22.02.2014

Rozdział szósty-'Zbolałe serce.'

Dla Cheryl i Kate za ich entuzjazm,odnośnie 'Sophinatorek'♥ 


-Violetta.Co to było?-spytała przyjaciółka. Zacisnęła usta w prostą kreskę. Przybrała poważny wyraz twarzy. Zmrużyła ogromne,czekoladowe oczy. I czekała.
-To była prawie,prawda.-odrzekła szatynka.
-Prawie robi wielką różnicę. Mi Amiga.-westchnęła. Czy oni nie mogą wziąć się w garść? Chyba przyznanie  do miłości jeszcze nikogo nie zabiło. Przynajmniej Natalia nie poznała do tej pory takiego przypadku.
Nie mogło stać się nic złego. 
  Tylko prawda może ich uratować. Kłamstwo potrafi jedynie ranić,sprawiać,że dwie spokrewnione duszę nigdy się nie odnajdą. To wszystko powinno być o wiele prostsze,ale nie jest.
I nigdy nie będzie.

   Ludzie,których widziałeś raz w życiu i nigdy więcej nie spotkasz wychodzili i zasuwali za sobą krzesła. Inni zajmowali ich miejsce. Nikt nie wyróżniał się niczym specjalnym. Brunetki podobne do innych brunetek. Faceci w identycznych garniturach. Dzieci w kolorowych wózkach. Rozchichotane dziewczyny rozmawiające o chłopakach. Typowe Popołudnie,w typowym miejscu.
  Wszyscy byli tacy sami. Jednak każdy był czyimś całym światem. Kimś,bez kogo nie da się żyć. 

 -Kolacja,Violka. Błagam opowiedz w końcu co się tam stało,bo chyba zaraz zwiędnę.- Blanco,opuściła bezwładnie ręce. Ciekawość zżerała ją od środka,już od dobrych dwóch godzin. A końca historii nie było widać.
-Okej, nareszcie dotarliśmy do Twojego ukochanego jedzenia. Naprawdę nie wiem czym ty się tak zachwycasz.-dziewczyna wzięła głęboki oddech. Mówienie sprawiało jej coraz większą trudność. 
Czuła,że Natalia wkrótce wyrzuci jej swoje zdziwienie. 
Nie była dziewczyną Leona. Leon nie był chłopakiem Violetty. Trzeba było przyjąć to do wiadomości.  Naty również musiała zaakceptować pewne rzeczy. Nawet jeżeli były tak trudne,zwłaszcza dla szatynki. 
Marzyła aby przyznać Blanco racje. 'Tak,jesteśmy razem.' Chciała żeby te słowa same cisnęły się jej na usta,jednak nie mogły. 
  Leon,nic do niej nie czuł. 
Ale pocałunek chyba coś znaczył? Może był tylko i wyłącznie chwilą zapomnienia? Dotyk jej malinowych ust na jego pełnych wargach,obydwoje napełnił przyjemnym ciepłem i radością.  
Nie był to przyjacielski buziak. Zdecydowanie,był wyjątkowy.
Verdas zapomniał-była o tym przekonana. Natomiast do niej wszystkie wspomnienia powróciły w jednej sekundzie. Każdy spacer,randka,rozmowa. Najmniejszy szczegół jego twarzy,umięśnionego torsu. Jego ulubiony kolor,ukochany motor,małe zdjęcie,które wciąż trzyma w swojej torebce.
 Zakochiwała się w nim od nowa.  
Nie mogę kochać go raz jeszcze,bo nigdy nie przestałam.
Nawet magiczna gumka nie potrafiłaby wymazać Leona z serca Castillo. Na to jest już zdecydowanie zbyt późno.
  Dwie spragnione siebie dusze odnalazły się i nic nie ma prawa ich rozdzielić. Choćby Ziemia miała zniknąć w tej chwili. Oni już wiedzą kto otworzył im drzwi do miłości. Pozostało tylko przyznać się do rzeczy wręcz oczywistej. Leon Verdas i Violetta Castillo,nie potrafią żyć bez patrzenia na swoje Szczęście,bez wtulania się w ciepłe ramiona,bez wspólnych wieczorów...Bez siebie.


    W kawiarence unosił się zapach czekolady.
Słodycz wypełniała całe pomieszczenie i wydostawała się na zewnątrz,dostarczając sprzyjemną woń do zabieganych przechodniów,osób popijających kawę w restauracyjnym ogródku. 
  Nikt nie zwrócił uwagi na drobny szczegół,osładzający codzienne pogawędki.
Kto zwraca uwagę na detale? Żaden z zajadających się świeżymi bułeczkami Argentyńczyk,nie umiał wytłumaczyć dlaczego tak lubi to miejsce. Tak było i już.Wydawało się to rzeczą  najzupełniej normalną.
 A więc co jeżeli zniknie Ta mała rzecz,która czyni kawiarenkę wyjątkową?
Będzie jej brakować wszystkim. Ale czy ktoś zorientowałby się co jest nie tak?
Nie. Ludzi nie obchodzą takie rzeczy. 
Coś się zaczyna i kończy.

