mała jeszcze żyła. Przychodzili tu na pikniki. Doskonale pamięta jak puszczała niebieski latawiec. O tam przy brzegu. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Podeszła bliżej wody. Zamoczyła stopy, patrząc na zachodzące słońce. Delikatna bryza powiewała jej brązowymi lokami. Było idealnie. Bez zmartwień. Bez nikogo. Tylko ona i wspomnienia. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Coś jednak musiało przerwać błogi spokój. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Violetta!-usłyszała ciche wołanie. Nie miała ochoty patrzeć w stronę głosu, ale miała nieodparte wrażenie, że doskonale zna jego właściciela. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Nie myliła się. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dostrzegła chłopaka, na oko miał może siedem lat. Przypominał jej kogoś. Kogoś wyjątkowego jednak było w nim coś... innego. Był starszy. Nie wiele. Jednak z oddali dostrzegła jego oczy. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Adrian?-odkrzyknęła radosna. Nie ruszyła się jednak z miejsca. Dopiero kiedy dostrzegła idącego za nim mężczyznę zrobiła krok w przód.-Leon?-wyszeptała prawie nie słyszalnie. Szatyn skinął głową i uśmiechnął się do niej blado. Ona nie czekając dłużej pobiegła w jego kierunku.-Leon!- krzyknęła szczęśliwa. Była tak blisko...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Violetta!-usłyszała głos Adriana.-Ciociu! Wstawaj.-otworzyła oczy. Ujrzała chłopaka leżącego tuż obok niej na łóżku.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Gdzie plaża?-spytała zaspana. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Jaka plaża, Ciociu?-odparł maluch.-Mozemy poplosic wuja zebysmy pojechali ale najpielw musis zjes sniadanie.-wykrzyczał radośnie. Co? Jakie śniadanie? Co się tu dzieje? Otworzyła szerzej oczy. Adrian siedział tuż obok. Moment. ADRIAN. JEST. OBOK.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
-<i>Mały, co ty tu robisz?-powiedziała ziewając.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Wybacz Vilu, ale tak smacznie spałaś więc nie miałem serca cię budzić.-usłyszała Ten przyjemny głos. Rozejrzała się za jego źródłem. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-ujb5DcgmP-Y/UxJLzS5N1jI/AAAAAAAAArQ/Ics5sQEXeY8/s1600/tumblr_n1cryo1BRR1se2d4uo4_250.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-ujb5DcgmP-Y/UxJLzS5N1jI/AAAAAAAAArQ/Ics5sQEXeY8/s1600/tumblr_n1cryo1BRR1se2d4uo4_250.jpg" /></a><i>Leon stał oparty o framugę drzwi. Jego nonszalancka postwa była zadziwiająca. Wczoraj wydawał się spięty. Aż za bardzo. A dzisiaj? Wrócił. To był Leon z czasów studio. Arogancja połączona z urokiem. Wpatrywała się w niego z uwielbieniem. Przekręciła głowę w prawo i napotkała jego spojrzenie. Jej niezwykłe oczy i jego szmaragdowy wzrok znalazły wspólny język. Słowa nie były potrzebne. Nie w tym momencie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Czy nie jest idealny?-różne myśli grążyły po jej głowie, ale ta zdecydowanie była najmilsza. Dla niej zdecydowanie najprzyjemniejsza.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Dlatego zrobiliśmy Ci śniadanie.-odezwał się szarmancko. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-A może tak Buenos Dias?-spytała, przeciągając się. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Dzień dobry, księżniczko.-rzekł, idąc w stronę kuchni. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Zrobiłeś jej śniadanie?!-zdziwił się Maxi, pochłaniając ostatnią babeczkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Tak. A co?- powiedział wpatrując się w bruneta. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Nie uważasz, że jesteś zbyt...</div>
<div style="text-align: justify;">
-Uroczy? Wspaniały? Słodki?-wymieniał.-Nieee.-zaprzeczył przyjacielowi. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Co się z tobą stało?-nie dowierzał Ponte. On też to zauważył. Verdas się zmienił. Na lepsze czy gorsze? W duchu modlił się aby jednak pozostał taki sam. Nie chciał ryzykować jego straty. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Ze mną? Zakochałem się.-Westchnął. </div>
<div style="text-align: justify;">
To wyjaśniało wszystko. Człowiek zakochany nie jest sobą. Jest lepszą wersją samego siebie. Miłość uwydatnia wszystkie najlepsze cechy. Kryje nasze niedoskonałości. Sprawia, że jesteśmy lepsi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jeżeli tego nie robi, to oznacza, że nie jesteśmy zakochani. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dlaczego? Bo miłość jest jedyną rzeczą, która uskrzydla. Jedynym sensem naszego istnienia. Bez niej nie byłoby niczego. Nigdy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
************<br />
<u>Do ogłoszenia wyników na blogu nie pojawi się żaden rozdział.</u> To wszystko przez nagrodę. xD <br />
I takie krótkie pytanie. :3333 Długość rozdziału Wam odpowiada? Bo jeżeli nie to zawsze mogę zwiększyć limit słów,ale wtedy rozdziały pojawiały by się rzadziej. c: Czekam na wasze opinie.<br />
<br />
Nawet sobie nie wyobrażacie jaką mam radochę w tym momencie. Mój Misiek wczoraj powiedział,że jestem mądra. xD <br />
<br />
<u><i><span style="font-size: large;"><b>Po raz enty przypominam o konkursie. :D </b></span></i></u><br />
<br />
<i><a href="http://ask.fm/SophieblogV">http://ask.fm/SophieblogV</a> <- jeżeli ktoś chce może wbić. :3</i><br />
<i><a href="http://ultimo-besarte.blogspot.com/">http://ultimo-besarte.blogspot.com/</a> <-koniecznie musicie zajrzeć. :D I najlepiej pozostawcie po sobie ślad. ♥ </i><br />
<i><br /></i>
<i>I jako,że tak ładnie komentowaliście ostatnio,tym razem nie zorbie Wam challengeu.^^ </i><br />
<i><br /></i>
<i>Do zobaczenia Sophie <strike>Verdas</strike></i><i>. Teraz już Cortés. c;</i><br />
<span style="font-size: large;"><span style="font-size: small;"><br /></span><b> </b></span><br />
<br />
<br />Unknownnoreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-86422394749669959072014-02-22T01:13:00.001+01:002014-02-22T01:13:51.193+01:00Rozdział szósty-'Zbolałe serce.'<i>Dla Cheryl i Kate za ich entuzjazm,odnośnie 'Sophinatorek'♥ </i><br />
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i>
<br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
-Violetta.Co to było?-spytała przyjaciółka. Zacisnęła usta w prostą
kreskę. Przybrała poważny wyraz twarzy. Zmrużyła ogromne,czekoladowe
oczy. I czekała. </div>
<div style="text-align: justify;">
-To była prawie,prawda.-odrzekła szatynka.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Prawie robi wielką różnicę. Mi Amiga.-westchnęła. Czy oni nie mogą wziąć się w garść? Chyba przyznanie do miłości jeszcze nikogo nie zabiło. Przynajmniej Natalia nie poznała do tej pory takiego przypadku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mogło stać się nic złego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Tylko prawda może ich uratować. Kłamstwo potrafi jedynie ranić,sprawiać,że dwie spokrewnione duszę nigdy się nie odnajdą. To wszystko powinno być o wiele prostsze,ale nie jest.</div>
<div style="text-align: justify;">
I nigdy nie będzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ludzie,których widziałeś raz w życiu i nigdy więcej nie spotkasz wychodzili i zasuwali za sobą krzesła. Inni zajmowali ich miejsce. Nikt nie wyróżniał się niczym specjalnym. Brunetki podobne do innych brunetek. Faceci w identycznych garniturach. Dzieci w kolorowych wózkach. Rozchichotane dziewczyny rozmawiające o chłopakach. Typowe Popołudnie,w typowym miejscu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Uog4vOwXR1g/UweYbInsBOI/AAAAAAAAAhs/GJl32Cystcs/s1600/tumblr_inline_n1crh97dQb1s6c686.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-Uog4vOwXR1g/UweYbInsBOI/AAAAAAAAAhs/GJl32Cystcs/s1600/tumblr_inline_n1crh97dQb1s6c686.jpg" /></a> Wszyscy byli tacy sami. Jednak każdy był czyimś całym światem. Kimś,bez kogo nie da się żyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Kolacja,Violka. Błagam opowiedz w końcu co się tam stało,bo chyba zaraz zwiędnę.- Blanco,opuściła bezwładnie ręce. Ciekawość zżerała ją od środka,już od dobrych dwóch godzin. A końca historii nie było widać.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Okej, nareszcie dotarliśmy do Twojego ukochanego jedzenia. Naprawdę nie wiem czym ty się tak zachwycasz.-dziewczyna wzięła głęboki oddech. Mówienie sprawiało jej coraz większą trudność. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czuła,że Natalia wkrótce wyrzuci jej swoje zdziwienie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie była dziewczyną Leona. Leon nie był chłopakiem Violetty. Trzeba było przyjąć to do wiadomości. Naty również musiała zaakceptować pewne rzeczy. Nawet jeżeli były tak trudne,zwłaszcza dla szatynki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Marzyła aby przyznać Blanco racje. '<i>Tak,jesteśmy razem.' </i>Chciała żeby te słowa same cisnęły się jej na usta,jednak nie mogły. </div>
<div style="text-align: justify;">
Leon,nic do niej nie czuł. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale pocałunek chyba coś znaczył? Może był tylko i wyłącznie chwilą zapomnienia? Dotyk jej malinowych ust na jego pełnych wargach,obydwoje napełnił przyjemnym ciepłem i radością. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie był to przyjacielski buziak. Zdecydowanie,był wyjątkowy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Verdas zapomniał-była o tym przekonana. Natomiast do niej wszystkie wspomnienia powróciły w jednej sekundzie. Każdy spacer,randka,rozmowa. Najmniejszy szczegół jego twarzy,umięśnionego torsu. Jego ulubiony kolor,ukochany motor,małe zdjęcie,które wciąż trzyma w swojej torebce.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zakochiwała się w nim od nowa. <i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie mogę kochać go raz jeszcze,bo nigdy nie przestałam.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Nawet magiczna gumka nie potrafiłaby wymazać Leona z serca Castillo. Na to jest już zdecydowanie zbyt późno. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dwie spragnione siebie dusze odnalazły się i nic nie ma prawa ich rozdzielić. Choćby Ziemia miała zniknąć w tej chwili. Oni już wiedzą kto otworzył im drzwi do miłości. Pozostało tylko przyznać się do rzeczy wręcz oczywistej. Leon Verdas i Violetta Castillo,nie potrafią żyć bez patrzenia na swoje Szczęście,bez wtulania się w ciepłe ramiona,bez wspólnych wieczorów...Bez siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W kawiarence unosił się zapach czekolady.</div>
<div style="text-align: justify;">
Słodycz wypełniała całe pomieszczenie i wydostawała się na zewnątrz,dostarczając sprzyjemną woń do zabieganych przechodniów,osób popijających kawę w restauracyjnym ogródku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nikt nie zwrócił uwagi na drobny szczegół,osładzający codzienne pogawędki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kto zwraca uwagę na detale? Żaden z zajadających się świeżymi bułeczkami Argentyńczyk,nie umiał wytłumaczyć dlaczego tak lubi to miejsce. Tak było i już.Wydawało się to rzeczą najzupełniej normalną. </div>
<div style="text-align: justify;">
A więc co jeżeli zniknie Ta mała rzecz,która czyni kawiarenkę wyjątkową?</div>
<div style="text-align: justify;">
Będzie jej brakować wszystkim. Ale czy ktoś zorientowałby się co jest nie tak?</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie. Ludzi nie obchodzą takie rzeczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Coś się zaczyna i kończy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zegarki wskazywały kilka minut po godzinie trzynastej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Szatyn leniwie podnosił nogi,aby wejść na trzecie piętro budynku. Znudzony,spoglądał na czerwone trampki. Jeden stopień,drugi,trzeci,Violetta,czwarty... Pokręcił głową z niedowierzaniem,starając się wyrzucić ślicznotkę z głowy. Czy to możliwe,że znowu skradła mu serce? </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie można zabrać czegoś,co nie zostało oddane,</i>pomyślał, przeskakując kolejne schodki. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po prostu szedł. Starał się nie myśleć. Przynajmniej nie o Niej. Wszelkie wysiłki poszły jednak na marne.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pełne usta,jasne włosy i aksamitny głos były zdecydowanie zbyt częstym tematem myśli Leona. Tylko ona siedziała mu w głowie i wcale nie miała ochoty stamtąd wychodzić. Na pewno nie w najbliższym czasie. Wciąż widział ją przed sobą. Ostatnie dni,ostatni miesiąc...był lekiem na jego paskudne samopoczucie. Przez dziesięć lat brakowało mu czegoś istotnego. A teraz...Ma to,czego zawsze pragnął. Nie może pozwolić jej uciec.</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-BYrVrJuGoZw/UwfLTZ511gI/AAAAAAAAAiE/-L762ovG1K4/s1600/tumblr_n0whky5hMn1sqhuc6o1_250.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-BYrVrJuGoZw/UwfLTZ511gI/AAAAAAAAAiE/-L762ovG1K4/s1600/tumblr_n0whky5hMn1sqhuc6o1_250.gif" height="201" width="320" /></a>Wszedł do mieszkania,trzaskając drzwiami. Frustracja wzrasta w nim z każdą chwilą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podjął decyzje. Powie je. Zrobi to dzisiaj. Teraz. Nie mógł dłużej czekać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Skierował się do wyjścia. <i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Co jeżeli ona, nie odwzajemnia moich uczuć? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i>Zawrócił.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zdezorientowany opadł na granatową kanapę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Co mam zrobić?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Bił się z myślami. Zamknął oczy. <i>Pocałunek. Kolacja. Plaża. ZOO. Wyjazd w góry... </i>Wszystko,co zdarzyło się od jej powrotu było magiczne. Czuł się o wiele lepiej kiedy Violetta tuliła się do jego ramienia. Jej drobne ciało znajdujące się obok sprawiało mu ulgę,bo wiedział,że jest bezpieczna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z subtelnych ust,szatynki wydobywała się najpiękniejsza melodia na świecie. Ciemne oczy patrzyły na niego z pożądaniem. <i>Czasem miałem wrażenie,że zaraz się na mnie rzuci.</i> Uśmiechnął się do siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dostrzegł w Violettcię wiele zmian na lepsze. Jej pewność siebie dodawała jej uroku. Rumieniła się rzadziej,ale on bez problemu potrafił sprawić aby jej twarz przybrała kolor pomidora. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zwracała mniejszą uwagę na szczegóły,nie zatrzymywała się już przy każdym nowo napotkanym kwiatku żeby sprawdzić czy pachnie lepiej od pozostałych. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mówiła o wiele więcej,niż kiedyś. Buzia prawie w ogóle się jej nie zamykała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wypiękniała. Miał wrażenie,że oczy przybrały mocniejszy odcień czekolady. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dojrzała. Co,do tego nie miał żadnych wątpliwości. Sposób w jaki mówiła tylko utwierdzał go w tym przekonaniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Kocham ją.-wyszeptał.-I muszę coś z tym zrobić.-otworzył oczy. <i>Tylko,co?</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
