W życiu jeden gest potrafi zmienić wszystko. Na lepsze albo gorsze. Ale to jest chyba jasne? Jak to, że trawa jest zielona, niebo niebieskie a komary irytujące. Jedna z podstawowych oczywistych naszego istnienia. Coś, z czego każdy powinien zdawać sobie sprawę.
Czarne albo białe. I nic poza tym. Przecież, jeden, szczegół nie może nic zmienić. Nie ma na nic wpływu. Nic nie znaczy. Nic.
Na pewno?
Na sto procent?
Jaka jest twoja odpowiedź?
Jaka?
I zamilkli wszyscy dookoła, zupełnie jakby miało to jakiś sens.
Jedno słowo, koniec, może zniszczyć, budowaną przez lata miłość.
Jedno zawahanie, może doprowadzić do utraty, drugiej połówki twojego serca. Bez którego nie możesz żyć, już nigdy.
Jedna decyzja, może spowodować własną, prywatną apokalipsę, przeznaczona tylko dla ciebie.
Jeden pocałunek, złożony na nie tych ustach, może skreślić wszystko, całe zaufanie.
Jeden dzień, może wywrócić cały świat o sto osiemdziesiąt stopni i utrzymać go, jak długo będzie chciał.
Jedna noc, może być ciemniejsza, niż ci się wydaje.
Jeden tydzień...
Jeden miesiąc...
Jeden rok...
Jedno życie...
Wciąż nic nie mogą zmienić?
Ach no tak.
Bo to diabeł tkwi w szczegółach.
Po kilku przystankach, zmęczeniu, drobnych sprzeczkach i zgubieniu drogi (dwa razy) w końcu dojechali na miejsce. Wysiedli z samochodu, prostując nogi. Och! Jak dobrze!
Verdas miał wiele talentów i zalet, ale nie był dobrym nawigatorem. Gubienie siebie, drogi i innych należało do tych specjalności, którymi nie lubił się chwalić i nie robił tego zbyt często. Ci, którzy go znali po prostu nie powierzali mu zadań ponad jego siły. A brak orientacji w terenie, chodź bzdurny, dobijał go. Jak wszystko, czego nie potrafił zrobić. Każda wada, którą zauważał była przez niego ledwo przetrawiana. Nienawidził za nie samego siebie. Naprawdę nie znosił.
Swoje wady zawsze ukrywał. Udawał, że ich nie miał. Typ perfekcjonisty, który nie może się mylić.
Nie ma takiego prawa. Nie dlatego, że jest najlepszy. Bo nie był. Nikt nie jest. Nic nie jest.
Musiał być silny, zawsze najsilniejszy . Leon był podporą dla wszystkich najbliższych, przy każdej okazji i przy każdym momencie.
Zawsze opanowany, zdystansowany, odpowiedzialny. Zbyt dorosły.
Czy właśnie to było największą skazą na jego duszy?
Sam nigdy nie prosił o pomoc. Chciał jej, wołał o nią każdego dnia przez zamknięte usta. Serce było temu winne, całe połamane, czekało na ratunek.
W końcu się go doczekało?
Podeszła do niego prostym krokiem, po pocierpniętych nogach nie było już śladu. Złapała go za rękę, tak jak robiła to kiedyś. Dokładnie tak, żeby znów poczuł się jak siedemnastolatek, niewidzący świata poza nią.
Jakby coś się zmieniło, Leon.
Tak samo, kiedy po raz pierwszy odważył się wziąć za rękę swoją jeszcze-nie-dziewczynę. Jak każdego dnia, kiedy byli razem. Bo żadne dwadzieścia cztery godziny nie były zmarnowane, kiedy wiedzieli, że są.
Poznali się i to był już wystarczający powód, aby swoją miłość mnożyć na wszystkie krańce świata.
Stał tak z głupim uśmiechem na twarzy, marząc o tym, żeby byłą tak z nim do końca życia i jeszcze dłużej.
Wcale nie był to głupi czy niemożliwy pomysł. Nie dla zakochanego po uszy Leona Verdasa.
