Wiara jest pojęciem absolutnie względnym. Wiara jest indywidualnością. Wiara jest niewidoczna. Wiara jest własnym wyrzutem sumienia. Wiara jest Twoja. Wiara jest jedna. Wiara jest inna.
Wiary nie widać. Żadnej ważnej wartości życia nie można dotknąć. Miłość, szczęście, przyjaźń, wierność, radość. Pragniesz ich najbardziej na świecie, ale nie potrafisz ich znaleźć, nie umiesz dotknąć, nie masz szans zobaczyć.
To dlatego wszyscy twierdzą, że to coś tak niesamowitego.
Społeczeństwo jest święcie przekonane, że bez miłości, bez którejkolwiek z tych gwiazd życia, człowiek nie może być spełniony, nie ma takiego prawa. Chyba, że jest psychopatycznym mordercą albo zadufanym w sobie narcyzem, któremu oprócz lustra do całkowitej euforii potrzeba góry zielonych banknotów. Psychopatyczni mordercy raczej nie przejmują się wiernością czy też szczęściem. Pewnie nie zdają sobie nawet sprawy, że takie coś ma prawo bytu. I to dużo większe niż oni.
Kiedyś wierzono, że świat jest płaski, czyli wiara nie nie jest do końca rzeczą nieomylną.
Jakby coś mogło być.
Jak ją scharakteryzować?
Takie nie wiadomo co, przychodzę od naszych rodziców, zależne od naszego położenia geograficznego, przynajmniej w większości. Dla jednych jest całym światem, podstawą funkcjonowania. Dla drugich ciążącym na barkach obowiązkiem.
Pomimo tych wszystkich zawirowań, wszystkich "tak" i "nie", wszystkich za i przeciw, każdy wierzy. Nawet niewiara w Boga jest wiarą w jego nieistnienie.
Ana, menadżerka Violetty, dotarła do hotelu jeszcze przed zachodem słońca. Oczywiście, cały szereg ludzi z aparatami nie omieszkał się przeoczyć się tak nieistotnego szczegółu.
Przyjechała tutaj tylko po to, żeby ratować tyłek Violettcie, prawda? W końcu od jej kariery zależna była dalsza przyszłość kobiety.
Taki gwiazdorski łańcuch pokarmowy, tylko dużo bardziej brutalniejszy niż ten w przyrodzie. Ludzie to nie zwierzęta. Musieli doprowadzić go do stanu odpowiedniego dla ich ambicji.
Czyli wszystko musiało mieć większy rozmach, krew musiała lać się częściej, słowa miały być okrutniejsze a uśmiechy bardziej fałszywe. Doprowadzili do zwykłej sobie przesady, jak zawsze.
Show trwa bez względu na ilość straconych głów.
Przyjaciółka Violetty, weszła do hotelu, pewnym krokiem w czarnych szpikach, w których nawet stanie wymagało dużego wyczucia równowagi. Błyski tych wkurzających światełek, potrafiły tylko i wyłącznie dolać oliwy do ognia. Pożar wymknął się spod kontroli. Czerwone iskierki dopadały coraz więcej duszyczek, które coraz zachłanniej oczekiwały ratunku - wody.
To Ana był strumieniem, który okiełzna syczące gorącem płomyki?
Absolutnie bez żadnego słowa, bez ani jednego 'przepraszam', przecisnęła się przez tłum, jakby był tylko ciężką mgłą, której kropelki mogą co najwyżej osiąść na skórze. Była jak samotna góra, u szczytu, której blade chmury łapczywie łapią się szczytu.
Pytania, masa pytań tylko odbijała się od jej uszu. Nie miała zamiaru sama stawiać czoła pasożytom, czekającym na jeden upadek. Tylko jeden.
To nie było jej przyszłość. Ona była tylko zesłanym aniołem, który miał pomóc ją uformować. Nie była bohaterką tej historii, była jej autorką. Przynajmniej częściowo.
Weszła do windy i pustym wzrokiem, patrząc się na tych wszystkich idiotów, marzyła o liście z Hogwartu; o ugryzieniu pająka albo o ojcu Posejdonie.