W oczy rzucił mu się zakurzony keyboard. Tak dawno nie grał,nie śpiewał. Pragnął znów poczuć melodie wewnątrz siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tęsknił za dźwiękiem naciskanych klawiszy. Za nutami,zapisanymi na partyturach. Za słowami,które przychodziły znikąd. Brakowało mu muzyki-najważniejszej pasji jego życia. Powoli podszedł do instrumentu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przejechał palcami po białych przyciskach. Odetchnął głęboko. <i>Brakowało mi tego. </i>Położył na nim obydwie ręce. Muzyka sama zaczęła płynąć. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po dziesięciu minutach miał już idealną melodie. Duma rozpierała go od wewnątrz. Po tylu latach przerwy on wciąż potrafił tworzyć coś pięknego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejny głęboki wdech. Czas na słowa. Przyszły równie szybko i łatwo co muzyka.</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Por tu amor yo renaci eres todo para mi</i></div>
<div style="text-align: center;">
Odrodzę się dla Twojej miłości Violetto,bo jesteś najlepszym,co spotkało mnie w życiu.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Puedo pasar mil años, soñando que vienes a mi</i></div>
<div style="text-align: center;">
Mogę czekać na Ciebie nawet i wieczność.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i> Por que esta vida no es vida sin ti</i></div>
<div style="text-align: center;">
Bo nic nie ma sensu,kiedy nie ma cię obok.<i> </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br />Te esperare por que al vivir tu me enseñaste</i></div>
<div style="text-align: center;">
Poczekam,bo jesteś jedynym powodem aby żyć.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Y hare lo que sea por volverte a ver</i></div>
<div style="text-align: center;">
Obiecuje Ci,że już nigdy cię nie stracę. </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Navegar entre tus besos y juntos a ti crecer</i></div>
<div style="text-align: center;">
Chce znowu poczuć smak Twoich ust.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i> Y hare lo que sea por volverte a amar </i></div>
<div style="text-align: center;">
Zrobię wszystko,ponieważ Cię kocham. </div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Szczęście opanowało go całego. Spojrzał na zdjęcie,stojące na drewnianej komodzie,tuż obok fotografii Adriana. Byli tam Oni,podczas kolacji w domu Carmen. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-PyqH-pCKPNM/UwfnV8AhgsI/AAAAAAAAAiU/t59y_puc8d4/s1600/eye-candy-paul-wesley-7.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-PyqH-pCKPNM/UwfnV8AhgsI/AAAAAAAAAiU/t59y_puc8d4/s1600/eye-candy-paul-wesley-7.jpg" height="320" width="212" /></a> <i> Spojrzał na nią po raz ostatni. Wydawała mu się perfekcyjna. Z ust Leona prawie wyrwał się komplement numer piętnaście,kiedy drzwi się otworzyły. Stanął w nich Jorge,tak jak zwykle ubrany w elegancki garnitur. Tym razem postawił na klasyczną czerń,białą koszulkę i zwykłe buty.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Adrian od razu rzucił się na ojca. On od razu porwał syna na ręce. Wszedł do środka,nie zwracając uwagi na gości. Verdas nie zdziwił się zachowaniem szwagra. Wiedział,że nie widział świata po za swoją rodziną. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Kąciki jego ust powędrowały do góry. Wprowadził swoją towarzyszkę do środka.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Carmelita.-spokojny głos Violetty,rozniósł się po domu Cortezów. Bez odpowiedzi dotarli do salonu,w którym cała trójka była pochłonięta w uroczym uścisku.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Siostra.-odezwał się Leon,przerywając sielankę. Blondynka spojrzała na młodszego brata ale zaraz całą swoją uwagę zwróciła na dziewczynę stojącą obok niego. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> Dobrze ją znała. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Violetta!-krzyknęła rzucając się na szyje,szatynce.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Viola?-Jorge przyjrzał się panience duszonej przez jego żonę.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Violetta.-powiedział Leon,rozbawiając towarzystwo.-Skoro wszyscy już znamy swoje imiona,możemy już siadać do stołu?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Uspokój się.-odezwał się pan domu.-Może powiesz nam dlaczego jeszcze nie przyprowadziłeś nam do domu tej ślicznotki?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Zawsze uważałam,że jesteś lepszy od tamtego palanta,którego imienia nie wymówię.-zaśmiała się Viola,przytulając się do kobiety.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>W tym samym czasie,parę pięter niżej...</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Czyli na kolacji,Carmen poprosiła żeby Leon zajął się Adrianem przez miesiąc bo ona wyjeżdża? A ty mu zwyczajnie pomagałaś?-podsumowała Naty,spoglądając ze zdziwieniem na przyjaciółkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Otóż to.-odpowiedziała promienie szatynka.-Nie rozumiem w czym problem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Nie mogę zrozumieć jak mogliście urządzać sobie trójkącik pod jednym dachem z dzieckiem.-przyznała brunetka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Głośny chichot dziewczyn rozniósł się po pomieszczeniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czasami nieporozumienia pozostają lepsze,kiedy nie są do końca wyjaśnione. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ale tylko czasami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
.**************<br />
Laptop odzyskany. Jeju,kocham panów,którzy mi go naprawili. Nie dość,że szybko to jeszcze dobrze. Dobra bo będę się nimi zachwycała i się to prędko nie skończy. xD<br />
Kolejny rozdział pisany zupełnie od początku... <br />
Tak sobie patrze i na kalendarz i się załamałam... Test za testem. I do tego zgadnijcie kto jest nową redaktorką w gazetce szkolnej. A żeby było weselej razem z kółkiem teatralnym przygotowujemy się na bardzo ważny przegląd teatrów oraz chór i koncert młodych talentów. Zgadnijcie kto został wrobiony do odegrania scenki kabaretowej. ;_; Także tego nie krzyczcie jeżeli rozdziały będą raz w tygodniu. :) Ale na osłodzę przygotowuje pewną niespodziankę,która pewnie z moim tempem ukarzę się dopiero w kwietniu. xD<br />
Znowu się rozpisałam a tego i tak nikt nie czyta. :D Koniec marudzenia. ^^ <br />
<br />
<br />
I plisss nie pytajcie o pocałunek. Wszystko się wyjaśni w swoim czasie. :3 <br />
<br />
<b><i><span style="font-size: large;">Przypominam o konkursie->zgadza się,teraz będę Wam truć tyłki do samego zakończenia. ♥</span></i></b> Zmieniłam troszeczkę nagrody,ale o tym dowiecie się podczas ogłoszenia wyników. :3 <br />
<br />
12 komów=next. ♥ Unknownnoreply@blogger.com33tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-73982937307030208252014-02-18T19:41:00.000+01:002014-02-18T19:41:09.198+01:00LBA 1 i 2 + kilka informacjiTen blog dostał swoje dwie pierwsze nominacje. :D Dziewczyny,pięknie dziękuję. ♥<br />
Pierwszą dostałam od cudownej Tini Verdas z bloga <a href="http://muzyka-mordercy.blogspot.com/">http://muzyka-mordercy.blogspot.com/</a><br />
<br />
<span style="color: orange;">1. Jak masz na imię?</span><br />
Tajemnica. xD<br />
<span style="color: orange;">2. W jakim mieście mieszkasz?</span><br />
W województwie kujawsko-pomorskim. Tyle wystarczy. :) <br />
<span style="color: orange;">3. Śpiew czy gra na jakimś instrumencie?</span><br />
Nie potrafię ani tego ani tego. ;_;<br />
<span style="color: orange;">4. Ulubione zwierzę?</span><br />
Pingwiny i gekony lamparcie. *O* <br />
<span style="color: orange;">5. Jak wygląda według Ciebie idealny dzień?</span><br />
Cały dzień spędzony w moim pokoju. Sama. Mnóstwo słodyczy. Laptop,książki i muzyka. Do tego delikatny deszczyk za oknem...Ach rozmarzyłam się. <br />
<span style="color: orange;">6. Jak opisałabyś swój charakter?</span><br />
Wredna,uparta,nieśmiała. <br />
<span style="color: orange;">7. Ulubiony kraj?</span><br />
Australia,Argentyna,Włochy i Anglia. <br />
<span style="color: orange;">8. Jakie uprawiasz sporty?</span><br />
Żadnego. Może czasem pobiegam. xD <br />
<span style="color: orange;">9. Ulubiony film?</span><br />
'To tylko seks.' i 'Dary anioła:Miasto kości',<br />
<span style="color: orange;">10. Spacer po lesie czy siedzenie przed telewizorem?</span><br />
<span style="color: orange;"><span style="color: black;"> Spacer po lesie. Chyba,że leciałby któryś z moich ulubionych seriali. Wtedy nie ma siły aby odciągnąć mnie od telewizora. xD </span></span><br />
<span style="color: orange;">11. Czytasz moje blogi? (jak tak, to co o nich sądzisz?)</span><br />
Oczywiście. Kocham obydwa. ♥<br />
<br />
Za drugą dziękuje cudownej Cheryl z bloga<a href="http://leonettaa4ever.blogspot.com/" target="_blank"> http://leonettaa4ever.blogspot.com/</a> <3 <br />
<br />
<span style="color: orange;">1. Twoje motto życiowe?</span><br />
<span style="color: orange;"><span style="color: black;">'I tak umrzesz.'</span><br />
2. Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?<span style="color: black;"> </span></span><br />
<span style="color: orange;"><span style="color: black;">Dość skomplikowanie,trzeba przynać. Wszystko zaczęło się od aska. Pisałam na nim z pewną świetną dziewczyną głównie o TVD. Potem przeszłyśmy na gg i tam zaczęłyśmy rozmawiać o Violettcie. Wysłała mi link do bloga o Klaroline. A potem pomyślałam. Co z Leonettą? Wygooglowałam multum blogów. Zaczęłam czytać a potem pomysł na opowiadanie przyszedł sam. Trzeba było wziąć się tylko w garść i o to jestem. :) </span></span><br />
<span style="color: orange;">3. Co robisz na co dzień?<br /><span style="color: black;"> Chodzę do szkoły. Narzekam na wszystkich i wszystko dookoła. Staram się regularnie biegać. Czytam i piszę. A międzyczasie zdarza mi się nawet coś zjeść i oddychać. :D </span></span><br />
<span style="color: orange;">4. Co sądzisz o świecie w którym żyjemy?</span><br />
<span style="color: orange;"><span style="color: black;">Staram się na nim nie skupiać. To za bardzo boli.</span></span><br />
<span style="color: orange;">5. Rzecz po twojej lewej?<br /><span style="color: black;"> Zeszyt od polaka. xD</span></span><br />
<span style="color: orange;">6. Ulubiona piosenka?<br /><span style="color: black;"> 'Mirrors'- JT </span></span><br />
<span style="color: orange;">7. Ulubiony film?<br /><span style="color: black;"> Jest wyżej. :)</span></span><br />
<span style="color: orange;">8. Ulubiony sport?<br /><span style="color: black;"> Piłka nożna. ^^</span></span><br />
<span style="color: orange;">9. Jak oceniasz siebie w trzech słowach?<br /><span style="color: black;"> Uparta, nie miła i jeszcze raz uparta.</span></span><br />
<span style="color: orange;">10. Ulubiona książka?<br /><span style="color: black;"> 'To,co zostało'</span></span><br />
<span style="color: orange;">11. Jakie masz marzenia?</span><br />
Jest ich zbyt wiele i są zbyt skomplikowane. <br />
<br />
<span style="color: orange;"><span style="color: black;">Muszę przyznać,że nad Twoimi pytaniami musiałam trochę pogłówkować. ♥ </span></span><br />
<br />
<br />
<span style="color: orange;"><span style="color: black;">Pięknie Wam dziękuje dziewczyny. Niestety nie nominuje nikogo. Nie mam zbytnio czasu,wole przeznaczyć go na pisanie rozdziału. Mam nadzieję,że nie będziecie miały mi tego za złe. :)</span></span><br />
<br />
<span style="color: orange;"><span style="color: black;">A teraz te magiczne informacje. :3 </span></span><br />
<span style="color: orange;"><span style="color: black;">Do góry po prawej stronie dodałam info kiedy na poszczególnych blogach dodam notki. Jak widzicie kolejny rozdział powinien pojawić się w piątek. Módlmy się aby WOS nie był zbyt trudny do nauki. ;_;</span></span><br />
<br />
<span style="color: orange;"><span style="color: black;">Tak poza tym to konkurs zostaje przedłużony do 7 marca do godziny 20. :) A więc weny,weny i jeszcze raz weny. :D To chyba na tyle. ♥ </span></span><br />
<br />
<span style="color: orange;"><span style="color: black;">Aaa i jakby co mój laptopik się chrzani więc jutro idzie do naprawy. Jeżeli go prędko nie odzyskam to spróbuje Was o tym poinformować. :c </span></span>Unknownnoreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-87277104449534000742014-02-09T23:50:00.000+01:002014-02-09T23:50:20.548+01:00Rozdział piąty-'Dwie krople wody.'<i>Dla Dulce,Caroliny i Axi moich Aniołów.♥ </i><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
-Nie.-skwitowała krótko,Violetta.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Ale dlaczego?-oburzyła się Hiszpanka.-Z resztą nie masz nic do gadania-szatynka spojrzała na swoje paznokcie. Ta sprawa wcale się do niej nie uśmiechała.-To Maxi wybiera swojego drużbę. -z ogromnych uśmiechem na twarzy kontynuowała.-Jest mi niezmiernie przykro,że padło na Leona.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Ty to uknułaś.-Castillo zmrużyła oczy i zacisnęła usta.-Oczywiście,że to Twój pomysł.-Naty kiwnęła głową z rozbawieniem. Kosmyk jej czarnych,niczym noc włosów,wskoczył figlarnie na drobniutki nosek.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Chciałabym Ci oznajmić,że to było uzgodnione zanim wpadłaś z wizytą.<i>-</i>odgarnęła niesforne pasemko z twarzy.-Naprawdę nie wiem ja ty to przeżyjesz ,kochana.-powiedziała z sarkazmem. Violetta zignorowała uwagę przyjaciółki. Co z tego,że gdzieś w głębi duszy cieszyła się z takiego obrotu sytuacji? Danie satysfakcji Natalii było ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Jeżeli chcesz żebym Ci wybaczyła to skocz po coś.-szatynka zastanowiła się chwile. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Ciastka czekoladowe.-dokończyły wspólnie. Brunetka czym prędzej powędrowała po ich ukochany przysmak. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kochała ją całym sercem. W końcu była Natalią,jej siostrą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nigdy nie wiedziała co,to tak naprawdę oznacza. Ani przy Francesce,ani przy Camili nie czuła się tak...normalnie.<br />
Odkąd Hiszpanka wtargnęła do jej życia było jej lepie,lżej. Wiedziała,że bez niej nic nie byłoby takie samo. Violettcie nawet zwykła kawa smakowała intensywniej. Była o wiele bardziej radośniejsza. W ciastkach czekoladowych wyczuwała nie tylko owy przysmak ale również orzechy czy migdały. Ludzie byli szczęśliwsi. <br />
Chmury były bielsze. A niebo bardziej niebieskie,ponieważ Naty siedziała obok. </div>
<div style="text-align: justify;">
To nazywa się przyjaźń. Osładzasz komuś życie,nie zdając sobie z tego sprawy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Czasami najlepsi przyjaciele są jak dwie krople wody.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czasami są do siebie podobni jak ogień i woda. Ale są. I to jest najważniejsze.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyny z wyglądu różniły się diametralnie. Violetta była wysoką szatynką. Z małym noskiem w lecie otoczonym niewielką ilością piegów. Natomiast Naty od zawsze była drobna. Na jej głowie lśniły czarne jak węgiel,zakręcone włosy. Była też stanowczo bardziej opalona od swojej przyjaciółki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak w środku były wręcz identyczne. Obie wesołe,pogodne. Kochały zajadać się ciastkami orzechowymi,popijając je gorącą czekoladą. Uwielbiały godzinami rozmawiać przez telefon. Radość sprawiało im nawet czytanie Hemingway'a i zachwycanie się jego dziełami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-504kO4vrVAQ/UvfqNyWSA2I/AAAAAAAAAew/l1Rj5Q7sKhs/s1600/tumblr_n0bdgs6Crl1sjsz23o2_250.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://3.bp.blogspot.com/-504kO4vrVAQ/UvfqNyWSA2I/AAAAAAAAAew/l1Rj5Q7sKhs/s1600/tumblr_n0bdgs6Crl1sjsz23o2_250.gif" /></a></div>