Okazało się, że irytacja Violetty związku z kompletną dezorientacją Leona, była warta tego widoku.
Hotel przykuwał uwagę swym niebagatelnym rozmiarem, ale to zarys gór, drzew i kwiatów zapierał dech w piersiach. Ktoś, gdzieś szedł. Ptaki wciąż wdzięcznie śpiewały i wszystko było tak... wspaniałe.
Tutaj w tak pięknym miejscu, niebo było bardziej niebieskie, chmury bardziej białe i nawet oddech wydawał się głębszy.
Zanim wzięli jakiekolwiek walizki z auta, Leon jako ten dorosły gentleman ruszył przodem w kierunku recepcji. Wnętrze miejsca, w którym mieli spędzić następny tydzień nie rozczarował ich ani trochę. Adrian porażony urokiem tego miejsca, mało co, nie zgubił skarpetek. Oczywiście, obydwie innego koloru. Dla małych chłopców takie bzdury nie miały znaczenia, ważne, że miał coś na nogach.
Szedł za rękę z Violettą, ona zamiast podziwiać i cieszyć się z miejsca pobytu, myślała o tym, jak musi wyglądać.
Prawie trzydziestoletnia kobieta idzie z małym chłopcem za rękę. Wniosek był oczywisty. Verdas jednak co chwila, zerkając w ich kierunku, utwierdzał się w przekonaniu faktem oczywistym, że Violetta byłaby świetną matką. Powinna nią być.
Idąc dalej w stronę wybujałej wyobraźni, otworzył drzwi z napisem 'tata'.
Idąc dalej w stronę wybujałej wyobraźni, otworzył drzwi z napisem 'tata'.
Jakoś tak... Westchnął. Nie było to niemożliwe. Kiedy jeszcze był szczeniakiem z wybujałym ego, nierealnymi planami, z dziwną (lecz oczywiście uroczą) grzywką, z tysiącami możliwości, sądził, najwyraźniej błędnie, że w tym wieku, będzie mógł szczycić się swoją rodziną. Piękną żoną, którą miała zostać ta jedyna i swoją mniejszą kopią, może dwiema.
A teraz?
Nie miał nic. Kompletnie nic, oprócz nieodwzajemnionej miłości, która wcale nie była aż tak nieodwzajemniona, jak myślał, za każdym razem, patrząc na tą, jedną, jedyną, najpiękniejszą na świecie.
Ona, wielka gwiazda. A on? Zwykłe nie wiadomo co. Policjant, bawiący się w niańkę.
Racja, ich związek byłby idealny.
Dotarli do recepcji. Blat był drewniany, bardzo ciemny. Na nim po lewej stronie stała jakaś roślinka, może to był... Ach, coś krzaczastego.
Pani siedząca po drugiej stronie była szczupłą, młodą blondynką. Miała na sobie czarną bluzkę i prawdopodobnie ołówkową spódnice, do tego pewnie szpilki.
Trudno było ocenić z tej odległości. Ale czerwone usta skutecznie odwracały uwagę od wszystkiego związanego z nią, wliczając charakter, który był zdecydowanie przesłodzony.
-Pokój dwieście trzynaście i dwieście czternaście, tak jak pan sobie życzył, są połączone wejściem. W razie jakichkolwiek pytań proszę dzwonić do recepcji, numer sto jeden, coś jeszcze?
Oczarował ją uśmiechem numer sto czterdzieści trzy i wyraźnie usatysfakcjonowany porwał swoje towarzystwo na górę.
Violetta, przypominając sobie, że tylko snoby noszą okulary przeciwsłoneczne pod dachem, przesunęła je w górę, na swoje czarne włosy.
Nawet tak ufarbowana wyglądała jak ona.
Chyba zapomniała, że na tym świecie nie ma zakątku, które nie znałoby jej uroczej buźki albo głosu.
Głupie okulary, stały się włącznikiem cichej bomby, mającej już wkrótce wybuchnąć.