Cokolwiek żeby spłynęła na nią jakakolwiek siła. Coś, dzięki czemu jednym skinieniem palca mogłaby załatwić cały margines społeczny zwany paparazzi.
Jednak nawet nieustana w wiara w taką ewentualność spełzłaby na niczym.
Nie każda wiara jest słuszna. I nie każda jest potrzebna.
Kiedy winda ruszyła poczuła dziwny rodzaj ulgi, choć przez sekundę ich nie widziała. Jeszcze przez chwile może się martwić. Jeszcze przez moment.... Drzwi się otworzyły i znów trzeb było założyć skorupę. Znów trzeba było być silnym.
Wszystko, żeby jakoś utrzymać równowagę.
Pokój Violetty i Leona, nie znajdował się głęboko we wnętrzu korytarza. Wciąż zmartwiona, lecz jak zwykle opanowana, podeszła do brązowych drzwi. Drzwi jak drzwi, nic szczególnego i trzy razy uderzyła delikatnie pięścią. Do środka wpuścił ją mały chłopczyk, którego widziała na oczy pierwszy raz.
-Ty musisz być Adrian, prawda?-Nie lubiła dzieci, ale szatynka miała racje - mały wydawał się strasznie sympatyczny.
-A pani tą super bohaterką, która uratuje cały ten bałagan?
Już zaskarbił sobie jej serce. Kto powiedział, żeby wszystkie dzieci wkładać do jednego worka? Może gdzieś jeszcze są małe aniołki, które swoją słodyczą sprawiają, że ten świat nie jest taki zły.
-Cześć, jestem Leon. Leon Verdas.-Zza pleców małego, pojawił się wysoki mężczyzna o brązowych włosach. Wysoki, umięśniony i.... bardzo przystojny.
Ale zajęty, Ana. ZAJĘTY. No, nie do końca.
-Hej, Ana, ale to pewnie już wiesz. - I ten piękny uśmiech. - Co z Violą?
Jesteś tu dla niej, tylko dla niej. Pamiętaj.
-Ze mną wszystko w porządku, serio. - Odezwał się, zachrypnięty głos z drugiego końca pokoju.
Nie było z nią najlepiej, ale też nie najgorzej. Podniosła tyłek z wygodnego fotela i podeszła bliżej gościa. Przytuliła się do swojej menadżerki, którą po tych wszystkich latach wspólnej pracy traktowała jak przyjaciółkę. Została w jej ramionach tylko na chwile. Obok niej nie było tak bezpiecznie jak przy nim. Nigdzie nie było bardziej bezpiecznie.
Castillo oczywiście stanęła obok Verdasa i wtedy jej twarz natychmiast pojaśniała, wystarczyło jedno spojrzenie. Tylko jedno.
Brunet objął ją ramieniem i czule pocałował w czoło. Razem wyglądali jak idealnie dopasowane kawałki puzzli, trochę poobdzierane, gdzieniegdzie obrazek na nich niemal całkowicie się starł. A one wciąż trzymały się mocno i nikt nie powinien myśleć o ich rozdzieleniu. O ile w ogóle byłoby to możliwe.
Idealnie dopasowane fragmenty. Teraz. Zawsze. Wiecznie.
-Damy radę.
Przytaknęła.
Ale jedno pytanie wciąż odbijało się echem po hotelowych ściankach. To jedno pytanie wciąż siało niepewność w przekonanych sercach; miało siłę przebicia, którą tak spektakularnie mordował skomlącą nadzieje; pastwiło się nad nią, biorąc z tego zbyt okrutną rozkosz, zbyt nienormalną; i wciąż tak ciężko oddychało, zastraszając; było za bardzo natarczywe; ono po prostu b y ł o . I bez tego przedstawienia, BYŁO.
Naprawdę w to wierzysz?
Parę, paręnaście godzin strachu później...
Nie było tak źle. Noc, o dziwo zagłuszała swoją ciemnością pytania pytanie.
