3.04.2014

Rozdział dziesiąty- 'Przeszłość'

Dla Candy. Dziękuje, za każde słowo, które motywuje mnie do dalszej pracy. ♥
Tyś, serio nie wiem, co ja bym bez Ciebie zrobiła. <3

            Większość pięcioletnich dziewczynek, wzoruje się na swoich mamach. Podkradają za duże szpilki; malują się pomadkami w kolorze zupełnie niepasującym do dziecięcej niewinności; ubierają sukienki, podkreślające całkowity brak figury. Marzą, chcą dorosnąć; razem ze swoim księciem na białym koniu zamieszkać w ogromnym pałacu, otoczona przez służbę. Mają zaplanowane najdrobniejsze szczegóły, dotyczące ich przyszłego życia. Idealnego życia. Aż w końcu pewnego magicznego dnia, bajka znika. Mydlana bańka marzeń o perfekcyjnej przyszłości pęka, pozostawiając po sobie ledwo widoczny ślad. Ślad, który w końcu zniknie, zabierając nam resztki dziecięcych wyobrażeń świata. Idea oddala się od nas, karząc dorosnąć. Zmusza nas do opuszczenia wyimaginowanego zamku. Dyktuje nam swoje warunki. 
               I nagle okazuje się, że marzenia nie były idealne. Nagle dociera do nas, że bajki nie istnieją. Nagle chcesz z powrotem znaleźć się w ramionach matki. Matki, której być może nigdy nie miałaś. 

               
              Małe, włochate stworzenie energicznie machało swoim krótkim ogonkiem. Niebieskie oczy od razy zachwyciły Adriana. Szczeniak momentalnie rzucił się na chłopaka, obdarowując jego twarz masą 'pocałunków'. Szatyn przewrócił się na łokcie i mocno zacisnął usta, ostatnie czego chciał to psia ślina w buzi. Maluch po chwili oderwał się od swojego pana, usiadł grzecznie przed nim i cichutko zaszczekał. Prawie nie słyszalnie. Piesek wodził mądrym wzrokiem po całym pokoju. Po pobycie w ciemnym kartonie, zieleń przytłoczyła go swoją intensywnością. Z ciekawością przypatrywał się meblom, plakatom, zabawkom. Nigdy nie widział przedmiotów o tak dziwnym kształcie. Ludzie zawsze stanowili dla niego zagadkę. Ich język, z którego tylko pojedyncze słowa, zdawały się mieć sens; łaty, które na siebie ubierali, jakby sierść nie wystarczała; ale zawsze fascynowały go oczy. 'Człowieki' potrafili doskonale ukryć jakiekolwiek uczucia, jednak kiedy patrzył w nie głęboko, bardzo głęboko dostrzegał wszystko. Każdą myśl, każde pragnienie.  
           Ale to tylko zwykły pies, prawda? 
          