Wszyscy zobaczyli jej twarz, wszyscy wiedzieli. Leon, Vilu i Adrian, nie zauważając tej zmiany, szli dalej w swoją stronę do pokoju, w którym miała rozpętać się inna wojna, jednak o wiele przyjemniejsza w skutkach.
-O co się pokłóciliście?
-Nie pokłóciliśmy.-Natalia po raz trzytysięczny dzisiaj wytrzeszczyła oczy. Violetta i jej historie były dłuższe i bardziej pokrętne niż mur chiński. Ale równie ciekawe co, zachód słońca. Miały swoją specyficzną magię i przez to milej słuchało się tysięcy słów, wylewających się strumieniem z malinowych ust brunetki.
Potok pokręconych zdań zalewał Hiszpankę wciąż od nowa. Pomyślała, że wciąż jest ich za mało i są one bezbarwne. Chciała słuchać o wielkiej miłości jej i Leona, o tym jak do siebie wrócili, jak ona patrzy na niego, jak on obejmuje ją silnym ramieniem. Natalia miała chrapkę na piękną, przesłodzoną historię, nie melodramat.-Po prostu Leon nie rozumie znaczenia słów 'chce mieć osobny pokój', wyszło na to, że trafił nam się apartament z jednym dwuosobowym łóżkiem.
Czyżby jednak trafiła się jej komedia romantyczna?
-Już dobrze?-Nawet wtedy kiedy chciała go zabić musiał być taki słodki? Violetta, spokój. Raz, dwa, trzy, cztery, Leon, pięć, sześć, Leon, osie...Leon. Ech, nie.
Odezwij się w końcu, bo pomyśli, że jesteś jakaś nienormalna!-Piszczał ten wkurzający głosik w jej głowie, który potrafi dawać 'świetne' rady w każdej dziecinie życia, ale i tak go słuchała, następnie żałowała, a potem wmawiała sobie, że następnym razem będzie inaczej i zrobi to po swojemu. Bzdura.
-Oczywiście, Verdas. Przecież nie gryziesz, to tylko spanie razem.-Wywróciła oczami-Najwyraźniej Ramallo i jego rady z przestrzenią osobistą nie mają praktycznego zastosowania.
I znowu, cholerne wspomnienia wróciły.
Ale tylko na sekundę, migając im przed oczami i sprawiając, że zatęsknili za przeszłością, będąc w teraźniejszości i myśląc o przyszłości.
Powrót do 'teraz' nastąpił na tyle szybko, że ta chwila załamania, zdawała się nie nadejść w ogóle.
Po chwili zastanowienia, zgodnie, wcale ze sobą nie uzgadniając, zeszli na Ziemie po anielskich schodach.
-Może chodźmy na wycieczkę?
Ten pomysł wydawał się tak dobry, że nikt nie przypuszczałby jaki kataklizm może przywołać.
Wojna była tuż za drzwiami. Nacisnęli klamkę i radośni dzięki urokom życia zeszli w dół, do wyjścia.
Jeszcze chwila...
Śmiali się jakby na świecie zło nie istniało, jakby było tylko bajeczką wymyśloną, aby straszyć dzieci; nocnym koszmarem, potworem spod łóżka. Tym czego tak naprawdę nie ma.
Idealny świat, w pięknej aureoli z dobra. Cudowna iluzja, którą przerwały krzyki, światła i ludzie.
Rzucili się ze swoimi aparatami na uroczą trójkę, jak zwierzęta w cyrku. Rozpoczęli swoją eskapadę robienia zdjęć, krzyków i zadawania milionów pytań jeden przez drugiego. Adrian przerażony nagłym zainteresowaniem o mało nie rozpłakał się głośno, ale przypomniał sobie, że jest już dużym chłopcem, a duzi chłopcy nie płaczą choćby sufit waliłby się na głowę.
Violetta z trudem opanowała sytuacje, zabierając małego i Leona z powrotem na piętro do pokoju, żeby mogli przeczekać szturm.
