24.08.2014

Rozdział szesnasty-'Cień przeszłości"



Jedno wielkie wspomnienie.

Szare, niewyraźne odbicie kroczy za tobą. Nie opuszcza cię na krok, na sekundę. Idzie za tobą. Cicho i spokojnie, jest bezszelestny. Bez twarzy i ubrań, tylko kształt. Nie odstępuje cię. Przyczepił się do ciebie, jak rzep, którego nie czujesz. Niewidzialny klej? 
Depcze ci po piętach, wciąż, nieustanie. Nadal. Idziesz, idzie. Biegniesz, biegnie. Uciekasz? Nie zdołasz nawet o centymetr. Nigdy, zapamiętaj. Już zawsze będziesz prześladowany. Do końca. 
Jesteś przerażony? Dobrze. 
Odwróć się. Widzisz? Może oślepłeś? Co tam jest? Wciąż cie śledzi? Jest za tobą?
Odpowiedz.
Niech strach ucieknie w popłochu, na nic się nie przyda. Niech serce przestanie kołatać, jest mu potrzebny spokój. Niech oddech zwolnij, nie potrzebujesz go więcej. Niech oczy przestaną wypatrywać niewidzialności, nic nie wskórają. Niech zmysły zostaną na miejscu, są potrzebne. Niech twój duch będzie spokojny albo odleci. Tyle, tylko tyle.
Przestań się bać. Jesteś bezpieczny, całkowicie. Nikt cię nie prześladuje. Nikt. 
Obronisz się przed nim, jeszcze chwila. Bądź czujny i ostrożny, czekaj. Nic więcej nie możesz zrobić. Nie potrafisz. Nie chcesz. Przytłacza cię to światło, które ani trochę nie jest bezpieczne. Uratować może cię jedynie ciemność. Jej ciemne macki chwycą się w złym uścisku niepamięci.
Ale zaraz, słońce zasłoniły puchate obłoki. On wciąż się ciebie trzyma. To nie jest zwykły cień, to brzemię twojej tragicznej przeszłości. 
Wciąż ci nie przeszkadza? Nie ciąży przy każdej niewygodnej myśli?
Świetnie.

Dwa miesiące wcześniej.

Usłyszał krzyk swojego przyjaciela. Wrzask jakieś dziewczyny. Coś błysnęło mu przed oczami. Strach? Huk. Strzał? Kolejny krzyk. Metal, poczuł zimny metal przy swojej głowie. Boli, pulsuje. Co się dzieje? Kolejny krzyk, inny. Mężczyzny. Nie może się ruszyć. Ani o krok. Powieki były jak zaklejone. Znowu ktoś głośno błagał o pomoc. Poczuł coś lepkiego przy dłoni, jeszcze ciepłego. 
Zaraz. 
Co się dzieje? 
Dlaczego leże na ziemi? Halo? Jest ktoś tutaj? Ciemnobardzociemno. Pomocy. Pomoc... Pom.. Pooo...
Co co to jest?  Czy... Czy to ona? Chodź do mnie, błagam.


Dwanaście  lat wcześniej. 

- Ludmiła do cholery, mam dosyć udawania, że nic nie widzę! - wykrzyknął jej w twarz. - Myślisz, że trudno nie zauważyć tych maślanych oczek, które robisz za każdym razem, kiedy ta przybłęda przechodzi obok ciebie ?!- blondynka nadal stała niewzruszona. Zupełnie jakby Leon nie mówił po hiszpańsku. - Jesteś taka inteligentna przez tą farbę, która wyżarła ci mózg czy tylko udajesz? - Nie miał w zanadrzu nic lepszego. Na policzki wstąpiły czerwone wykwity złości i mimo tego, że wybuch, krew buzowała mu w żyłach, a oddech niebezpiecznie przyspieszył, sprawił wrażenie bardziej szczęśliwego
Prawie szczerzył się podczas kłótni. Jednak ona wciąż miała go gdzieś. Nieobecny wyraz jej twarzy, tylko dolewał oliwy do ognia. - To koniec, Lu. - Oświadczył beznamiętnie. Nawet nie zamrugał. Jasnym było, że stać go na kogoś lepszego, ładniejszego i zdecydowanie sprytniejszego. Odwrócił się do niej plecami (pierwszy raz w życiu) i odszedł. Definitywnie. 
- Halo, Leon! - Ferro obudziła się z pięknego snu. - Nie odprowadzisz mnie do domu?! - Skrzywiła się i poprawiła swoje idealnie ułożone włosy. - Verdas, zawracaj! 
Nie odwrócił się, ani na sekundę. Nie zawrócił nigdy więcej. Nie myślał o niej nigdy później. Nie zasługiwała nawet na ostatnie słowo skierowane w jej stronę - idiotka. 