Były prawie takie same. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jedyna cechą,która je różniła była pewność siebie. Violetta miała jej o wiele więcej. Ale cóż się dziwić? Miała miliony fanów na całym świecie,gotowych zrobić dla niej wszystko. Jedno słowo i stanęliby dla niej na głowie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nieśmiałość nie idzie w parze z byciem wielką gwiazdą. Koniec,kropka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
-Vioolka.-zaśmiała się Naty.-Wracamy do parku. Co było dalej?-spoważniała. <i>Ile można opowiadać tak krótką historię?-</i>zastanawiała się brunetka.<i>Chodziarz.. Może ona wcale nie jest taka krótka?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
-Dalej?-szatynka porwała kolejne ciastko.-Dalej była kolacja...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Szli przez park jak 'szczęśliwa rodzina'. Księżyc wciąż świecił wysoko na niebie. Stąpali powoli,jakby każdy krok miał być ich ostatnim. </i><br />
<i>Do uszu Leona dobiegł spokojny szum wody. Zaraz za nim poczuł słony zapach oceanu. Adrian wiedział,że zbliżają się do miejsca docelowego.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Wujku,zalaz będziemy.-powiedział radośnie. Verdas uśmiechnął się do swojej towarzyszki, dostrzegł fascynacje na jej twarzy. Ale nie odwzajemniła gestu. Wpatrywała się w jeden punkt. Pochwycił jej spojrzenie. Patrzyła na niego?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Viola.-szepnął szatyn. Nie odpowiedziała. Wydawała się całkowicie pochłonięta analizowaniem jego twarzy. Najbardziej zafascynowały ją oczy. Kiedy w nie patrzyła namyśl przychodziła jej zielona łąka, kwiaty,słońce.</i><br />
<i> Pełne usta aż prosiły się aby zatopić je w pocałunku.</i><br />
<i>Uśmiechnął się.</i><br />
<i>Ukazały się jego urocze dołeczki. Tak bardzo za nimi tęskniła. Spojrzała w górę. Jego idealnie postawione na żel włosy miały kolor czystej czekolady.</i><br />
<i>-Violetta.-ponownie usłyszała swoje imię. Nie zareagowała. Przyjemność patrzenia na niego, wdychania męskich perfum,które pozostały takie same jak dziesięć lat temu,była zdecydowanie zbyt duża aby głupie wołania oderwały ją od tego. </i><br />
<i>Kiedy na niego patrzyła czuła się,że morze wszystko. W tej chwili mogła wzbić się w powietrze. Latać bez skrzydeł ; Malować kolorami duszy; Byś słowami jego piosenki; Rzeźbić go w swoim głosie; Krzyczeć.</i><br />
<i>- Panienko Castillo.-zaśmiał się szatyn. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> -Leon,czego chcesz?-spytała znużona.-Jestem zajęta.</i><br />
<i>-Gapieniem się na mnie?-wesoły głos Verdasa otrząsnął szatynkę. </i><br />
<i>-Co?-podniosła do góry brwi.-O czym ty mówisz?-próbowała się wykręcić,niestety na jej policzki wkradł się niechciany rumieniec. </i> </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Wiesz co?-pokazał rząd białych zębów.-To było uroczę.-odwróciła wzrok. Czemu tak na nią działał?</i><br />
<br />
-Ty nigdy nie opowiesz mi o tej chorej kolacji.-przerwała Hiszpanka. Violetta zaczęła się cichutko śmiać. Po chwili jej chichot udzielił się także brunetce,siedzącej po drugiej stronie stolika.<br />
<i>-</i>Z czego się śmiejemy?-spytała prawie opanowana Natalia.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-5zVLumjCTv4/Uvfp8OSaelI/AAAAAAAAAeg/xaQAiAe88go/s1600/tumblr_mv4jyyIO3t1se2d4uo7_250.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-5zVLumjCTv4/Uvfp8OSaelI/AAAAAAAAAeg/xaQAiAe88go/s1600/tumblr_mv4jyyIO3t1se2d4uo7_250.png" /></a></div>
-Nie wiem.-Viola ucichła.-Ale fajnie się tak pośmiać z niczego.-kąciki jej ust powędrowały z powrotem do góry.-Brakowało mi tego.-obdarowała spojrzeniem przyjaciółkę. Jej twarz wyrażało dokładnie to,co Castillo czuła w środku-radość. Jednak coś się nie zgadzało. Nie było to pełne szczęście,wymalowane na twarzy. Zauważyła minę Blanco mówiącą 'idiota'. Dokładnie tak samo patrzyła na Diego,jeszcze za czasów Studio. <i>Czy to możliwe?</i><br />
-Violetta.-szepnęła Naty,schylając głowę nad stolikiem. Ręką nakazała powtórzyć swój gest.-Tylko się nie odwracaj!-mruknęła groźnie.-Przy stoliku obok okna siedzi ten kretyn i się na ciebie bezczelnie gapi.-oburzyła się dziewczyna.<br />
-I?-obojętność Castillo uderzyła ze zdwojoną siłą w brunetkę.<br />
-I?!-zapiszczała-Jedno,krótkie,zwykłe i?!-spojrzała wymownie na przyjaciółkę.<br />
-Natka spokojnie.-Violetta zabrała głos.-Pragnę Ci przypomnieć,że chodziłam z tym,tym,,-szatynka nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa.<br />
-Palantem.-dokończyła za nią przyjaciółka,próbującą zabić wzrokiem mężczyznę.<br />
-Niech będzie palantem.-zgodziła się.-Kiedy ty byłaś popleczniczkom Ludmiły więc wciąż nie rozumiem co ty do niego masz.-porwała przedostatnie ciastko.-Ile my już tych słodyczy dzisiaj zjadłyśmy?<br />
-Nie zmieniaj tematu.-Natalia znów się zdenerwowała-Wiesz doskonale,że nienawidzę ani super nowej ani tego dupka.-rzuciła okiem na prawie pusty talerz.-Ostatnie jest moje.<br />
-Już?-zapytała delikatnie Vilu.<br />
-Tak już mi przeszło.-zachichotała brunetka.-Wyjdziesz kiedyś w końcu z tego parku?-narzekała.<br />
-Właśnie w tej chwili.-powiedziała pewnie.<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<i>Przeszli na drugą stronę ulicy,zostawiając za sobą jedno z najpiękniejszych miejsc w Buenos Aires. Z uwagi na wieczór na drodzę panowały ciemności. Pojedyncze lampy dawały niewielkie cienie światła. Gdy Adrian dostrzegł mały,jednopiętrowy dom z czerwonym dachem puścił rękę Cioci i wystartował do przodu. Violetta nie odezwała się ani słowem,czuła,że po sytuacji,mającej miejsce kilka minut temu nie będzie mogła wypowiedzieć choć jednego słowa.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-Pobiegł do domu.-kąciki jego idealnych ust powędrowały do góry. Znowu,przyprawiając Viole o przyjemne dreszcze.-Nie może się doczekać spotkania z rodzicami. Nie widzieli się cztery dni.-</i>Czy on może przestać się uśmiechać? <i>Cudowne dołeczki Leona zdecydowanie za bardzo ją rozpraszały.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Violetta jak miło Cię widzieć.-dziewczyny wszędzie rozpoznałyby ten cierpki ton głosu.-Natalia.-rzekł </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-XALPo7Nd2o4/Uvf003MBDAI/AAAAAAAAAfA/HioTa_d0BmU/s1600/tumblr_n084yseJ2G1se2d4uo1_250.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-XALPo7Nd2o4/Uvf003MBDAI/AAAAAAAAAfA/HioTa_d0BmU/s1600/tumblr_n084yseJ2G1se2d4uo1_250.jpg" /></a></div>
obojętnie.Jak on śmie do nich podchodzić? <br />
<div style="text-align: justify;">
-Palant.-na twarz Naty wstąpił przesłodzony uśmiech.-Jak nie miło Cię widzieć.-Nawet nie mrugnął na jej kąśliwy komentarz. Całą swoją uwagę skupił na szatynce.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Violetta jak się masz?-porwał krzesło z sąsiedniego stolika bezczelnie,dosiadając się do przyjaciółek. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Pewnie siadaj-mruknęła pod nosem Blanco.-Oczywiście,że mamy ochotę siedzieć z takim kretynem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Świeeetnie.-starała się być uprzejma.-A ty?-<i>Ale jak miała udawać miłą dla takiego idioty?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
-Lepiej bo cię widzę.-oznajmił. Natalia prychnęła pod nosem,zastanawiając się jak jej przyjaciółka mogła spotykać się z takim bałwanem.<i> Tani podryw</i>-przeszło przez myśl Violi. <i>Mógłby się bardziej postarać.</i></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Przed oczami zobaczyła swoją przeszłość z Nim. Jak mogła być tak ślepa i głupia?<br />
'Zerknęła' w przyszłość. Widok był dla niej zbyt przerażający. On i ona razem? Koszmar stałby się rzeczywistością.<br />
Nie mogła do tego dopuścić.<br />
<br />
Musiała się go pozbyć. Nieistotne jak. Ważne,że nie miała ochoty dłużej oglądać jego szczerbiącej się buźki.<br />
-Diego nie obraź się ale dawno się nie widziałyśmy i chciałybyśmy pogadać.-oznajmiła Castillo, najsympatyczniej jak tylko potrafiła<br />
-Jasne,rozumiem.-brunet zabrał głos.-Tusze,cienie,buty,ciuchy i te sprawy.<br />
-Jak można być tak głupim?-zastanawiała się pod nosem Naty.<br />
-Ale w takim razie liczę na jakąś małą kolacje Violetto.-powiedział pewny siebie.<br />
Był przekonany,że tak wielka gwiazda jak szatynka rzuci mu się na szyje. W końcu jemu nie można się oprzeć. Przystojny dwudziestoparolatek z dobrze płatną pracą,sporym mieszkaniem,szybkim samochodem. Można byłoby chcieć więcej?<br />
-Przykro mi Diego ale mam chłopaka.-szklanka z wodą,z której aktualnie piła Natalia wylądowała na ziemi, tłucząc się na setki kawałeczków. <i>Czego Violetta jej nie powiedziała? Jak mogła przemilczeć tak ważny fakt? Czyżby spotkała jakiegoś skretyniałego amanta? A może w końcu postanowiła wziąć się w garść i stawić czoła miłości,jakiej darzył ją Leon ? </i>Opcji było zdecydowanie zbyt dużo.<br />
-Kochana,nie przesadzaj. Nie proponuje Ci przecież randki tylko zwykłą,przyjacielską kolacje.- '<i>Kochana'?! Tego było za wiele. Violetta myśl. Co zaboli go najbardziej? Kim szczerze gardzi?</i><br />
-Niestety ale paparazzi mogą to źle zrozumieć. Bardzo lubią ubarwiać takie historię.-odgarnęła przeszkadzające jej włosy z czoła.- Poza tym Leon-brunet wzdrygną się na dźwięk tego imienia-może być troszeczkę zazdrosny.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Rozumiem.-widać było iskierki złości w jego oczach.-Do zobaczenia.<br />
-Na razie,Diego.-kiedy odszedł na bezpieczną odległość Natalia odezwała się ponownie.- Dlaczego mi nie powiedziałaś,że jesteś z Leonem?-z podekscytowania nie mogła wysiedzieć na miejscu.<br />
-Bo nie jestem.-entuzjazm brunetki opadł tak szybko jak się pojawił.</div>
<br />
**********<br />
Wstyd mi,że publikuje takie coś. ;_; <br />
<br />
Jestem przekonana,że większość z Was doskonale zna Vielet Pasquarelli. Swoją drogą uwielbiam jej bloga ale to nie czas na to. :D<br />
Kiedyś wpadła na świetny pomysł aby wymyślić nazwy swoich fandomów. Ogarniacie? [zdecydowanie nadużywam tego słowa] Coś takiego jak: fani Justina Biebera nazywają się Beliebers.<br />
Fani cudownej Vielet nazywają się Vieleticos. ( Z resztą sama należę do tego zacnego fandomu :D )<br />
Pomyślałam jak mogliby nazywać się moi 'fani'. I wpadłam na... Sophinators ale to brzmi głupio więc czekam na wasze propozycje. :D Osoba,której pomysł najbardziej mi się spodoba dostanie dedyk. :)<br />
Taka nasza mała zabawa. :) Sami też z resztą możecie powymyślać. :D Tak Axi to przez Twojego posta na R&B. :P <br />
Koooocham Was mocno. ♥ <br />
<br />
Założyłam sobie tumbler'a.xD Link macie do góry oraz w 'moich blogach' jest sobie takie coś jak 'World of...' robię sobie tam nagłówki. xd Także jeżeli ktoś byłby zainteresowany to zapraszam. Dziewczyny wykonują świetną robotę. :3<br />
I tak oficjalnie zapraszam was na <a href="http://leonandfederico.blogspot.com/2014/02/rozdzia-19.html" target="_blank">Rozdział 19</a>. Jeżeli ktoś nie był. :3 Dodałam tam ankietę odnośnie dwu-miesięcznicy. ^^ <br />
<br />
<br />
<span style="font-size: large;">10 komentarzy=next </span><br />
<span style="font-size: large;"> Moje odpowiedzi się nie liczą jakby co. xD </span>Unknownnoreply@blogger.com38tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-6437458309696533022014-02-02T23:04:00.000+01:002014-02-02T23:05:28.087+01:00Rozdział czwarty-'Nadzieja ukryta w gwiazdach' <i>Na sam początek walnę dedyka :) </i><br />
<i>Wszystkim zbulwersowanym czytelniczką części trzeciej. ♥ </i><br />
<i>Dla Axi,która miała przeczytać to jako pierwsza ale niestety najwyraźniej pochłonęły ją lekcje. :* </i><br />
<i>Dla Caroliny,która zagroziła mi krótkim komentarzem.</i><br />
<i>Dla Alexandry,która ma racje,że nie zostawiłabym swoich czytelników z niewiadomą.</i><br />
<i>Dla
klaudi,której chyba najkrótszy i najbardziej szczerzy komentarz wywołał
niesamowitą,pozytywną lawinę śmiechu na mojej twarzy.</i><br />
<i>Dla Alexandry V. za... w sumie nie wiem za co ale Twój kom. strasznie mi się spodobał. </i><br />
<i>Dla Dulce za niesamowicie długi komentarz. Mam nadzieje,że nie zeszłaś na zawał.</i><br />
<br />
<i>Dla Tini,Suzy,Tyny,Tei i Anonima za wyrażenie swojej jakże cennej opinii.</i><br />
<br />
Uwielbiam was dziewczyny. ♥ <br />
<i>A teraz po tym jakże dłuuuugim wstępie. Zapraszam panię i panów na część czwartą. :3 </i><br />
<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
-Ale jak to?-spytała Natalia dławiąc się kolejną porcją tiramisu.</div>
<div style="text-align: justify;">
-No po prostu.-odpowiedziała ze spokojem szatynka.-Dlaczego ty we wszystkim widzisz zagrożenie?-nadal siedziały w tym samym miejscu. Słońce leniwie wznosiło się ku górze. Zegarki za kilka minut miały wskazywać południe. Spędziły tyle czasu na uroczej pogawędzę a raczej monologu Violetty,przerywanym nieskończonym pytaniami brunetki,nawet nie dochodząc do jednej setnej historii.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kogo to obchodzi? Ważne żeby Natalia dowiedziała się wszystkiego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie byłaby sobą gdyby nie znała choć najdrobniejszego szczegółu zawiłej sytuacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ciekawość Blanco zawsze dawała o sobie znać. ukazywało się to w różnych dziecinach życia.<br />
Brunetka posiadała dwie rzadko idące w parze cechy-nietuzinkową urodę i,coś o czym sama nie do końca zdawała sobie sprawę-sporą inteligencje. W prawdzie potrafiła w pamięci policzyć pierwiastek z czterech tysięcy ośmiuset dziewięćdziesięciu siedmiu. Ale czy to o czymś świadczy?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Każda rzecz ma swoje plusy i minusy. Przenikliwość nigdy nie była rzeczą negatywną wręcz przeciwnie. Wielce wartościową przez osoby potrafiącą ją docenić. </div>
<div style="text-align: justify;">
Naty wielokrotnie słyszała nazwy znakomitych uczelni,w tym nawet raz padł sam uniwersytet Harvad'a. Często w jej domu mówiono o studiach prawniczych. Czasami przewijała się medycyna. Lecz to była droga jej rodziców. Ona wybrała własną.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Nie widzę żadnego zagrożenia.-westchnęła.-Martwię się.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-IpBZVWHG-7w/Uu679YeDSrI/AAAAAAAAAbw/h6e1xDXPAXs/s1600/tumblr_n09r3xTt3u1sqg594o9_250.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-IpBZVWHG-7w/Uu679YeDSrI/AAAAAAAAAbw/h6e1xDXPAXs/s1600/tumblr_n09r3xTt3u1sqg594o9_250.jpg" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
-Czym?</div>
<div style="text-align: justify;">
-To nieistotne.-szepnęła brunetka.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nigdy nie miała zaufania do lekarzy a prawnikami szczerze gardziła. Nagle miała zacząć obracać się w ich towarzystwie? Nigdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podjęła więc najtrudniejszą decyzje w swoim życiu. Postanowiła być szczęśliwa. I wiedziała,że nie będzie tego żałować.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dzięki muzyce i Maxiemu była spełniona. Praca w Studio dawała jej radość. Widok narzeczonego,gotującego obiad przyprawiał ją o gęsią skórkę. Dla Natalii,Ponte był idealny pod każdym względem. Nie była zdolna to dostrzeżenia w nim jakichkolwiek negatywów. Jego jedyną wadą zdawał się być wzrostu. Jednak brunetka sama nie należała do osób wysokich.<br />
Wspólnie się dopełniali. Ona-spokojna,delikatna. On-często nadpobudliwy i wesoły. Razem tworzyli jedność. Ich dusza została podzielona na pół. Mieli szczęście,że odnaleźli jej drugą część. <br />