         -I jak by cię tu nazwać?-Adrian wziął szczeniaka na ręce.-Dałbym Leon po wujku, ale to chyba nie wypada-przyjrzał się małemu uważnie. Czarny nosek był wilgotny, sam nie wiedział dlaczego. Jak na psiego dzieciaka, sądził, że jest trochę zbyt ciężki. Biało-czarna główka przypatrywała się mu z ciekawością. Adrian położył małe ciałko obok siebie, przysunął bliżej karton z psimi akcesoriami i zabrał się za poszukiwania czerwonej obroży. Skarb odkrył przy samym dnie. Szczeniak, bez większej niechęci dał przypiąć ją sobie na szyi. Szatyn zbyt zaabsorbowany maluchem aby dostrzec rodziców, opierających się o futrynę drzwi. Jorge, wysoki, postawny mężczyzna o oczach w kolorze mahoniowego drewna oraz jasnych włosach postawionych do góry. Był  ubrany w zwykłe przetarte jeansy i jasną koszulkę. Nie przypominał wielkiego biznesmena, który codziennie chodzi w idealnie skrojonych garniturach. Jego sztywna wersja, wylądowała głęboko na dnie szafy w sypialni, dwa pokoje dalej. Dom, wpływał na niego uspokajająco. A widok szczęśliwego syna napawał autentyczną dumą. Objął żonę w pasie. Wysoka blondynka, którą była Carmen całym ciałem przytuliła się do męża. Włosy spięła w niedbałego koka. Na zmęczonej twarzy wyraźnie widoczny był szeroki uśmiech. W czarnych dresach i dużo za dużej niebieskiej bluzce, nie przypominała kobiety sukcesu, której role odgrywała perfekcyjnie każdego dnia. Wyglądała na wyczerpaną, makijaż dosłownie przed chwilą znikł z jej twarzy, uwydatniając ciemne wory pod oczami i kurze łapki w okolicach oczy, którymi z każdym dniem przejmowała się coraz mniej. Usta nadal wykrzywiały się ze szczęścia. Jorge pocałował ją subtelnie w usta, tak jak robił to nie przerwanie od ośmiu lat i pociągnął ją w stronę syna.  Poczuła się tak, jakby zobaczyła go po raz pierwszy. Każdy dotyk jego ciała sprawiał, że zakochiwała się w nim od nowa, ale jeszcze mocniej. Przy szatynie czuła światło. Był jej własnym słońcem, nadzieją na kolejny piękny dzień. A Adrian, jako dopełnienie tego wszystkiego, zasługiwał na miano promyczka, rozświetlającego czas. Czas jaki spędzała z mężczyznami jej życia.
                 -Moze być zafiro?-odezwał się najmłodszy z Cortezów, słysząc kroki rodziców.
                 -Szafir?-Carmen pogłaskała małą główkę szczeniaka.-Tak, uważam że idealnie opisuje jego oczy.
                  Czy najlepszy przyjaciel musi być człowiekiem?
                  Adrian, z zachwytem spojrzał na Zafiro.
                  Nie, koniecnie.


       
               -Przestań się patrzeć na mój brzuch-zachichotała Natalia, grożąc żartobliwie przyjaciółce gałką lodów miętowo-czekoladowych. Szły ramie w ramie przez park. Trwa, jak to trawa zadeptywana była przez gromadki dzieci, bawiących się w ganionego; zakochane pary, nie widzące niczego poza sobą; samotnych wilków, ciągnących psy na spacer. Niebo cały czas ubrane było w nieskazitelny błękit. Korony drzew tańczyły spokojnie, zachęcone morską bryzą, dochodzącą z nieodległego oceanu. Przyjemny wietrzyk okalał skórę zamyślonych dziewczyn. Ochotę na rozmowę i podziwianie piękna przyrody, zabrał podmuch podmuch powietrza, lecąc z nią, aby rozruszać kolejne wysokie drzewa. 
                Matka opuściła ją tuż po narodzinach. German niespecjalnie kwapił się do wyznania prawdy. Przez wiele lat utwierdzał córkę w przekonaniu o śmierci ukochanej żony. Maria miała zginąć w wypadku samochodowym kiedy Violetta skończyła dwa miesiące. Wierzyła ojcu, nie miała powodu żeby podawać jego słowa w wątpliwości. W jego historii zdarzało się wiele nieścisłości, jednak uparcie twierdziła, że to przez smutek. Stracił najbliższą jego sercu osobę, miał prawo przemilczeć najboleśniejszą szczegóły. 
                 Szkoda, że prawda okazała się jeszcze gorsza. 

