Tyśka, zadedykowałam bym ci go znowu, ale tak trzeci pod rząd? XD Nie mniej jednak wątpliwości, że to dzięki Tobie pojawił się tutaj tak szybko. I to Twoja zasługa, że stało się to, co się stało więc chciałabym Ci za to serdecznie podziękować. Miło mieć słońce tak blisko siebie.
Może to jednak jest dedykacja? <333333333333
Życie to...
Jak mamy je określić, skoro każdy ma jego swoją definicje, prawda? Staramy się funkcjonować jak reszta społeczeństwa, mając nadzieje, że nie wyróżniamy się z tłumu. Nie chcemy żeby wytykali nas palcami; nazywali dziwakami. Aż w końcu wszyscy stają się jedną, wielką, szarą masą. Zero charakteru, zero oryginalności. Wszyscy idą w jednym kierunku, widząc tylko czubek swojego nosa. Rzeka płynie spokojnym nurtem, zabierając niczego nieświadome ofiary, które tracą własną osobowość. Topią się, kiedy wpadną zbyt głęboko, kiedy zatracą siebie już całkowicie. Wtedy stają się dokładnie tacy sami. Ale co w tym złego? Kto teraz chciałby być inny? Do wystąpienia przed szereg potrzebna jest odwaga. Komu jej nie brakuje?
Teraz spróbujmy ubrać w słowa szczęście i miłość.
Moja miłość teraz uroczo je śniadanie i promienie się do mnie uśmiecha, a szczęście wygląda tak jak ona czyli jest najpiękniejsze na świecie.
-Pojedźmy w góry-to nie był pytanie. Oznajmił to po prostu, patrząc z uśmiechem na jedzącą naleśniki Violettę.-Wyjeżdżamy dziś wieczorem.
Za to moje szczęście ma brązowe włosy, głębokie oczy i pełen uwielbienia uśmiech. Natomiast miłość, to bijące dla niego serce, które jest schowane głęboko na dnie mojej duszy, kiedy nie ma go w pobliżu.
Adrian wesoło podskoczył na krześle i rozpoczął wędrówkę od cioci do wujka, przytulając się do nich najmocniej jak potrafił. Podobało mu się jak Violetta działała na szatyna. Dzięki niej, twarz Leona rozpogodziła się i mały nie widział już nad nim ciemnych chmur. Dawno nie zauważył, żeby bratu jego mamy przez tak długi czas iskrzyły z radości oczy. Chłopczyk szybko podniósł do góry rękę wuja pisnął z przerażenia.
-Moja bajka juś leci!-popędził, jak dało się najszybciej, do sąsiedniego pokoju. A oni? Wciąż nie ruszyli się z miejsc, chłonąc widok swojego szczęścia.
Jedzenie zupełnie przestało interesować Violettę. Powoli- nawet wolniej niż powinna-przesiadła się na krzesło bliżej Leona. Cała odwaga, uszła z niej niczym powietrze z przebitego 'dla żartu' przez starszą siostrę balonu. Możesz próbować nadmuchać go z powrotem, ale i tak ci się to nie uda. Opuściła głowę aby ukryć pojawiające się na jej twarzy drobne rumieńce. Policzyła szybko do trzech, wzięła głęboki oddech i przygryzła dolną wargę, wmawiając sobie, że to przecież nic takiego. Szybko podniosła głowe, ale widząc ciekawość Leona znowu bezpieczniejsze wydało jej się patrzenie na swoje fioletowe, puszyste kapcie. Nie siedziała już przed nim wielka Violetta Castillo-światowej sławy
Podniósł palcem wskazującym jej podbródek, zmuszając aby przerwała 'podziwianie' podłogi. Szybkim ruchem złapała jego dłoń, trzymała ją mocno, co jeszcze bardziej rozbawiło szatyna.
Teraz? Poradzi sobie?
-Mogę coś zrobić?-wyszeptała. Świat się dla niej zatrzymał, wystarczyło tylko jego delikatne skinienie głowy. Zgodził się, co ci szkodzi?- przekonywała samą siebie. Verdas nie miał pojęcia, o co jej chodzi? A tym bardziej, do czego jest zdolna? Mogła równie dobrze wyskoczyć przez okno jak i rzucić się na niego, namiętnie całując. W duchu krzyczał, żeby to drugi scenariusz wszedł w życie.
Jego modły się spełniły. Prawie.
Teraz spróbujmy ubrać w słowa szczęście i miłość.
Moja miłość teraz uroczo je śniadanie i promienie się do mnie uśmiecha, a szczęście wygląda tak jak ona czyli jest najpiękniejsze na świecie.
-Pojedźmy w góry-to nie był pytanie. Oznajmił to po prostu, patrząc z uśmiechem na jedzącą naleśniki Violettę.-Wyjeżdżamy dziś wieczorem.
Za to moje szczęście ma brązowe włosy, głębokie oczy i pełen uwielbienia uśmiech. Natomiast miłość, to bijące dla niego serce, które jest schowane głęboko na dnie mojej duszy, kiedy nie ma go w pobliżu.
Adrian wesoło podskoczył na krześle i rozpoczął wędrówkę od cioci do wujka, przytulając się do nich najmocniej jak potrafił. Podobało mu się jak Violetta działała na szatyna. Dzięki niej, twarz Leona rozpogodziła się i mały nie widział już nad nim ciemnych chmur. Dawno nie zauważył, żeby bratu jego mamy przez tak długi czas iskrzyły z radości oczy. Chłopczyk szybko podniósł do góry rękę wuja pisnął z przerażenia.