Życie nabrało jednak prawdziwego sensu,kiedy Violetta wróciła. Było lepiej.Nic nie mogło już pójść źle.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czas był teraz ich najlepszym przyjacielem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Naty? Słuchasz mnie?-szatynka pomachała ręką przed twarzą dziewczyny. Srebrne bransoletki zabrzęczały, budząc Hiszpankę.- Wiem,że Twój ślub już za dwa miesiące ale spokojnie zdążymy wybrać suknię.-zaśmiała się,odsłaniając rząd białych zębów.-Hej. Coś się stało?-zmartwiła się.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Co?Nie,nie,nie.-zaprzeczyła szybko-Po prostu zastanawia...-zawahała się. <i>Powiedzieć jej? A jeżeli już wie?- </i>To może poczekać.-stwierdziła-Kontynuuj.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>-</i>Jesteś pewna?-dopytywała się przyjaciółka. Odpowiedziała jej cisza. wiedziała,że drążenie tematu pójdzie na marne.-A tak na czym to ja?-Violetta zastanowiła się przez chwilę.-Kolacja. Zapomniałam wspomnieć jeszcze o sytuacji kiedy wyszliśmy...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>T<b>o było zbyt proste.</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Tak,po prostu szła obok niego? </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Śni i zaraz się zbudzi. Nie było bardziej logicznego wyjaśnienia.Szkoda bo to był bardzo piękny sen. Okropnie realistyczny. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Co jeżeli to jednak prawda? Nic nie mogłoby się z tym równać. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Chciał to sprawdzić. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Wrócić do szarej rzeczywistości jednocześnie,pozostając w niebie.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Zamknął oczy. Uszczypnął się. I?</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Wciąż tu jest. Jej delikatna dłoń wciąż dotyka jego ciała. Adrian trzyma za rękę Castillo. </i></b><br />
<b><i>To prawda. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-zIQ159Qwp30/Uu68GmeRckI/AAAAAAAAAb4/GxxcrPz_xx0/s1600/tumblr_n0c83ptTAv1sqhuc6o3_250.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-zIQ159Qwp30/Uu68GmeRckI/AAAAAAAAAb4/GxxcrPz_xx0/s1600/tumblr_n0c83ptTAv1sqhuc6o3_250.gif" /></a></div>
<b><i>-Jesteś.-poruszył bez głośnie ustami. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Jego wyobraźnia zaczęła platać figle. Zobaczył Violettę, patrzącą na jego z zachwytem.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Co ją przyciągało?</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Ciemny, idealnie skrojony garnitur? Brązowe włosy postawione na żel? Zielone niczym szmaragd oczy? A jeżeli tylko jego obecność? Może naprawdę cieszyła się z tej kolacji? </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Wyszli z kamienicy. Gwiazdy na niebie świeciły pełnym blaskiem. Wiatr dawał przyjemne uczucie chłodu, w gorącą noc. Lampy uliczne oświetlały im drogę. Ulica nie była opustoszała. Znajdowało się na niej multum kawiarenek, barów i restauracji. W każdej jadła,siedziała i rozmawiała równie wielka ilość osób. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><i>Chciała się zatrzymać. Podziwiać to czego nie miała w Hiszpanii.</i></b><br />
<b><i>Tam brakowało jej wszystkiego.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Spacerów ciepłymi wieczorami. Tłumu ludzi w mieście. Ławki w najcichszej części parku,z której tak często obserwowała ocean. Studio,w którym robiła to co kochała. Najwspanialszej na świecie przyjaciółki. Ale zdecydowanie najbardziej nie mogła pogodzić się z utratą Jego. Dotyk, słowa, uśmiech. Każdy gest Leona zapamiętała dokładnie. Jakby ostatni raz widzieli się dziesięć minut,nie dziesięć lat temu. </i></b><br />
<b><i>To bez znaczenia. Wtedy nie potrafili wyznać sobie prawdziwych uczyć. Pozostali najlepszymi przyjaciółmi. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?</i></b><br />
<br />
<b><i>Jednak w życiu wiele może się zmienić... </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><i>Tęskniła za Buenos Aires. Ale jest tu teraz.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>I żadna siła nie sprawi,że ruszy się stąd na krok. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><i>-Niebo jest jaśniejsze niż w Madrycie.-odezwała się patrząc w górę.-O wiele.-zawahała się.- Radośniejsze. </i></b><br />
<b><i>-'Dom jest tam, gdzie jest twoje serce.'-odpowiedział z podniesioną głową. Widział dokładnie to samo co ona. Nadzieje pod postacią gwiazd. Uda się wszystko naprawić? To był znak? Przepowiednia? </i></b><br />
<b><i>- Wciąż uwielbiasz cytować Christopher'a Doyle'a.-zauważyła szatynka,obdarowując go delikatnym uśmiechem.</i></b><br />
<b><i>-Pamiętasz.-zauważył,poprawiając grzywkę.</i></b><br />
<b><i>-Takich rzeczy się nie zapomina.-oznajmiła cichutko.</i></b><br />
<b><i>Cisza. Przyjemna cisza opanowała ich,dając kojące uczucie radości. Spokoju. W tej chwili wszystko wydawało się proste.</i></b><br />
<b><i>Błogość była wręcz namacalna,nikt nawet mały-zwykle głośny-Adrian nie chciał tego niszczyć. Było im zdecydowanie zbyt dobrze.</i></b><br />
<b><i><br /></i></b>
<br />
-Mam wrażenie ,że malujesz słowami.-rzekła Naty,starając się dobrać odpowiednie wyrazy.<br />
-Nie rozumiem.-szatynka spojrzała na nią zdezorientowana.<br />
-Po prostu...-brunetka spuściła wzrok. <i>Jak to wytłumaczyć ?-</i> To wszystko,mówisz tak... Sprawiasz,że czuję się jakbym tam była.-<i></i>zamyśliła się,znowu.- Nie myślałaś o tym,żeby napisać książkę?<br />
-To dlatego jesteś taka zamyślona?-podniosła filiżankę do ust.<br />
-Przestań.-zachichotała Natalia.-Mam ważniejsze rzeczy na głowie. Co nie zmienia faktu,że z chęcią przeczytałabym Twoje wypociny.<br />
-Urocze.-wychyliła wzrok znad małego kubka.<br />
-Prawda?-perlisty śmiech rozniósł się po całej kawiarence.</div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i><br /></i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Szli już dosyć długo. </i></b><br />
<b><i>Violettę zadziwiła owa sytuacja. Powinni już dawno dojść do pojazdu, prawda? Chyba,że...</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Sława wypędziła z niej wszelkie oznaki nieśmiałości. Jednak pewne jej cząstki pozostały,ujawniając się w najmniej odpowiednich momentach. </i></b><br />
<b><i>-Dlaczego nie jedziemy samochodem?-odważyła się,zadając najzwyklejsze w świecie pytanie.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Wolę żebyś zobaczyła co zmieniło się przez ten czas. Pójdziemy spacerkiem przez park. Jest to trochę okrężna droga ale czego się nie robi aby...-zaciął się-powspominać.-udało się,przez gardło przeszło mu to jakże trudne słowo. </i></b><br />
<b><i>Na samą myśl o wracaniu do tamtych dni robiło mu się ciężko. Niby jak ma o tym myśleć? Na dodatek w jej towarzystwie. </i></b><br />
<br />
Kości zostały rzucone.<b><i> </i></b>Nic już z tym nie zrobi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i>
<i><b>-A pójdzjemy na lody?-Adrian spojrzał błagalnie na 'ciocię'. </b></i><br />
<i><b>-Nie uważasz,że o tej porze jest trochę za późno na takie przysmaki?-odezwał się Leon. Mały był tym faktem troszeczkę zdenerwowany. Widząc jego oburzenie szatyn postanowił ratować sytuacje.- Alllle-przeciągnął wesoło środkową literkę-kiedy przyjdziesz do mnie następnym razem będziemy obżerać się lodowymi deserami na śniadanie,obiad i kolację. Co ty na to?- rzucił okiem na kopię swojej siostry. Adrian radośnie podskoczył w miejscu.</b></i><br />
<i><b>-Ciocia będzie mogła przyjść?-puścił rękę Violi,wyskoczył przed nich i zatarasował im drogę. </b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Nie wiem. Będę mogła?-zastosowała jedną z najbardziej klasycznych metod przekonywania chłopaka. Zatrzepotała rzęsami. Nie mógł się nie zgodzić.</i></b><br />
<br />
-Violetta!-zdenerwowała się brunetka. Przyjaciółka nie wiedząc o co chodzi,wpatrywała się tylko w Hiszpankę.-Sytuacja.Park.Szybciej. Chce wiedzieć co było dalej.-jęknęła.<b><i> </i></b><br />
-Spokojnie.-ogłosiła szatynka.- To dopiero początek. Adrian poprosił żebyśmy usiedli na ławce. Leon skorzystał z okazji żeby popisać się,że zna dwa gwiazdozbiory. Czy to nie jest takie Leonowe?<br />
<br />
<b><i> To nie było zwykłe miejsce. </i></b><br />
<b><i> Znajdowali się obok rozłożystego drzewa,z którego na początku każdej wiosny spadały płatki czerwone niczym krew. Przed nimi rozciągał się ukochany widok Violetty-ocean. </i></b><br />
<b><i>Odetchnęła pełną piersią. Zapach słonej wody przyprawił ją o dreszcze. </i></b><br />
<b><i>Madryt był tyko imitacją domu. Patrząc na to wszystko widziała,że powrót na scenę będzie zdecydowanie zbyt trudny. Za bardzo bolesny. Da sobie z nim radę?</i></b><br />
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-ZPqz0IlxILg/Uu69DHM9uDI/AAAAAAAAAcE/GW1RkBmyyUM/s1600/tumblr_mzbkazI2WV1r6wdddo1_250.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-ZPqz0IlxILg/Uu69DHM9uDI/AAAAAAAAAcE/GW1RkBmyyUM/s1600/tumblr_mzbkazI2WV1r6wdddo1_250.gif" height="320" width="273" /></a><b><i>Ławka była biała.</i></b><b><i>O dziwo jaśniejsza niż jedenaście lat temu. </i></b><br />
<b><i>Kiedy zamiast cieszyć się swoją miłością postanowili zaprzepaścić to wszystko na rzecz innych, bezsensownych związków. Popełniając jeden z największych błędów życia.</i></b><br />
<b><i> Każda znacząca decyzja była podejmowana właśnie w tym miejscu.</i></b><br />
<b><i>To tutaj wszystko się zaczęło.</i></b><br />
<b><i> I wszystko się skończy.</i></b><br />
<b><i><br /></i></b>
<b><i>-Jestem pod wrażeniem.-usłyszeli głos starszej kobiety. Chcąc znaleźć źródło słów,opuścili głowy patrząc na staruszkę. Była drobną osobą. Jej ubranie nie wyróżniało się niczym specjalnym. Była odziana w ciemne spodnie-jeansy. Na ramiona zarzuciła </i></b> <b><i>granatową</i></b> <i><b>marynarkę spod której wystawała jasna bluzka. Na pierwszy rzut oka wyglądała na mniej więcej czterdziestoletnią kobietę. Ale kiedy spojrzałeś na jej siwe-spięte w wysokiego koka-włosy oraz twarz ozdobioną chmarą zmarszek. Nie miało się wątpliwości,że kobieta nie należała do ludzi młodych.</b></i><br />
<i><b>-Ciego?-spytał niczego nieświadomy Adrian.</b></i><br />
<i><b>-Tego jakim zgodnym małżeństwem są Twoi rodzice.</b></i><br />
<i><b>I odeszła. Jedynym śladem jej obecności były uśmiechy na twarzach dorosłej dwójki. </b></i><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br />
*********</div>
<div style="text-align: justify;">
Możliwe,że pomysł z babcią wystąpił na jakimś blogu więc jeżeli jakaś dziewczyna czuje się urażona to bardzo przepraszam. Bo nie przypominam sobie gdzie i czy w ogóle miała miejsce taka sytuacja. :) <br />
Tak dla jasności Violka będzie opowiadać Naty jeszcze pewnie przez kilka rozdziałów. :)<br />
I jeżeli to coś na górze Wam się spodobało,bądź też nie. Miło byłoby gdybyście wyrazili swoje opinie. To naprawdę bardzo pomaga. Cieszę się nawet gdy pojawia się 'super' i inne równie krótkie słówka. :3<br />
Teraz w końcu trzeba zabrać się za 'Teraz wiem...' także do zobaczenia tam. :D<br />
Rozdział 5-hm.... Nie wiem,nie wiem. Otóż jutro w domu praktycznie mnie nie ma. W piątek też. Trzeba ogarnąć resztę blogów. Także...Do niedzieli raczej coś się ukarze spokojnie. :) </div>
Unknownnoreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-59525067366204334482014-02-01T16:54:00.002+01:002014-02-01T16:54:54.553+01:00Rozdział trzeci-'Kawiarenka'<div style="text-align: justify;">
-I co jesteście razem?-spytała
Natalia,przykładając do ust filiżankę ze swoim ukochanym espresso. Na
wierzchu,którego wciąż unosiło się delikatnie spienione mleko-jedyny
powód dla którego zamawiała tak mocną kawę. Upiła łyk i odezwała się
ponownie.-Nie możesz zaprzeczać całe życie.<br />
Skosztowała
francuskiego ciasta orzechowego. Zdecydowanie jej ulubionego. Kochała,że
między dwiema warstwami ciemnego biszkoptu leniwie odpoczywa krem
orzechowy. Całość zwieńczyła delikatnie ubita śmietana z dodatkiem
skórki pomarańczy.Kaloryczne,słodkie i z nutą owoców. Dla takiego
łakomczucha jakim była Natalia,na talerzu leżało niebo.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-n91X6vJymxw/Uu0YLeqPzbI/AAAAAAAAAbM/sx8UYFIWldE/s1600/tumblr_n09r3xTt3u1sqg594o7_250.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-n91X6vJymxw/Uu0YLeqPzbI/AAAAAAAAAbM/sx8UYFIWldE/s1600/tumblr_n09r3xTt3u1sqg594o7_250.jpg" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Zachwycając
się smakiem wypieku,przyszła pani Ponte kontynuowała.-Zastałam was w
łóżku!-krzyknęła szeptem aby nie wzbudzić niepotrzebnej sensacji. -Poza
tym spławiałaś mnie przez prawie miesiąc. Miesiąc!Coś musiało się przez
ten czas wydarzyć-Ostatni kawałek zniknął,rozpoczynając długą podróż do
żołądka.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Natalia.-Viola w
końcu się odezwała. Ale nie miłym,słodkim głosikiem,w którym zakochały
się miliony. Wymówiła jej imię chłodnym i rzeczownym tonem.-Przestań tak
szybko jeść bo się udławisz.-sama porwała do buzi dość duży kawałek
tiramisu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Rozejrzała się
dookoła. Kawiarenka do złudzenia przypominała jej Paryż. Małe,czarne
stoliki przy których stały dwa,czasem trzy krzesła tego samego koloru.
Do tego śnieżnobiałe obrusy a na środku mały wazon z blado różowym
kwiatem. Żadna z dziewczyn nie znała jego nazwy ale obie zachwycił swoją
delikatnością i zapachem, który o dziwo przypominał przyjaciółką
błękitne morze.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ściany
pomalowane na kolor piasku dawały poczucie przyjemnego ciepła.
Gdzieniegdzie wisiały na niej pojedyncze obrazki,związane z jedną
rzeczą-słodyczami.Większe i mniejsze obrazki przedstawiały wszystko! Od
czekoladowych ciasteczek,po tarty,kończąc na ogromnych tortach. Była to
miła odmiana w Buenos Aires. W całym mieście niemożna było znaleźć
równie przytulnego miejsca.-Albo co gorsza.-szatynka zrobiła dramatyczną
przerwę.-Utyjesz przed ślubem.-westchnęła teatralnie. Zaśmiały się
perliście. A ich w oczach pojawiły się ogniki szczęścia. Nareszcie były
razem. W spokoju mogły delektować się ciepłą kawą i wybornym ciastem,nie
martwiąc się o kalorię czy innych ludzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
-To co?-Natalia po raz kolejny podjęła próbę,dowiedzenia się prawdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Nie
odpuścisz.-stwierdziła Viola ,patrząc przyjaciółce w oczy. Poczuła
wibracje w kieszeni. -Prawda?- brunetka pokiwała kłową na boki.
-Wiedziałam.-szatynka wzięła telefon do ręki. Odczytała SMS'a i szybko
schowała komórkę,wrzucając go do torebki.Treść wiadomości zasmuciła ją
delikatnie ale nie mogła dać tego po sobie poznać. Uśmiech nie znikł z
jej twarzy,zrobił się jednak wymuszony,sztuczny.-Chcesz wiedzieć
wszystko?-dopytywała się. </div>
<div style="text-align: justify;">
-Oczywiście,że wszystko!-oburzyła się Natalia.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Opowiem Ci to od początku ale obiecaj,że nie będziesz przerywać.-Castillo pogroziła żartobliwie palcem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Obiecuję.-Naty,przyłożyła rękę do serca.-Zaczynaj.-opróżniła filiżankę do dna.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Wszystko zaczęło się w dniu,kiedy przyjechałam... </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Stał
tam szarmancki ,jak zwykle. Przynajmniej takiego go zapamiętała. Coś
jednak się nie zgadzało. Zachowywał się jakby zobaczył ducha. Kogoś
martwego. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Viola
doskonale zdawała sobie sprawę z jego niepewności więc odezwała się
pierwsza. Miała nadzieje,że to choć trochę ociepli atmosferę w pokoju.
