29.04.2014

Rozdział jedenasty - 'Sekrety miłości'


Dla Tych, którzy wciąż ze mną są. ♥
Przepraszam, że musieliście tyle czekać.
Wszystko moja wina, wiem. 

      Miłość, ach miłość... To takie cholernie piękne uczucie. Wszyscy jej pragną, wszyscy jej potrzebują. Jedni krzyczą, aby ich odnalazła, drudzy uciszają swoje serce. Idioci, którzy nie potrafią, okłamywać samych siebie. Myślą, że kiedy będą siedzieć cicho, strzała amora ich nie dosięgnie. Sądzą, że cierpienie może ich ominąć. Chcą, aby ich bajka była szczęśliwa od początku do końca. Zero morału, zero przygód, zero prawdy. Brak czegokolwiek.
      Strach towarzyszy nam zawsze, w każdym aspekcie życia. Jest chyba najwierniejszym wrogiem, który uwielbia nas dręczyć. Oczywiście, ponieważ sami mu na to pozwalamy. Denerwuję, zwodzi, niszczy nas od wewnątrz, ale sami nie mamy siły, aby zamknąć go gdzieś głęboko, bardzo głęboko, na dnie duszy, ciała... Nieistotne gdzie. Ważne, żeby odszedł. Na zawsze.
      Kolejny paradoks świata-strach zostanie z nami do końca, nikogo nie obchodzi jak bardzo będziesz z nim walczyć. Przegrasz. Porażka jest ci zagwarantowana od urodzenia. Jednak, starałeś się. Warto próbować na marne? Możliwe, bo to też coś znaczy.
      Tylko co?

Spójrz w lustro. Czego tak naprawdę się obawiasz?
Siebie? Drugiego człowieka? Miłości?
Dlaczego?
Każdy może cię skrzywdzić, prawda?
Zamknij oczy.
Czy wszystko nie jest teraz prostsze?
Podnieś powieki, głowa do góry i tak idź przez życie. 
 Pokaż, że warto marzyć.

Lubił, bardzo lubił, wręcz kochał patrzeć na swoją żonę i syna. Widok szczęśliwych osób, które bez pamięci skradły jego serce był jego napędem, od wielu lat. Właściwie odkąd zobaczył Carmen po raz pierwszy, niewidzialne nici przeznaczenia złączyły ich ze sobą na zawsze. Wystarczyło iść po nich do celu, powoli, z nutką cierpliwości. Wierzyć w swoje uczucia, okazywać je i o nie dbać, jak o najcenniejszy skarb, którym są w rzeczywistości dla ludzi najbardziej wartościowych, najlepszych; dla najpiękniejszej elity naszego świata; dla osób zdolnych do miłości.
Tak przez całe życie, bo miłość nie ma końca. I to w niej jest najpiękniejsze.
Razem, jak rodzina siedzieli w zielonym pokoju Adriana, bawiąc się z nowym zwierzakiem. A raczej małżeństwo podziwiało swoje ukochane dziecko i jego małego przyjaciela. Urocza scena, której towarzyszyły wesołe chichoty i uśmiechy. Prawdziwe, przez nikogo nie wymuszone szczęście.  
Jorge pogłaskał Zafiro, odbierając go z kolan syna i wręczył psiaka żonie. Skradł jej szybkiego całusa w usta. Niezbyt namiętnego, był dokładnie taki jak każdego ranka, kiedy obydwoje dopiero co otwierają oczy i pierwszą rzeczą jaką widzą jest ich największa miłość, którą pragnę przywitać tak pozornie tak błahą czynnością, jaką jest zwykły pocałunek. Pozornie, a znaczącą dla nich więcej niż wszystkie skarby świata.
Cortez porwał swojego syna za rękę i z łatwością przerzucił go przez prawe ramię. Gdyby znajdowali się gdzie indziej (bodajże w parku) niektórzy pewnie uznaliby to za udaną próbę porwania.
Ach, ta ludzka wyobraźnia.
Mały na początku wiercił się na tyle, żeby zwalić ojcu okulary w czarnych oprawkach,  które Jorge założył na nos, żeby pozbyć się znienawidzonych przez niego szkieł kontaktowych. Nie mniej jednak-widząc trochę gorzej niż zazwyczaj dotarł do miejsca, które przeznaczył sobie za cel od początku-kuchni. Ulubionym miejscu głowy rodziny.
Biało-brązowe meble sprawiały, że pomieszczenie wydawało się ciepłe i przytulne, tak, jak cały dwupiętrowy dom, który był tylko ich, od zawsze i na zawsze.
Szatyn postawił Adriana, przed zlewem i natychmiast zaczął wydawać mu polecenia.
Wszystko jasne, będę gotować kolacje.