Miękka poduszka, świeże powietrze, ciepła kołdra i szczypta zmęczenia kusiły razem z łóżkiem do długiego i słodkiego snu. Skorzystał z zaproszenia z pełną premedytacją. Miał dość tych wszystkich niby-problemów dorosłych. Przecież byli razem, czego się bali? Potwora spod łóżka? A może tego groźniejszego, z szafy?
Istnieją jeszcze inne straszne stwory?
Te w koszmarach.
Ale Adrian nie miał złych snów, nie wiedział co, to koszmary. Morfeusz obdarował go od urodzenia cichym, spokojnym snem z szczęśliwym zakończeniem.
I wkrótce znowu porwał go w swoje złote sidła i znowu zaprowadził do złotej krainy w złotym świecie.
Ścianę albo dwie, dalej...
-Co sądzisz o Anię?
Pułapka?
-Jest... miła. - Więcej pewności siebie, Leon. - I nawet ją polubiłem. - Utonę?
W końcu kobieta nie należała do brzydkich i kto jak kto, ale Violetta to dostrzegła. Ana była długonogą blondynką, jedną z tych uwielbianych w liceum, jedną z tych idealnych panienek, które zawsze dostawały czego chciały. Miała drobny nosek, pod którym odpoczywały małe usta. Głos miała przeciętny, na szczęście nieskrzekliwy. I miała niezły... tupet? A na pewno styl i doskonale wyczucie równowagi, najprawdopodobniej też wysoki próg bólu. W tak wysokich szpilkach nawet Herkules nie wystałby trzech minut, nie mówiąc o chodzeniu. Inną sprawą jest, że buty musiałby być robione ręcznie na tak prawdopodobnie wielką stopę.
Verdas, w pewnym stopniu ją podziwiał i zazdrościł. Przez tyle lat miała Violettę u swojego boku, on mógł jedynie podziwiać ją na zdjęciach.
Ale przecież jej tego nie powie. Ma jeszcze trochę życia przez sobą.
-No tak... Dobranoc, Leoś.
Leoś, czyli nie jest tak źle. Odetchnął z wyraźną ulgą.
Uratowałem się.
Ulga odeszła w zapomnienie, kiedy tylko odwróciła się do niego plecami.
No tak...
Jakiś czas temu, (godzinę, trochę mniej) odrobinę poprzytykali się o miejsce do spania. Adrian, miał swój pokój, więc problem po części sam się rozwiązał. Jednak duże (naprawdę wielkie!) małżeńskie łóżko, odrobinę komplikowało sprawę. Było czarno-czerwone z truskawkowym baldachimem, dookoła. I cholernie wygodnę.
Chcieli spać razem, ale nie mieli zamiaru wypowiedzieć tego głośniej niż w myślach. Propozycje spania na podłodze, w fotelu i wynajęcia drugiego pokoju było dziwną formalnością, aby obydwoje zgodzili się spędzić (nie)razem tę noc, w jednym pokoju, na jednym łóżku, przy swoich sercach.
Rozum musiał dopowiedzieć swoje trzy grosze i oznajmił, że będą spali do siebie plecami żeby było... mniej niezręcznie, cokolwiek miało to znaczyć.
-Dobranoc, Vilu.
I odwróciła się od niego, ale on nie potrafił więcej tego zrobić. Patrzył na nią i siłą powstrzymywał się, żeby nie dotknąć jej jasnej skóry.
Nie mógł.
Szatynka wyczuwała jego wzrok, jak zawsze. Był taki ciepły, był ulubioną iskierką w jej sercu. Tą najbardziej pożądaną.
Odwrócić się?
Zrobiła to i znalazła się tuż przy jego twarzy, blisko, ale wciąż za daleko od jego słodkich ust.
-Pamiętasz moje łóżko z baldachimem, to fioletowe, po remoncie w moim pokoju? - Uśmiechnął się w odpowiedzi, doskonale pamiętał. Poza tym wiązało się z nim pewne wspaniałe wspomnienie. Część ich wspólnej drogi. - Pomyślałam, że... - Ona mówiła o...?-Mógłbyś opuścić zasłonki? Wiesz jak lubię tak spać.