  Zegarki wskazywały kilka minut po godzinie trzynastej. 
Szatyn leniwie podnosił nogi,aby wejść na trzecie piętro budynku. Znudzony,spoglądał na czerwone trampki. Jeden stopień,drugi,trzeci,Violetta,czwarty...  Pokręcił głową z niedowierzaniem,starając się wyrzucić ślicznotkę z głowy. Czy to możliwe,że znowu skradła mu serce?  
Nie można zabrać czegoś,co nie zostało oddane,pomyślał, przeskakując kolejne schodki.
Po prostu szedł. Starał się nie myśleć. Przynajmniej nie o Niej. Wszelkie wysiłki poszły jednak na marne.
   Pełne usta,jasne włosy i aksamitny głos były zdecydowanie zbyt częstym tematem myśli Leona. Tylko ona siedziała mu w głowie i wcale nie miała ochoty stamtąd wychodzić. Na pewno nie w najbliższym czasie. Wciąż widział ją przed sobą. Ostatnie dni,ostatni miesiąc...był lekiem na jego paskudne samopoczucie. Przez dziesięć lat brakowało mu czegoś istotnego. A teraz...Ma to,czego zawsze pragnął. Nie może pozwolić jej uciec.

Wszedł do mieszkania,trzaskając drzwiami. Frustracja wzrasta w nim z każdą chwilą.
Podjął decyzje. Powie je. Zrobi to dzisiaj. Teraz. Nie mógł dłużej czekać.
Skierował się do wyjścia.  
Co jeżeli ona, nie odwzajemnia moich uczuć? 
 Zawrócił.
Zdezorientowany opadł na granatową kanapę.
Co mam zrobić?
Bił się z myślami. Zamknął oczy. Pocałunek. Kolacja. Plaża. ZOO. Wyjazd w góry... Wszystko,co zdarzyło się od jej powrotu było magiczne. Czuł się o wiele lepiej kiedy Violetta tuliła się do jego ramienia. Jej drobne ciało znajdujące się obok sprawiało mu ulgę,bo wiedział,że jest bezpieczna.
Z subtelnych ust,szatynki wydobywała się najpiękniejsza melodia na świecie. Ciemne oczy patrzyły na niego z pożądaniem. Czasem miałem wrażenie,że zaraz się na mnie rzuci. Uśmiechnął się do siebie.
  Dostrzegł w Violettcię wiele zmian na lepsze. Jej pewność siebie dodawała jej uroku. Rumieniła się rzadziej,ale on bez problemu potrafił sprawić aby jej twarz przybrała kolor pomidora. 
  Zwracała mniejszą uwagę na szczegóły,nie zatrzymywała się już przy każdym nowo napotkanym kwiatku żeby sprawdzić czy pachnie lepiej od pozostałych.  
  Mówiła o wiele więcej,niż kiedyś. Buzia prawie w ogóle się jej nie zamykała.
  Wypiękniała. Miał wrażenie,że oczy przybrały mocniejszy odcień czekolady. 
  Dojrzała. Co,do tego nie miał żadnych wątpliwości. Sposób w jaki mówiła tylko utwierdzał go w tym przekonaniu.
-Kocham ją.-wyszeptał.-I muszę coś z tym zrobić.-otworzył oczy. Tylko,co? 
  W oczy rzucił mu się zakurzony keyboard. Tak dawno nie grał,nie śpiewał. Pragnął znów poczuć melodie  wewnątrz siebie.
Tęsknił za dźwiękiem naciskanych klawiszy. Za nutami,zapisanymi na partyturach. Za słowami,które przychodziły znikąd. Brakowało mu muzyki-najważniejszej pasji jego życia. Powoli podszedł do instrumentu.   
  Przejechał palcami po białych przyciskach. Odetchnął głęboko. Brakowało mi tego. Położył na nim obydwie ręce. Muzyka sama zaczęła płynąć. 
  Po dziesięciu minutach miał już idealną melodie. Duma rozpierała go od wewnątrz. Po tylu latach przerwy on wciąż potrafił tworzyć coś pięknego.
  Kolejny głęboki wdech. Czas na słowa. Przyszły równie szybko i łatwo co muzyka.