Do domu wszedł w szampańskim nastroju. Trzasnął drzwiami i wrzasnął na cały głos, że nareszcie jest wolny. Sam ze swoją przystojną buźką, głosem. Sam ze swoją wspaniałością. Ludmiła, jego ozdoba, nie była mu już do niczego potrzebna. Zabawka się zużyła, trzeba znaleźć nowego pupila, czystego i bez skazy. Omotać w okół małego paluszka, okłamywać, wzbudzać nadzieje, niszczyć. Po raz kolejny złamać serce, mocno i trwale. Cicho, żeby nikt nie słyszał jej krzyku. Na tyle głośno, żeby wszyscy zauważyli. I przede wszystkim się nie zakochiwać. 
Gdzie jesteś moja ofiaro? 
- Jest ktoś w domu?
Odpowiedziała mu cisza. Nic nowego. 
Głodny (w końcu takie spektakularne zerwanie wykańcza człowieka), poszedł do kuchni, gdzie miał nadzieje zobaczyć (wyniuchać) obiad albo coś przypominającego jedzenie. Na wierzchu nic nie stało. Lodówka była pełna światła. Naprawdę przerażało go ile jasnych promieni może zmieścić się w tak małej, białej przestrzeni. Piekarnik nie był ani trochę gorący, mikrofalówki nawet nie brał pod uwagę. Obejrzał się dookoła z poczuciem, że rodzice znowu zapomnieli o wszystkim oprócz pracy. Zrezygnowany i z wciąż burczącym brzuchem, wrócił do salonu, pewny samotnego wieczoru. Kanapa, miękka i przytulna, kusiła go swoim idealnym stanem, dał się przyciągnąć. Rzucił się na nią, może trochę zbyt gwałtownie i zamknął oczy. Był spokojny, opanowany i trochę zbyt nieobecny. Myślał... W zasadzie nie myślał, miał coraz bardziej odległy wyraz twarzy, po prostu siedział. I starał się zapomnieć, a jednocześnie zapamiętać każdy szczegół jej twarzy.
Jakby na to nie patrzeć, była jego najdoskonalszą zdobyczą. Jej przebiegłość, czasem pozostawiała po sobie tyle podziw. Złote włosy omamiały go z pokaźnym skutkiem, ale nigdy do końca nie stracił rozumu. Głos, był jak ostry odgłos motorów. Lubił go, ale to nie było to. Słowa, które wypowiadała nie były wyjątkowe. Nawet pocałunki, słodkimi ustami, nie odbierały mu oddechu. 
To wciąż nie było to. 
Otworzył oczy. Na czarnym ekranie telewizora dostrzegł przylepioną kartkę. Nic specjalnego. Porządnym charakterem była napisana notka od rodziców "Jesteśmy u nowych sąsiadów. Zamów sobie pizze, Mama i Tata." Nic więcej. 
Czego mógł się spodziewać? 
Ale zaraz. U kogo? Przeczytał kartkę jeszcze kilka razy, zatrzymując się na pierwszym zdaniu. Nowi sąsiedzi. Jakim cudem? Gdzie? I co najważniejsze, kiedy?
Złapał swój telefon i nie wiele myśląc, wybrał numer ulubionej pizzerii. Spokojnie czekał aż ktoś odezwie się po drugiej stronie, przechadzał się po domu. Zamyślony, nie zauważył, że ktoś mówi do niego. 
- Leon, odezwiesz się w końcu? - To był Enzo, jeden z jego ulubionych pracowników. 
- Mój numer się wam wyświetla? Przecież się nie odezwałem. - Zatrzymał się na balkonie. 
- Oczywiście, że tak. Jesteś w końcu ulubieńcem szefowej. - Powiedział z pełną swobodą. Pomimo tego, że Verdas często był dupkiem, lubił go. Wzajemnością. Oboje mieli ciężkie stosunki z rodzicami i problem (o ile można go tak nazwać) z dziewczynami. 
Zaśmiał się. 
- Co mi dzisiaj polecisz, kolego? 
- Postawiłbym  na tradycyjną serową. Twój ukochany kucharz ma dzisiaj zły dzień. - Ostanie słowa nie mal wyszeptał, podpadnięcie Carlo nie było dobrym pomysłem. 
- W takim razie zgoda. Dorzuć do tego jeszcze butelkę Coli, w tym domu nawet nie ma czego pić. 
- Jasne. Na razie. 
Nie odpowiedział, rozłączył się, schował urządzenie do kieszeni i oparł się o barierki. Patrzył przed siebie i nie potrafił zebrać myśli. Coś grzechotało mu w środku, dziwne uczucie, którego nie potrafił określić. Ściskało mu żołądek i przyspieszyło oddech. Ścisnął mocniej drewnianą balustradę, aż zbielały mu kłykcie. Poczuł dziwny rodzaj złości i bezradności. Przez chwile nie mógł się ruszyć i powoli zaczął się uspokajać.
Sumienie, odezwało się sumienie. Podpowiadał ten najrozsądniejszy głosik w jego głowie. 
Co? 
Co to jest?

