10.11.2014

Epilog.





*10 lat wcześniej*

- Kochasz go? 
- Camila do cholery! Jestem z Diego. To nie ma znaczenia. Zresztą nie mogę teraz o nim myśleć, za dwa dni są finały. Musimy się skupić, a ty jesteś dość zmęczona lawirowaniem między mną i Francescą. Nie powinnaś zaprzątać sobie tym głowy. - Wyrzuciła kolejną sukienkę z szafy. Każda kolejna prezentowała się coraz gorzej, stawały się coraz bardziej wyblakłe i bezkształtne. - Ta? Wyciągnęła długą, sięgającą prawie do ziemi purpurową sukienkę. Miała rozcięcie na plecach i pasowała bardziej na czerwony dywan niż występ na scenie. 
- Myślę, że to ciekawe, że chcesz ubrać akurat ją. - Zauważyła ruda. 
- Bo? - Violetta zmarszczyła czoło i rzuciła wieszak na łóżko. 
- Nie rżnij głupa, Castillo. - Obruszyła się Cami. 
- Ależ panienko Torres, cóż za język. - Wyłoniła głowę z szafy. - Wcale a wcale nie chodzi mi o ofiarodawce sukienki. Camciu. - Wytknęła język w stronę przyjaciółki. 
- Oczywiście, że nie. Ale trzeba przyznać, że pan Verdas ma gust. 
- Ma. - Zgodziła się. I na jej twarz wkradł się słodki uśmiech i rozmarzone oczy, mimowolna reakcja zarezerwowana tylko dla jednej osoby. 
- Kochasz. - Wyszeptała cicho ruda. 
Cisza była najlepszą odpowiedzią.

- Kochasz go?
- Bardzo! - Niemal krzyknęła.
- To co cię powstrzymuje od rzucenia się na niego?
Ktoś pewnie kiedyś powiedział, że prawda cię wyzwoli. Może nawet dodał, że jest lekarstwem na złamane serce, postrzępione obietnice i dziurę w mózgu. Musiał też przyznać, że jest więcej od jednego rodzaju kłamstwa. Te dobre, kiedy nie kłócisz się z koleżanką, mówiąc jej, że w ulubionych jeansach nie wygląda jak połączenie wieloryba z waleniem. I te złe, które sprawiają, że masz ochotę zamknąć oczy i udusić się poduszką, kiedy we głowę wwierca się tylko Dlaczego?.
- Pamiętasz ten występ, na którym śpiewałam Podemos, a on nie przyszedł?
Natalia skinęła głową.
- Obiecał mi to, wiesz? Obiecał. On zawsze dotrzymywał obietnic i... Zranił mnie. Nie widziałam go przez tyle czasu. Myślałam, że mnie powstrzyma. I będę z nim. Miałam gdzieś karierę. Rzuciłabym wszystko, została. Dla niego. Zostałabym, naprawdę bym została. - Jedna srebrna łza za drugą, torowały sobie drogę przez policzki.
- Jezus, Violetta. Ty naprawdę nie wiesz dlaczego nie przyszedł?
- A niby skąd miałabym wiedzieć? Pamiętasz, że nie rozmawiałam z nim jakieś dziesięć lat? Nie wyjaśnił mi. Do tej pory nic mi nie powiedział.
- Niewierze, że dowiadujesz się tego ode mnie.
Przyjaciele, naprawdę potrafią zmienić całe nasze życie. Wystarczy, że są we właściwym miejscu, dobrym czasie i wiedzą odpowiednie rzeczy. 