Por tu amor yo renaci eres todo para mi
 Odrodzę się dla Twojej miłości Violetto,bo jesteś najlepszym,co spotkało mnie w życiu.

Puedo pasar mil años, soñando que vienes a mi
Mogę czekać na Ciebie nawet i wieczność.

  Por que esta vida no es vida sin ti
Bo nic nie ma sensu,kiedy nie ma cię obok.

Te esperare por que al vivir tu me enseñaste
Poczekam,bo jesteś jedynym powodem aby żyć.

Y hare lo que sea por volverte a ver
Obiecuje Ci,że już nigdy cię nie stracę.

Navegar entre tus besos y juntos a ti crecer
Chce znowu poczuć smak Twoich ust.

 Y hare lo que sea por volverte a amar 
Zrobię wszystko,ponieważ Cię kocham.

Szczęście opanowało go całego. Spojrzał na zdjęcie,stojące na drewnianej komodzie,tuż obok fotografii Adriana. Byli tam Oni,podczas kolacji w domu Carmen.

   Spojrzał na nią po raz ostatni. Wydawała mu się perfekcyjna. Z ust Leona prawie wyrwał się komplement numer piętnaście,kiedy drzwi się otworzyły. Stanął w nich  Jorge,tak jak zwykle ubrany w elegancki garnitur. Tym razem postawił na klasyczną czerń,białą koszulkę i zwykłe buty.
  Adrian od razu rzucił się na ojca. On od razu porwał syna na ręce. Wszedł do środka,nie zwracając uwagi na gości. Verdas nie zdziwił się zachowaniem szwagra. Wiedział,że nie widział świata po za swoją rodziną. 
  Kąciki jego ust powędrowały do góry. Wprowadził swoją towarzyszkę do środka.
-Carmelita.-spokojny głos Violetty,rozniósł się po domu Cortezów. Bez odpowiedzi dotarli do salonu,w którym cała trójka była pochłonięta w uroczym uścisku.
-Siostra.-odezwał się Leon,przerywając sielankę. Blondynka spojrzała na młodszego brata ale zaraz całą swoją uwagę zwróciła na dziewczynę stojącą obok niego. 
  Dobrze ją znała. 
-Violetta!-krzyknęła rzucając się na szyje,szatynce.
-Viola?-Jorge przyjrzał się panience duszonej przez jego żonę.
-Violetta.-powiedział Leon,rozbawiając towarzystwo.-Skoro wszyscy już znamy swoje imiona,możemy już siadać do stołu?
-Uspokój się.-odezwał się pan domu.-Może powiesz nam dlaczego jeszcze nie przyprowadziłeś nam do domu tej ślicznotki?
-Zawsze uważałam,że jesteś lepszy od tamtego palanta,którego imienia nie wymówię.-zaśmiała się Viola,przytulając się do kobiety.


 W tym samym czasie,parę pięter niżej...

 -Czyli na kolacji,Carmen poprosiła żeby Leon zajął się Adrianem przez miesiąc bo ona wyjeżdża? A ty mu zwyczajnie pomagałaś?-podsumowała Naty,spoglądając ze zdziwieniem na przyjaciółkę.
-Otóż to.-odpowiedziała promienie szatynka.-Nie rozumiem w czym problem.
-Nie mogę zrozumieć jak mogliście urządzać sobie trójkącik pod jednym dachem z dzieckiem.-przyznała brunetka. 
  Głośny chichot dziewczyn  rozniósł się po pomieszczeniu. 
Czasami nieporozumienia pozostają lepsze,kiedy nie są do końca wyjaśnione.
Ale tylko czasami.


 .**************
Laptop odzyskany. Jeju,kocham panów,którzy mi go naprawili. Nie dość,że szybko to jeszcze dobrze. Dobra bo będę się nimi zachwycała i się to prędko nie skończy. xD
Kolejny rozdział pisany zupełnie od początku...
Tak sobie patrze i na kalendarz i się załamałam... Test za testem. I do tego zgadnijcie kto jest nową redaktorką w gazetce szkolnej. A żeby było weselej razem z kółkiem teatralnym przygotowujemy się na bardzo ważny przegląd teatrów oraz chór i koncert młodych talentów. Zgadnijcie kto został wrobiony do odegrania scenki kabaretowej. ;_; Także tego nie krzyczcie jeżeli rozdziały będą raz w tygodniu. :) Ale na osłodzę przygotowuje pewną niespodziankę,która pewnie z moim tempem ukarzę się dopiero w kwietniu. xD
Znowu się rozpisałam a tego i tak nikt nie czyta. :D Koniec marudzenia. ^^