Przetarł dłońmi zmęczone oczy. Jeszcze raz rozejrzał się po okolicy. Identyczne domy, a w nich identyczni ludzi, którzy w niczym mu nie dorównują. Absolutnie w niczym. 
Są lepsi niż ty, Leon. 
Znowu? 
Sfrustrowany, wymamrotał kilka przekleństw pod nosem. I patrząc na ulice, wyobrażając sobie tych nic nie wartych ludzi, dostrzegł dziwny samochód naprzeciwko. Wóz przeprowadzkowy! 
Gdzieniegdzie stało kilka, kilkanaście kartonów. Dwóch mężczyzn co chwile znikało z nimi za drzwiami, żeby za chwile powrócić i zacząć całą zabawę od początku. I tak w kółko. Nie zainteresowało go to specjalnie, dopóki nie domyślił się, że to właśnie tam muszą być jego rodzice. Dom, który stał pusto, odkąd tutaj zamieszkał, wreszcie odetchnienie nowymi ludźmi. Chciał tam iść, przywitać się i udawać idealnego synusia. Ta rola, świetnie mu wychodziła. Ale dostrzegł jakąś drobną postać, która właśnie podnosiła jedno z pudeł. Dziewczyna, na pewno. Z tej odległości potrafił dostrzec tylko, że miała brązowe włosy i była ubrana dosyć luźno, zarys jej twarzy tylko mu mignął. To wystarczyło.  
Speszył się i wrócił do środka. Znowu bezwiednie opadł na kanapę. 
Nic się przecież nie dzieje. 
Nie próbował zgadywać co z nim jest albo nie jest, czy i co się stało (a jeżeli tak, to jak), nie odtważał tego momentu w myślach, w ogóle nie wracał. Dziwne, to było dziwne. Nic więcej. 
Musiał odetchnąć, więc nie zastanawiając się długo, ruszył w kierunku fortepianu. Usiadł i uderzając (mocno, palce długo nie wytrzymają) w klawisze, przypadkowe melodie, oddychał coraz głębiej. Muzyka stawała się coraz wolniejsza i czystsza. Aż w końcu zagrał ostatnią piosenkę i opuścił dłonie na kolana. 
Było mu zdecydowanie lepiej. 
- Pięknie grasz.- Głos wyrósł znikąd. Był jednak na tyle słodki, że zdążył się opanować, żeby z wrażenia nie spaść z ławeczki. Zdziwił się. Był zszkowany obecnością obcej dziewczyny, która wtargnęła do jego domu ot tak, bez niczego. Nawet nie zapukała - Jeju, przepraszam Leon. Nawet się nie przestawiłam. Jestem Violetta, twoja nowa sąsiadka. - Absolutnie, kompletnie, bezapelacyjnie zbiła go z tropu. 
- Cześć, Violetta. Miło mi i w ogóle. - Rzeczywiście było, ale tylko dla tego, że miała ładną buźkę. I... ogólnie prezentowała się całkiem, całkiem. Nie miała wprawdzie stylu podobnego do Ludmiły, ale sukienka w kwiaty, trochę dłuższa z tyłu, różowa kurtka i beżowa torebka, idealnie do niej pasowały.- Ale co ty tutaj robisz? 
- No tak, przepraszam. Twoja mama była u nas. Swoją drogą jest bardzo miła. I zaproponowała, żebym przyszła. Powiedziała, że siedzisz sam, bardzo się nudzisz i może pokażesz mi miasto. 
Zatkało go, dzięki jej uśmiechowi. Był taki promienny, wesoły i uroczy. Cholernie uroczy. 
- A ty pomyślałaś, że to dobry pomysł, ponieważ? - Odwzajemnił jej gest, szczerze. Choć była w tym nutka "nie uważasz, że jestem przystojny"? Zdawała się z nim nie zgadzać. 
-  Dlatego, że nikogo tutaj nie znam, a twoja mama zdawała wywyższać cię ponad wszelkie bóstwa. Z doświadczenia wiem, że pewnie grubo przesadzała, ale dlaczego miałabym nie spróbować? 
- To nie było miłe, wiesz? - Wstał (jakim cudem do tej pory przy niej siedział?!). Może i poczuł się odrobinę urażony, ale  w jego głosie nawet jedna nutka na to nie wskazywała. 
Znalazł sobie kolejną ofiarę. 
Wskazał ręką na kanapę, w głębi pomieszczenia. Skinęła lekko głową i poszła przodem. 
- A czy podczas naszej krótkiej rozmowy, nie uprzedzałam, że nie zawsze należę do miłych osób? - Usiadła, z gracją jaką jeszcze nie widział u nikogo. 
- Masz jeszcze jakieś ostrzeżenia? - Dzwonek do drzwi. - Zamówiłem pizze, masz ochotę? - Nie zdążyła odpowiedzieć. Leon, szykując kolejny niezawodny plan, wyrwania z piersi delikatnego serca, nie miał pojęcia, że miał już je całe. 
W życiu nie spodziewał się, że wpadł w najgroźniejszą pułapkę świata.
 