*10 lat wcześniej*

- Kochasz ją? 
Oczywista odpowiedź zawisła między nimi. Odbiła się do białej i tamtej ściany. Od metalowej szafki z kilkonastoletnią (przerażającą dla każdego żywego mebla) historią. Od zdjęć na komodzie z jeszcze ciekawszą przeszłością. Od szklanego stolika i surowej podłogi. Od brudnych okien i nowych zasłon. Od kaktusa z parapetu i kurzu z kaloryfera.
Oczywista? 
Skinął głową, unikając patrzenia mu w te przyjacielskie oczy.
- Nie kochasz. 
- Kocham. 
- Nie. 
- Kocham.
- Kłamiesz.
- Kocham Violettę! - krzyknął. Ups.
- Właśnie. Violettę. - Maxi wstał, włożył ręce w kieszeń i otworzył usta, aby powiedzieć coś zapewne mądrego, ale zaraz je zamknął. Przygryzł wargę, powstrzymując uśmiech i jeszcze raz wypowiedział jej imię, słodko przeciągając głoski, które pieściły jego język. - Violette. Ale... - wyjął prawą rękę ze spodni i potarł koniuszek nosa. 
Zabrzmi to, dość poetycko? 
- Mimo wszystko rozumiem dlaczego to robisz, wiesz? 
Prawda boli. 
- Najpierw Tomas, Diego, Braco, Brod. Boże, nawet Federico i ja się do niej dobieraliśmy. 
Jednak, niepoetycko. 
- Cóż. Próbowaliśmy. - Westchnął. To, że potrafił śpiewać, nie oznacza, że opanował umiejętność mówienia. Ale to był jego przyjaciel, do cholery. Dla przyjaciół okłamuje się nauczycielkę od matmy i wymyka z domu przez okno, żeby tylko poklepać się po ramieniu. - Wiesz, że nawet mówiąc do mnie, całując Diego, śmiejąc się z żartów  Braco albo wychodząc gdzieś z Tomasem, myślała o tobie? Wiesz, że Francesca, była o ciebie zazdrosna? Ludzie, Ludmiła groziła jej, bo widziała jak na ciebie patrzy. Nawet Gregorio, widział jak pożera cię, kiedy tańczyłeś, śpiewałeś, oddychałeś. Zauważyłeś, jak się zmieniła? Jak piękna się stała? A zauważyłeś, że widząc ciebie z inną dziewczyną, praktycznie jej oczy przestały błyszczeć? Albo...
- Dość. 
- Nie. Tym razem uświadomię ci jak bardzo ją zraniłeś, jak wydarłeś jej serce. Opowiem ci o o grymasie jaki pojawił się na jej twarzy, kiedy stwierdziłeś, że nie możesz tak żyć. Nawet nie wyobrażasz sobie jak zamilkła. Przestała śpiewać, tańczyć, pianino omijała dookoła. A potem straciła Fran i wyjechała. Ty ją po prostu połamałeś, Leon. W najgorszy możliwy sposób. 
To wszystko przez ciebie! Wszystko. 
O ile prościej byłoby wykrzyczeć mu to prosto w poobijaną twarz?
- Dość. Jej tu nie ma. Wyjechała! Maxi, ona wyjechała. I nie... - Głos mu zadrżał, a oczy zrobiły się mokre i po raz pierwszy odkąd zgubił swojego misia, zachciało mu się tak naprawdę płakać. - Nawet nie przyszła, żeby się pożegnać. A Lara mówiła, mówiła... Mówiła, że powiedziała jej gdzie jestem. Obiecała mi. 
Obiecała. 
Oczywiście, że obiecała. 
- Jesteś większym idiotą niż myślałem. - Poprawił czapkę, która zsunęła się za bardzo na jego oczy. - Wracaj do okłamywania siebie samego, Leoniasty. - Odwrócił się szybko. Chwycił klamkę podrapanych szpitalnych drzwi i rzucił mu ostatnie wrogie spojrzenie. - Mam nadzieje, że wyleczą ci tą złamaną nogę, bo na nic innego nie zdołają. Pamiętaj tylko kogo tak naprawdę kochasz. Pozdrów Larę. Myślę, że ma ci parę rzeczy do powiedzenia. Miłego życia.
Dziwne jest odejść od najlepszego przyjaciela. To jakby pokroić swoją duszę na pół, a jedną część poskładać, schować na dnie pudełka i zakopać. Jak te dziwne kapsuły czasu, będące przejawem dziwnej fascynacji, dziwnych ludzi.
Dziwne uczucie.

- Kochasz ją?
- A kiedyś przestałem?
-  I zamierzasz coś z tym zrobić?
- Co proponujesz?
Propozycja okazała się być nie aż tak niedorzeczna.
- To gdzie mamy najbliższego jubilera? 
Jeden uśmiech może zmienić cały wszechświat. Pod warunkiem, że uśmiechnie się odpowiednia osoba.


A potem... 

Nie wszyscy żyli długo i szczęśliwie, ale było na tyle dobrze, żeby nie żałować swojego życia i oddychać pełną piersią. Było miejsce na kłótnie i godzenie, na pocałunki i krzyki, na uśmiechy i płacz, nawet rozpacz. Czasem było dobrze, czasem waliło się niebo. Zegar gonił wskazówkami, wyrywał kartki z kalendarza. Ale wszyscy znaleźli czas na miłość. 
Wieczną i prawdziwą. 
Jak przystało na trochę okrojoną historię o księżniczkach, księciach i zamkach.






Chciałam powiedzieć tylko jedno wielkie Dziękuję. :)
I mam dla Was prośbę. Jedną, maleńką, ostatnią. Zakończenie nie wyjaśnia praktycznie niczego i jest to taki (trochę dziwny) prezent ode mnie dla Was. Miałam w głowie wszystko po kolei ułożone, dlaczego się rozstali, co zrobiła Lara... Ale zostawiłam to tak, nie inaczej, żebyście mogli sami dokończyć te historię. Wyobraźcie sobie wszystko tak jak chcecie. Nie wiem, niech Natalia urodzi zdrowego chłopczyka, Leonetta niech będzie szczęśliwym małżeństwem, niech Violettę przejdzie autobus... Możliwości macie tysiąc, skorzystajcie z nich.
Wasza, na zawsze.
Dominika.
Layout by Yassmine