Czyli nie chodziło jej o to, co jemu.
Gratulacje, palancie. Jesteś większym idiotą niż myślałem.
Spełnił jej prośbę i położył się jeszcze bliżej niż wtedy. Do perfekcji brakowało jeszcze wielu schodów, ale u ich szczytu... Jak daleko do tych drzwi? Do rajskiego przejścia?
I znowu zostawiła go z widokiem swoich pleców, ale tym razem porwała ze sobą jego rękę. Zdziwił się, ale przytulił ją do siebie, tak jak chciała. Spletli palce razem i w sumie mogli by tak zasnąć. Tylko po co? Po co kończyć coś tak przyjemnego?
Boże! Jedno ramiączko od piżamy (albo raczej cienkiej szmatki, nie było jej zimno w czymś takim?) zsunęło się z jej ramienia.
Dasz radę powstrzymywać się dalej, Leon?
-Naprawdę chcesz udawać, Violetta?
Nie. Nie udało się.
Nie odezwała się słowem. Puściła jego ciepłą rękę i nie zważając na zimne panele, wstała z łóżka i prostym krokiem podeszła prosto do okna.
-Violetta, ja...
-Nie, nic nie mów.
To nie była prośba, tylko twardy rozkaz, który nie oczekiwał sprzeciwu.
Ale nie kazała mi nie podchodzić do siebie.
Szatynka zdążyła usłyszeć tylko chrzęst sprężyn i prawie od razu poczuła jego oddech za sobą. Nieśmiało położył ręce na jej biodrach i powoli złączył je ze sobą. Otulił ją całą sobą, a brodę położył na jej ramieniu. Oczywiście nie obyło się bez pocałunku w szyje, które tak lubiła.
Słodko, naprawdę uroczo Leon. Myślisz, że takim tanim chwytem mnie przekonasz?
Miałeś racje.
-Nie mam na to ochoty.
Pocałowała go, najbardziej zaborczo jak tylko potrafiła. To i tak było za mało.
Jedną ręką przeczesywała burzę jego czekoladowych włosów, nienawidził tego, ale ona kochała dotykać każdej części jego ciała.
Leon usilnie starał się być grzeczny i trzymać się tylko jej bioder. Udawał świętego, jak zawsze. Jednak po krótkiej chwili (które teraz nie były czasem, nie istniały, zegar nie tykał, byli tylko oni) nawet jego opętała mroczniejsza strona.
To już nie był tylko pocałunek.
To było pożganie z przeszłością i powitanie przyszłości. W między czasie chłonąc teraźniejszość.
Wątpliwości jednak wciąż chowały się za gorącem ich ust.
Kiedy o tym mówił, zupełnie nieświadomie zmieniał swoją minę na dużo spokojniejszą i weselszą. Natomiast w kącikach oczu pojawiły się słodkie zmarszczki, na światło dzienne pokazały się dołeczki, tak skrupulatnie podziwianie w ostatnich dniach przez Violettę.
Przyjemny widok dla najlepszego przyjaciela.
-Dziwie się, że wytrzymujesz ze mną tyle czasu. - Oznajmił Maxi, całkiem niespodziewanie. Co to miało znaczyć?
-Przepraszam, ale to ja nawijam tutaj od kilku godzin o mojej... - Dziewczynie?- o twojej przyjaciółce. Nie zapominajmy, że w Studio byłeś w niej zakochany przez dobry tydzień. Ale jak to mówią stara miłość nie rdzewieje.
Nie zapominajmy, że dostanie butelką wody w twarz boli, o czym przekonał się Verdas. Zasłużenie.
-Uważaj, bo cukier mi podskoczy i co zrobisz?
-Wyjdę, żebyś nie tonął w mojej słodyczy.
-Cholera, spieprzaj Verdas.
Jak pan sobie życzył szatyn zawędrował raźnym krokiem do sypialni. Pora na spanie?