          -Violu, mam nadzieje, że nie myślisz znowu o swojej mamie.- szatynka wymownie milczała. Jak mogła nie myśleć? Wspomnienia tego dnia prześladowały ją do teraz. Nie ważne jak bardzo się starała, zapomnienie o tym dniu nie było możliwe. Musiała się z nim mierzyć, ból powoli się zacierał. Rozdrapywanie ran, w tym nie pomagało. Wciąż od nowa, rozpamiętywała przeszłość. Wracając myślami daleko, bardzo daleko.
                 Do Buenos Aires wróciła rok wcześniej, rozpoczęła nowe życie. Odkryła swoją pasje, poznała przyjaciółki (czego wtedy jeszcze nie żałowała), zaczęła chodzić do normalnej szkoły. Pomijając kilka nie powodzeń  w tym mieście żyło się niebiańsko. Przekonywała się coraz bardziej do skąpanego słońcem świata i do ludzi, od których dotychczas stroniła.  Szesnaste urodziny zapowiadały się całkiem dobrze. Kiedy otworzyła zaspane powieki, jej oczom ukazały się dwa piękne bukiety. Jeden, kompozycja najróżniejszych kolorowych kwiatów, wszelakiej maści, głównie czerwonych. Za to drugi, o wiele skromniejszy przyozdobiony głównie jej ukochanymi, białymi różami. Swoim wyglądem zawstydził ogromny pęk kwiatów, stojących bliżej łóżka. Kolor, ułożenie, nawet wielkość były wprost idealne. Jasne było do kogo je dostała. Tylko jej chłopak, wiedział jak wrażliwa była na piękno i delikatność. Z premedytacją to wykorzystywał, utwierdzając Violettę w przekonaniu ile dla niego znaczy. A znaczyła dla niego dosłownie wszystko. 
                       Wygramoliła się z łóżka, pędem wpadając do łazienki. Wszystko zaczynało się układać.  Tomas niedługo (już jutro!) miał wyjechać do Hiszpanii. Patrząc na swoje odbicie zrobiło jej się wstyd. Nie zdecydowanie pomiędzy nim a szatynem, wydawało jej się największą głupotą jaką można popełnić. Z ręką na sercu przysięgła, że więcej tego nie zrobi. Słowa dotrzymała, przynajmniej częściowo. Różnica miedzy tym chłopakami, była porażająca. Zbyt duża żeby można było zastanawiać się dłużej. Sposób w jaki traktował ją Tomas, a w jaki Leon na nią patrzył... Jej serce musiało kiedyś zdecydować. Wybór był oczywisty, wystarczyło tylko spojrzeć w szmaragdowe oczy Verdasa, one powiedziały jej wszystko. Nigdy, choć przez sekundę nie żałowała tej decyzji. Dołeczki w jego uroczych policzkach, wyrażające szczęście były dla niej najlepszą nagrodą, jaką kiedykolwiek dostała. 
                         Cały dzień miała spędzić ze swoim chłopakiem, trójką najlepszych przyjaciół i gośćmi zaproszonymi przez  ojca i jego narzeczoną. Nawet to nie zdołało przysłonić wesołych myśli, wesoło chichoczących po jej głowie. Z Esmeraldą, jej przyszłą macochą, przypadły sobie do gustu. Można wręcz mówić o wzajemnej sympatii. Wspólne tematy do rozmów i miłość do Germana, pozwalały im zawiązać szczególna więź. Kochały się prawie jak matka z córką. W tym przypadku prawie nie robiło większej różnicy. Esmeralda pragnęła córki, o którą mogłaby zadbać, natomiast Violetta matki, do której mogłaby się zwyczajnie przytulić. Marzyła, aby poznać smak matczynego uczucia. Chciała poczuć pocałunek na dobranoc, w czubek głowy. Pragnęła mamy, własnej mamy.  
                         