Po kilkunastu minutach, ciężkich, kuchennych bojów...

-A co moi ukochani tutaj kombinują?- Weszła do kuchni z gracją tancerki baletowej. Spojrzała z ciekawością na blad, który obfiował w przeróżne produkty- warzywa, owoce, gdzieniegdzie piętrzyły się stosy przeróżnych serów i czerwony sos. Cokolwiek gotowali, prędzej czy później musiało zacząć wyglądać jak gotowe danie. A w ich wykonaniu, musiało smakować przepysznie.
Korzystając z okazji, kiedy Adrian stał odwrócony do rodziców, sięgając przyprawy z półki, żona Jorge przycisnęła ukochanego do blatu i po raz kolejny zatonęła w jego namiętnym pocałunku.
Walka o Carmen była najlepszą decyzją jego życia, upewniał się w tym za każdym razem, kiedy tylko na nią patrzył. Była warta wszystkiego. 


Otwarta, fioletowa walizka grzecznie spoczywała na środku dużego łóżka Violetty. Adrian z ogromnym zadowoleniem wymalowanym na okrągłej buzi, siedział spokojnie przy oparciu łózka, wytrzeszczając oczy i nie dowierzając. Calutki pokój był wypełniony ubraniami. (To w ogóle możliwe mieć ich aż tyle w szafie?) Ciuchy porozrzucane były dokładnie wszędzie. Zarys podłogi ledwo się przez nie przedzierał, o dywanie, nie wspominając. Niebieskiej lampy, która stała na drewnianej etażerce obok łóżka, praktycznie nie było widać. Praktycznie, bo spod warstwy spódniczek Castillo pięciolatek dojrzał słabe światło. Czyli jednak wciąż tam była. Roślina, o niezidentyfikowanej nazwie wyglądała jak sklepowy wieszak. Kilka bluzek idealnie się na niej odnalazło. Wszystkie pary spodni (a było ich stosunkowo nie wiele, porównując na przykład do ilości szpilek, które zajmowały naprawdę sporą przestrzeń małej garderoby) przewiesiła na płaskim telewizorze, który zdążyła kupić dwa dni temu. Jeszcze ani razu go nie używała, co ani trochę nie przeszkadzało, aby przygotować na nim kolejną wystawę. Gdyby jednak powrót na scene po owocnym urlopie, okazał się kompletnym nie wypałem - bez żadnych obaw sama mogłaby otworzyć sklep z ubraniami. Może stos nikomu nie potrzebnych, balowych sukienek w końcu na coś by się przydał?  
Okręciła się, podziwiając rozmach bałaganu. 'W zyciu ciocia się nie spakuje.'-pomyślał Adrian i zupełnie niezauważenie wyszedł, po raz kolejny ułatwiając życie przeznaczeniu. Miło mieć takiego pomocnika. 
Violetta podeszła ociężale do łóżka-zwaliła z niego wszystko, nie oszczędzając nawet walizki i położyła się bezwiednie. Nienawidziła się pakować. Dzięki licznym wyjazdom zawsze traktowała to jako najgorszy punkt swojej kariery. Ale jej nie ma, przynajmniej na razie. Czyżby spotkała ją idealna okazja na zmianę nastawienia? Podniosła się leniwie, na chudych jak patyki rękach. Rozpuszczone włosy zadziornie opadły jej na czoło, przysłaniając widok. Na jej (nie) szczęście zdążyła zobaczyć wystarczająco, aby z powrotem zanurzyć głowę w pościeli. 
 Chyba wciąż będzie tego nienawidzić. Niektóre rzeczy jednak nigdy się nie zmienią. 