Kiedy wrócił było jasnym, że nie zwali swojego wielkiego cielska na dość... artystycznie ułożoną pościel. Nie przyszedł sam, miał w ręku coś, co wyglądało na... Zaraz, album? Nie taki zwykły.
To dzieło Natalii, zrobiła takie cztery.
Jeden dla Diego (mieli przez chwile jakiś moment, który skończył się wraz z nadejściem prawdy, bolesnej, ale koniec to koniec i nic nie wywróci go, aby powrócił do początku, wtedy koniec nie miałby sensu), drugi dla siebie, trzeci dla Leona (zlitowała się nad biedaczyną w szpitalu, oj jaki Maxi był wtedy zazdrosny) i dla swojej najlepszej przyjaciółki - Violetty. Ten pierwszy później został przekazany Pablo - Dieguito, usilnie próbował nawet na sam koniec wciskać wszystkim kit o swojej nienagannej postawie. Przynajmniej dzieło narzeczonej Ponte nie wala się gdzieś po brudnych kątach.
Albumy pozornie takie same, były różne w środku, ręcznie robione przez Naty, na zakończenie szkoły. Włożyła w to mnóstwo wysiłku i serca, ale opłaciło się. Ich najgorszo-najlepsze lata zostały udokumentowane na kilkunastu kolorowych kartkach. Piękna pamiątka, o której Leon, starał się zapomnieć.
Nie wyciągał tego od... Właściwie od nigdy.
Było tam za dużo zdjęć, wspomnień. Lara, Violetta, Diego... Wszystko wracało.
Musiał być w prawdziwie szampańskim nastroju.
Musiał naprawdę zmierzyć się z przeszłością.
-Jesteś szczęśliwy. - Odezwał się Maxi, przeglądając pojedyncze kartki. Dużo wspomnień. Nie za wiele?
-Nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Wierze, że teraz wszystko będzie dobrze. Mam wrażenie, że zło nie istnieje, ciemność znika. I nawet German z tym wzrokiem 'nie dotykaj mojej córki' wydaje się tylko smużką dymu. To źle?
-To znaczy, że się zakochałeś, idioto.
Maxi to prawdziwy skarb. Takie złote cudeńka najlepiej zakopywać kilka metrów pod ziemią.
Gdzie moja łopata?
______________________Witam państwa i przepraszam (jak zwykle), że tak długo.
W ogóle, chcecie newsa? :D
Nie wiem, czy to przez gorączkę i łupiącą mnie głowę (dlatego uwaga, to u góry może być bezsensu), ale uważam, że czternastka to do tej pory najlepszy rozdział na Saberze (co nie znaczy, że dobry, ale pomińmy to, okej?)
Tym razem w szczególności chciałabym przeprosić Was za błędy, sprawdzałam, ale wiecie dysleksja + gorączka to nie jest dobre połączenie.
I kolejne pytanie do Was, (całkiem jak na Ziemi, tylko nie do końca XD), czytacie coś szczególnego w te wakacje, macie jakieś książki na oku? Ja osobiście mam 20 pozycji, jestem ciekawa, czy mi się uda, zobaczymy. :) Dajecie, chwalcie się. :D
Ściskam, kocham i całuję. ♥
Zajmuję i wracam!