 
Dwa miesiące wcześniej. 
Nie pamiętał, kiedy obudził się w szpitalu.
Jakaś dłoń, delikatna, mocno go trzymała. Łzy, czuł łzy, które spływały na jego rękę. Słowa, niewyraźne słowa. Rozmowa? Ktoś tutaj był, przy nim.
-Vio... Violetta?- zdołał wyszeptać. 
-O, Boże. Leon. W końcu. - Bała się go dotknąć. Wydawał się taki bezbronny. Blady, niewyraźny. 
Dlaczego? Załkała. - Ale skąd na myśl przyszła ci Violetta, oj kochanie. Nie widziałeś jej ponad dziesięć lat. Braciszku, jak się cieszę, że się obudziłeś. Naprawdę się ciesze wiesz? Lekarze wprawdzie byli dobrej myśli, ale ja zawsze się martwię. Na szczęście Alba była spokojna, wiesz. I Maxi i Naty też często się odwiedzali. A Adrian, był przerażony, wiesz? Tęsknił, bardzo tęsknił. Wszyscy byliśmy przerażeni, wiesz? Ale to były tylko dwa dni. Jak dobrze, kochany. Chcesz coś do jedzenia? - Kiedy się uspokoiła i wydusiła z siebie wszystkie słowa, usiadła na rogu łóżka. Dobrze było go widzieć. 
- Carmen, poczekaj! Co się stało? 
Nic nie pamiętał, kompletnie. 
- Mówili, że możesz nie wiedzieć. Dobrze. - Usiadła wygodniej. - Byłeś z Rico, na w zasadzie nie wiem gdzie. Nie chcieli powiedzieć. Pewnie robiłeś coś  z tych tajnych policyjnych rzeczy. I po prostu to się stało. Ty miałeś szczęście, kula praktycznie drasnęła twoje ramię i dostałeś czymś ciężkim w głowie. 
- A Rico? 
Zmieszała się. 
- Rico nie przeżył. Postrzelili go, zginął na miejscu. 
Zatkało go. 
To dlatego o niej myślał, zawsze wracał do niej we wspomnieniach, kiedy działo się coś niedobrego. 
Zrozumiał. 
- Przykro mi. 
Uśmiechnął się blado. To nic nie zmieniało.
- Kiedy mogę stąd wyjść? 
Żadnych uczuć, nie teraz. 
- Pewnie za jakieś trzy dni, ale lekarze mówili, że spędzisz co najmniej dwa miesiące w domu, po przebudzeniu. Czy tego chcesz czy nie.- Zaszczebiotała radośnie. - A jeżeli cię to pocieszy za cztery tygodnie wyjeżdżamy na calutki miesiąc. Będziesz miał Adriana tylko dla siebie. 
- Umiesz znaleźć światełko w tunelu. 
Tylko dlaczego ciągle o niej myślał?