-Moja bajka juś leci!-popędził, jak dało się najszybciej, do sąsiedniego pokoju. A oni? Wciąż nie ruszyli się z miejsc, chłonąc widok swojego szczęścia.
Jedzenie zupełnie przestało interesować Violettę. Powoli- nawet wolniej niż powinna-przesiadła się na krzesło bliżej Leona. Cała odwaga, uszła z niej niczym powietrze z przebitego 'dla żartu' przez starszą siostrę balonu. Możesz próbować nadmuchać go z powrotem, ale i tak ci się to nie uda. Opuściła głowę aby ukryć pojawiające się na jej twarzy drobne rumieńce. Policzyła szybko do trzech, wzięła głęboki oddech i przygryzła dolną wargę, wmawiając sobie, że to przecież nic takiego. Szybko podniosła głowe, ale widząc ciekawość Leona znowu bezpieczniejsze wydało jej się patrzenie na swoje fioletowe, puszyste kapcie. Nie siedziała już przed nim wielka Violetta Castillo-światowej sławy
gwiazda, o wielkim głosie i jeszcze lepszym charakterze. Światła, kamery, flesze, fani zniknęli. Najważniejsze- jak mu się wydawało- rzeczy w życiu Violetty, trwały w zawieszeniu. Mieszkała sobie w zwykłej kawalerce, w zwykłej kamienicy. Nie było tutaj luksusów, do których bez wątpienia przywykła. Niczego, co mogłoby się jej spodobać. A ona? Ona wydawała mu się zadowolona. Może nawet szczęśliwa. Gdzieś głęboko w sercu tlił się mały promyczek nadziei. Nadziei na to, że on jest po części za nie odpowiedzialny. Wystarczyłoby, aby ona rozpaliła jej jeszcze bardziej.
Podniósł palcem wskazującym jej podbródek, zmuszając aby przerwała 'podziwianie' podłogi. Szybkim ruchem złapała jego dłoń, trzymała ją mocno, co jeszcze bardziej rozbawiło szatyna.
Teraz? Poradzi sobie?
-Mogę coś zrobić?-wyszeptała. Świat się dla niej zatrzymał, wystarczyło tylko jego delikatne skinienie głowy. Zgodził się, co ci szkodzi?- przekonywała samą siebie. Verdas nie miał pojęcia, o co jej chodzi? A tym bardziej, do czego jest zdolna? Mogła równie dobrze wyskoczyć przez okno jak i rzucić się na niego, namiętnie całując. W duchu krzyczał, żeby to drugi scenariusz wszedł w życie.
Jego modły się spełniły. Prawie.
-Naty, a może pójdziemy do parku na lody?- bezczelnie przerwała swoją opowieść, Violetta. Brunetka załamała ręce, patrząc na usatysfakcjonowaną przyjaciółkę. Castillo zaczęła się cicho śmiać pod nosem i ruszyła w kierunku kasy, aby uregulować rachunek. Brunetka odgarnęła kilka kosmyków z twarzy i spojrzała w górę. Otuliły ją promienie słońca, muskając subtelnie jej drobną twarz. Spodobał jej się dzisiejszy dzień, opowiadanie Violetty robiło się coraz ciekawsze, a czekolady najadła się za wszystkie czasy. Brakowało jej tylko jednego... I wtedy w jej lewej kieszeni zabrzmiała cicha melodia oraz jej pierwsze słowa.
Just give me a reason,
Ona miała powód by kochać, by żyć, by marzyć, by śpiewać.
I dziękowała za niego każdego dnia.
[...]
And we can learn to love again!
Wcale nie musiała, ponieważ był On.
Maxi, zdecydowanie był jej największą siłą.
To jego kochała zdecydowanie najbardziej.
Otworzyła wiadomość SMS, tym samym wyłączając jedną z jej ukochanych piosenek. Nagle dzień stał się jeszcze piękniejszy. Natalia tak zapatrzyła się w ukochany telefon (a raczej w wiadomość przysłana, przez przystojnego bruneta), że nie zauważyła przybycia przyjaciółki, która zaszła brunetkę od tyłu i mocno przytuliła się do jej boku.
-A co to jest?-wyrwała Blanco urządzenie.-Czyżby wiadomość od Maxiego?-właścicielka komórki mrugnęła leniwie, nawet nie próbowała odebrać swojej własności. Czego miała się wstydzić? Czego miała się bać? Prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw. Teraz przynajmniej będą dzielić te radość, razem jak prawdziwe siostry.-Jak się mają moje słoneczka? Kocham cię. Twój M.- Vilu przeczytała wiadomość od narzeczonego Naty.-Ooo, Maxio nazywa mnie słoneczkiem-rozmarzyła się szatynka.-On jest uroczy-oznajmiła, patrząc na brunetkę, która z trudem powstrzymywała śmiech.-Zaraz, zaraz-Hiszpanka, trzymała rękę na brzuchu, nie tak zwyczajnie. Była w tym taka...czułość; coś uroczego.- Ty jesteś w ciąży!-krzyknęła szeptem.-Natalio Blanco, czuje się oburzona, że mówisz mi o tym dopiero teraz, ale i tak się cieszę-pisnęła radośnie i pociągnęła przyszłą mamę na wymarzone lody.
Teraz mogły razem oczekiwać nowego cudu, bo szczęście każdy odbiera inaczej.