-Chcesz się wykończyć?-w drzwiach pojawi się wybawiciel, trzymając za rękę małego chłopaka. Uciszyła Leona machnięciem ręki. Nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem. Starała się stłumić śmiech, ale po usilnych próbach, podała się. Ten chichot był inny. Od wieków nie radowała się tak autentycznie. Porwała najbliżej leżącą na podłodze rzecz i rzuciła nią w Verdasa. 
Była naprawdę szczęśliwa. 
Złapał ją bez najmniejszego trudu. Niemal natychmiast odrzucił czerwoną sukienkę, która tkwiła w jego ręce. Kreacja wylądowała na głowie szatynki, powodując jeszcze większy nieład. Ale tak było dobrze. Adrian, po raz kolejny tego dnia, wyszedł do kuchni niezauważony. Miał wyczucie czasu. Jak na pięciolatka wręcz doskonałe. 
Leon też był dziwnie szczęśliwy. 
Zgrabnym ruchem ominął przeszkody i znalazł się na łóżku. Usiadł na skraju, czekając na reakcje szatynki. 
Vilu wcale się nie poruszyła. Serce prawie wyskoczyło jej z piersi. Dla niej, świat powoli przestawał istnieć. Dla niego, nie był nic oprócz szatynki. Odgarnął niesforne kosmyki z jej uśmiechniętej buzi. Leon poczuł dziwną fale gorąca, jakby opanował go żywy ogień. Czuł, że nie wytrzyma. Czuł, że już nie zdoła się opanować. Czuł, że jeżeli tego nie zrobi, będzie krwawić z tęsknoty za jej ustami. Tyle lat, tyle czasu minęło odkąd pocałował ją po raz ostatni. To bolało. Świadomość, że nie mógł jej dotknąć, porozmawiać z nią, nawet na nią popatrzeć, była dla szatyna nocą bez końca, bez najmniejszego blasku nadziei; zaćmieniem jego życia; drogą bez powrotu. 
 Wtedy odnalazł kres swojej wędrówki. Violetta wróciła do domu. Była na wyciągniecie ręki, tuż obok, tuż przed nim. Dlaczego nie skorzystać z takiej okazji? 
 Spojrzał w jej oczy. W czekoladowych tęczówkach kryła się przeszłość. Jego złamana obietnica, jej cierpienie. Przejrzał ją, oczywiście. Leon zawsze potrafił to zrobić. Z jakiegoś powody wiedział bez żadnych słów, o wszystkich nieprzespanych nocach Violetty, o każdej wylanej przez niego łzie, o sercu połamanym na tysiące kawałków, o koszmarach, dręczących ją przez okrągły rok o jednym i najgorszym pytaniu wciąż, krążącym po jej głowię 'Dlaczego?'. Wszystko przez to, że ją zawiódł. 
Obarczał siebie całą winą. Od zawsze wmawiał sobie i innym, że jedynym winowajcą jest on, tylko i wyłącznie on. Rzeczywistość zdecydowanie odbiegała od tego co myślał, mówił. Verdas doskonale zdawał sobie sprawę jaka była prawda, jak ten dzień wyglądał, jak...
    
     Czy kiedyś będzie potrafił przyznać się przed samym sobą, że tym razem to on nie zawinił? 
   
Vilu wyprostowała się i usiadła na przeciwko jego. Zadecydowała, że odległość, która ich dzieliła była zbyt duża, więc przesunęła się bliżej. Cisza wyśpiewywała swą melodię w sypialni szatynki, w której siedzieli. Nagła ochota na rozmowę przeszła im w zupełności. Było przyjemnie tak patrzeć na siebie i po prostu się uśmiechać. Za tymi uśmiechami, kryły się dwie zupełnie różne rzeczy. Leon najzwyczajniej się cieszył z jej obecności. Po mimo tego całego rozgardiaszu w pokoju, nie zwracał nawet uwagi na gniazdo, które miała na głowie. W każdej chwili był gotowy wyszeptać jej jak piękna dla niego jest. Cholernie podobała mu się cała sytuacja. Może nie powinna, ale jednak. Dla Verdasa tak było naprawdę, naprawdę dobrze, wręcz idealnie, ale dla Violi... Przemawiała przez nią radość jednocześnie ze strachem. Bała się kolejnego zranienia? Kolejnego kłamstwa? Kolejnej złamanej obietnicy? 
 Jednak gdzieś w środku (nie tak głęboko jak mogłoby się wydawać, wręcz tuż na powierzchni) jej podobało się to jeszcze bardziej. Niestety, obawy wciąż były wymalowane na jej twarzy.
Szatyn rozumiał jak inny, ale czekał już zbyt długo. 
Gwałtownie przysunął się bliżej. Od raju dzieliła go tylko chwila, jeden moment, jedna sekunda...