                         Ubrana w miętowo-czarną tiulową sukienkę, bawiła się wspaniale przez cały wieczór. Czarne szpilki dodawały jej dorosłości. Kasztanowe włosy spięła wysoko, pozostawiając kilka figlarnych kosmyków. Makijaż ani jej nie postarzył, ani nie odmłodził. Wyglądała na piękną szesnastolatkę, zewsząd otoczoną wspaniałymi ludźmi. Leon praktycznie nie odstępował jej na krok. Bardzo starał się nie denerwować Germana, dlatego wszystkie pocałunki, jakimi ją otaczał zawsze kończyły się na policzkach. . Widziała  jak na nią patrzy, pochłania ją wzrokiem i zachowuje się jak prawdziwy dżentelmen. Co nie znaczyło, że nie chciał zabrać się do rzeczy i rzucić się na jej usta. Po prostu się powstrzymywał. Doceniała to i chciała przekazać to Leonowi za każdym razem kiedy się do niego uśmiechała. Rozumiał, rozumiał jak nikt inny. Z każdą minutą, tańcem, ruchem jej warg ledwo potrafił złapać ją w tali i stać spokojnie.  
                         Zatracili  się tylko raz. 
                      Uratował ich Pablo, brat Esmeraldy, który wraz ze swoją żoną Angie zawzięcie dyskutowali o sprawach związanych z przyszłością Violetty w Studio. Nowe zajęcia, inna klasa, więcej ćwiczeń. Chcieli żeby się rozwijała, próbowali sprawić czy da radę podołać wyzwaniu. Dała, bez najmniejszego wysiłku. Do rozmowy wtrąciła się reszta gości, tworząc żwawą i kulturalną dyskusje. Violetta przysłuchiwała się temu z niekrytą ciekawością. Leon stał tuż za nią i mocno do siebie przytulił, złapała jego ręce i położyła delikatnie na swoim brzuchu, zachęcając go żeby przysunął się bliżej. Skorzystał z zaproszenia. Musnął ustami jej skroń i oparł głowę na jej ramieniu. Debata trwała w najlepsze. Każdy miał swoją wizje przyszłości Violetty, nawet Verdas zaczął się zastanawiać, który z przedstawionych planów zacznie realizować. Piosenkarka? Aktorka? Chirurg? Kura domowa? Opcji było tysiące. Z jej talentem, umysłem i determinacją osiągnięcie celu było tylko formalnością. 
                Cała radość opuściła go wraz z natłokiem pojawiających się kolejnych możliwości. Wszyscy wróżyli jej sukces. Zapewne nieunikniony, nie ważne w jakiej dziecinie. Leon miała masę wątpliwości, dotyczących ich wspólnej przyszłości. Violetta rozświetliła mrok jaki panował w jego sercu od dłuższego czasu. Zmieniła go. Zmienił się, żeby być wartym jej uczucia. Kochała go bezinteresownie. Widział jej promienną twarz, kiedy tylko znajdował się obok. Uszczęśliwiał ją, a ona jego. Związek idealny, z którego- bo tak długiej walce -nie mógł zrezygnować. Cokolwiek gotowała im przyszłość był gotowy. Ślepa wiara w to, że się uda przyniosła marne skutki. Które teraz możemy cofnąć. Może jednak wspólna przyszłość była im pisana?
                  Rozległ się dzwonek do drzwi. Żaden z pochłoniętych rozmową gości nie zwrócił na niego uwagi. Nawet Leon, wydawał się za bardzo zamroczony w swoich myślach. Próbowała wyrwać się z jego wspaniałego uścisku, ale-jak na złość-nie pozwolił jej ruszyć się nawet na krok. Pociągnęła go, więc za sobą. Chwiejnym krokiem, roześmiani podeszli do drzwi. Nie chciała ich otwierać. Z wahaniem położyła dłoń na klamce. Poczuła dziwny chłód, ktoś się za nimi czaił; ktoś, kto zburzy jej świat. Zesztywniała. Zmierzenie się z tym, było ponad jej siły. Leon, zauważając jej wahanie położył rękę na jej dłoń i zrobił to. Nieświadomie wywrócił jej życie do góry bogami.