Leona irytowały niepewne ruchy szatynki. Zachowywała się jakby miała go skrzywdzić. Miał wrażenie, że Violetta widzi w nim porcelanowego słonika, którego mogłaby łatwo stłuc. Zbyt łatwo. Albo? Albo to ona się bała. Strach przed ponownym skrzywdzeniem, zapanował nad jej gestami. Skorupa, którą otoczyła się przed dziesięcioma laty, powoli zaczynała pękać, wpuszczając Verdasa do środka. Rozsądek kategorycznie jej tego zabraniał, ale to głupie serce przeważyło szale.Miała nadzieje, że słuchanie jego głosy choć ten jeden raz będzie dobrym rozwiązaniem. Czasem zrobienie głupoty może okazać się najtrafniejszym posunięciem. Jednak rozum, który zawsze ceniła, musiał zainterweniować. Jej ciepłe usta, zamiast przeznaczonych na pocałunek warg Leona wylądował w złym miejscu. Dobrze zrobiłam-wmawiała sobie-niech nie myśli, że tak łatwo mu wybaczę. Ty już to zrobiłaś, podpowiadał jej wewnętrzny głos.
Trudno.
Kiedy oderwała się od jego ciepłego policzka, jej twarz wciąż znajdowała się blisko, bardzo blisko. Mogłem się odwrócić , zaśmiał się, jednocześnie wyrzucając takie niedopuszczalne sugestie. Ledwo powstrzymał się od wypowiedzenia ich na głos. Szkoda, że jej twarz jest aż stworzona to całowania, westchnął ciężko. I jak miał się powstrzymać, kiedy ona była tuż obok? Wystarczyło tylko przesunąć głowę w przód o kilka centymetrów... Nie rób tego, krzyczał rozum. Najwyżej dostaniesz po mordzie, dodało serce, albo odwzajemni pocałunek. Zero jeden. Głupszy wygrał po raz kolejny.
-Mogę zrobić coś jeszcze?-jej melodyjny głos, powstrzymał go od 'wykonania' zadania. Zobaczyła zgodę w jego oczach, więc ułożyła się tak, aby stykali się czołami. Teraz oczy Leona, wydawały się jeszcze bardziej zielone-jakby w ogóle było to możliwe.-Mogę?-kontynuowała. I pocałowała go łagodnie w nos. Zmarszczył brwi, uśmiechając się uroczo.
-Teraz ja mogę coś zrobić?-przejął iniciatywę. Zabawa była dość ciekawa, więc dlaczego nie mógł tego zrobić? Nie czekał na jej zgodę, Violetta pochwyciła jego myśl i otuliła jego szyje kruchymi dłońmi. Niech smakują malinami,marzył Verdas, pochylając się do jej czerwonych ust. Maliny, to muszą być maliny.
-A ja cio mogę zlobić?- Violetta nie mal spadła z krzesła, słysząc małego Adriana. Dobrze, że tuż obok był jej rycerz na białym koniu, który dzielnie złapał swoją księżniczkę.
-Możesz uciekać przede mną i schronić się na kanapie-panowie pędem wybiegli z kuchni, zostawiając szatynkę samą. Jednak nie na długo, Castillo czym prędzej popędziła na czerwoną kanapę. Musiała dokończyć tę zabawę, chociaż trochę. Widok małego, całkowicie ją rozczulił. Rozłożył się wygodnie na dywanie, przytulając się do misia, z którym wiązało się kolejne miłe wspomnienie z szatynem. Poszukała go wzrokiem, siedział na wygodnym meblu i z szarmanckim uśmiechem. Śledził jej każdy krok. Usiadła tuż obok, na początku zostawiając dość dużą szparę między nimi. Aż w końcu stało się. Przybliżyła się na tyle, aby stykali się ciałami.
-Mogę zrobić coś czego bardzo mi brakowało?-spytała się cicho, najciszej jak potrafiła.
-Oczywiście-nie czekając dłużej, wtuliła się w jego ciepły tors. Świat po raz kolejny stanął w miejscu. Ich otuliło przyjemne uczucie w sercu, które dzielnie trwało. I byli z tego powodu cholernie szczęśliwi.
-Nie wyrzuciłaś go-wskazał ręką na nieszczęsnego misia, dręczonego przez Adriana.
-Nie mogłam wyrzucić pamiątki naszej pierwszej randki-zamilkła szczęśliwa. Leon pocałował ją w czubek głowy, kładąc dłoń na jej tali i mocnej przyciskając do siebie.
Maxi otarł wyimaginowaną łzę z policzka i zaśmiał się serdecznie. Romantyczna historia przyszłego państwa Verdas, bardzo mu się spodobała. Mógłbym napisać o tym książkę. Pominął najistotniejszy fakt. Nie byli parą, nie mówiąc tutaj o ślubie. Ale wszystko jest możliwe, wszystko może się zmienić. I to szybciej niż by się tego spodziewali...
-Świetna historia, stary, wiem-zaśmiał się serdecznie Leon.-Jednak się nie wymigasz, musisz coś zjeść bo ci cukier spadnie- czym prędzej ruszył w stronę kuchni.-Choć zabawimy się w kucharzy!-krzyknął rozemocjonowany.
-Mogę najpierw spisać testament?-nie zdążył. Fartuch, którym rzucił Leon trafił bruneta w głowę.-Czyli nie-podał się i tanecznym krokiem wszedł do kuchni, zastanawiając się czym Verdas go otruje. Może nie będzie tak źle?