-I co, pocałował cię?- Natalia wyrzuciła chusteczkę, którą wytarła kąciki ust po przepysznym lodzie, uwielbiała zajadać się takimi smakołykami. A ciążowe zachcianki były idealnym pretekstem do spożywania ich w jeszcze większych ilościach. Idealnie! 
-Chciałabym.-skrzywiła się Castillo.-Niestety, wyczucie czasu Adriana najwyraźniej wymaga jeszcze małego dopracowania. Wpadł do pokoju i koniec naszej romantycznej chwili-przyszła pani Ponte starała się dodać otuchy przyjaciółce, problem w tym, że nawet najszczerszy uśmiech nie potrafił załatwić sytuacji.
Właściwie nie wiedziała jakie słowa i gesty mogłyby pomóc w zaistniałej sytuacji. Właściwie... Violetta musiała mówić, to zawsze sprawiało, że czuła się lepiej albo gorzej, w zależności od wspomnień i uczuć jakie ukrywała. Wystarczyło dać jej tę możliwość, czekać i w razie nagłego przypływu łez, zareagować natychmiast.
Nic prostszego.


 Z pomocą Leona wszystko szło lepiej. Był prywatnym aniołem Violetty, bez którego w życiu nie dałaby sobie rady z ogarnięciem tego bałaganu. (Pomińmy fakt, że gdyby nie on wcale nie musiałby się pakować na wycieczkę w góry.) Ubrań walających się po całym pokoju nie było widać, wszystko albo pięknie układało się w walizce albo gnieździło się w przepełnionej szafie. 
Sypialnia świeciła czystością, a oni byli gotowili na długą i męczącą podróż samochodem.
Czego, nie robi się dla przyjemności? 
Torby (ogrom toreb) z ciuchami i jedzeniem (Verdas, przecież nie przeżyłby bez niego nawet godziny) wylądowały w bagażniku niebieskiego Mitsubishi. Adrian jako honorowy pasażer pierwszy zajął miejsce jako pierwszy, usiadł z tyłu za fotelem wuja. Stanowczo nie mógł się doczekać, aż wyjadą z jego rodzinnego miasta. Dom był dla niego najważniejszym miejscem na Ziemi, ale nawet tak zakorzeniony pięciolatek od czasu do czasu potrzebował wakacji, w doborowym towarzystwie.  
Wyjazd musiał się udać i kropka! 
Małego szatyna rozpierała energia, z ogromnym uśmiechem na ustach czekał aż w końcu Leon wraz z Violettą przyjdą do auta i odjadą w siną dal. Ile można przecież zamykać drzwi do mieszkania? 
Chyba, że... Na szczęście był o tyle rezolutnym dzieckiem, że nie dokończył tej myśli. Nie w głowie mu jeszcze takie rzeczy.Pomijając wyobrażenia siostrzeńca Verdasa, 'ciocia' i wujek zjawili się dosłownie minute później. Dzieląc z nim euforie, czując w środku, że te wakacje będę magiczne. Najlepsze ze wszystkich. 
W sumie pierwsze odkąd... Od czasów, których żaden z nich nie chce pamiętać. 
 Leon włożył kluczyki do stacyjki, spojrzał ostatni raz na piękną dziewczynę, siedzącą obok, włączył radio i ruszył przed siebie, tak jak podpowiadało mu GPS.

 I tak rozpoczęła się podróż, która miała zmienić wszystko...


Nie ma szczęścia bez miłości, ale istnieje miłość bez szczęścia.
Życiowa sprawiedliwość nie istnieje.
-Jesteś pewien, że ją kochasz? Że to nie skończy się tak jak wcześniej? Że to prawdziwa miłość? -spytał Maxi, patrząc na Leona, który dzielenie wypatrywał czegoś przez okno. Obserwował jakiś punkt, zupełnie niedaleko. Coś tuż przed dobą. Patrzył... Patrzył na siebie.
Próbował dostrzec w swoim odbiciu prawdę, która kryła się w sercu. Tylko tam mógł kochać. Tam było miejsce na miłość. Tam krył się sekret uczuć. Czy go odkryje?
Prawdziwa miłość musi być odwzajemniona, podpowiadał mu wewnętrzny głos albo serce albo nadzieja. Coś, czemu wiedział, że może zaufać.
-To zależy-położył rękę na brodzie, pewnie wydawało my się, że przez to będzie wyglądać inteligentniej. Całkiem możliwe, że mu się udało.-Jak myślisz, czy Violetta czuje do mnie to samo?
Brunet milczał. Czasem wydaje się to o wiele lepszym rozwiązaniem niż wypowiedzenie słów, które nigdy nie będę wystarczająco dobre. Jednak czasem cisza rani. Leonowi zostawiła dziurę w sercu. Wpierw łamiąc je po raz kolejny, na coraz mniejsze kawałki, znowu zmuszając je do wylewania krwawych łez.
Słusznie?