Szybka analiza sytuacji: fotoreporterzy, całe mnóstwo zdjęć, ona, jakiś chłopak i dziecko.
Nie jest dobrze. A chodzenie w kółko i cisza panująca zbyt długo wcale nie pomagała.
Minęło trzydzieści minut, potem godzina i wciąż miała mętlik w głowie.
Minęło trzydzieści minut, potem godzina i wciąż miała mętlik w głowie.
Nie mając większego pola manewru, zadzwoniła do jedynej osoby, która mogła uspokoić jakoś szalejące tłumy.
-Ana? Tutaj Violetta, słu...
-Nic nie mów, zdjęcia są już w internecie.-Powiedziała menadżerka, zatroskanym tonem.
-Co ja mam zrobić?-Przeraziła ją bezradność z jaką wypowiedziała to zdanie. A może bała się tego, że była już w tej branży zbyt długo, aby nie wiedzieć, jak należy załatwić te sytuacje? Albo przerażały ją konsekwencje.-Przyjedziesz, prawda?-Ostatnia deska ratunku, której usilnie się trzymała.
-Jestem w drodze. Trzymaj się, kochana.
Wsparcie miała zapewnione, teraz trzeba znaleźć siłę, aby iść na przód z podniesioną głową.
Telefon bezwiednie opadł na ziemie, ręce same go wypuściły. Huk jego roztrzaskanych części przywołał ją do porządku. Wyszła z łazienki, do której weszła, aby zadzwonić, bez zdezorientowanych spojrzeń chłopaków.
-Adrian, idź do pokoju obok, muszę pogadać z wujkiem.-Pocałowała go w czoło, najczulej jak umiała. Sześciolatek bez oporu ruszył w stronę pomieszczenia.
-A ja?-Leon wskazał ręką na swój policzek, czekając na buziaka. Trzeba było jakoś rozluźnić napięcie.
Najwyraźniej pochwyciła jego myśli, bo obiema dłońmi chwyciła jego twarz i zbliżała się do niego powoli, bardzo powoli. Kiedy była tuż przy ustach (Skoro miała okazje go pocałować, dlaczego nie skorzystać?), zatrzymała się, nie spuszczając wzroku z jego zielonych oczu. Dawno nie widziała ich z tak bliska, zapomniała jak pięknie mieniły się szmaragdami.
Czuł jej oddech na swojej skórze i wargi tuż przy swoich.
Boże, za co.
Najwyraźniej pochwyciła jego myśli, bo obiema dłońmi chwyciła jego twarz i zbliżała się do niego powoli, bardzo powoli. Kiedy była tuż przy ustach (Skoro miała okazje go pocałować, dlaczego nie skorzystać?), zatrzymała się, nie spuszczając wzroku z jego zielonych oczu. Dawno nie widziała ich z tak bliska, zapomniała jak pięknie mieniły się szmaragdami.
Czuł jej oddech na swojej skórze i wargi tuż przy swoich.
Boże, za co.
Zbyt mała odległość ich dzieliła, żeby teraz ona po prostu przestała albo ktoś przerwał albo... Nie!
-Violetta, posłuchaj...
-Nie, teraz to ty słuchasz.-Jej głos zawsze sprawiał, że był potulny jak baranek.-Zdjęcia już są w internecie, moja menadżerka tutaj jedzie, ale to nie zmienia faktu, że możemy zrobić tylko jedną rzecz.
-Jaką?-Usta jej drżały.
-Będziemy musieli udawać parę i chyba czas się do tego przyzwyczajać, nie uważasz?-Chyba nie mogła, powiedzieć czegoś bardziej, bardzi... Tak oczywistego. Leon, nie stchórz.
Przytaknął, całując Violettę najbardziej namiętnie jak potrafił.
Wojna została wygrana?
-Violetta, posłuchaj...
-Nie, teraz to ty słuchasz.-Jej głos zawsze sprawiał, że był potulny jak baranek.-Zdjęcia już są w internecie, moja menadżerka tutaj jedzie, ale to nie zmienia faktu, że możemy zrobić tylko jedną rzecz.