Przeraził go widok ilości przypraw jakich Leon wrzucił do sosu. Oregano, bazylia, tymianek, estragon, cząber, rozmaryn i wiele innych, których nazw nie zdążył zapamiętać. To miało znajdować się na pizzy? Z przerażeniem obserwował jego poczynania, sam nie przerywał ugniatania ciasta. Kiedy ten kretyn to robił zadanie wydawało się o wiele prostsze, wręcz banalne. Starał się jak mógł, nadać mu odpowiedni kształt, ale do włoskiej kuchni nigdy nie miał talentu. Właściwie.. To nie opanował świetnie jakiejkolwiek. Trzeba to przyznać, Ponte kucharzem był marnym. Ale przynajmniej nikogo nie otruł, co niewątpliwie powinno spotkać się z choć małą aprobatą. Dodał trochę więcej mąki, dalej męcząc się z czymś co powinno być spodem to pizzy. Po wielu próbach w końcu ciasto wyglądało jak ciasto. Dobrze ugniecione, prawie całkiem białe. I co najważniejsze, nie za rzadkie, nie za gęste. Prawie idealne, nie mogło być przecież perfekcyjne skoro przygotowywał je żółtodziób. Nie miało prawa i kropka. Każdy szanujący się kucharz potwierdziłby te tezę. Leon pochwalił przyjaciela, przejmując pałeczkę. Ponte za to został skierowany do krojenia reszty warzyw. W tym przypadku pomidorów, cebuli i czosnku. Sam Verdas zajął się położeniem ciasta na blachę. W tym celu, jak prawdziwy profesjonalista podrzucał nim, a ono samoczynnie drastycznie zmieniło swe rozmiary. Położył je na przygotowanym do tego wcześniej miejscu i ku przerażeniu Maxiego, zaczął rozsmarowywać zdecydowanie zbyt ziołowy sos, następnie znalazły się na nim pomidory, cebula, czosnek, pieczarki, papryka i szpinak. Zwięczeniem całości okazał się ser mozzarella. Starty staranie przez szatyna.
-Mamy czterdzieści minut-za komunikował Leon, wkładając ich dzieło do piekarnika.-Powiesz mi w końcu to, co chcesz mi powiedzieć odkąd tu przyszedłeś?-podszedł do lodówki i starannie przedtrzosnął ją w poszukiwaniu dwóch butelek wody. Rzucił jedną przyjacielowi, sam otwierając orzeźwiający napój. Wykręcanie się nie miało już najmniejszego sensu.
-To zależy-odparł tajemniczo.
-Od czego?-podłapał haczyk, Leon. Razem z butelką wody, wyszedł z pomieszczenia. Dostojnym krokiem podszedł do kanapy i położył na niej swoje zmęczone ciało. Nogi położył na ciemnej pufie, stojącej tuż obok. Strzepał z ulubionych dresów mąkę. I aroganckim tonem odezwał się do przyjaciela, całkowicie ignorując poprzednie pytanie.-Jestem na tyle w dobrym humorze, że możesz poprosić mnie o bycie twoim świadkiem-reszta butelki została opróżniona.-Chyba, że masz coś ważniejszego do powiedzenia-Maxi, zajął miejsce na przeciwko.
-Nie masz wyjścia-rozsiadł się wygodnie, z zadowoloną miną. Czarna koszulka, którą Ponte miał dziś na sobie mocno przylgnęła do jego ciała, uwydatniający słaby zarys mięśni, dość kuszący widok.-Chociaż równie dobrze mógłbyś zacząć mi gratulować-Verdas, znał go zdecydowanie za dobrze.
-Zostanę wujkiem po raz drugi. Mam w tym większe doświadczenie, więc to mi należą się gratulacje, Maksio.
-Kretyn-usiadł obok szatyna i podał mu gitarę.-Ile już nie grałeś?-najłatwiej było po prostu milczeć; siedzieć z założonym rękami i wpatrywać się w okno przez, które co jakiś czas dało się zauważyć lecącego ptaka. Zwykle czarnego. Co sprawiało, że Ponte nigdy nie patrzył w tym kierunku. (Oczywiście, jedna z wielu fobii z dzieciństwa.) Zbyt długo przysłuchiwał się ciszy, nie dotykał gitary. Nawet się do niej nie zbliżał. Przełamał swój strach, co do keyboardu, w końcu to była jego miłość. Porzucenie go nie wchodziło w grę. Niektóre rzeczy kocha się za mocną i fortepian był jedną z nich. Gra na nim dostarczała mu wody, a pewna urocza szatynka powietrza. Razem utrzymywali go przy życiu. Zdołał wytrzymać bez nich dziesięć lat. I nie pozwoli żeby opuścili go choć na jedne dzień. Gra się rozpoczęła i to on postanowił ją wygrać. Bez względu na to z kim przyjdzie mu się zmierzyć. Więcej się nie podda, nie potrafiłby.
-Odkąd Violetta wyjechała-zebrał się w sobie, aby wypowiedzieć trzy słowa, wbijające mu nuż w serce. Z każdą literą coraz głębiej.
-Ale już wróciła-powiedział spokojnie Maxi. Nie chciał zasmucać go jeszcze bardziej, nie chciał mu o tym przypominać. Jednak po burzy zawsze wychodzi słońce.