OdpowiedzUsuńAleż proszę. :D
UsuńOMG, to jest świetne! Ale o tym juz wiesz, c'nie? :D
OdpowiedzUsuńDysleksja + gorączka = przepis na sukces xD ♥
Ana sie zaleca do Leona - wiedziałam, że cos namieszasz ;D
Leon i Violetta coś razem w sypialni świrują - oby tak dalej <3 xD (Dobre by było gdyby nagle Adrian wparował ;3)
Właśnie, Adrian, Adrian...zasłodził mnie ♥
Sorry za moją ''nierozgarniętość'' komentarza, ale wstałam z łóżka za względu na wakacje pięć godzin przedtem a jest już po dwudziestej xD
Uwielbiam czytać ''relacje'' z rozmów Maxiego i Leona C:
Zasłodziłaś tym rozdziałem juz doszczętnie mój dzień ( szkoda, że już go tak mało zostało xD)
Całuje i pozdrawiam :**
Skoro to taki sukces, wypadałoby częściej mieć tę gorączkę. XD
UsuńJa jeszcze nie zdążyłam namieszać, spokojnie. :D
Adrian przerwał im już zdecydowanie zbyt wiele razy, niech się trochę pomiziają w spokoju. ^^
W takim razie nieźle. Nawet ja tak długo nie śpię. No dzisiaj wyjątkowo wcześnie bo o 8 już miałam otwarte paczadełka, to na pewno, przez tą moja gorączkę. XD
♥
Ależ trafiłam ;) Weszłam odruchowo, a tu proszę, nowy rozdział, który tak przyjemnie się czytało. I miało sens, oczywiście, że go miało. :) (Czy tu przypadkiem nie wyszedł mi jakiś denny rym? Nieważne ;)
OdpowiedzUsuńJestem osobą, która zdecydowanie zwraca uwagę na szczegóły, nad którymi inni nie skupili zapewne na dłużej swoich myśli. Choć może się mylę? Dobrze, nie dodaję nic od siebie, tylko przechodzę do sedna sprawy, bo komentarz wyjdzie mi długi jak rozdział - w sumie czy to źle? Lubię pisać długie komentarze. Oj, muszę się ogarnąć! :D
W każdym razie, co to ja chciałam napisać... aha, już wiem! To będzie jeszcze o tych moich szczegółach. Wyśledziłam dobre zdanie. Naprawdę bardzo dobre. Pozwolę sobie zacytować : "Nawet niewiara w Boga jest wiarą w jego nieistnienie". Nigdy tak tego nie określiłam, a ty dałaś mi materiał do przemyślenia, naprawdę. :) Ale najlepiej będzie, jeśli pominę moje opinie religijne i przejdę dalej. :) Kolejny szczegół - wzmianka o Hogwarcie, no i mnie porwałaś totalnie! Gdziekolwiek pojawia się jakieś odniesienie do świata magii i czarodziejstwa stworzonego przez Queen Rowling, tam ja po prostu wariuję i nie potrafię się uspokoić. To coś więcej niż fanatyzm, zdecydowanie więcej. Szczerze mówiąc ja sama cały czas czekam na list z Hogwartu - możesz się śmiać, ale nawet często o tym myślę. :) Mimo, że ukończyłabym właśnie ostatni rok, to wciąż mam nadzieję, że otrzymam zawieruszony latami list i będę się mogła przenieść do mojego wyśnionego świata... (Pewnie myślisz teraz o mnie, że jestem nienormalna i kto był na tyle głupi, żeby udostępnić mi coś tak niebezpiecznego jak Internet, co? Cóż, nad tym również ja sama się zastanawiam :)
No ale tak naprawdę to wszystko są niewiele znaczące rzeczy w porównaniu z Twoją Leonettą. Mimo, że Violetta tak strasznie mnie irytuje, denerwuje, drażni i ughmm... dobra, nieważne... to jest to dla mnie jedyne połączenie, jakie pasuje do tych postaci. Żadna Leonara, Dieletta albo co gorsza Tomasetta, czy co tam jeszcze było. ;) I sądzę, że i tak długo byli opanowani i hm... wstrzemięźliwi? To chyba dobre określenie ;) Piękny pocałunek, piękna scena, piękne otoczenie. I tylko dziennikarze przeszkadzają, ale im to się w końcu kiedyś znudzi, prawda? Sława przemija, nie będą wiecznie cykać fotek Vilu (co innego Leonowi ;).