Niestety Leon wciąż wydawał się obcy.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Tak.-zgodził
się.-Ile to już? Dziesięć lat?-spuścił głowę w dół.Szatynka mogłaby
przysiąc,że po policzku spłynęła mu jedna,mała łza.-Przepraszam-odezwał
się zachrypłym głosem,zupełnie nie podobnym do niego.-Że tak prosto z
mostu.Ale...-zawahał się.-Co ty tutaj robisz?-zauważyła,że na nią nie
patrzy.Verdas odwracał wzrok w każdym możliwym kierunku.Wszystko aby
znowu nie zatracić się w odmętach jej czekoladowych oczu.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Mieszkam.-w
przeciwieństwie do szatyna,głos Violi był pewny siebie i mocny. Efekt
kilkuset wywiadów. Grę aktorską opanowała prawie do perfekcji. Jednak w
środku miała ochotę się na niego rzucić. Tak po prostu. Jednocześnie
przytulić się do silnych ramion za,którymi tęskniła od tak dawna.
Powstrzymywała ją tylko chęć zakopania Leona żywcem.Na co zdecydowanie
zasłużył.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Wystarczył
jeden telefon,aby nie czekała. Jedna informacja,że się nie pojawi.Gdyby
wysłał choć jedną głupią wiadomość... Może wszystko wyglądałoby
inaczej? W każdym bądź razie napewno nie siedzieliby teraz czekając aż
ktoś postawi pierwszy krok. -Adrian mówi,że Andres tu mieszkał.To
prawda?-Violetta spytała pozornie obojętnie.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Młody
mówi prawdę.-widać było,że Leon nabrał pewności siebie.-Andres
wyprowadził się do swojej narzeczonej.-uśmiechnął się tak,że zmiękły jej
kolana. Dobrze,że wciąż siedziała obok chłopca na kanapie. Inaczej już
dawno odpoczywałaby na dywanie.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-On i dziewczyna?-zdziwiła się Castillo,powoli odzyskując czucie w nogach.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Wujek Andles jest z ciocią Albą.-powiedział Adrian,wtrącając się do rozmowy.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Z Twoją...-powiedziała szatynka ledwie słyszalnie.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Siostrą.-
Leon włożył ręce do kieszeni,znów przypominał Verdasa z czasów Studio.
Arogancka postawa i szarmancki uśmiech.- Owszem Andres i Alba tworzą
szczęśliwą parę. Do tego za trzy miesiące biorą ślub.-uniósł brwi do
góry i poruszył nimi tak jak kiedyś.-Ja i Maxi jesteśmy drużbami- rzekł
dumny.- Dziwne,że Natalia Ci nie powiedziała.- przekrzywił głowę
delikatnie w prawo. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-AWOLuTw3p04/Uu0YajyNnZI/AAAAAAAAAbU/sTABL4Qac2g/s1600/tumblr_inline_mye00lQogO1s8nj4e.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://4.bp.blogspot.com/-AWOLuTw3p04/Uu0YajyNnZI/AAAAAAAAAbU/sTABL4Qac2g/s1600/tumblr_inline_mye00lQogO1s8nj4e.png" /></a></div>
<b><i>-Nie...Ja po prostu...-nie wiedziała co powiedzieć.Słowa nagle ugrzęzły jej w gardle.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Nie
lubisz Andresa i nie obchodzi Cię co się z nim dzieje.-odparł bez
zająknięcia. -Nie przejmuj się. On odwzajemnia Twoje uczucia ze zdwojoną
siłą.-Po raz kolejny zmienił 'pozę'. Tym razem oparł się o framugę
drzwi,krzyżując ręce na klatce piersiowej. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Violettcię
o dziwo bardzo spodobał się starszy Leon. Wydoroślał i zdecydowanie
wyprzystojniał. Na jego twarzy pojawił się delikatny zarost. Oczy-choć
myślała,że to niemożliwe-zrobiły się bardziej zielone. Wydawały się
smutniejsze ale o wiele bardziej męskie. Widać było,że 'przypakował'. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Marynarka
delikatnie przylegała do jego ciała,dając idealne zarysy silnych
ramion. Co najbardziej ją zdziwiło? Szatyn miał na sobie garnitur,z
resztą nie tylko on bo mały Adrian był ubrany w jego mniejszą wersje. Z
trudem powstrzymywała się przed pochłanianiem wzrokiem szatyna. Wyglądał
zdecydowanie za dobrze.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Leon,gdzie moje maniery.-wstała,już całkiem pewna,że uśmiech Verdasa nie spowoduje utraty czucia w nogach.- Może usiądziesz?</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Przykro
mi ale nie mogę.-Violettę bardzo zasmuciła owa wiadomość. Spuściła
głowę a jej twarz przybrała ponury wygląd.- Muszę odwieź młodego do domu
i zostaje u niego na kolacji.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Rozumiem.-słowa przez nas wypowiedziane wielokrotnie różnią się od naszych myśli. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Ona
wcale nie pojmowała. Nie wiedziała dlaczego nie może zostać tu z nią.
Mogliby w końcu porozmawiać. Wyjaśnić sobie wszystko. Ale czy jest w tym
jakikolwiek sens? Jakikolwiek powód dla którego się nie pojawił,jest
wart uwagi? Może zwyczajnie nie ma odwagi wyjawić prawdy? Albo nie ma
czego wyjaśniać. Nie przyszedł i kropka. Złamał obietnicę. Zostawił ją. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i> Nie
mogła mu tego zapomnieć przez wszystkie lata. Ale teraz czuła jego
zapach,jego obecność. Był tam na wyciągnięcie ręki. Stał tak blisko a
jednak tak daleko. </i><i>Tęsknota wypalała ją od środka. Miała tego serdecznie dosyć. To co zrobił już się nie liczyło. Jedyną istotną rzeczą był on.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Gdyby tylko tam z nią został...</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Leon,przepraszam za śmiałość ale czy Adrian to twój...-po raz kolejny,przerwał jej bezczelnie.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Syn?-delikatnie podniósł kąciki ust do góry. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i>
</div>
<div style="text-align: justify;">
-Byłam święcie
przekonana,że to jego dziecko.-zaśmiała się sztucznie.-Czy to nie jest
głupie?-spojrzała na pusty talerz,leżący na stoliku.-Idę po jakieś
ciasto.-odsunęła delikatnie krzesło. Kiedy była kilka kroków od stolika
gwałtownie odwróciła się do Natalii.- A ty co chcesz?- rzuciła w jej
kierunku.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Coś
niskokalorycznego.-rzekła obojętnie-Tobie też radzę przerzucić się na
sałatki. Jeszcze się w sukienkę nie zmieścisz. Moja druhna musi jakoś
wyglądać.-brunetka zaśmiała się uroczo.-O! Wróciłaś. Nie uważasz,że dwie
minuty-spojrzała na zegarek- i trzydzieści sekund to trochę za długo na
przejście dziesięciu metrów z dwoma talerzykami.-spojrzała na
zawartość-Tiramisu? Dobra wybaczam Ci.- Naty dostała swoją porcję ciasta
i z prawie pełną buzią mówiła dalej.- Kontynuuj.</div>
<div style="text-align: justify;">
-A więc...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Nie,nie mój. Młody jest synem Carmen.-wziął do ręki telefon-Uprzedzając Twoje pytanie. Tak mojej siostry.-oznajmił.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Nie mogę uwierzyć.-odezwał się cicho.- W końcu wyszła za mąż za Jorge czy Diego?-palnęła Vilu </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Oczywiście,że
Jorge.-zakomunikował-Obydwoje to przewidzieliśmy.Adrian-zwrócił się do
siostrzeńca. - Mama pisała,że już jesteśmy spóźnieni. Pożegnaj się
z...-Co miał powiedzieć? Ciocią,panią? Nie potrafił zdobyć się na
wypowiedzenie ośmiu liter,które razem tworzą najpiękniejsze imię na
świecie. - Po prostu się pożegnaj.-wciąż był opanowany. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Nim
Violetta zdążyła zareagować panowie wyszli już z mieszkania,zostawiając
otwarte na oścież drzwi. Powoli skierowała się do nich z zamiarem
zamknięcia ich ale coś ją powstrzymało. A właściwie ktoś.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Może
pojechałabyś z nami? Carmen od zawsze Cię uwielbiała.-oczarował ją. Tak
po prostu. Powinna odwrócić się na pięcie i zamknąć drzwi przed nosem
ale tego nie zrobiła.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>To już czas aby zapomnieć? </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Dajcie mi chwilę ubiorę coś...-spojrzała na siebie.-Coś innego.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-To wciąż nie wyjaśnia dlaczego przyłapałam Cię z Leonem Verdasem w łóżku.- przerwała jej Natalia.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Droga
Natalio przypominam Ci,że obiecałaś mi nie przeszkadzać.-zganiła
przyjaciółkę.-A poza tym nie byliśmy w łóżku sami.-Naty zachłysnęła się
wodą,którą aktualnie piła.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Trójkącik?-brunetka poruszyła brwiami do góry,zupełnie tak jak... jak Leon kiedyś.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Uspokój się i daj mi dokończyć.- mruknęła Castillo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-<b><i>Wujku
dlacego cekamy pod dzwiami?-Adriana denerwowało to całe czekanie. Był
małym czteroletnim chłopcem,nie umiał siedzieć spokojnie na miejscu
przez dłużej niż dziesięć minut. Leon doskonale to rozumiał. Czasami
jednak musimy robić rzeczy,na które nie mamy ochoty.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Zachowywał się jak starszy brat albo ojciec. Szatyn był dla 'Adiego' jak drugi tata. </i></b><b><i>Znał małego od kołyski. Poświęcał mu uwagę kiedy tylko się dało. Zabierał do siebie,bawił się z nim,wygłupiał. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Czas spędzony z siostrzeńcem nigdy nie był dla niego stracony. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Leon
kochał dzieci i sam marzył o małej gromadzie biegającej na podwórku z
psem. Chciał mieć wielki dom z basenem i sześćdziesięcio calowym
telewizorem do oglądanie meczy piłki nożnej. Jednak jego największym
snem była miłość. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Pragną
mieć żonę,do której mógłby przytulić się po ciężkim dniu pracy. Szeptać
jej na ucho przyjemne słówka. Całować czule w czoło i szeptać 'kocham
cię'. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Leon.-Adrian
zaczął szturchać szatyna,który od jakiegoś czasu nie zwracał na niego
najmniejszej uwagi.-Wujku no!-oburzył się mały ale Leon wciąż go nie
słuchał. Za bardzo pochłonął go sen na jawie... </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Chciał
aby zasypiała wtulona w jego umięśniony tors. Skradać subtelne
pocałunki z czerwono pomalowanych ust. Troszczyć się o nią, być dla niej
oparciem. </b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Po prostu kochać. Doskonale wiedział jak to jest dlatego tak bardzo mu tego brakowało.</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>On
darzył już kogoś tak wyjątkowym uczuciem. Wciąż darzy. Zmarnował jednak
okazje na Happy End. Czy dostanie drugą szanse? Może los wreszcie się
do niego uśmiechnął? </b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Drzwi skrzypnęły a zza nich wyszedł anioł w ludzkiej postaci.</b></i><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i><b><a href="http://1.bp.blogspot.com/-E1N4F9DGsh0/Uu0Yo75mmtI/AAAAAAAAAbc/CvqG0XuQAzY/s1600/tumblr_inline_n0a7leyYr71rm93nl.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-E1N4F9DGsh0/Uu0Yo75mmtI/AAAAAAAAAbc/CvqG0XuQAzY/s1600/tumblr_inline_n0a7leyYr71rm93nl.png" /></a></b></i></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>-Jestem
gotowa.-oznajmiła, zakluczając mieszkanie. Teraz Leon mógł przyjrzeć
się jej dokładniej. Biała sukienka sięgała przed kolana odsłaniając jej
długie nogi. Nie była obcisła, lecz delikatnie rozkloszowana ku dołowi z
rękawami trzy-czwarte. Na lewej ręce zauważył złoty zegarek. Włosy
spięła w wysokiego koka,który pokazywał jej chudą szyję. Długie kolczyki
wykonane z tego samego metalu zwisały z przylegających do jej twarzy
uszu. </b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>Wyglądała niesamowicie. Nie zdołałby opisać ją słowami. Odebrało mu mowę. Była zbyt..idealna.</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>-Leon zamknij buzie,bo Ci mucha wleci.-zachichotała. </b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>-Ciociu!-zawołał Adrian.-Znacy. Mogę tak na ciebie mówic?- Violę zdziwiło zachowanie chłopaka. Ale jak mogła się nie zgodzić? </b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>-Oczywiście,kochanie.-wystawiła
dłoń w kierunku mniejszej wersji Verdasa. Byli jak dwie krople wody.
Oczywistym było,że mały wdał się w matkę. W końcu Ona i jej brat byli
prawie identyczni-Idziemy? </b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>-Pocekaj!-krzyknęła mniejsza wersja Leona,pokazał jej gestem aby się nachyliła-Ślicnie wyglądas.- szepnął jej ucho.</b></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Dziękuję.-odpowiedziała równie cicho. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Skończyliście już te amory?-rzekł Verdas patrząc na uroczą scenkę.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Oczywiscie!-
zaszczebiotał radośnie Adrian. Viola wzięła małego za rękę. Przeszli
kilka kroków sami,kiedy przypomniał im się przystojniak w garniturze.
Leon oczarowany wyglądem uroczej dwójki,wystawił ramię. Szatynka bez
wahania złapała go pod rękę. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Wyglądali jak jedna,wielka,szczęśliwa rodzina. </i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>W tej chwili obydwoje chcieli aby sen stał się rzeczywistością.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><b>-Wujku.-odezwał się Adrian.</b></i><b><i>-Wezmies ślub z ciocią?-te słowa uderzyły w nich ze zdwojoną siłą. Verdas spojrzał w oczy Violi i był już pewny.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>-Oczywiście.</i></b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-Oooo-rozczuliła się Natalia.- I co było dalej?-spojrzała na nią wzrokiem pełnym podziwu.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Dalej? Uśmiechnęłam się do niego.-rozczuliła się Viola.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Nie możesz kończyć w tak dramatycznym momencie!-zakomunikowała brunetka- Muszę wiedzieć wszystko! </div>
<div style="text-align: justify;">
-Zdaje sobie z tego sprawę kochana.-stwierdziła Castillo.-Ale trochę tu posiedzimy.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Mamy cały dzień.-stwierdziła z radością Naty.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Dobra.W
takim razie jedziemy dalej.-kąciki jej ust powędrowały wysoko w
górę.-Na kolacji nie działo się prawie nic szczególnego...<br />
<br />
*********<br />
Teraz możecie już tylko czekać aż wena przyjdzie i 4 się napisze. :3 </div>
Unknownnoreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-71886162142050933982014-02-01T13:05:00.000+01:002014-02-01T13:05:00.922+01:00Rozdział drugi-'Sąsiad'<br />
To niesamowite w jaką silną osobę może przeistoczyć się
ktoś zraniony.Można się załamać albo walczyć. Ona wybrała walkę. Jednak
czy starczy jej sił aby dokończyć swoją podróż?Dlaczego nie wysiądzie na
pierwszej stacji pociągu o nazwie życie? Bo to oznaczałoby porażkę.
Przegraną z przeciwnościami. A na to na pewno nie mogła sobie pozwolić.
Musiała udowodnić sobie,że potrafi istnieć bez niego. <br />
<br />
Łzy
nic nie dają,dlatego już dawno przestała płakać. Nie wiadomo jakby się
starała po prostu nie potrafi.Co z tego,że co noc zmoczyłaby poduszkę?
Czy to coś zmieni? Wciąż będzie tak samo. Pusto bez niego. Rana,którą w
niej pozostawił zrobiła z nią okropną rzecz,jej oczy wyschły w
najpiękniejszym dniu jej życia.A przynajmniej chciała aby był
najwspanialszy.<br />
<br />
Zwycięstwo.<br />
<b><i>-A głosami widzów wygrywa...Proszę państwa nową gwiazdą U-mix zostaje Violetta Castillo.</i></b>-dwa zdania na zawsze zmieniające jej życie.<br />
<br />
Nowa przyjaciółka.<br />
<b><i>-Viola,Viola!Tak
się ciesze,że wygrałaś!-Natalii udało się przebić wszystkich
gratulujących dziewczynie.-Ale będę za tobą tęsknić.-odezwała się już
smutniej.</i></b><br />
<b><i>-Nie Naty.Od dzisiaj jesteśmy jak siostry,nic nas nie rozdzieli-powiedziała trzymając brunetkę w objęciach.</i></b><br />
<i><br /></i>
Koniec nieudanego związku. <br />
<b><i>-Diego nie kocham cię.-Nie musiała mówić nic więcej.</i></b><br />
<br />
Dzień idealny.<br />
Prawie.<br />
Wszystko potrafiła popsuć jedna osoba,jednym czynem. <br />
Dlaczego Leon się nie pojawił?<br />
<br />
Zaklinał się,że będzie.<br />
<b><i>-Obiecujesz,że przyjdziesz?-odezwała się cicho,czując jego pragnienie.Czekała tylko na jedno słowo.<br />
-Obiecuje.</i></b><br />
<br />
Płakała.Przez całą noc zastanawiała się dlaczego? Jak? Po co?<br />
Łamiąc jej serce,zdobył coś dla niego cenniejszego? Może po prostu miał taki kaprys?<br />
'Podziurawiła
mi się skarpetka,uprzykrzę komuś życie.'-Mógł być taki? Oczywiście. Ale
Leon? Ten Leon Verdas,który potrafił płakać z nią na komediach
romantycznych,wzruszać się na widok szczeniaka-potrafiłby umyślnie
zniszczyć najważniejszy dzień jej życia? <br />
Może.<br />
<div style="text-align: left;">
Te noc zapamiętała już na zawsze. Ostatni wieczór,kiedy widziała swoje łzy spływające po jej policzkach.</div>
<div style="text-align: left;">
A później? </div>
Karierę czas zacząć.<br />
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
-Dziesięć
lat.Tak proszę państwa! Tyle czasu minęło od wygranej w The
U-mix,naszej ukochanej Violetty Castillo. Pewnie wszyscy pamiętamy ją
jako nieśmiałą siedemnastolatkę,która zawstydzała wszystkich swoim
niesamowitym głosem oraz nieprzeciętną urodą.Na początku delikatna i
krucha.Teraz zmieniła się w oszałamiającą kobietę.To właśnie dziś w ten
niezwykły jubileusz gościmy w moim programie ulubienice tłumów.Wielkie
brawa dla Violetty! </div>
<div style="text-align: left;">
<b><i>To tylko kolejny wywiad.Nic się nie stanie.</i></b></div>
<i>-</i>Marotti!