- Leon, wrócisz z planety zwanej Violetta?-Maxi miał dość zamyślenia przyjaciela.
- Chyba z asteroidy o nazwie Idiota-Leon i galaktyki wypadek-w-pracy.
- Zgrozo. Tylko nie mów, że wrócił Pan chodząca gwiazda, bo wyjdę trzaskając drzwiami.
- Proszę cię, to było tylko nędzne wspomnienie przeszłości. Nic nie warte wspomnienia. - Powiedział to absolutnie beznamiętnym tonem.
- Są warte tyle co ty, Leoś. - Odezwał się z miną myśliciela. - Gdybyś nie traktował tego jak cień, pewnie byłby dla ciebie przeszłością. Najprawdopodobniej czystą. A wtedy pewnie zamiast siedzieć ze mną, zabawiałbyś się z kolejną koleżaneczką. Byłbyś jak posąg, bez uczuć. Jak kiedyś.
- Właśnie. - Powiedział szorstko. - Kiedyś.
Kiedyś nie było przy nim Violetty. A wszyscy w Studio, wszyscy, wiedzieli, że ona była huraganem, który zmienił wszystko. Każdy, kto wpadł w szalejący wiatr, zmarł i odrodził się na nowo. Nie było mowy o zmianach, było tylko nowe życie. Wyścig przerwano w połowie i kazano wrócić na start. Zawsze, kiedy Violetta wleciała w czyjeś życie.
Cień przeszłość. Też mi coś.
Przeszłość, choćby najgorsza, nie da się jej zmienić. Już zawsze pozostanie. I będzie dręczyła się do końca. Twojego, mojego, jej, jego, ich. Nadejdzie w nieznanych nikomu okolicznościach, po prostu przyjdzie i... I nic.
Tym właśnie jest koniec, nicością.

______________
Chce tylko przypomnieć Wam o Konkursie. Ponadto zostaje przedłużony do 27 sierpnia.
Mam nadzieje, że ktoś jeszcze się skusi. ;)

17 komentarzy:

  1. ...i wracam.
    Kochanie jak ja Cię kocham <3
    Hmm... Co dziś tu mamy... Melancholijnego Leośka, pierwsze spotkanie Leonetty, pierwotną Ludmiłę, i... Pana Czapeczkę :*
    Nie wiem co mogłabym ci nowego napisać, oprócz tego, że z utęsknieniem (jak zawsze) czekam na kolejną część!
    Całusy,
    Lissa