-Dlatego zabrałem się za pianino, tego ustrojstwa jednak nie dotknę-wstał energicznie, oddając brunetowi instrument. Rozpoczął wędrówkę po pokoju, biorąc gwałtowne oddechy. Usłyszał jeden akort i natychmiast podszedł do okna zatrzymał się, opierając czoło na szybie. Miało my to pomóc, uspokoić? Łzy cisnęły mu się do oczu, rozpamiętując dawne czasy. Cholernie tego nienawidził, ale wiedział, że Maxi oczekuje wyjaśnień. Zawsze na nie czekał.- Ja... To ja nauczyłem Violettę, na niej grać. Ona za bardzo mi się z nią kojarzy-spojrzał w niebo, które dzisiaj wydawało się wyjątkowo niebieskie, cokolwiek miało to oznaczać, wydawało mu się, że... że po prostu będzie dobrze. Może burza już minęła?-I do póki ona, my nie wrócimy do tego, co było, nie chce grać. Rozumiesz?-nie oczekiwał odpowiedzi. W pokoju był tylko jego najlepszy przyjaciel. A on zawsze rozumie, prawda? Cóż, przy najmniej taką miał nadzieje. Chociaż... Może znał go bardziej niż mu się wydawało?
-Mamy czterdzieści minut-za komunikował Leon, wkładając ich dzieło do piekarnika.-Powiesz mi w końcu to, co chcesz mi powiedzieć odkąd tu przyszedłeś?-podszedł do lodówki i starannie przedtrzosnął ją w poszukiwaniu dwóch butelek wody. Rzucił jedną przyjacielowi, sam otwierając orzeźwiający napój. Wykręcanie się nie miało już najmniejszego sensu.
-To zależy-odparł tajemniczo.
-Od czego?-podłapał haczyk, Leon. Razem z butelką wody, wyszedł z pomieszczenia. Dostojnym krokiem podszedł do kanapy i położył na niej swoje zmęczone ciało. Nogi położył na ciemnej pufie, stojącej tuż obok. Strzepał z ulubionych dresów mąkę. I aroganckim tonem odezwał się do przyjaciela, całkowicie ignorując poprzednie pytanie.-Jestem na tyle w dobrym humorze, że możesz poprosić mnie o bycie twoim świadkiem-reszta butelki została opróżniona.-Chyba, że masz coś ważniejszego do powiedzenia-Maxi, zajął miejsce na przeciwko.
-Nie masz wyjścia-rozsiadł się wygodnie, z zadowoloną miną. Czarna koszulka, którą Ponte miał dziś na sobie mocno przylgnęła do jego ciała, uwydatniający słaby zarys mięśni, dość kuszący widok.-Chociaż równie dobrze mógłbyś zacząć mi gratulować-Verdas, znał go zdecydowanie za dobrze.
-Zostanę wujkiem po raz drugi. Mam w tym większe doświadczenie, więc to mi należą się gratulacje, Maksio.
-Kretyn-usiadł obok szatyna i podał mu gitarę.-Ile już nie grałeś?-najłatwiej było po prostu milczeć; siedzieć z założonym rękami i wpatrywać się w okno przez, które co jakiś czas dało się zauważyć lecącego ptaka. Zwykle czarnego. Co sprawiało, że Ponte nigdy nie patrzył w tym kierunku. (Oczywiście, jedna z wielu fobii z dzieciństwa.) Zbyt długo przysłuchiwał się ciszy, nie dotykał gitary. Nawet się do niej nie zbliżał. Przełamał swój strach, co do keyboardu, w końcu to była jego miłość. Porzucenie go nie wchodziło w grę. Niektóre rzeczy kocha się za mocną i fortepian był jedną z nich. Gra na nim dostarczała mu wody, a pewna urocza szatynka powietrza. Razem utrzymywali go przy życiu. Zdołał wytrzymać bez nich dziesięć lat. I nie pozwoli żeby opuścili go choć na jedne dzień. Gra się rozpoczęła i to on postanowił ją wygrać. Bez względu na to z kim przyjdzie mu się zmierzyć. Więcej się nie podda, nie potrafiłby.
-Odkąd Violetta wyjechała-zebrał się w sobie, aby wypowiedzieć trzy słowa, wbijające mu nuż w serce. Z każdą literą coraz głębiej.
-Ale już wróciła-powiedział spokojnie Maxi. Nie chciał zasmucać go jeszcze bardziej, nie chciał mu o tym przypominać. Jednak po burzy zawsze wychodzi słońce.
-Dlatego zabrałem się za pianino, tego ustrojstwa jednak nie dotknę-wstał energicznie, oddając brunetowi instrument. Rozpoczął wędrówkę po pokoju, biorąc gwałtowne oddechy. Usłyszał jeden akort i natychmiast podszedł do okna zatrzymał się, opierając czoło na szybie. Miało my to pomóc, uspokoić? Łzy cisnęły mu się do oczu, rozpamiętując dawne czasy. Cholernie tego nienawidził, ale wiedział, że Maxi oczekuje wyjaśnień. Zawsze na nie czekał.- Ja... To ja nauczyłem Violettę, na niej grać. Ona za bardzo mi się z nią kojarzy-spojrzał w niebo, które dzisiaj wydawało się wyjątkowo niebieskie, cokolwiek miało to oznaczać, wydawało mu się, że... że po prostu będzie dobrze. Może burza już minęła?-I do póki ona, my nie wrócimy do tego, co było, nie chce grać. Rozumiesz?-nie oczekiwał odpowiedzi. W pokoju był tylko jego najlepszy przyjaciel. A on zawsze rozumie, prawda? Cóż, przy najmniej taką miał nadzieje. Chociaż... Może znał go bardziej niż mu się wydawało?