Dawno się nie widzieliśmy.-Uścisnęła go na powitanie.-Muszę przyznać,że
naprawdę miło cię widzieć.-nie kłamała,faktycznie brakowało jej tego
fikuśnego szaliczka bądź jego widocznego faworyzowania jej w trakcie
trwania konkursu.<br />
Był typem wujka,który ma swojego ulubieńca wśród
siostrzenic,bratanków i gdy tylko nadawała się odpowiednia(lub też nie)
okazja wychwalał go na wszelakie sposoby.Violetta była właśnie taką
siostrzenicą.Ulubionym pupilkiem,któremu dawał dobre rady na samym
początku.Dawno,dawno temu.<br />
<div style="text-align: left;">
-Również
się za tobą stęskniłem,moja droga.-zaśmiał się,swoim charakterystycznym
gestem zarzucił różową chustką do tyłu.-Ale koniec słodzenia. Mam dla
ciebie pewno niespodziankę.-szatynka zmarszczyła brwi,jednakże nie
przerywała prowadzącemu. To była jedna z pierwszych lekcji jakie od
niego dostała. <i><b>'Nigdy nie wchodź komuś w słowo bo pomyślą,że wychowałaś się w oborzę dla świń. Okrutne? Tak. Ale to Show Biznes,księżniczko' </b></i>Nienawiść
z tamtych czasów przerodziła się w obopólną sympatię. Otti- jak go
zdrobniale nazywała-był ojcem jej sukcesu.Nie wypadało jej boczyć się na
'tatę'. Negatywne uczucia były silniejsze od niej,jednak pewnego dnia
po prostu zniknęły.Puf! I już nie ma. Od tego czasu stworzyła się między
nimi pewna więź,tak bardzo potrzebna im do szczęścia. Typowo
wujowsko-siostrzeniowskie relacje.<i> </i></div>
<div style="text-align: left;">
<i>-</i>Nasi widzowie,a Twoi najwięksi fani<i> </i>za
pośrednictwem facebook'a zdawali Ci pytania.Wybraliśmy według nas
dziesięć najciekawszych.-wyszczerbiotał radośnie.-Co ty na to?</div>
<div style="text-align: left;">
-Jestem pozytywnie zaskoczona.Uwielbiam być blisko fanów.Są moją największą siłą.-powiedziała wesoło.</div>
<div style="text-align: left;">
-Świetnie.-Marotti
wziął tablet do ręki-Wiedziałem,że tak zareaguje.-zwrócił się do
obszernej widowni,na której rozbrzmiał wesoły chichot.-Pytanie numer
jeden. Od niejakiej Eleny. Jaka jest twoja najlepsza przyjaciółka?-<b><i>To nie przyjaciółka,to siostra.</i></b></div>
-Natalia
jest jedną z najlepszych osób jakie znam. Kocha to co robi i robi to co
kocha. Razem z jej narzeczonym pracuje w moim raju na ziemi czyli
Studio OnBeat.Miejscu,które jest moim drugim domem. Uważam,że
dzieciaki,które uczy spotkał ogromny zaszczyt kształcenia się u tak
utalentowanej osoby. Jest wieczną optymistką,kocha kwiaty. Nie wyobraża
sobie dnia bez filiżanki kawy.Rozmawia ze mną codziennie. Po mimo tylu
tysięcy kilometrów wciąż wiemy o sobie wszystko.I w przeciwieństwie do
mnie jest bardzo cierpliwa.To zdecydowanie moja najlepsza przyjaciółka
nie zamieniłabym jej na nikogo innego.<br />
-'OOOO'-publiczność jak widać była zachwycona wyznaniem szatynki.<br />
-To
naprawdę uroczę.-zachichotał Marotti.-Zresztą sam znam Natalie i mogę
powiedzieć o niej dokładnie to samo co ty. A teraz pytanie od
Ramon'a....<br />
<b><i> Godzinę i osiem pytań później... </i></b><br />
<br />
-Naprawdę spałaś na drzewie przez całą noc?-nie dowierzał prowadzący.<br />
-Przecież to nic takiego-wzruszyła ramionami.-Po prostu chowałam się przed tatą bo chciał zabrać <br />
mnie
do dentysty a potem zwyczajnie odpłynęłam. Nie powiesz mi chyba,że
tobie nie zdarzyło się nic dziwniejszego.-na jej twarzy wymalowała jej
się mina mówiąca 'nie kłam'.<br />
-No wiesz...-jąkał się
Otti.-Tak,nooo.Teraz ostatnie pytanie. Od Ricardo. Co zrobisz po
ostatnim koncercie swojej trasy koncertowej,która zresztą kończy się
niestety już za tydzień?-<b><i>Już czas.W końcu będę miała prawdziwe wakacje.</i></b><br />
-Otti ściąłeś włosy?-nie nabiorą się przecież na taki tani trik.-Bo muszę powiedzieć,że wyglądasz o wiele lepiej.<br />
-Ktoś
tu się boi!-zakomunikował mężczyzna.-Dalej,mów co się
gryzie.-dopingował ją.Wiedział co się zaraz stanie a pomimo tego wciąż
był z niej dumny.-Dasz radę.-wypowiedział te słowa ze stoickim spokojem.
Tak jak przed jej pierwszym koncertem. <b><i> </i></b><br />
<b><i>Cała
się trzęsła,bała się. Ale on nie widział w niej strachu. Potrafił
zobaczyć tylko talent. Prawdziwy talent. Rzucił tylko,krótkie 'wiara w
siebie czynni cuda' i wyszedł,tak po prostu. Nie zrobił źle,chciał aby
Violetta sama pokonała swoje lęki.Był jedyną osobą,która naprawdę w nią
wierzyła.</i></b><br />
-Od czego by tu zacząć.Może od dobrych
wieści.Moja kochana Naty ma dzisiaj urodziny i z tej okazji bardzo
chciałabym zaśpiewać jej 'sto lat'. Niestety nie zrobię tego bo mam dla
niej niespodziankę. Ostatnio wygrzebałam ze starych pamiątek z czasów
Studio wspaniałą piosenkę jej autorstwa. Jeżeli Marotti mi pozwoli to
mogłabym ją teraz zaśpiewać.-spojrzała z błagalną miną na bruneta.<br />
-Jeszcze się pytasz?!-odpowiedział radośnie-Proszę państwa brawa!<br />
Uśmiech
opanował jej twarz.To była jej chwila przeznaczona tylko i wyłącznie
dla Natalii. To brunetka zasługiwała na to wszystko co ją spotkało
szatynkę ale ona wybrała inną drogę. I dumnie ją kroczy.Violetta wstała i
stanęła na środku sceny,znajdującej się tuż obok kanap. Ktoś-pozornie
nic nie znaczący a tak ważny dla programy-podał jej fioletowy mikrofon
wysadzany kryształkami,jedyny przejaw jej miłości do błyskotek.
Spojrzała w kamerę,na której świeciła się czerwona lampka oznaczająca
nagrywanie.Puściła oczko,widzieli je wszyscy ale tylko jedna osoba
dostrzegła w tym coś szczególnego-przyszła pani Ponte,siedząca na
czarnej kanapie w swoim przytulnym mieszkanku w Buenos Aires.<br />
Muzyka rozbrzmiewała z głośników a słowa zaczęły płynąć.<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Dziś z tobą jestem lepsza, jeśli wszystko wychodzi źle<br />
Mogę tym sterować i być lepszym<br />
Możesz mnie słuchać i mówić nie, nie, nie<br />
<br />
Dzisiaj wiem co muszę zrobić i nigdy więcej<br />
Ból nie powróci, oh oh oh oh<br />
Jeśli nie mogę tego zrozumieć, naucz mnie </i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Myślę, że rzeczy dzieją się<br />
A powód jest tylko w mojej głowie<br />
Czuję, że sama nie mogę tego zrozumieć dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj ...<br />
Teraz wiem, wszystko jest inne<br />Widzę, że nic nas nie zatrzyma</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i> Ja to wiem, moją najlepszą przyjaciółką jesteś ty</i>
<i><br />
Wiem, że mogę do ciebie zadzwonić, żebyś była blisko mnie<br />
Wiem, że przyjedziesz, i najlepiej ...<br />
Umiesz mnie wysłuchać, aby dodać mi odwagi ...</i>
<i><br />
Dajesz mi wolność bycia, kim jestem<br />
I kim chcę być, oh oh oh oh<br />
Jeśli nie mogę tego zrozumieć, naucz mnie</i><br />
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
<b>-</b>Dziękuję.-powiedziała
i skierowała się z powrotem na wygodną kanapę.Marotti zdążył przekazać
jej tylko zmartwione spojrzenie gdy w małej słuchaweczce w jego uchu
rozbrzmiał znajomy głos reżysera '<i>zapowiedz reklamy'.</i><br />
-Proszę
państwa,naszą ciekawą rozmowę z Violettą będziemy kontynuować tuż po
reklamach. Nie odchodzie od telewizorów. Wracamy za chwilę.-<b><i>kamera stop za trzy,dwa,jeden...</i></b><br />
-Reklama!Ludzie
macie pięć minut i ani sekundy dłużej!-wrzasnął ktoś zza kulis. Pięć
minut czyli dokładnie trzysta sekund i koniec. Violetta Castillo
zniknie. Na zawsze? Przez rok wiele może się zmienić lub też pozostać na
swoim miejscu.Co więc stanie się z nią?<br />
-Na miejsca za minute
wchodzimy!-krzyknął ten sam głos. Już? Przecież dopiero co włączyli
znienawidzone przez wszystkich reklamy. Jak widać strach zmienia
poczucie czasu.Wszystko dzieje się za szybko.<br />
-Pięć,cztery,trzy,dwa,jeden.Marotti-po raz kolejny odezwał się nieprzyjemny głos.<br />
-Witamy
państwa po przerwie.-uśmiechnął się prowadzący.-Przed chwilą
usłyszeliśmy cudowną piosenkę zaśpiewaną przez równie wspaniałą Violettę
Castillo.A teraz nasza gwiazda chciałaby przekazać coś ważnego swoim
fanom.-starał się dodać jej otuchy,decyzja nie należała do prostych ale
wypowiedzenie tych słów było rzeczą o wiele trudniejszą.<br />
-Moi
kochani.Wiecie,że kocham każdego fana z osobną.Zawsze byliście dla mnie
na pierwszym miejscu ale teraz wiele rzeczy się zmieniło.Śpiewam dla was
od dziesięciu lat,bez dłuższych wakacji. Jestem zmęczona ale bardzo
szczęśliwa,że mam was.-zrobiła krótką przerwę,zastanawiając się co
powiedzieć dalej.-Że poznałam tylu wspaniałych ludzi.Że daliście mi
szanse się rozwijać.Dziękuję,że dzięki wam się nie zmieniłam. Wciąż
jestem tą samą Violetta co podczas swojego pierwszego koncertu.Kochającą
sukienki i nienawidzącą koloru różowego-łza spłynęła po jej smutnej
twarzy,na której widniał równie przygnębiający uśmiech -Zawsze będziecie
w moim sercu. I na razie żegnam się z wami.-na widowni rozległy się
smutne szepty- Jednak nie myślicie,że zostawiam was na zawsze. W
przyszłym roku wrócę żebyście znowu musieli mnie znosić. Kto wie może
podczas mojego urlopu napiszę coś ciekawego? Mam nadzieje,że będziecie
czekać i do zobaczenia na moim ostatnim koncercie w
Madrycie.-powiedziała trzęsącym się głosem.<br />
Oto początek końca.Ale kto wie,może koniec początku?<br />
<br />
Pora na powrót do normalności.<br />
<br />
Po
co człowiek wymyślił coś tak okropnego jak samolot? Dużo bardziej
wolałaby spędzić miesiąc na morzu,płynąc do jej ojczyzny niż spędzić
dziesięć godzin w tej piekielnej maszynie. Strach przed lataniem a
właściwie przed spadaniem,towarzyszył jej przez całą podróż. Starała się
nie myśleć o odległości dzielącej jej od ziemi,o turbulencjach.
Próbowała skupić się na deszczu,odbijającego się od skrzydeł,tworzący
miłą melodię dla jej ucha. Udało się,powoli zmorzył ją upragniony sen.<br />
<br />
<i>Ogromny
biały księżyc był jedyną rzeczą,którą widziała. Dookoła panowały
egipskie ciemności. Nie widziała nawet własnych nóg,kiedy spojrzała w
dół. Pod stopami poczuła coś sypkiego.Na początku nie wiedziała gdzie
jest ale słysząc szum,znajdujący się nie daleko zdała sobie sprawę,że
stoi na plaży. Jedynym słyszalnym przez nią dźwiękiem była melodia fal</i><i>.Przestała
się bać.Co niebezpiecznego może stać się w tak spokojnym miejscu? Cisza
radowała jej serce, wreszcie mogła odpocząć. Od tak dawna nie
zachowywała się tak leniwie.</i><br />
<i>Położyła się na złotym piachu i zamknęła oczy.</i><br />
<i>-Przepraszam-usłyszała
męski głos. Co się dzieje?Podniosła się gwałtownie.-Wybacz
-kontnuował.-Zaufaj.-mężczyzna był coraz bliżej.Violettcie zdawał się
być tuż przy jej uchu. Rozejrzała się we wszystkie strony.Nikogo nie
było. Coś w jej głowie podpowiadało,że zna tajemniczego chłopaka. </i><br />
<i>-Leon!-wrzasnęła
jak tylko dała radę najgłośniej. Sama nie wiedziała jak to imię
wydostało się z jej ust.Odpowiedziała jej tylko głucha cisza... </i><br />
<br />
Obudził
ją grzmot pioruna. Niebo przeszła biała błyskawica.Burza.Nic
dziwnego,że miała koszmar. Pozornie zwyczajna opowieść z krainy snu ale
dla niej pojawienie się Leona choć na sekundę w jej głowie było tylko
przypomnieniem krzywdy jaką jej wyrządził.<br />
-Proszę państwa
jesteśmy nad Buenos Aires. Wyładowania atmosferyczne nie przeszkodzą nam
w bezpiecznym lodowaniu.Dziękuję.-odezwał się pilot.<br />
-Ostatni raz lecę zwykłymi liniami lotniczymi-mruknęła Violetta.<br />
<br />
Kiedy
zobaczyła,że koła samolotu dotknęły ziemi poczuła niewyobrażalną ulgę.
Znajdowała się w bezpiecznym miejscu.Mogła odetchnąć ze spokojem. Kiedy
tylko pozwolili wysiąść z 'latającego piekła' Viola czym prędzej
poleciała do wyjścia. Przeszła przez pas lotniska do ogromnego budynku.
Następnie już spokojnie czekała na swoje walizki,których oczywiście
miała aż siedem. Na szczęście zjawił się ratunek. <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-7ADfLhgTScE/UuziwM68RVI/AAAAAAAAAaw/XYUoSgkQBfQ/s1600/tumblr_inline_myads4rOFs1s8nj4e.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-7ADfLhgTScE/UuziwM68RVI/AAAAAAAAAaw/XYUoSgkQBfQ/s1600/tumblr_inline_myads4rOFs1s8nj4e.png" /></a></div>
Znikąd pojawili się
Maxi i Natalia.Niestety nie zauważyli obładowanej torbami
szatynki.Violetta nie zważając na innych ludzi rzuciła się na
przyjaciółkę. Kiedy brunetka poczuła na sobie czyjeś ramiona nie zdawała
sobie sprawy,że to jej najlepsza przyjaciółka.<br />
-Przepraszam,co pani robi?-oburzyła się narzeczona Maxiego.<br />
-Jaka znowuż pani Natalia?-zaśmiała się Castillo.<br />
-Jezus,Maria!