    PS Dziękuję. Wiesz za co :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział ;*
    Wspomnienia Leon... Pierwsze spotkanie Leonetty hehe :) Zerwanie z Lu i jaka była kiedyś :( A później wracamy na Ziemię i Leon rozmawia z Maxim :D Na dziś to tyle co mogę Ci napisać ;*** Czekam na kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam <333

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry.
    Nowy czytelnik zawitał.
    Nowemu czytelnikowi spodobał się twój styl pisania. Nawet bardzo, jest nim wprost zachwycony.
    Nowy czytelnik wcale nie robi dobrego wrażenia i wychodzi na idiotę, bo nie wiedzieć czemu pisze o sobie w trzeciej osobie dodatkowo zmieniając płeć.
    Ekhem.
    No, to jestem. Malffu wróciła! Pamiętasz mnie jeszcze?
    Jak tak to się bardzo cieszę! Aaaale tu nie o mnie.
    Pierwsze spotkanie Leonetty było urocze. Ale nie myśl sobie, że zaspokoiłaś mój głód... O nie! Ja chcę więcej!
    I mam nadzieję (ba, ja to wiem!), że mnie nie zawiedziesz. :>

    Pozdrawiam,
    Niegdyś Malffu, teraz jeszcze niepewna swojej nazwy MrsJacksonSparrow. < 3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór. ;)
      Witam cieplutko. :>
      Sophie pragnie pogratulować oryginalności, bo jeszcze nigdy nie dostała komentarza w 3 osobie. :D
      Oczywiście, że pamiętam. Nie śmiałabym, żeby było inaczej.
      Więcej Leonetty? Zawsze. ^.^
      Swoją drogą, nazwa bardzo ciekawa. :3
      Soph ;*

      Usuń
  4. Kochana Sophie, nareszcie skończyłam. Od teraz będę na wszystkich twoich blogach czytać i komentować na bieżąco. Bardzo się z tego powodu cieszę :D
    Ten blog również przypadł mi do gustu, co jest zrozumiałe, w końcu TY go prowadzisz. A ja kocham wszystko co wyszło z pod twoich cudownych palców. Każde słowo, zdanie, fragment, rozdział jest czym wspaniałym. Nie wiem czy tak jest na prawdę, ale czuję, że wkładasz w to całe swoje serce, całą siebie. Ta cała historia mnie wciągnęła. Pięknie opisujesz wszystkie uczucia. Te fragmenty na początku rozdziałów są mistrzowskie. Chciałabym mieć choć malutką część takiego talentu jaki ty masz. ♥
    Zastanawia mnie kiedy zechcesz nam wyjawić powód zniknięcia Leona sprzed dziesięciu laty. Ja tu niedługo zwariuję. Tyle różnych scenariuszy krąży mi po głowie. On kiedyś był taki straszny i zmienił się dzięki Violettcie. To na prawdę miłość. Co ona z nami robi... I nasza kochana Natalia w ciąży :3 A Adrian jest taki uroczy. Nie lubię dzieci, ale on ma coś w sobie, co przyciąga ^^ A z jego ojca to niezłe ciacho jest :3 Jorge w ciele Paula. Jesteś geniuszem. I gość od pizzy o imieniu Enzo :D
    Dziewczyno masz ogromny talent. Nawet nie wiesz jak bardzo cię uwielbiam ♥ Jesteś wspaniała. I takie długie komentarze to tylko u ciebie pisze. Jakoś tak mnie wena nachodzi :D To chyba dobrze.
    Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również jestem rada. :D
      Nic tylko kochać moje drętwe paluszki. :> Wkładam, zawsze i wszędzie, zgadza się. Inaczej raczej nie dałabym rady. Pasja powinna taka być, trzeba się w niej zatracić, żeby w pełni ją docenić. :3
      Ach, ze mnie taki znawca. xD
      Kiedyś na pewno zdradę. Znaczy w sumie zdradzę nawet niedługo. Za dwa, trzy ewentualnie cztery rozdziały, mam nadzieje. :D A jaki według Ciebie jest scenariusz pasuje najlepiej? A nóż, trafisz.
      Natalka będzie wspaniałą mamusią. <3 Najlepszy na świecie. Byłam ciekawa, czy ktoś skojarzy Enzo. ;)
      Oczywiście, że dobrze. A jaki mi się wtedy gemba cieszy. <3
      Ściskam, bardzo, bardzo mocno. ♥