*********
Możecie mnie udusić. Znowu przekładałam w nieskończoność i znowu jestem za to na siebie wściekła. Mało tego znowu nie potrafiłam nic napisać. Tak czy inaczej wyszła mi kolejna katastrofa, którą jednak postanowiłam się z Wami podzielić, możecie sobie przy okazji wypalić oczy. xD
Ale mam do Was małą prośbę. :)
 http://amor-musica-pasion-violetta.blogspot.com/ Zajrzyjcie w link, może pozostawicie coś po sobie? Ola
na pewno się ucieszy. :)
 http://violetta-about-italians.blogspot.com/   Tymczasem do Fruci  też zapraszam. :)

Nowy wygląd. Niespodzianka. Nawet dla mnie. :D Wielkanocny prezent od Shoty, za który serdecznie dziękuję.♥

22 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Jestem!
      Piękne *.*
      Wiesz, że ja mogę poczekać na coś takiego? Ale i tak będę Cię pilnować :-P Możesz się już ponownie bać!
      Ach ta rodzina Jorga! Chyba można zaryzykować stwierdzenie, że prawie idealna.
      Leon i Violetta... Jesteś jedną z nielicznych autorek, w których wykonaniu lubię tę parę ;-)
      Anioł, aniołek.. Czasami Adrianek potrafi sprawiać dla mnie wrażenie małego diabełka! Bo raz, który im przeszkodził już?!
      I tak go uwielbiam.
      Lody... za każdym razem jedzenie... Zauważyłaś?
      Maxi, zdecydowanie najbardziej mądra na swój sposób i tajemnicza osoba.
      I nie, nie chcę Cię udusić :*
      I nie, nie jest to kolejna katastrofa, ale coś co uwielbiam czytać.
      I tak, szablon jest wspaniały.
      ( Uważaj,bo następne zdanie nie jest poprawnie złożone XD)
      Dziękuję za zapraszanie do mnie :*. Muszę skończyć następny rozdział, dzięki za przypomnienie XD
      Loffki

      Usuń
    2. Pilnuj, pilnuj córcia. <3
      Chyba można, przynajmniej na razie. :)
      Cieszę się kochanie Ty moje. ♥
      Nie wiem, nie liczyłam. XD
      Ja lubię jedzenie. :D A tak przynajmniej mogę połączyć moje umiłowanie do pisania z umiłowaniem do gotowania. :3
      Bo Maxi jest genialny. <3333333333
      Chcesz. xD
      Wierzę na słowo. :D
      Co nie? Też mi się podoba. <333
      A ja muszę wbić. :*
      Kocham, Soph ♥

      Usuń
  2. Jestę! Tak długo wyczekiwany rozdział...ale się opłacało czekać :D
    Zwlekasz z tym pocałunkiem i zwlekasz. Za chwilę cierpliwość stracę. ;D
    Myślę sobie i myślę, że ta 'przeszłość' jest niedawna, bo wygląda na to, że León dotąd Violi nie pocałował.. A moze się mylę? :S To jest tak genialne, że aż słowami się to nie da okreslić ;3 Boskie? Cudne? Piękne??
    León - prywatny anioł Violetty ♥ Doskonałe określenie <3
    Teraz wyczekuje rozdziału na drugim blogu. :D Latem w te i we wte xD
    Pozdrawiam <333 ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. :D
      Mam talent do zwlekania :3 Nie, nie mylisz się. Ogólnie ta cała przeszłość to będzie gdzieś około miesiąca, kiedy to Leoś z Violką zajmowali się Adriankiem. :)
      Nic tylko mu skrzydełka dorobić. :D
      Ściskam, Soph. ♥