Poza tym, Adrianie, nie przejmuj się! Ja w teorii jestem osobą dorosłą, nasze polskie prawo mówi, że pełnoletnią, a nie raz zachowuję się w nocy jak dziecko, gdy przebudzę się i szukam wzrokiem stworów w moim pokoju. Czasem sądzę, że z czegoś takiego się nie wyrasta. Albo tylko mnie to zostanie, w co byłabym skłonna uwierzyć jeszcze bardziej ;)
Nie masz się co przejmować, bo muszę się zgodzić z przedmówczynią, dysleksja w połączeniu z gorączką to chyba serio przepis na sukces ;) Moim zdaniem, po prostu udany rozdział! :)
Co do książek, to jestem nimi obładowana. Aż dziwne, że moje biurko to wytrzymuje, ale w sumie powinno być już przyzwyczajone, od lat tak je katuję. Ja wybrałam z biblioteki i Empiku chyba wszystko, czego jeszcze nie czytałam. Od moich ukochanych kryminałów (polecam cokolwiek, co napisała Agata Christie, jeśli nie czytałaś), thrillerów, czy horrorów, po romanse(o zgrozo...mam nawet "Dumę i uprzedzenie"). A nawet opowiadania Alice Munro. I jestem z siebie dumna, bo w końcu, po paru latach poszukiwań, dostałam "Kolekcjonera kości"-mam nadzieję, że się nie zawiodę. ;) Mam pytanko ;) Masz jakiś gatunek książek, bądź autora, którego szczególnie preferujesz? :)
Uściski, Aussie :)
PS. Aż boję się przeczytać, co ja za bzdury powypisywałam... I właśnie dlatego wciąż wstrzymuję się z publikacjami moich opowiadań - bzdety, że to czasami aż mnie boli. :)
A dzień dobry, dwa dni później, niestety. Przepraszam, że tak długo, ale starałam się nie wychodzić z łóżka. ;)
UsuńCo to długości, ciesze się, że lubisz pisać długie komentarze, bo nie wiem jak inni, ale ja uwielbiam takie czytać. :D
Muszę przyznać, że to zdanie oprócz "Show trwa bez względu na ilość straconych głów", wyjątkowo mi się udało.
Nie śmiałabym się śmiać, zwłaszcza, że sama jeszcze kurczowo trzymam się tej myśli, że kiedyś jakaś sowa przyjdzie mnie odwiedzić z takim listem.
Tomasletta to jedno z największych pomyłek Violetty, może oprócz Caxi.
Z Leosia teraz taka sława się zrobiła, wszystko przez to, że zabrał dziewczynę w góry. Ach to zrządzenie losu i moja chora wyobraźnia. :D
Jednak pozostałabym przy wersji, że z tego się nie wyrasta. :)
Duma i uprzedzenie? Widziałam chyba wszystkie możliwe wersje filmowe, ale za książki do tej pory nie mogę nigdzie dostać.
Jednego, określonego gatunku brak. Na mojej półce spoczywa mnóstwo pozycji często absolutnie do siebie niepodobnych. Bardzo lubię różnorodność.
Ale jest jedna wspaniała autorka - Jodi Picoult, a jej książka "To, co zostało" to dla mnie istny majstersztyk. Naprawdę polecam, choć książka jest dość ciężka, przeplata się w niej wątek II wojny światowej, pochłonęłam ja w trzy dni.
A jeżeli mogę Ci coś odradzić, nie czytaj "Pamiętników Wampirów" L. J. Smith, okropieństwo. Nie wiem czy widziałaś serial, ale to co dzieje w książce jest niemiłosiernie absurdalne.
Myślisz, że mnie nie boli, kiedy publikuje cokolwiek? ;) To jest dopiero zło.
A poza tym, skoro masz już doświadczenie, co Ci szkodzi? W końcu żyje się tylko raz, prawda? :D
Sophciak ściska. ♥
Za późno! Przeczytałam trzy części i szczerze mówiąc, były to jedne z tych książek, na których srogo się zawiodłam. Podchodziłam do nich z zaciekawieniem po obejrzeniu kilku odcinków serialu, ale skończyło się żałośnie, serio. Bardzo źle wspominam czytanie tych książek, a nie lubię tego uczucia. Jakoś przez nie przebrnęłam, choć miałam momenty, gdzie już chciałam zamykać je definitywnie, nie ważne, że jeszcze wiele stron było przede mną.