      Usuń
  5. Super rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana!
    Ostatnio nie komentowałam i nie czytałam, gdyż byłam na drugim końcu Polski i nie dysponowałam internetem :/
    Ale już jestem :D
    Chyba najpiekniejsze...no może nie najpiekniejsze wspomnienie, ale najciekawsze i poruszające, jakie zdołałam tu zobaczyć :3 Wciągnęło mnie. León łamacz serc ;3 Do niego ta rola chyba najbardziej pasuje :D
    W ogóle tragedia - Leoś postrzelony D: Biedny Rico ;(( Tytuł dokładnie odzwierciedla to o czym jest ten rozdział. ♥ Śliczne.
    Ściskam i lecę nadrabiać zaległości ;) <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało. Wakacje, trzeba korzystać. ;)
      Strasznie długo czekałam, aż opisze ich pierwsze spotkanie. ^^ Leoś nawet jak jest kochany to łamie serca wszystkim dookoła. :c
      Tylko draśnięty. :D Żyje. :>
      Dziękuje, że jesteś i śliczne profilowe. ;*

      Usuń
  7. Miłość rośnie wokół nas. :D
    Pana Wieszaka na Czapeczki. ^^
    Nie ma za co. <3
    I dziękuje za komentarz. :*
    Całuję, mocno. ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Atmosfera tych wspomnień, a przede wszystkim pierwszego fragmentu jest niewątpliwie godna pochwały. Cienie, strach, ucieczka, tratatatatata - czyli coś, o czym lubię czytać.
    Leon i Ludmiła zdecydowanie mogliby - gdyby istnieli naprawdę - uchodzić za tzw. parę idealną. Ona piękna, on przystojni, oboje bogaci. No i przede wszystkim nie darzący się miłością. O to chyba w takiej parze chodzi, prawda? ;) A jednak to połączenie wydaje mi się tak wybuchowe, tak ciekawe, tak... (no bo w końcu LEON, no bo przecież LUDMIŁA). Ten parring ma moc, zdecydowanie.
    Pierwsze spotkanie Violetty i Leona z pewnością w jakimś stopniu zostało uknute przez jego mamę. No i wygląda na to, że już wtedy obydwoje wzajemnie się sobą zainteresowali. Wspólna konsumpcja serowej (<3) pizzy o czymś musi świadczyć, tak?
    Co za traumatyczne doświadczenie... Leon przeżył, ale jego kolega nie. O czymś takim prawdopodobnie się nie zapomina.
    Aussie :)
    PS. W ogóle, to co mi tak krótko wyszło? :O Przepraszam, nie jestem z siebie zadowolona po tym komentarzu. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak bardzo dziwnie, mroczno i nie wiadomo o co chodzi. Tak, zdecydowanie lubimy. ;)
      W pewnym sensie mogliby uchodzić. W końcu, kto by zauważył, że się nie kochają? Dwie idealne postacie, muszą tworzyć idealny związek. Taki wielki bullshit, na koniec dnia. :>
      Leomila zawsze miała moc, najjaśniejszą. Tylko oni mogli wszystkich onieśmielić swoim blaskiem. Nikt inny, nigdy im tego nie zabierze. :D
      Serowa pizza łączy ludzi. <3
      A tam, że krótki, jak mi buźkę w uśmiechu wykrzywia. :D
      Soph ♥

      Usuń
  9. No, no <3
    Rozdział śliczny :3
    Strasznie dużo tekstu, mało dialogów. To mi się podoba <3
    Przepraszam, że taki krótki, ale jestem na telefonie xd

    P.S- Wiem, że tak trochę chamsko, ale jeśli ktoś ma ochotę zapraszam do czytania i komentowania :)
    http://odcierpieniadomilosci-leonetta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Layout by Yassmine