                  Lodowate powietrze otuliło jej twarz, widząc stojącą przed nią kobietę. Pomimo wielu widocznych zmarszczek rozpoznali ją. Była tą samą osobą ze zdjęcia przy łóżku Violetty. Tego zdjęcia w czerwonej ramce, na której jej matka ubrana w różową sukienkę trzyma ją w objęciach. Jej nieżyjąca matka  stała przed nią. Nie mogła ustać na nogach. Czuła, że powoli opada na ziemie a Leon dzielenie ją podtrzymuje. Krzyk jej ojca tylko pogorszył sprawę. Zdania, które wypowiadali były zbyt odległe. Słyszała pojedyncze słowa, obelgi, kłótnie. Wszyscy wstawili się za jej ojcem. Maria nawet nie zdołała wejść do domu. German wydukał niezrozumiałe dla niej polecenie, skierowane wyraźnie do jej chłopaka. Po chwili poczuła jak jego silne ramiona, unoszą ją do góry. Spodziewała się, że tata kazał odnieść ją do swojego pokoju. Wchodząc po schodach, szmery domowników stopniowo ucichały, czuła się oddalona od nich o setki kilometrów. Kiedy Leon otwierał drzwi, nie słyszała już kompletnie nic oprócz pustki i spanikowanej mowy Verdasa. Położył ja na łóżku, obchodził się z nią jak z jajkiem, uważał na najdrobniejszy dotyk. Starał się nie zrobić jej krzywdy, gdyby tylko wiedział ile ukojenia przynosiła jej jego obecność.  Mogła... Przecież nic jej nie jest! Usiadł na podłodze, głaskając ją po włosach. Wydawała się taka krucha i wściekła. Zaciskała mocno
wargi, a pierwszy łzy rozpoczęły wędrówkę po zaróżowionych policzkach. Znalazła rękę Leona i mamrotała coś pod nosem. Verdas kompletnie oszołomiony całą sytuacją usiadł na łóżku, oparł się o zagłówek i otulił Violettę w czułym uścisku. Płakała. Zanosiła się szlochem, a on tam był. Był przy niej, kiedy go potrzebowała. Dla niej nie liczyło się nic więcej.  
                    Resztę wieczoru spędziła razem z nim. Zastanawiając się w jaki tytuł ma ta cholerna telenowela, w której żyje. Tata mówił... Ojciec zapewniał ją, że mama... Że mama nie żyje. A ona...
                       -Leon. Ja nie rozumiem. Nic nie rozumiem-potrzebowała go teraz jak nikogo innego. Jego obecność była... Była jej po prostu potrzebna. 
                           Po godzinie do pokoju nie śmiało zawitał German. Mówił, wypowiedział bardzo wiele słów. Opowiedział jej całą historie. Nie omijając najboleśniejszych szczegółów. Leon słuchał z największą uwagą, dodając otuchy swojej dziewczynie. Ale ona nie słuchała. Skupiła się na najbrutalniejszych słowach. 
                            Twoja matka chciała odejść i cię zostawiać. Mówiła tak wielokrotnie, ale myślałem, że blefuje. Aż w końcu pewnego dnia wróciłem do domu, gdzie zastałem mój najdroższy skarb zupełnie sam. Wtedy zrozumiałem i obiecałem sobie, że ta kobieta więcej się do ciebie nie zbliży. Nie była twoją matką, nigdy.
                             Wyryła je w pamięci. Do tej pory ich gorzki wydźwięk dźwięczał jej w uszach.
                 -Widziałaś się z mamą od tamtego czasu?-spytała brunetka, wyrzucając papierek po przepysznym lodzie.
                             -To nie moja matka, Natalia. Nigdy nią nie była. 