******************
No i mamy Natkę w ciąży. :D Jak to powiedział ktoś mądry 'Są dorośli. To normalne.' <333333
Teraz powinniście dziękować Tyśce (Dulce) za Naty w stanie błogosławionym, bo gdyby nie ona to Maxi wysłałby tylko 'Kocham cię' i dziecka by nie było, ale nie wnikajmy bo tylko ja wiem o co mi chodzi. XD Również należą się je brawa, za to jak szybko się pojawił. Nie zgadniecie, kto nie mógł się doczekać. Czo nie, że fajnie? :D I wiem, że będziecie krzyczeć, że się nie pocałowali, ale nie mogą bo to cały plan mi zniszczy. XDDDD
Jakby się coś tam do góry było nie tak, to mnie o tym poinformujce, ok? :3
Szalona ja dziś proszę o 13 komów. ♥
Kocham sobie Was, Soph <333333
Teraz powinniście dziękować Tyśce (Dulce) za Naty w stanie błogosławionym, bo gdyby nie ona to Maxi wysłałby tylko 'Kocham cię' i dziecka by nie było, ale nie wnikajmy bo tylko ja wiem o co mi chodzi. XD Również należą się je brawa, za to jak szybko się pojawił. Nie zgadniecie, kto nie mógł się doczekać. Czo nie, że fajnie? :D I wiem, że będziecie krzyczeć, że się nie pocałowali, ale nie mogą bo to cały plan mi zniszczy. XDDDD
Jakby się coś tam do góry było nie tak, to mnie o tym poinformujce, ok? :3
Szalona ja dziś proszę o 13 komów. ♥
Kocham sobie Was, Soph <333333
Aaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!'!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTak, krzyczę! Dlaczego oni się pocałowali?!
Adrianku, ty mały hultajku! Jak mogłeś? !
Natka w ciąży! Dulce, dziękuję. Wielka jesteś wiesz?
Ty Sophie też, ale znów to zrobiłaś!
Ja jestem głodna, a ty znów o jedzeniu piszesz.
I do tego o takiej dobrej pizzy!
Czekam na ciąg dalszy!
Nie przynudzam moimi uwagami.
Loffki ♥♡♥
Pierwszy krzyk mamy już za sobą. :D
UsuńFaktycznie, ale co ja poradzę, że naleśniki i pizza tak idealnie do siebie pasują? XD
Kocham, Soph♥
Oj, ja też się nie mogłam doczekać. :D
OdpowiedzUsuńSzalona :D Dla złamania Twojej teorii ja nie będę krzyczeć czemu nie było pocałunku, chociaż mam taką ochotę ;P ;D Mniejsza, Twoja wizja i wiem, że będzie się opłacało czekać.
Tylko taka prośba, jak masz zamiar ich pokłócić jeszcze zanim się zejdą to niech się przed tym pocałują. Albo ewentualnie, podczas kłótni niech Leon tak jej zamknie usta :D Chodzi o to żebyś za długo nie przedłużała, bo już się nie mogę doczekać. Normalnie czuję się jakbym na powrót miała 10 lat i czekała aż mama wróci z pracy i w końcu obiad zrobi. Hahahaha, ale porównanie. :D
Dobra, bo znowu odchodzę od tematu.
Soph, rozdział jest cudowny i myślę, że te 13 komentarzy da radę zdobyć. Sama mogłabym tyle napisać i założę się, że każdy by się różnił ;D
Całuję,
Candy. <3 :*
Wykrzycz się, może ci ulży? :D
UsuńNie ma opcji żeby Leonetta była skłócona. Nie i kropka. Będą sobie pięknie żyć w zgodzie i przyjaźni aż ich nie połączę. :3
Ciekawy pomysł z tą kłótnią, ale chyba nie uda mi się go gdzieś wcisnąć do mojej wizji. XD
Porównanie świetne. :D
Ściskam, Soph <333
Nie, nie będę krzyczeć. :]
UsuńJak już piszesz, że wszystko będzie spokojnie i nie będą się kłócić to dobrze. Oby też tak było jak już ich połączysz. :P
Dziękuję, nawet jeżeli nigdzie nie wciśniesz to fajnie, że Ci się podoba. :*
Haha, mnie też się ono podoba. :D
Wracaj szybko do zdrowia, Kochana :**
Candy. C; :**
Aww, a było tak bliskoo, grr..
OdpowiedzUsuńAhh ten Adrian, popsuł takii zaje*iscie piękny moment ;-;
Aaaa Naxi będzie miała dziecko :3
Prawie się popłakałam jak czytałam o Leónie. To takie piękne :')
Gdy czytam tego bloga, z czasem coraz bardziej zakochuję się w Leonettcie ♥
Uwlielbiam sposób w jakim piszesz. Tak idealnie dopasowujesz wyrazy do sytuacji c;
A tak wgl to Maxi juz z Nati zaręczony i dziecko ma w drodze, a Leon nawet jeszcze Violetty nawet nie pocałował ;D
Pozdo i czekam z wielkim zniecierpliwieniem na next :***
Niedobry Adrianek. :c
UsuńNaty będzie mamusią. <3333
Dziękuje. ♥
Trafne spostrzeżenie. :P
Całuje, Sophie ♥
Hejo x DDD
OdpowiedzUsuńNajpierw sorka, że nie dawałam komków, ale opuściłam się w blogach i nadrabiałam ;)
Naty w ciąży...ooooo.....