-Jaką?-Usta jej drżały.
-Będziemy musieli udawać parę i chyba czas się do tego przyzwyczajać, nie uważasz?-Chyba nie mogła, powiedzieć czegoś bardziej, bardzi... Tak oczywistego. Leon, nie stchórz.
Przytaknął, całując Violettę najbardziej namiętnie jak potrafił.
Wojna została wygrana?
Natalia krzyknęła, zwracając na siebie uwagę wszystkich w parku. Ale kogo to obchodzi? Violetta całowała się z Leonem, to był wystarczający powód, aby starczyło jej sił na wycieczkę na księżyc i z powrotem, może jeszcze przy okazji na Antarktydę.
-Natalia, uspokój się!-powiedziała przez śmiech. W końcu Naty miała racje, sama z chęcią zaczęłaby skakać, krzyczeć, latać. Ale myśl o pocałunku była taka ciepła, że oddalenie się od Leona choćby milimetr dalej, skutecznie przytrzymywała ją na ziemi. Zawsze myślała, że kiedy odnajdzie swoją prawdziwą miłość będzie fruwać w obłokach, nie zważając na całe zło tego świata, jednak nie. Violetta stąpała twardo po rzeczywistości, ledwo wierząc w swoje szczęście, które jak to zwykle bywa było zakłócone przez jeden, mały szczegół, dostatecznie niszczący jej zaufanie. W końcu, wciąż pamiętała.
Jorge usiadł przy blacie w kuchni i popijał czarną jak smoła kawę, zegar wskazywał trzecią po południu, potrzebował czegoś, co utrzyma go na nogach.-Co robi mały?-zapytał żony, która postanowiła do niego zajrzeć.
-Zasnął, to był długi dzień.-Podeszła do niego, żeby wtulić się w jego umięśniony tors, ale to jej nie wystarczyło. Usiadła mu na kolanach, żeby być jeszcze bliżej. Pocałowała czule, tak jak lubił, tak jak robiła to od wielu lat.
-Co myślisz o tej całej sytuacji, Carmen?
-Myślę, że obydwoje się ogarną i w końcu przyznają, że są w sobie szaleńczo zakochani. Zupełnie tak jak my, mi amor. Dobrze wiesz, że Leon nie umie bez niej żyć, a Violetta nie widzi świata poza nim. Mają tak odkąd się zobaczyli.-Pogładziła dłonią jego policzek, Jorge wpatrywał się w swoją żonę z pospolitym sobie uwielbieniem. Była piękna niczym anioł, zwiastujący dobro. Tak bardzo ją kochał, tak mocno sprawiała, że chciał żyć, zawsze wierzył, że następny dzień będzie lepszy, bo ona była tuż na wyciągnięcie ręki.
-Uspokoiłaś mnie, kochanie.
I tak siedzieli razem, zachwyceni swoim towarzystwem.
Do końca razem, zawsze, na wieki.
Fantastyczne, słońce ;*
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekac się następnego rozdziału.
zapraszam, u mnie nowy OP
Cathy
Dziękuje. <3
UsuńZajrzę. ♥
Piękne! :)
OdpowiedzUsuńIdealne i zjawiskowe! <3
Czekam z niecierpliwością na kolejny! :**
Dziękuje. :)
UsuńBoski rozdział !!!
OdpowiedzUsuńBoże jak cudownie Leon pocałował Viole :D Może i będą udawaną parą, ale i tak wiem, że oni się na prawdę kochają <3 I nic tego nie zmieni już nie mogłam się doczekać tego rozdziału i tu nagle się pojawił :* Mam nadzieje, że będzie tak jak mówi żona Jorge :) Viola i Leon na zawsze razem Leonetta <333 Czekam na next'a !