Violetta to naprawdę ty?-zdziwiła się patrząc na jej o wiele
ciemniejsze czekoladowe włosy z niebieskimi pasemkami oraz ciemne
jeansy. Jednak coś się nie zmieniło.Wciąż miała na nogach swoje ukochane
szpilki tym razem blado czerwone.<br />
-Ciiicho,ty paplo.-uciszyła
swoją przyjaciółkę.-Specjalnie się pofarbowałam żeby mnie nie poznali.Do
tego spodnie. Kiedy ja je ostatnio nosiłam?Tęskniłam za tobą,-po raz
kolejny zaczęła dusić Natalie.<br />
-A ja to pies?-oznajmił Ponte. <br />
-Choć
tu Maxio.-rzekła tonąc w męskim uścisku przyjaciela.-A teraz pomożecie
mi z walizkami,prawda? -zagadnęła nieśmiało,wskazują palcem porozrzucane
bagaże.<br />
<br />
-Co ty tam nosisz cegły?-spytał się Maxi
biorąc do rąk cztery torby.Dziewczyny oczywiście chciały mu pomóc.Ale
nie,on jest facetem da radę. Jak dobrze,że nie chciał bawić się w
Herkulesa i nie zażądał wszystkich siedmiu.<br />
-No wiesz co.Wzięłam
tylko najpotrzebniejsze rzeczy.-zrugała go Castillo- Plus kilka mniej
ważnych-szepnęła do ucha Naty. Roześmiane przyjaciółki powolnym krokiem
szły w stronę samochodu narzeczeństwa,co chwile sprawdzając czy chłopak
wciąż stoi o własnych siłach.Kiedy nareszcie zaszczycił je swoją
obecnością obok pojazdu mogli w spokoju odwieź Viole do jej nowego
mieszkania.<br />
-Jest takie jak prosiłam?-spytała,szukając telefonu w torebce.<br />
-Tak,zupełnie
obok kawiarni.Kamienica jest dosyć mała,mieszkasz na samej górze czyli
na drugim piętrze. Obok siebie masz tylko jednego sąsiada. Pragnę
napomknąć,że jest przystojnym<span style="font-size: medium;"> <span style="font-size: small;"><span style="font-family: inherit;">kawalerem.-ostatnie
zdanie wyszeptała w stronę przyjaciółki. A ta tylko zgromiła ją
wzrokiem. Zignorowała kolejną próbę przedstawienia nowego kandydata.
Ciąglę próbowali ją wyswatać. Nawet będąc bo drugiej stronie oceanu. Ona
i chłopak? Zabawne. Od tak dawna nie była na żadnej randce,że zdążyła
już pogodzić się ze swoim losem starej panny z kotami.-A dodatkowym
plusem jest...Masz mały balkon z którego widzisz...W sumie to nie wiem
ale jest.Zobacz jesteśmy!-wskazała palcem na budynek.O i jechaliśmy
tylko dwadzieścia minut. Brawo Maxi-Natalia aż kipiała sarkazmem. </span></span></span><br />
-Też cię kocham królewno.-wyświergotał sięgając walizki z bagażnika.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-KwRSOIIkEr4/UuzimBQIh-I/AAAAAAAAAao/UXPBoYu8w3g/s1600/tumblr_inline_mwzpyzqHCh1rm93nl.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-KwRSOIIkEr4/UuzimBQIh-I/AAAAAAAAAao/UXPBoYu8w3g/s1600/tumblr_inline_mwzpyzqHCh1rm93nl.png" /></a></div>
-Czy wy się pokłóciliście?-zdziwiła się Viola.<br />
-Co?
Ależ skąd taki absurdalny pomysł.Po prostu Maxi przez przypadek popsuł
moje ulubione szpilki. Naprawdę nie wiem jak on to zrobił.-zaśmiała się
Naty.-Choć idziemy na górę. Musisz się rozpakować a jutro zapraszam Cię
na kolacje.-dodała wchodząc po schodach.Przez całą drogę brunetce nie
zamykała się buzia-A o to Twoja nowa prywatna przestrzeń.-wpadła do
pokoju jak burza,pokazując każde pomieszczenie z osobną.Sypialnia była
skąpana w błękicie. Znajdował się tam słynny balkon,o którym mówiła Naty
oraz ogromne łóżko,zdecydowanie za duże dla jednej osoby. Potem jak
błyskawica brunetka przeleciała do kuchni,którą pozwoliła sobie
zaopatrzyć.Nie była jakoś szczególnie duża ale za to urokliwa. Z resztą
Violetta i tak nie potrafi gotować.Najbardziej przypadł jej do gustu
salon. Nie wyróżniał się niczym specjalnym ale był przytulny,ku
zdziwienia Castillo ściany były pomalowane na odcień ciepłego fioletu.<br />
-Oki,zapoznawaj
się dalej z zakamarkami mieszkanka i widzimy się jutro.-objęła
przyjaciółkę na pożegnanie.-Cieszę się,że w końcu mam cię przy
sobie.-powiedziała stojąc u progu drzwi.<br />
<br />
Trzy walizki
stały puste na środku salonu.Ich zawartość znajdowała się w
przeznaczonych do tego celu szafkach i pułkach.Zmęczona szatynka
postanowiła zrobić sobie herbatę.Niestety spotkało ją nie lada
rozczarowanie,ponieważ Natalia pamiętając o przygotowaniu wyposażenia
kuchni,nie zdała sobie sprawy,że Violetta do gotowania potrzebuję
produktów. Nie mając innego wyjścia zadzwoniła bo jakże uwielbianą przez
nią pizze. Podczas tego długiego oczekiwania postanowiła dorwać się do
gitary i poćwiczyć akordy. Po dziesięciu minutach zabawa ta jednak
wydawała jej się nudna więc czym prędzej wstała z czerwonej kanapy i
powędrowała na zachwalany przez Natalie balkon. Chciała przemyśleć swoje
życie,decyzje jakie podejmowała ale wieczór był zbyt piękny aby psuć go
sobie wspomnieniami.Gwiazdy świeciły dużo jaśniej niż w
Madrycie.Księżyc był dokładnie taki sam jak we śnie.A panująca dookoła
cisza tylko przypominała jej o koszmarze. Uratowało ją pukanie do drzwi.
Spodziewała się dostawcy pizzy ale jej oczom ukazał się mały na oko
pięcioletni chłopiec.<br />
-Gdzie jest wujek Andles?-spytał,wpadając do
środka. Violette bardzo zdziwiła owa sytuacja.Od zawsze lubiła dzieci
ale pewność chłopczyka delikatnie 'zbiła ją z tropu'.<br />
-Mały jak masz na imię i co ty tu robisz?-powiedziała,podchodząc do niego powoli.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-1q2XQEbX-zk/UuziZ_TjJBI/AAAAAAAAAag/0v2eDQd5RGo/s1600/1R6A3980.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-1q2XQEbX-zk/UuziZ_TjJBI/AAAAAAAAAag/0v2eDQd5RGo/s1600/1R6A3980.jpg" height="200" width="133" /></a></div>
-Adlian
i bawię się z wujkiem w chowanego. Zawsze chowam się tutaj u Andlesa
ale ty nim nie jesteś. Ty jesteś tą panią z telewizji,o któlej ciągle
gada mój wujasek!-wykrzyczał,widząc gitarę leżącą na kanapie poprosił
Castillo o małą przysługę.-Mogę pocekać tu na stlyjka?-skinęła głową.-A
zaglasz mi coś?<br />
-Oczywiście. A co sobie życzysz?-usiadła obok niego na czerwonym meblu.<br />
-Mogłabyś
'Podemos' zawse ją lubiłem ale wujek mówi,że jest stlaszna..-nie grała
jej od tego pamiętnego wieczoru. Tyle cierpienia wywołuje ta
piosenka.Ale czy może odmówić komuś tak uroczemu? Co mu powie 'nie bo
będę płakać'? To jej fan a o fanów trzeba dbać.<br />
-A dołączysz do mnie?-zgodziła się.<br />
-Mogę?-nie dowierzał Adrian.<br />
-Pewnie. No to na trzy.<br />
<div style="text-align: center;">
No soy ave para volar,<br />
Y en un cuadro no se pintar<br />
No soy poeta escultor.<br />
Tan solo soy lo que soy.<br />
<br />
Las estrellas no se leer,<br />
Y la luna no bajare.<br />
No soy el cielo, ni ....</div>
<div style="text-align: left;">
Niespodziewanie otworzyły się drzwi.</div>
<div style="text-align: left;">
-Adrian
mówiłem Ci,że Andres się wyprowadził i ,że mieszkanie stoi puste.Choć
muszę cię odwieź...-zamilkł. Zobaczył ją.Ciemne oczy,które teraz równały
się kolorem z włosami. Po mimu tylu lat wciąż młodo wyglądająca twarz.
Długie nogi,które w tym momencie wydawały mu się sięgające nieba. Ideał.
</div>
<div style="text-align: left;">
-Cześć Leon.-powiedziała
nieśmiało.-Dawno się nie widzieliśmy.-zdobyła się na blady
uśmiech.-Verdas wciąż milczał. Czy to się dzieje naprawdę?<br />
<br />
********<br />
Tak organizacyjnie.:D Mam nowego bloga z Axi. :3 <a href="http://revievs-and-biographies.blogspot.com/" target="_blank"> http://revievs-and-biographies.blogspot.com/</a><br />
Zapraszam serdecznie. :3 </div>
Unknownnoreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-88300275419093699192014-02-01T12:02:00.001+01:002014-03-14T15:51:57.421+01:00Rozdział pierwszy-'Koniec i początek'Pewnego razy żyła sobie młoda dwudziestosiedmioletnia piosenkarka.
Miała wszystko! Rzesze fanów. Wspaniały głos.Cudowną rodzinę. Mnóstwo
sprzedanych płyt.Wiele nagród. Najlepszą przyjaciółkę i ogromny dom.<br />
Ale
szczerze mówiąc to wystarczyłaby jej zwykła kawalerka z malutką
garderobą.Dlaczego? Bo przebywanie w jej pałacu zdarzało się jej
bardzo,bardzo rzadko. Nie raz nie odwiedzała swojej wilii całymi
miesiącami.Powód? Trasy,koncertowe,płyty,wywiadu,imprezy,promocje
płyt...I tak w kółko i w kółko.Potocznie zwane 'gwiazdorzenie'. To słowo
nie brzmi jakoś specjalnie pozytywnie. A może by tak zmienić jego
znaczenie?<br />
Castillo nigdy nie była diwą.Nie miała zamiaru
zachowywać się jak rozwydrzona córka milionera. Zdecydowanie zbyt dużo
piosenkareczek zachowywało się jakby pozjadały wszystkie rozumy. Nikomu
nie była potrzebna kolejna gwiazda typu 'Supernowa 151'. Ludzi nudziły
dziewczyny,które nie widziały niczego poza czubkiem swojego nosa. Takich
było od groma.Woda sodowa uderzała im do głowy,zwykle po roku nie
koniecznie udanej kariery. Ich piski nie zawsze należały do przyjemnych.
Czasami nawet dzięki 'cudom' nie dało się ich słuchać.<br />
Styl? Nie
różniły się jakoś specjalnie.Ubierały się albo jak ladacznice albo
próbowały kopiować Lady Gage. Żadna nie została sobą. Myślały,że udając
kogoś innego zdobędą uznanie. Trzeba było coś z tym zrobić. Znaleźć nową
gwiazdę,świecącą swoim światłem,inną,niepowtarzalną.Na ten iście
genialny pomysł wpadł pewien internetowy portal. Postanowił stworzyć
szansę uczniom wspaniałej Argentyńskiej placówki-Studio OnBeat.<br />
To dzięki The U-mix show świat poznał tak niesamowitą osobę jaką jest sławna Violetta Castillo.<br />
<br />
<i>A wszystko zaczęło się pewnego niezwykłego dnia w Buenos Aires... </i><br />
<br />
-Naprawdę
mi pomożesz?-chłopak po raz kolejny nie mógł usłyszeć własnym
uszom.-Uwielbiam cię!-wykrzyknął jak tylko się dało najgłośniej i
przycisnął szatynkę do siebie.Na policzkach dziewczyny pojawiły się
urocze rumieńce.Starała się zakryć swoją zawstydzoną twarz,bardziej się w
niego wtulając. ON nie ma prawa tak na nią działać. Jej twarzyczka
miała prawo rumienić się tylko dzięki głosowi swojego chłopaka a nie
najlepszego przyjaciela. Jednak co mogła poradzić na to,że Verdas wciąż
coś dla niej znaczył? Uczucie do niego nie malało. Każde ukradkowe
spojrzenie na jego urocze dołeczki,biały uśmiech,włosy postawione na żel
wywoływały tylko kolejną fale bólu.Cierpienie stopniowo wywiercało co
raz większą dziurę w jej pokruszonym serduszku. I to wcale nie miało się
zmieniać.<br />
-Leon.To nic takiego. Pomagam ci tylko przy randce z
Larą.-na jej wciąż delikatnie czerwonej twarzy pojawił się blady
uśmiech. W jej oczach nie można było dostrzec niczego.Dosłownie. Pusty
wzrok skierowany na szatyna autentycznie go przeraził.<br />
-Co się stało,Vilu.?-łagodny ton jego głosu,niemal doprowadził do łez panienkę Castillo.<br />
-Nie.Znaczy
tak.Ale nie ważne.To nie ma związku z tobą.-gwałtownie nabrała
powietrza do płuc.Skłamała mu w żywe oczy.Wszystko co teraz się z nią
działo było spowodowane jego obecnością.Każda decyzja wymagała od niej
jednego pytania 'co zrobiłby Leon'? Tylko tak potrafiła zmierzyć się z
rzeczywistością.<br />
-Mi możesz powiedzieć.-zapewnił ją,patrząc na łzę
spływającą powoli w dół.-Powiedz,że to nie Diego bo tym razem nie ręczę
za siebie.-Za to go kochała.Dbał aby jej twarz zawsze zdobił uśmiech.
Nienawidził kiedy ktoś ją krzywdził.Troszczył się o nią,nawet jeżeli nie
byli razem. Czy on musi być taki idealny? Czy musiała go stracić żeby
docenić miłość,która narodziła się miedzy nimi na samym początku?<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: center;">
<br />
<i>'Docenisz coś na prawdę dopiero gdy to stracisz.' </i></div>
<div style="text-align: left;">
<br />
-Ale dlaczego?-wyszeptała,nie zważając na zmartwionego Leona.</div>
<div style="text-align: left;">
-Co
dlaczego?-nie rozumiał.Po raz kolejny nie zdawał sobie sprawy,że to
tylko i wyłącznie jego winna. Gdyby tylko nie był takim tchórzem i
potrafił stawić czoła swoim prawdziwym uczuciom.<br />
Violetta zamknęła
oczy i chciała po prostu powiedzieć 'kocham cię'. Miała dość ukrywania
tego,że za nim tęskni. W przeciwieństwie do niego ona się nie bała.