19 komentarzy:

  1. Dziękuję, zawsze możesz na mnie liczyć, przecież wiesz. :*
    Rozdział cudo. Momentami miałam łzy w oczach. I teraz nie wiem czy znowu zaczynać od złej strony czy tym razem od tej poprawnej? Chyba jednak zacznę od początku.
    Uwieelbiam pieski, a ten owczarek, którego 'podarowałaś' Adrianowi jest boski. I meega słodki. Nawet Leon się chowa. :D Ach, te jego oczęta. :D Ósmy cud świata, po prostu. Się Adrianek ucieszył. Miło obserwować taką szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Szkoda, że w ostatnich czasach coraz rzadziej istnieje taka możliwość, ale nie będę się o tym tutaj, teraz rozwodzić, bo miałam skomentować rozdział, a nie pisać swoje własne przemyślenia.
    Czy przyjaciel musi być człowiekiem? Oczywiście, że nie. I fantastycznie, że malutki Adik znalazł taką odpowiedź w oczach swojego pupila. Zawsze się mówiło, że pies jest największym przyjacielem. I to jest prawda. Jeżeli tylko Mały będzie się o niego troszczył, obdarzy go miłością to jestem pewna, że Szafir/Zafiro odwdzięczy mu się tym samym. A że Mały jest bardzo rezolutnym chłopcem, jestem dziwnie o to spokojna. :D
    Leon, Naty, Vilu i jej matka. Co tu dużo powiedzieć. Wspaniale wplątałaś tutaj wątek wyrodnej matki, pokazując tym samym jak ważne jest mówienie prawdy, nawet tej najgorszej. Podejrzewam, że lepiej by było jakby German nie kłamał tak długo, jakby Vilu nie dowiedziała się prawdy w taki sposób, w jaki to miało miejsce. W dodatku na swoich urodzinach. Prawda zawsze wyjdzie na jaw, jaki jest więc sens kłamania? Nie wiem. Próba chronienia ukochanej osoby, w tym przypadku córki? Coś nie bardzo to wyszło.Kolejnym ważnym "punktem" w naszym życiu są nasi najbliżsi. Osoby, którym możemy zaufać, którzy kochają nas nie za coś, a pomimo wszystkiego. Są po prostu obok, wspierają. I tu idealnie się w tej roli sprawdził Leon, który na polecenie ojca dziewczyny po prostu ją zabrał i (powtórzę się, wybacz) po prostu z nią został. W tamtym momencie nie potrzebowała niczego innego, tylko wsparcia, obecności osoby, którą kocha i której ufa.
    Nawiązałam w 'podtytule', że tak to nazwę do Natalii, chociaż o niej jest mowa właściwie w 2 zdaniach, nie chce mi się liczyć :D Leniwa jestem, ale to wiesz. :D Znowu odchodzę od tematu, już wracam. Naty po raz kolejny pokazuje, że nie potrzeba jej słów by zrozumieć co trapi Violettę. Od razu wiedziała, że ta myśli o swojej matce i także nie zadręczała ją kazaniami o tym, że nie powinna tego robić, albo wręcz odwrotnie, że powinna wybaczyć czy Bóg jeden wie co jeszcze. Po prostu była i milczała razem z nią. Pozwoliła tym samym, abyś bez przerywników opisała historię przeszłości Violetty.
    Taka przyjaciółka to skarb.
    No, to tym razem chyba wszystko napisałam. Jak coś mi się przypomni to najwyżej jeszcze wrócę. Tymczasem spadam do tej nieszczęsnej nauki. :D
    Kocham <3333
    Candy. :D :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co. <333
      Pieseczek tak dokładnie jest husky, ale nie czepiajmy się szczegółów. :3 Adik? Jak słodko <33 Jeżeli chodzi o imię do mały ma na imię Zafiro, co po hiszpańsku znaczy szafir, więc oni sobie to przetłumaczyli, tak to ujmę. xD
      Dziękuje za komentarz i życzę łatwej nauki (chciałam napisać miłej, ale wątpię żeby taka się znalazła xD)
      Całuję, Soph ;******

      Usuń
    2. Fakt. Owczarek środkowoazjatycki ma nieco inny pyszczek. Wybacz :D
      Aa, to wiele wyjaśnia :P
      Taa, nauka nigdy nie jest miła. I ostatnio w ogóle nie mogę się na niej skupić. Dziś było/jest podobnie. :D
      Trzymaj się, <33333
      Candy. :***