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj, że czekaliśmy ;* Czekaliśmy i to długo, ale naprawdę się opłaciło! ♥ Rozdział jest cudny! ♥ Istne arcydzieło! ♥ Kochana Sophie Ty wiesz, że ja należę do Sophienators i jestem z tego dumna! ♥ Należeć do Twojego fanklubu do zaszczyt! ♥ Jesteś wspaniała i masz ogromny (naprawdę) talent, który pokazujesz w każdym rozdziale! ♥ W każdym rozdziale jest go coraz więcej, a ja mogę tylko Ci zazdrościć! ♥ Jest wiele blogerek, które piszą bardzo dobrze, ale Ty zaliczasz się już do grona tych najlepszych ♥ Bradzo dobrze opisujesz uczucia, tak ciekawie, potrafisz zaintrygować czytelnika ♥ Ogólnie podoba mi się sposób prowadzenia tego bloga - takie wspomnienia ♥ Na pewno tym też się wyróżnia i wymaga to kolejnych umiejętności ♥ Naprawdę za każdym razem mnie zachwycasz, a ja chcę więcej i więcej ♥ Kocham Cię bardzo ♥ Już nie mogę się doczekać nexta ♥ U Adriana tak słodko =D Leonetta po prostu owwwww *-* Ale ten Adrian ma wyczucie czasu xD ;D I szykują się wakacje ♥ No cóż xD Pozostaje mi tylko niecierpliwie czekać na nexta ♥ Całuję i pozdrawiam ;* /Katarina
      P.S.1. Przepraszam, ale nie potrafię nawet ująć w słowa Twojego talentu, Twoich umiejętności ♥ Przepraszam ;c
      P.S.2. Masz może GG? Jak coś moje: 23546106 =D Z chęcią bym z Tobą popisała ♥ Całuję ;*

      Usuń
    2. <33333
      Trzeba jakiś zlot Sophienators zorganizować. :D Fajnie byłoby spotkać tych wszystkich ludzi, którzy tutaj wchodzą. :)
      Ja się tutaj rozpływam, halo. XD
      Powinnam w pokoju sprzątać a tym czasem roztapiam się z tej miłości od Was. <333333333
      Uspokój się. XD Jeszcze trochę i serio zacznę płakać ze wzruszenia, serio. :D Beksa ze mnie. XD
      Postaram się odezwać kiedy tylko będę miała chwilkę albo kiedy będziesz dostępna, ale nie wiem kiedy to nastąpi, miejmy nadzieje, że jak najszybciej. :)
      Kocham, Sophie. ♥♥♥

      Usuń
  4. Piękny, Cudowny, Boski! Nie mogę znaleźć innych słów aby opisać ten kolejny świetny rozdział. Nowy szablon bloga Me Gusta :*
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie www.wielkie-tajemnice-zycia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      Zajrzę kiedy znajdę chwile. <3

      Usuń
  5. Jejku *o*
    Jakie cudo!
    Dopiero dziś odkryłam twojego bloga ale wiem że będę go czytać!
    Piszesz pięknie, masz ogromny talent!
    A ten rozdział to istne cudo!
    Wszystko tak cudownie opisujesz, dokładnie czuję się to co bohater, jeśli można tak powiedzieć.
    Naprawdę cudo!
    Bloga dodaję do ulubionych i na pewno będę tutaj często zaglądać!

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  6. JEJKU *-*
    Prawdziwe arcydzieło!
    Normalnie nie mogę się nadziwić, że Ty chodzisz do gimnazjum o.O
    Zazdroszczę, mega...
    Też chcę tak pisać!
    Ja się do Ciebie nawet nie umywam xd
    Czekam na next ;)

    Marthy ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga klasa, a co tam. :D
      Jeszcze tylko rok, tyle radości. *.*
      Jeszcze chyba nie trafiłam na Twojego bloga, ale nie sądzę żeby było tak źle. :)
      Dziękuję i całuję, Sophie. ♥

      Usuń
  7. Więc jestem, przepraszam za spóźnienie :)

    No cóż, rozdział był oczywiście i wspaniały. Bardzo cieszę się, że już go dodałaś, nie mogłam się doczekać :D

    Zazdroszczę ci talentu, Soph <3333

    I gdybyś mogła, to wpadnij do mnie na rozdział 9, jestem ciekawa twojej opinii :D http://przeciezmiloscjesttymcoczuje.blogspot.com/