Umiała stawić czoła przeciwnością. Kłamstwo prędzej czy później wyjdzie
na jaw.Tego też nauczyła się od niego. To Leon tak naprawdę pokazał jej
życie. Wskazał jej ścieżkę,którą powinna kroczyć a ona dzielnie się jej
trzymała. W przeciwieństwie do Verdasa,który wybrał łatwiejszą
drogę,prawie pozbawioną uczuć. Po raz pierwszy w życiu zachował się jak
tchórz,starając się ochronić swoje szczęście.Problem w tym,że nie możesz
być szczęśliwy bez miłości. Kiedy ona stał tuż przed nim w osobie małej
szatynki,co zrobi? <br />
-Zerwałam z Diego.-wychlipała. Dość. Koniec z
ukrywaniem.To ten czas.Ten moment. Ta chwila.-Bo.-Zawahała się.Nie
mogła mu tego zrobić. On już nie należy do niej.Ma mu robić mętlik w
głowie z powodu swoich zachcianek?-Bo go nie kocham. Moje serce należy
do kogoś innego.-Ominęła się z prawdą tylko częściowo.-Leon.Proszę nie
rozmawiajmy o nim. Mam ważniejsze problemy na głowie. Dzisiaj finał
U-mix. Do tego Fran kazała mi z niego zrezygnować. A Cami się z nią
zgodziła. Mam już tylko ciebie.-koszula chłopaka była już doszczętnie
mokra. </div>
<div style="text-align: left;">
-Viola.Niby jak kazała ci się wycofać.-zdziwił się szatyn.</div>
<div style="text-align: left;">
-Normalnie.-zachichotała
nerwowo.-Chciałam z nimi porozmawiać bo byłam przybita po rozmowie z
tym pacanem. Ona nawet mnie nie przytuliła tylko rzuciła oschłe 'Albo
program albo nasza przyjaźń.'-załkała ponownie.-I wtedy przypomniałam
sobie co mi kiedyś powiedziałeś 'Przyjaciel za żadne skarby nie odbierze
Ci czegoś ważnego dla ciebie.Inaczej nim nie jest.' Zrozumiałam,że
miałeś racje. Zwyczajnie od nich odeszłam i przyleciałam jak najszybciej
do ciebie.Przecież mamy randkę do przygotowania.-tym razem to on się
uśmiechnął.Doszedł do wniosku,że mu się udało.Zmienił ją. Nie była już
tą samą rozchisterowaną nastolatką co rok temu. Widział w Violettcie
młodą kobietę,która ze wszystkich sił,stara się nie załamywać. Próbuje
być silna i niezależna. Wreszcie podejmuje własne decyzje.<i>'Tak,to zdecydowanie zmiana na lepsze',pomyślał. </i><br />
-Co?- szatynka odezwała się po chwili milczenia.<br />
-Co,co?-nerwowo zachichotał.<br />
-Gapisz się.-wytknęła mu dziewczyna.<br />
-Owszem.Ale to dlatego,że się zmieniłaś-po raz kolejny utonął w jej czekoladowym spojrzeniu.<br />
-Ścięłam włosy.Zauważyłeś?-<i>'znów to robi.Znowu się denerwuję'.</i><br />
<i>-</i>Jak mogłem nie zauważyć? Wyglądasz ślicznie.-'<i>Z resztą tak jak zawsze',dodał w myśli-</i>Powiesz mi w końcu co zaśpiewasz dzisiaj wieczorem?-Bała się tego pytania.Ale po to tu przyszła. Leon musiał wiedzieć.<br />
-Bo...bo
ja właśnie chciałam.Yyy Chciałam cię zapytać czy...-wzięła głęboki
oddech.-Czy mogę zaśpiewać 'Podemos'?Wiem,że to jest nasza piosenka i
dlatego chce,potrzebuje abyś się zgodził.-To był cios wymierzony prosto w
serce chłopaka.Ta piosenka.Ona przywoływała wszystkie wspomnienia
związane z nią. Każdy piknik,każdy spacer,każdą randkę,każdą
rozmowę.Wszystko. Jej zapach.Szept kiedy mówiła mu na ucha 'kocham
cię,nie wyobrażasz sobie jak bardzo'. Ból jaki poczuł był nie do
opisania. Suma uczuć jakie ukrywał przytłoczyły go kiedy usłyszał
'tylko; tytuł piosenki. Co by się stało jeżeli teraz Viola zaczęłaby ją
śpiewać?<br />
Dziewczyna próbowała wyczytaj cokolwiek z jego twarzy.
Żal,złość,smutek,niedowierzanie, smutek,miłość... Jedynym co ujrzała był
strach. Ale czego on się boi?<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-ZuFsIgQF3nY/UuzTxJIKsTI/AAAAAAAAAaM/YNUQimwH-U4/s1600/images5.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://2.bp.blogspot.com/-ZuFsIgQF3nY/UuzTxJIKsTI/AAAAAAAAAaM/YNUQimwH-U4/s1600/images5.jpg" /></a></div>
-Tak.Pewnie,że się
zgadzam.-oznajmił z wymuszonym entuzjazmem.-A jeżeli chodzi o randkę to
zajmiemy się tym jutro.Dobrze?-złapał ją za podbródek i delikatnie
podniósł aby po raz ostatni dzisiaj na nią spojrzeć.-Widzimy się
wieczorem na finale.-stwierdził tym razem z prawdziwą radością.- I
obiecuje,że przyjdę bez Lary.<br />
-Leon nie musisz.Ja ją...-starała się zaprzeczyć.<br />
-Nienawidzisz
jej.Nie dziwie ci się.W końcu spotyka się z twoim byłym.-palnął,bez
zastanowienia.-Tak,to do zobaczenia na występie.-mocno ją do siebie
przyciągnął.-Wygrasz.-czuła jego oddech na tuż przy swoich
ustach.Wystarczyłby tylko jeden krok w przód aby znów poczuć magię.Ten
jeden gest dzielił ich od pełni szczęścia. Tylko dzięki niemu mogli
wrócić na właściwą ścieżkę. Ich ścieżkę.<br />
Z sumieniem nie powinno
się walczyć.A ona wręcz krzyczało,nie mogli tego zrobić. Uciekać przed
uczuciem to jedno ale zdradzić przez nie?. Znali siebie aż za dobrze.
Żadne z nich nie wykonałoby pierwszego ruchu. Ostatnie czego chcieli to
bardziej skomplikować sobie życie.<br />
-Obiecujesz,że przyjdziesz?-odezwała się cicho,czując jego pragnienie.Czekała tylko na jedno słowo.<br />
-Obiecuje.-wypowiadając
je wiedział,że Viola zaraz zniknie.Nie będzie jej widział aż do
wieczoru ale nie zapomni. Nigdy, tylko ona wypełniała jego serce.To po
prostu nie mogło się zmienić.</div>
<div style="text-align: left;">
<br />
Każda
część jej ciała chciała przy nim zostać. Czuć go,całować,móc przytulić.
Zwyczajnie być. Czy ta prośba przekraczała czyjeś możliwości? Może po
prostu nie dane jest im tkwić razem do końca.<br />
Myślenie o Leonie
tylko przytrafiało ją o wątpliwości,niepotrzebny stres. W tym momencie
należało skupić się wyłącznie na finale.To jest teraz priorytetem.<i> Obiecał a on obietnic dotrzymuje zawsze. </i>Gdyby tylko się sama wierzyła w swoje słowa.Tym razem złe przeczucia brały nad nią górę.<br />
Powoli
dochodziła do kolorowego budynku o nazwie Studio OnBeat. Widok zupełnie
ją zaskoczył. Zatrzymała się aby napawać się kolorowym wystrojem
kamieniczki. Szkoła wyglądała zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Wyblakłe
ściany zostały zasłonięte przez logo firmy organizującej show bądź
reklamy dzisiejszego finału.Wszędzie wisiały transparenty z zdjęciami
jej bądź Francesci. Nadciągający wieczór dał świetny pretekst do
zapalenia ogromnych reflektorów oświetlających główne wejście do
szkoły. <i>To musi być szalona noc.</i> Zdążyła zrobić jeden krok w
stronę 'pola walki' kiedy ktoś niespodziewanie na nią wpadł. Violetta od
razu rozpoznała bujne,czarne jak noc włosy opadające bo zachwycającej
twarzy młodej Hiszpanki. Castillo zwróciła również uwagę dwie krople
błyszczące tuż pod ciemnymi oczami Natalii.<br />
-Naty,dlaczego płaczesz? Ludmiła znowu coś Ci zrobiła?-chyba po raz pierwszy szczerze przejęła się losem poplecznicy Ferro.<br />
-Ooona-kwiliła
po cichutku-powiedziała,że nie jestem nic warta ,że nigdy nie osiągnę
niczego w życiu i,że sto razy bardziej woli przyjaźnić się z
Francescą.-brunetka nie panowała nad sobą. Wyżalenie się komuś było
jedynym sposobem aby ukoić zbolałe uczucia.A Viola wydawała się
najlepszą osobą w takim wypadku. Mało tego! Była jedyną,której jako tako
ufała. Wprawdzie nie przyjaźniły się ze sobą ale lubiły odbywać krótkie
pogawędki. Szatynka w przeciwieństwie do większości szkoły nigdy nie
wytykała jej pseudo przyjaźni z blond włosom małpą. Rozprawiały o
najbardziej błahych sprawach. Nowym lakierze do paznokci,poplamionej
przez nieuwagę ulubionej spódniczce. Natalia zdobyła się nawet na
wyżalenie się z jej nieodwzajemnionej miłości do Maxiego.Violka
zareagowała zupełnie inaczej niż brunetka się tego spodziewała.Pod
wpływem wybuchu radości Argentynka o mało nie spadła z
krzesła,doradziła, pocieszyła. Zachowała się jak...prawdziwa
przyjaciółka.<br />
-Naty spokojnie. Ludmiła ona jest-Castillo starała się znaleźć odpowiednie słowa,którymi mogłaby określić panienkę Ferro.<br />
-Wiesz
co?Masz racje. Nie potrzebuje jej!-wykrzyczała radośnie.-Viola wiem,że
możesz się nie zgodzić ale mogłabym pomóc Ci się przygotować?-spytała
wesoło Hiszpanka.-Nie o co ja cię w ogóle proszę?Dobra
zapomnij.-odwróciła się na pięcie żeby odejść coś ją jednak
powstrzymało-Ręce Violki na jej nadgarstku.<br />
-Będę zaszczycona kochana.-pognały szybko w kierunku szkoły.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Czas zacząć show.</i></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
-
Przed chwilą usłyszeliśmy pierwszą z naszych wspaniałych finalistek!
Francesce Resto! Przed państwem wystąpi jeszcze druga z naszych gwiazd
Violetta Castillo. Ale najpierw występ gościny kogoś kogo wszyscy znają
doskonale.Wielkie brawa dla Rafy Palmera! </div>
<div style="text-align: left;">
Dziewczyna
stanęła przed lustrem. O mało nie zemdlała z zachwytu.Miała na sobie
sięgającą z przodu przed kolano różową asymetryczną sukienkę.Z paskiem
wiązanym pod biustem i wycekinowanym kołnierzykiem dopełniającym całość.
Naty spięła jej włosy delikatnie do tyły,układając je w fale. Makijaż
był prawie nie widoczny dla niespostrzegawczego widza. </div>
<div style="text-align: left;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-qc8Kginfa4c/UuzTSs0mjrI/AAAAAAAAAaE/NXLKgOO5t08/s1600/tumblr_inline_myqodiixs21s6c686.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-qc8Kginfa4c/UuzTSs0mjrI/AAAAAAAAAaE/NXLKgOO5t08/s1600/tumblr_inline_myqodiixs21s6c686.jpg" /></a>-Gotowa-westchnęła brunetka,zachwycając się swoim dziełem.</div>
<div style="text-align: left;">
-A teraz Violetta Castillo-krzyknął Marotti. </div>
<div style="text-align: left;">
-Dziękuję-wyszeptała bezgłośnie,odwracając się do swojej przyjaciółki kiedy stała już u szczytu sceny. </div>
<div style="text-align: left;">
Wyszła na samiutki środek podwyższenia.Stanęła z uśmiechem patrząc na Naty siedzącej już wśród widowni. </div>
<div style="text-align: left;">
<i>Gdzie Leon?</i>
Teraz najbardziej potrzebowała jego wsparcia. Jednak nigdzie nie mogła
wyłapać jego białego uśmiechu. Nie była zdenerwowana,była pewna,że on
tam jest.Obserwuje i życzy jak najlepiej. Nie zastanawiając się nad tym
dłużej,dała się ponieść melodii wygrywanej na pianinie. Zamknęła swoje
<br />
czekoladowe oczy.I śpiewała. </div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<br />
Nie jestem ptakiem, który lata, <br />
I nie maluję obrazów. <br />
Nie jestem rzeźbiarzem, poetą. <br />
Jestem tylko, kim jestem</div>
<div style="text-align: center;">
<i>Wyobraziła sobie szatyna stojącego obok niej.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Musiała zaśpiewać świetnie.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Dla siebie i dla niego.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Nie było innego wyjścia.</i><br />
<br />
Z gwiazd nie umiem czytać, <br />
I księżyca nie zniżę, <br />
Nie jestem niebem, ani słońcem... <br />
Jestem tylko sobą. <br />
<br />
Ale są rzeczy, które wiem. <br />
Chodź tu, a pokażę Ci je. <br />
W twoich oczach mogę zobaczyć<br />
Co możemy osiągnąć <br />
spróbuj sobie to wyobrazić. <br />
<br />
Możemy malować, kolorami duszy <br />
Możemy krzyczeć, iee ee<br />
Możemy latać, nie mając skrzydeł <br />
Bądź słowami mojej piosenki <br />
I rzeźbij mnie w swoim głosie <br />
<br />
Nie jestem słońcem kryjącym się w morzu <br />
i tak nigdy nie będzie<br />
Nie jestem księciem z bajki <br />
Jestem tylko kim jestem <br />
<br />
Ale są rzeczy, które wiem. <br />
Chodź tu, a pokażę Ci je. <br />
W twoich oczach mogę zobaczyć<br />
co możemy osiągnąć <br />
spróbuj sobie to wyobrazić. <br />
<br />
Możemy malować, kolorami duszy <br />
Możemy krzyczeć, iee ee<br />
Możemy latać, nie mając skrzydeł <br />
Bądź słowami mojej piosenki <br />
<br />
To nie przeznaczenie <br />
Ani nie szczęście sprawiło, że przyszłaś do mnie <br />
Wyobrażamy sobie, że to magia przyprowadziła cię tu <br />
<br />
Możemy malować, kolorami duszy <br />
Możemy krzyczeć, iee ee<br />
Możemy latać, nie mając skrzydeł <br />
Bądź słowami mojej piosenki.<br />
Możemy malować, kolorami duszy <br />
Możemy krzyczeć, iee ee<br />
Możemy latać, nie mając skrzydeł <br />
Bądź słowami mojej piosenki <br />
I rzeźbij mnie w swoim głosie. </div>
<div style="text-align: left;">
Dumna z siebie powoli otwierała oczy ale jego nie było...</div>
<div style="text-align: left;">
Tak po prostu nie przyszedł?<br />
<br />
**********<br />
Dobra jest.:D Jako iż wiem,że większość z was już to czytała rozumiem jeżeli nie skomentujecie. xD<br />
Zaraz dodam resztę części. :3 </div>
<div style="text-align: left;">
</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<b><i><br /></i></b></div>
Unknownnoreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-8437769316553577125.post-81486233756755286372014-01-31T21:10:00.000+01:002014-01-31T21:10:22.522+01:00Witam państwa serdecznie. :D Na początek wypadłoby się przedstawić.<br />
A więc możecie nazywać mnie Soph,S,Sophie,Sophija czy jak wam się podoba. ^^<br />
Oczywiście moje prawdziwe imię brzmi inaczej. Także jeżeli ktoś chciałby się z nim zapoznać to zapraszam na gg. :3 <br />
Kim jestem? <br />
Prawie piętnastolatką,która z OP zrobi całkiem nową historię. Ale o tym później.<br />
Poza tym możecie znać mnie z dwóch blogów.<br />
<a href="http://leonandfederico.blogspot.com/" target="_blank">'Teraz wiem,że ziemia jest niebem.'</a> bądź <a href="http://dos-pasiones-en-un-solo-lugar.blogspot.com/" target="_blank">Dos pasiones y en un solo lugar. </a>- prowadzonego z moją kochaną Axi. ♥ <br />
<br />
Sprawy organizacyjne-dodam wszystkie trzy części więc jeżeli ktoś miałby ochotę je sobie przypomnieć to śmiało. Prologu brak. Bo w sumie po co?<br />
Czwórka się doda jak się napisze. xD Czyli nie wiem kiedy. :D<br />
Chce również żebyście wiedzieli,że tamte dwa blogi są u mnie na pierwszym miejscu i to tam rozdziały będą pojawiać się częściej. Ten blog będzie odskocznią. Co nie znaczy,że nie będzie dla mnie ważny i rozdziały będą pojawiać się raz na miesiąc. Co to to nie! Mogę wam jednak zagwarantować,że 4 rozdział pojawi się tutaj prędzej niż 19 na 'Teraz wiem...'. <br />
<br />
Jak już wspominałam,historia ta będzie opierać się na OP napisanego przeze mnie. Szczerze mówiąc gdyby nie blog to OP skończyłby się niezbyt dobrze ale skoro tak wam się spodobał to zrobię co innego. :*<br />
<br />
Pary? Wydaje mi się,że będę pisała tylko o Leonettcie i Naxi. Dlaczego? Nie wiem czy pamiętacie ale w OP Viola pokłóciła się z Fran i Cami a ja nie mam najmniejszego zamiaru ich godzić. Jestem zła. :c Może się jednak pojawić Andres i Alba bądź Carmen i Jorge. A nawet mały Adrian. Wszystko zależy od weny. :) <br />
<br />
Pracę remontowe trwają więc nie zdziwcie się jeżeli coś w wyglądzie się zmieni. :) <br />
<br />
Co by tu jeszcze... A tak ,miałam zrobić nagłówek ale coś mi nie idzie więc jeżeli znalazłaby się jakaś dobra dusza i zgodziłaby się go wykonać to wcale bym się nie pogniewała. ♥ Jeżeli byłby ktoś chętny to możecie złapać mnie na gg <i>48982190</i> bądź e-mail'u <span class="gbps" id="gbmpn" onclick="gbar.logger.il(10,{t:69})"></span><span class="gbps2"> sophie.08.059@gmail.com.</span><br />
Wszystko? Chyba tak. Do zobaczenia. :* Unknownnoreply@blogger.com3