      Usuń
    3. Przecież nic się nie stało. :D
      Ja w od środy zbieram się do przepisywania lekcji z całego tygodnia, no nie jest fajne, ale trzeba się w końcu za to wziąć. ;-;
      Nie tylko ty nie możesz. :)

      Usuń
    4. Oj tak. Przepisywanie to coś strasznego. :D Nigdy tego nie lubiłam. :D Dasz radę, wierzę w Cb. Swoją drogą pomogłabym Ci, lepsze to niż nauka, ale nie mam pomysłu jak mogłabym Ci to potem podrzucić. :D
      *♡*

      Usuń
  2. Nie wiem o napisać!
    Ten rozdział był... Był piękny, cudownie ubrany w słowa.
    Kiedy czytałam o szczęśliwej rodzince Adriana to aż mi się tak cieplutko zrobiło na sercu :) <3
    Zszokowało mnie to jak potraktowała Violettę jej własna matka. A Leoś był tutaj niezwykły. To jak opisałaś sytuację z kwiatkami i o tym jak zmienił się dla Violetty czyli swojej miłości i ogólnie to jak opisałaś uczucia było... Awwww :3
    Leon i pięknie pokazane jego wsparcie. Ślicznie napisałaś o tym jak z nią był w dobrych i złych chwilach, w szczęściu i smutku. Rozdział piękny jak zawsze, nie wiem co jeszcze napisać, oszołomił mnie. Chciałabym tak pięknie pisać jak ty.
    Pozdrawiam Suzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. Nie wiem co powiedzieć. Miło mi czytać takie słowa. ♥

      Usuń
  3. Idealna rodzinka Adrianek - Jorge - Carmen
    Jeszcze ten fragment o tym, że swoje życie spędza z najlepszymi mężczyznami, afff...
    Wyobrażam sobie jaki przystojny jest Jorge, jeśli jest choć trochę podobny do
    Leona.
    Natalia w ciąży, nadal nie mogę w to uwierzyć!
    Historia rodziny Violetty nie jest usłana różami, niestety!
    Jednak miała Leona, tego Leona bez Lary, Thomas, Diega czy kogokolwiek innego, kto mógł by im przeszkodzić.
    Twój talent mnie zachwyca!
    Jak trochę pożyczysz to się nie obrażę ;-p
    Loffki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A imię/imiona już są prawie wybrane. Nie, nie zdradzę ilości ani płci. xD
      Tajemnica państwowa. :D
      Jakoś nie miałam ochoty na ckliwą historyjkę o mamusi. :> Wolałam zrobić coś innego. ;3
      Oddałabym Ci cały, gdyby nie jego kompletny brak. :P

      Usuń
  4. Chciałabym się rozpisać, ale znów nie mam czasu, przepraszam -.-
    Nigdy nie mam czasu. Ale to nie moja wina. To szkoła.
    Wiedz, że rozdział bardzo mi się podobał, że cię kocham i wgl <3333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie. :>
      Szkoła to zło wiem, wiem. :D
      Kocham ♥

      Usuń
  5. Wspaniały, biski, świetny. Mogłabym tak go opisywać w nieskończoność. Tyle emocji przekazalas nam w jednym rozdziale. Po prostu arcydzieło. Przez połowę płakałam. Czekam na nexta. Kocham twojego bloga<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się, że doprowadzę kogoś to płaczu. xD
      Ale dziękuję. ♥

      Usuń
  6. Najdroższy Kwiatuszku!