UsuńCóż... coś tam piszę, powolutku, powolutku, może coś z tego będzie? Poważnie się nad tym zastanawiam, więc pożyjemy, zobaczymy :) Chcę sprawdzić, ile rozdziałów uda mi się napisać na chwilę obecną. Jeśli więcej, niż prolog i rozdział pierwszy, to może pokuszę się o założenie bloga ;)
Aussie :)
Ja przeczytałam cztery. Również spodziewałam się czegoś więcej, zwłaszcza po tak świetnym serialu. Nie wyobrażasz sobie ile ja miałam chwil zwątpienia, ale nie ważne jak ciężko było, to jednak były pierwsze tak długie książki po które sięgnęłam. I pomimo mojej nie chęci do historii w nich zawartej, zawsze będę miała do nich sentyment, bo to dzięki nim zaczęłam czytać.
UsuńGdybyś potrzebowała jakieś pomocy, rady, czegokolwiek to śmiało. Pomogę z przyjemnością. :)
Weny również życzę! :D
Soph ♥
Ojej, dziękuję! :) Jeśli się zdecyduję, to zapewne skorzystam z propozycji, ponieważ moja znajomość bloggera jest doprawdy znikoma...
UsuńUściski, Aussie :)
Wspaniały.
OdpowiedzUsuńMasz czarujący styl i niebywały pomysł. Dyslekcja? Radzisz sobie wspaniale. Piszesz naprawdę pięknie, a te drobne błędy przy całej historii znikają gdzieś między westchnieniami zachwytu.
Całusy,
Lissa
Bardzo miło mi to słyszeć. Dziękuję. :)
UsuńŚwietny rozdział <3 Piszesz naprawdę wspaniale. Mogłabym powiedzieć, że wszystko opisujesz dokładnie, ale zarazem hmm nie wiem jak to opisać, z taką lekkością? Tak, chyba to jest dobre słowo <3 Nie będę się rozpisywać, bo robię to zbyt często ;)
OdpowiedzUsuńP.S zapraszam na mojego bloga
http://odcierpieniadomilosci-leonetta.blogspot.com/ :*
Liczę na komentarze :D
Dziękować. :D
UsuńPrzybyłam. Być może nieco spóźniona, jednak jestem. Wybacz. Powinnam wypowiedzieć się na temat czternastki dosyć dawno, aczkolwiek musiałam nadrobić komentowanie, również na wielu innych blogach, toteż tu dotarłam dopiero teraz. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Gdyby to zależało tylko ode mnie, od moich szczerych chęci, komentarz pojawił by się kilka dni temu. Przepraszam. Postaram się poprawić, naprawdę.
OdpowiedzUsuńKochanie, posiadasz naprawdę niespotykany dar, z którego ewidentnie korzystasz. Nie ograniczasz się. Wręcz przeciwnie - rozwijasz. Mam wrażenie, że z każdym dodatkiem piszesz coraz lepiej, dojrzalej. Twój styl się ukształtował. Wszyscy doskonale wiemy, na co w chwili obecnej cię stać. Powodzenia w dalszej wędrówce na szczyt, do którego brakuje ci naprawdę niewiele, uwierz. ♥
Julka - kornelia80.
Julka, a więc nazwa zmieniona. :D
UsuńNic się przecież nie stało. Na wszystko przychodzi czas, spokojnie. :)
Niezmiernie dziękuję za tyle ciepłych słów, które wiele znaczą od tak wspaniałej i utalentowanej dziękuję. ♥
Pięknie zakończyłaś mój dzień, podwójne dzięki. ♥
Soph. :*
Nie wiem jak to się stało, że nie przeczytałam na czas !
OdpowiedzUsuńWiedz jednak że rozdział cudowny :* Verdas się zakochał hehe :) Żałowali się ;* Ja już idę czytac kolejny bo już jest :***
Kocham Cię <333
Tak też się zdarza. ;)
UsuńDziękuję. <3
Chodzi o całowali się? XD
<3