Nie pocałowali się?! Mam nadzieje, że wkrótce się pocałują ;P
Leosiek nie chce grać na gitarce? Buuuuuuu x DDD
Maddy <3
PS. CUUUUUDO
Nic się nie stało. :D
Usuń♥
aaaaaaaaaaa super, czekam na Leonettę <333333
OdpowiedzUsuńGracias <33333333333
UsuńAle extra <3 Jest moc :D
OdpowiedzUsuńhehe Leoś jak zawsze romantyczny :#
Super grę wymyślila Viola :3
hehe i oczywiście gra przerwana ^^ przez malego slodziaka :D
Nati ciąża ^^ GUT ;)
Dziękuję ♥
Usuńhahahahaha viola najlepsza "ooo maxio nazywa mnie sloneczkiem" xd
OdpowiedzUsuńehh no i nie ma buzi;( a moglo byc tak pieeknieee eh;(
genialny rozdzial <3
Dziękuje ♥
UsuńNaty w ciąży O.o Nie spodziewałam się. Ale serio są dorośli, a jak to mówi moja wychowawczyni: Wolny kraj? Wolny. Można? Można. :D
OdpowiedzUsuńTakże ten.
Niech się Leon ogarnie i zacznie znowu grać, chociaż już pewnie wszystkie chwyty pozapominał, to możliwe :D
Leosiek i Maxiu kucharze :D
Czekam na kolejny rozdział :)
Kocham <333333
Wychowawczyni dobrze gada, polać jej. XD
UsuńNie wiem może zacznie, zobaczy się. :D
Dziękuje i ściskam, Soph ♥
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKochana Sophie!
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuje za dedykacje. Nie spodziewałam się, nawet nie pomyślałabym, że o mnie wspomisz ponieważ jestem tu krótko.
Twoja cicha nadzieja się spełniła ;) Cieszysz się? Bo ja tak xD Rozdział podoba mi się i to bardzo, nawet nie wyobrażasz sobie jak. Czytając miałam banana na twarzy a zwłaszcza w momentach Leon + Viola
Naty w ciąży! Jeszcze to do mnie nie dotarło ale wiedz, że się ciesze.
Teraz naradza się pytanie chłopczyk czy dziewczynka?A może bliźniaki?
Coraz ciekawiej się robi ;D Nieprawdaż?
Maxi i Leon - moi kucharze, oj chciała bym ich zobaczyć na żywo w kuchni... na pewno by się działo :)
Pozdrawiam
Milagros
Bardzo cię cieszę. :D
UsuńNasza kochana Leonetta. <333
Właśnie się naradzam z pewną panią. Myślę, że ją kojarzysz. XD
Prawdasz. :3
Uwieź, że nie tylko ty. *o*
Całuję, Soph. ♥
Słoneczko moje najdroższe,
OdpowiedzUsuńprzepraszam za to jakże długie opóźnienie. Powinnam być tutaj o wiele wcześniej, szczególnie zważywszy na to, że przeczytałam sobie to cudo wcześniej (co jest moim przywilejem i wielkim zaszczytem dla mnie, naprawdę). Jesteś dla mnie za dobra, wiesz? Naprawdę za dobra. Nie dość, że piszesz o nich, tak pięknie, to robisz to też dla mnie. Można by nazwać, to co robiłam przez gg, motywowaniem Cię. Ale ja wiem jaka jest prawda. Trułam Ci dupę i tyle. Ale jest dobra tego strona - tak szybko dodałaś. Powinni mnie ozłocić za tą moją niecierpliwość XD Takie cudo... Zacznę może od końca, dobrze? Więc - wiem, że nie zaczyna się zdania od więc - więc (xD) notka pod rozdziałem. Matko, jak miło. W ogóle, ktoś tu mnie cytuje - jaka ja sławna XD A teraz, serio...
Kochanie, rozwijasz się w niesamowitym tempie. I teraz, to jak piszesz jest naprawdę cudowne. Świetne opisy, wszystko tak ładnie ubierasz w słowa. Jesteś taką mądrą osóbką, taką utalentowaną osóbką... Taką moją osóbką <3
Czego mogłabym chcieć więcej? To takie ogromne szczęście, że Cię mam. Nie wiem jak ja wczoraj bez Ciebie wytrzymałam. Wiedz jednak, że w żadnym wypadku nie miałam Cię dość. Co to, to nie. (Conajwyżej Ty możesz mieć dość mnie. Więc moja nieobecność pewnie Cię ucieszyła. Odpoczęłaś, nikt Ci tyłka nie zawracał, nikt Ci nie smęcił... Nieważne XD) Nie zależało to właściwie ode mnie - siła wyższa, ale nie będę Cię dłużej zanudzać moją osobą.