    Jeju, jakie to było piękne. Udowodniłaś nam jak wiele talentu posiadasz. Jak wiele jeszcze go nam nie pokazałaś. Naprawdę, przeszłaś samą siebie. Jestem teraz nie tylko ogromnie zachwycona, ale przede wszystkim cholernie dumna. Dumna z Ciebie. Z tego jak wyjątkową i cudowną osobą jesteś. Z tego jak niesamowicie piszesz. Z tego jak ogromne robisz postępy z rozdziału na rozdział. Serio, to u góry, to było coś wielkiego. Urzekłaś mnie wszystkim. Każdym fragmentem. No wszystkim. Jestem taką szczęściarą, że mam tak uzdolnioną bratanicę. ♥
    Jak miło przeczytać "o sobie" nad takim cudeńkiem, bo to niewątpliwie było cudeńko. Kochanie powiedz mi, jak Ty to robisz? Od początku urzekłaś mnie wszystkim, co napisałaś. A teraz robisz tak szybko postępy. W niesamowitym tempie się rozwijasz. Jak? Ja się pytam jak? Są na to jakieś kursy? Zaczęłaś się gdzieś uczyć lepiej pisać? XD
    A może masz jakąś dobrą inspirację? Namiary na nią proszę XD

    I co ja Ci tutaj mogę jeszcze napisać, co? Przecież Ty wszystko wiesz. Ty wiesz, że Cię kocham. I to tak bardzo, bardzo. Najbardziej. ♥
    Ty wiesz, jak ważna dla mnie jesteś. Jak ważne dla mnie są nasze wspólne plany na przyszłość. Tę bliższą (nasze dzieci, wiesz o co chodzi XD), ale też tę dalszą - Kraków. Ty wiesz, że czekam niecierpliwie na to. I pamiętam, kochanie, że bierzesz łóżko przy oknie XD Matko, jak ja Cię kocham. ♥

    Wszystkie fragmenty, opisy (które są o wiele dłuższe, co mnie bardzo cieszy. Naprawdę wychodzą Ci wspaniałe) mnie urzekły. O piesku, był naprawdę... czudo no <3 Ale moje serce podbił fragment opowiadający o jej 16 - stych urodzinach. Wszystko opisałaś niezwykle. Bardzo dokładnie, bardzo trafnie, bardzo naturalnie. Łatwo można było się w to wczuć, serio. I Leonetta. ♥ Awww <3

    Czym ja sobie na Ciebie zasłużyłam, no czym? Przepraszam, że przybywam tutaj do Ciebie tak późno, wybacz jestem nieznośna. Życzę Ci weny i dalszych postępów. Pamiętaj, że Cię szobie bardzo bardzo kocham. ♥
    Twoja Tyśka. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyś, znowu będę płakać ze wzruszenia. xD
      Tyle ciepłych słów, nie tylko od Ciebie, ale od wszystkich dziewczyn... Nie wiem, naprawdę nie wiem jakim cudem. Ale dziękuje, dziękuje to chyba jedyne słowo, które mogę napisać. ♥
      Ten rozdział napisałam, po przeczytaniu rozdziału 7 księgi trzeciej WzM, wiesz tej książki, w której tak zachwycam się Shanem. <3 Rachel Caine nie jest jakoś wybitną pisarką, trzeba przyznać, ale ma swój uroki, zwroty akcji i tak dalej. :D
      Yo tambien te amo. (Soph szpani bo ją Dulce tego nauczyła xD) ♥
      Nasze dzieci są cudowne, a zwłaszcza to jedno. :D Tylko żeby materac był wygodny, bo nie zdzierżę. XD
      Loffki. ♥
      Wiedziałam, że Ci się Leonetta spodoba. :D
      <3333333333

      Usuń
  7. Boskie :D :D

    Zapraszam do mnie http://leonettaleonyviolettta.blogspot.com/

    - Tini Verdas

    OdpowiedzUsuń
  8. wspaniale czyta się ten rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  9. Ohayo! Przepraszam ze nie komentowalam ale nie mialam czasy. Z kazdym rozdzialem udowadniasz ile posiadasz talentu. Czyta sie lekko i przyjemnie. Niesamowicie dobierasz slowa. Oczarowalas mnie swa historia. Jestem naprawde pod ogromnym wrazeniem twego talentu pisarskiego. Przepraszam za brak polskich znakow ale pisze na telefonie. Zapraszam na mego bloga www.wielkie-tajemnice-zycia.blogspot.com zalezy mi na twojej opini
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Layout by Yassmine