Pozdrawiam :***
Na razie udawaną, trzeba to podkreślić. :D
UsuńDziękuje za komentarz i ściskam, Soph. ♥
Mmmmmm geniusz :*
OdpowiedzUsuńDziękować. <3
UsuńNareszcie !!!! warto bylo czekac 13 rozdzialow na ten pocałunek. Rozdział świetny jak zawsze, teraz z niecierpliwoscia czekam na rozdzial na 'ziemi'
OdpowiedzUsuń~R
Dziękuje. :)
UsuńJestem w trakcie pisania. :D Będzie wkrótce. :3
Co tu dużo mówić...genialne!
OdpowiedzUsuńJak León pocałował Violettę mało co się z radości nie udusiłam :D
Jestem tak zmęczona i oklapnięta, że chyba nie napisze nic sensownego :P
Ah, te wspomnienia.. Przeraziła mnie troche myśl Violi '' [...]...mały szczegół. dostatecznie niszczący jej zaufanie. W końcu, wciąż pamiętała.''
Główkuje i główkuje, co ten León w tych górach takiego strasznego zrobił..
Ale skoro Carmen mówi, że się obydwoje się ogarną i wyznają sobie co czuja, to jestem spokojniejsza xD
Awww...Leonetta...usta-usta...:**...;D
Leon jako policjant bawiący się w niańkę, hm..ciekawie :D
Życzę dużo weny i pozdrawiam C;
Ale żyjesz? :D
UsuńW górach? Nie, trzeba cofnąć się trochę bardziej w przeszłość. ;)
Spokojnie, to się wyjaśni. :>
Leoś policjant, jestę geniuszę. XD
Dziękuję i ściskam. ♥
Jestem, jak obiecałam ;) Ale też będzie krótko -.-
OdpowiedzUsuńNo dobra.
Pocałowali się hyhy xD Ja wiedziałam, że to się kiedyś stanie, a teraz jeszcze będą parą no czego chcieć więcej?
No dobra, udawaną parą. Ale parą! :D
Czekam na kolejny, kocham <3
Udawaną, udawaną... No powiedzmy. XD
UsuńAle ja nic nie mówię, żeby nie było. :D
Kocham. <3
Pocałowali się!! Oby tylko sobie wszystko powiedzieli, a nie ściemniali, że to gra.
OdpowiedzUsuńKonstruktywny komentarz później.
Także ten, zajmuję;***
W końcu wiem o jakie artykuły chodzi, ale to chyba jeszcze nie koniec problemów, nie? Bo coś kiedyś wspominałaś o jej wyjeździe, czy coś przez te pisma, a tu na razie odgrywać będą zakochanych. Też mi sprawdzenie zdolności, skoro serio się kochają. Nie będą mieli z odgrywaniem 'roli' żadnego problemu. Chyba, że będą się obawiać, aby nie posunąć się za daleko, bo przecież dla drugiej osoby są 'tylko przyjacielem/przyjaciółką'. Masakra. Niech sobie spokojnie usiądą i wyjaśnią wszystko. Przecież musi im się ułożyć. Nie możesz kazać nam czekać tyle, ile na Teraz wiem... Czy Ty wiesz jak to szkodzi naszej psychice? :D Dobra, przesadzam.
UsuńAle serio mam nadzieję, że tu prędzej będą razem. Rozdział świetny, ale to norma.