    Kocham cię <333333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się cieszysz. :D
      Ty akurat nie masz mi czego zazdrościć. :P
      Wbiłam już, teraz muszę się za 10 zabrać. :)
      Yo tambien te amo. ♥

      Usuń
  8. Tyle czekałam na rozdział i w końcu się doczekałam :D Cudownie napisane. No i nie wiem co ja mam dalej pisać, że masz wielki talent to już wiesz więc nic dodać nic ująć. Życzę dużo dużo weny i mam nadzieję, że następny rozdział dodasz bardzo szybko bo nie mogę się doczekać ♥ Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      I też mam taką nadzieje, ale w tym tygodniu mój tata z Anglii przyjeżdża (w sumie to za trzy godziny powinien być *.*), więc nie wiem czy da mi usiąść to lapka, ale damy radę, jakoś. :D
      Całuję, Soph. ♥

      Usuń
  9. Kiedy dowiemy się dlaczego wyladowali w trójkę w łóżku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego nawet ja niestety nie jestem w stanie przewidzieć. :) Nie mam pojęcia jak rozłożą się następne rozdziały, jednak kiedy mniej więcej rozplanuje postaram dać Wam znać pod którymś z postów. :D

      Usuń
  10. Bla, bla, bla XD

    ^
    Szukałam sposobu żeby ambitnie i orginalnie zacząć xD Jestem najlepsza, no nie? ;D A tak poważnie to nie wiem co mi odwala XD Tak czy inaczej jutro mam sprawdzian z biologii i całroczny sprawdzian z niemca. Po prostu świetnie. Chyba nie wytrzymiem xD

    Rozdział.
    Wiesz co? Powiem Ci coś. Opóźnienie nie jest czymś tak złym. Nie jeśli nie jest zbyt długie. A poza tym na niektóre rzeczy warto czekać, wiesz? Tak, właśnie tak myślę o Twoim rozdziale. Weź, już się ktoś o to łóżko pytał. Tylko jedno im w głowach XD A tak w ogóle to kiedy to będzie? XD Dobra, nieważne.
    Jorge se jest szczęśliwy. Ma se rodzine. Kochającą żonę, cudownego syna. (A dom? Sam wybudował? A co z drzewem? ;D) Pełnia szczęścia. Miło przeczytać o czymś tak wspaniałym jak kochająca się rodzina. Niekażdy ma tyle szczęścia. Jeszcze lepiej się o tym czyta, gdy ktoś tak świetnie wszystko opisuje. A Ty se to kurdę potrafisz. I dobrze. Świetnie. XD
    No i to, czym potrafisz mnie najbardziej ująć za serce, a jednocześnie najbardziej zdenerwować. Leonetta. Wiesz co? Noż ile można? Ja WCALE się nie bulwersuję. Serio, nie. Już przywykłam do tego, że między nimi do pocałunku nie dochodzi, naprawdę. Pytanie tylko kiedy w końcu się to stanie? Bo kiedyś w końcu musi. Ja sobie poczekam. Nie myśl se, że będę Ci oto dupę truła cały czas, chociażbym mogła. Tak czy inaczej kiedy to się w końcu stanie to będzie święto lasu i tyle xD
    Sama ch scena była, nie powiem, urocza. Naprawdę urocza. Nie jakiś kolejny banał jakich wiele. Tylko coś orginalnego, a zarazem niezwykle prostego. Coś się w końcu ruszyło - jadą wreszcie w te góry xD
    Tak poza tym, ile jeszcze myślisz trzymać Natę i Violę w tej kawiarni? Chyba miesięczny zapas wyjadły xD Ktoś tam chyba zbankrutuje ;D
    Ale co tam. XD ich historia jest ważniejsza xD

    Dobra, wybacz, ale na tym zakończę swój marny i bezsensowny komentarz. Mam mało czasu i masę blogów do nadrobienia. W tym też. Ziemię. Także ten - bywaj xD Weny, żono, weny. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń ;D
    ~ se Twój mąż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że jesteś. :D
      Kiedyś. XD Nie no, serio nie wiem, ale w tych późniejszych rozdziałach, tak myślę. Zboczuchy wszędzie c'nie. ^^
      A o drzewie nie pomyślałam. :3
      Ty się nigdy nie bulwersujesz. <3
      Tralalala góry. ^^
      Park, kobieto park się szykuję. ;3
      Loffki mężu. ♥

      Usuń

Layout by Yassmine