Natalia w ciąży... Nie spodziewałam się XD Hehehehe xD Ja i to moje poczucie humoru <3 Jak już mówiłam wielokrotnie, czy może być coś piękniejszego? Ano może... Do pełni szczęścia czegoś mi brakuje. I Ty dobrze wiesz, czego, prawda? XD Leonetty of kors. Ich sceny jak zawsze są urocze. Między nimi jest naprawdę dobrze i z każdym dniem coraz lepiej. Ale jeszcze nie jest tak, jak być powinno. A ja czekam cierpliwie na nich. Czekam, czekam i czekam... Wiem, że u Ciebie warto, nie zwracaj uwagi na moje biadolenie od czasu do czasu, ogólnie rzecz biorąc czekam. Szykują się epickie sceny, co ja wiem, i wyobraź sobie jak ja już tęsknie za nimi. Ale wracając, bo jeszcze odpłynę za daleko XD Wszystkie ich sceny u Ciebie są urocze, ale ta - przeszłaś samą siebie. To było więcej niż cudowne. Naprawdę. Urzekłaś mnie tym, choć nie ukrywam, że miałam sobie cichą nadzieję na ich pocałunek, ale i tak było pięknie. Nie będę krzyczeć z dwóch powodów. Po pierwsze, to nie ma większego sensu, bo ja sobie nie umiem się na Ciebie gniewać. Po drugie, wiem że masz już cały, genialny i misterny plan obmyślony - w czym brałam niewielki udział - i to by wszystko zniszczyło. Ale już czekam na ten wyjazd w góry - zainteresowanym zrobię SPOJLER: będzie się działo! <3333 I jak zawsze niezawodny młody. Adrian jest postacią, która ubarwia każdy rozdział i absolutnie nie może go zabraknąć. Nie ma opcji <3
Violetta i Naty - nasze ulubione przyjaciólki c'nie? To jest NASZE połączenie i tak zawsze już zostanie. Ich fragment był wspaniały jak zresztą zawsze noo <3
Ty nie umiesz pisać źle. I tyle w temacie. Naty zachwycająca się treścią sms, Violka wniebowzięta, iż zostanie ciocią, bo zostanie, verdad? XD Czudo noo <3
Leoś i Maxi... ich rozmowy mają w sobie wielki przekaz, naprawdę kocham o nich czytać. Leon, powoli, powolutku, stopniowo się przed nim otwiera. Opowiada mu jak to było. Jak wtedy z gitarą. A Maxi po prostu jest, wysłuchuje go. Rozumie. Prawdziwa przyjaźń i tu i w przypadku Naty i Violki. A, i obłędni kucharze w akcji c'nie? XD Przeczytać coś tak pięknego, to jedna z niezawodnych rzeczy, która niezmiennie poprawia mi humor. Tak jak i teraz. Od razu mi lepiej, naprawdę. I dedykacja? Dla mnie? Trzecia z rzędu (jedna była wymuszona, ale cii XD) cóż, nie spodziewałam się miłe zaskoczenie. No czym ja sobie zasłużyłam na takiego kochanego kwiatuszka, no czym? A żeby nie było tak słodko...
Ty głupi ciulu! Teraz to się będziesz podlizywać i jej, bo Ci powiedziałam, że się z nią koleżenię XD Ty lizusko. <3 Aczkolwiek trzeba przyznać, że było to też trochę sprytne. To dzieciczne. Spryt po cioci. XD
Nie zgadniesz, co się stało XD Blogger mi nie zmieścił komentarza, serio... Cuda się dzieją, takich rewalacji to tu jeszcze nie było. Teraz muszę w dwóch częściach go pisać, ehh. Nieważne XD Wracając...
OdpowiedzUsuńNie zostało mi już wiele do powiedzenia, ale została ta chyba najważniejsza część, toteż nie mogłam z niej zrezygnować. Nie mogłam jej pominąć, bo blogger tak chciał XD Także...
I co ja mam Ci tu jeszcze nabazgrać? Nic nie odda mojego zadowolenia z tego rozdziału ani zachwytu Twoją osobą (Rozdział był wspaniały i żadnego "nie podobał mi się", nie pozwalam, słyszysz? XD) Prawda jest taka, że nigdy nie byłam dobra w pisaniu komentarzy. Dlatego podsumuję czymś, co powinno znaczyć dla Ciebie najwięcej i co wyjaśnia wszystko i rozwiewa wszelkie, ewentualne wątpliwości.
Kocham Cię, bardzo, bardzo. <3
Najbardziej.
Twoja Dulce... Nie!
Twoja Tyśka
Tysiaczku Ty mój, przecież nic się nie stało. Cierpliwie czekałam i jesteś. Zresztą Ty zawsze jesteś. <3333333333
UsuńNie nazwałabym tego truciem dupy. Raczej bardzo intensywną mobilizacją. W końcu będziesz reżyserem i testerem czekolady, musisz być sławna. :D
Rejczel, że Twoją. <333
Nie mogłam bez Ciebie wytrzymać. :c Z tych nudów to do 0;30 książkę czytałam, ale ją skończyłam w końcu. XD
Zabawna jesteś, naprawdę. :D Kiedyś się doczekasz <333
Się rozpłynę od tych pochlebstw, dziękuję. ♥Będzie się działo, jakże by inaczej. :3 Dziewczyny są nasze, tak jak dzieci. ^^
Verdad. c; Rozpływania ciąg dalszy <3333 Chyba jednak wole półgłówka. Claro, że po cioci. :D
Blogger komplikuje sprawę, ale jak nie ty to kto, poradzi sobie z nim? XD
Przecież nic nie mówię. :P
Teraz padłam. TY. NIGDY. NIE. BYŁAŚ. DOBRA. W. PISANIU. KOMENTARZY.?! Proszę państwa mamy suchar dnia. Serio mnie rozbawiłaś. :* Jesteś sobie cudowna i nigdy w to nie wątp. <3
Kocham bardziej, mocniej i w ogóle nooo. ♥
Kocham,ściskam i całuję Kwiatuszek. <3333333
Boski rozdział
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że dopiero teraz komentuje ale miałam mase nauki