Buziaki :*
Koniec problemów? Zabawne. XD Wyjazd będzie w swoim czasie. :) Ale spokojnie, jak będzie Leonetta to przecież nie będę niszczyła sielanki, przynajmniej nie do końca. :)
UsuńNie będziecie tak długo czekać, nie ma opcji. :D I tak przyspieszyłam akcje, bo już sama wytrzymać nie mogłam. xD
Ściskam. ♥
Ponownie się z Tobą witam :) Nie powiem, pomysł na to opowiadanie jest oryginalny, przyznaję. Bardzo emocjonuję się opowieścią Violetty, gdy ją czytam i muszę wyglądać przed laptopem podobnie jak Naty (zresztą, moim skromnym zdaniem zauważam jakieś delikatne podobieństwo wyglądu między nami). Gdy przeczytałam o pocałunku, moje czarne loki podskakiwały we wszystkie możliwe strony, co tylko jest dowodem na to, jak bardzo zżyta jestem z bohaterami książek, czy opowiadań, które pochłaniam w ilościach, które ewidentnie napawają moją kochaną mamę przerażeniem :)
OdpowiedzUsuńMuszę też dodać coś jeszcze. Mały Adrian z Twojego opowiadania jest jednym z niewielu dzieci, które mnie nie denerwują, a uwierz, to naprawdę jest dla mnie coś nowego. Ale może zbiera plusy tylko dlatego, że nie istnieje w świecie rzeczywistym? No dobrze, nie zadręczam Cię takimi głupotami! ;)
Aussie :)
Aha! Zapomniałam! Zapomniałam napisać coś o związku Carmen i Jorge. O parze tej bardzo lekko i przyjemnie mi się czyta. A co ciekawe, im jestem starsza (no nie, znowu zaczynam!), tym większą niechęć odczuwam do małżeństw. No ale to są takie moje życiowe przemyślenia, którymi szokuję członków rodziny, więc nie będę się o tym rozpisywała u Ciebie na blogu, no bez przesady :) W każdym razie podoba mi się to, jak wykreowałaś ich postacie. W świecie par, które ja znam, rzadko kiedy spotykam takie wzajemne oddanie i miłość, jak u Twoich bohaterów. No ale wiadomo, w fikcji literackiej zawsze znajdzie się coś, co chcielibyśmy przenieść do naszego świata, a tak się niestety nie da ;)
UsuńAussie :)
Miło mi po raz drugi. :)
UsuńKochana mama jest przerażona? Znajome uczucie. Nawet bardzo, zwłaszcza kiedy orientuję się, że światełko w pokoju świeci się po godzinie 23, a mnie w żaden sposób nie ciągnie do łóżka.
Tak, Adrian jest naprawdę złotym dzieckiem w porównaniu z maluchami, z którymi mam często kontakt. I gdzież to są głupoty? :)
Ja szokuję moją rodzinę wegetarianizmem, znając ich takiego news'a by nie znieśli. xD
Sama nie mam zbytnio do czynienia z bardzo szczęśliwymi parami, więc sama nie wiem skąd bierze mi się pomysł, na nich. Ale to tak na marginesie. :)
Soph. <3
Cóż, obecnie jest nawet nieźle, muszę przyznać. Gorzej było te sto lat temu, jak byłam w podstawówce - wtedy zdarzało się nie raz, nie dwa, pukanie do drzwi i prośby o pójście spać. Nie, żeby były skuteczne... ;) Mama z czasem musiała się po prostu z tym pogodzić, szczególnie, że sama książek nie tyka. ^^ (jak tak można? :O)
UsuńWegetarianizm? Podziwiam! Ja bym chyba tak nie mogła, za bardzo mnie od dzieciństwa do mięsa w domu przyzwyczajali. ;)
No ja właśnie też nie. Ale wiadomo, wyobraźnia może wszystko, jeśli tylko sprawnie działa :)
Aussie :)
Ja aktualnie przechodzę fazę "Idź w końcu spać, ja za ciebie nie wstanę". Książki jako tako zaczęłam czytać dopiero piątej klasie, za sprawą serialu. Powiedziałabym, że dość dziwnie.
UsuńNie zapominając o tym, że aż do przedszkola zmuszałam wszystkich żeby czytali mi przed snem. :)
Nie wiem jak tak można, moja mama już tego nie robi. Nie raz się nasłuchałam, jak to ona pochłaniała wszystko, co miało ogrom słów. xD
Z mięsożerną siostrą, nie jest to łatwe, ale jeżeli ktoś się zbuntuje, czemu nie? Nigdy mięsa nie lubiłam. ;)
Osobiście wytrzymałam już 1,5 roku i jak na razie nikomu nie udało się na mnie wpłynąć. Ma się silny charakter. :D
Tak, wyobraźnia to jeden z najlepszych prezentów od losu.
Sopciak. <3