I plisss nie pytajcie o pocałunek. Wszystko się wyjaśni w swoim czasie. :3  

Przypominam o konkursie->zgadza się,teraz będę Wam truć tyłki do samego zakończenia. ♥ Zmieniłam troszeczkę nagrody,ale o tym dowiecie się podczas ogłoszenia wyników. :3 

12 komów=next. ♥ 
18.02.2014

LBA 1 i 2 + kilka informacji

Ten blog dostał swoje dwie pierwsze nominacje. :D Dziewczyny,pięknie dziękuję. ♥
Pierwszą dostałam od cudownej Tini Verdas z bloga http://muzyka-mordercy.blogspot.com/

1. Jak masz na imię?
 Tajemnica. xD
2. W jakim mieście mieszkasz?
 W województwie kujawsko-pomorskim. Tyle  wystarczy. :)
3. Śpiew czy gra na jakimś instrumencie?
  Nie potrafię ani tego ani tego. ;_;
4. Ulubione zwierzę?
 Pingwiny i gekony lamparcie. *O* 
5. Jak wygląda według Ciebie idealny dzień?
 Cały dzień spędzony w moim pokoju. Sama. Mnóstwo słodyczy. Laptop,książki i muzyka. Do tego delikatny deszczyk za oknem...Ach rozmarzyłam się. 
6. Jak opisałabyś swój charakter?
 Wredna,uparta,nieśmiała.
7. Ulubiony kraj?
 Australia,Argentyna,Włochy i Anglia.
8. Jakie uprawiasz sporty?
 Żadnego. Może czasem pobiegam. xD
9. Ulubiony film?
  'To tylko seks.' i  'Dary anioła:Miasto kości',
10. Spacer po lesie czy siedzenie przed telewizorem?
 Spacer po lesie. Chyba,że leciałby któryś z moich ulubionych seriali. Wtedy nie ma siły aby odciągnąć mnie od telewizora. xD
11. Czytasz moje blogi? (jak tak, to co o nich sądzisz?)
Oczywiście. Kocham obydwa. ♥

Za drugą dziękuje cudownej Cheryl z bloga  http://leonettaa4ever.blogspot.com/  <3

1. Twoje motto życiowe?
'I tak umrzesz.'
2. Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem? 

Dość skomplikowanie,trzeba przynać. Wszystko zaczęło się od aska. Pisałam na nim z pewną świetną dziewczyną głównie o TVD. Potem przeszłyśmy na gg i tam zaczęłyśmy rozmawiać o Violettcie. Wysłała mi  link do bloga o Klaroline. A potem pomyślałam. Co z Leonettą? Wygooglowałam multum blogów. Zaczęłam czytać a potem pomysł na opowiadanie przyszedł sam. Trzeba było wziąć się tylko w garść i o to jestem. :)
3. Co robisz na co dzień?
 Chodzę do szkoły. Narzekam na wszystkich i wszystko dookoła. Staram się  regularnie biegać. Czytam i piszę. A międzyczasie zdarza mi się nawet coś zjeść i oddychać. :D 

4. Co sądzisz o świecie w którym żyjemy?
Staram się na nim nie skupiać. To za bardzo boli.
5. Rzecz po twojej lewej?
 Zeszyt od polaka. xD

6. Ulubiona piosenka?
  'Mirrors'- JT

7. Ulubiony film?
 Jest wyżej. :)

8.  Ulubiony sport?
 Piłka nożna. ^^

9. Jak oceniasz siebie w trzech słowach?
  Uparta, nie miła i jeszcze raz uparta.

10. Ulubiona książka?
 'To,co zostało'

11. Jakie masz marzenia?
 Jest ich zbyt wiele i są zbyt skomplikowane.

Muszę przyznać,że nad Twoimi pytaniami musiałam trochę pogłówkować.  ♥ 


Pięknie Wam dziękuje dziewczyny. Niestety nie nominuje nikogo. Nie mam zbytnio czasu,wole przeznaczyć go na pisanie rozdziału. Mam nadzieję,że nie będziecie miały mi tego za złe. :)

A teraz te magiczne informacje. :3  
Do góry po prawej stronie dodałam info kiedy na poszczególnych blogach dodam notki. Jak widzicie kolejny rozdział powinien pojawić się w piątek. Módlmy się aby WOS nie był zbyt trudny do nauki. ;_;

Tak poza tym to konkurs zostaje przedłużony do 7 marca do godziny 20. :) A więc weny,weny i jeszcze raz weny. :D To chyba na tyle. ♥ 

Aaa i jakby co mój laptopik się chrzani więc jutro idzie do naprawy. Jeżeli go prędko nie odzyskam to spróbuje Was o tym poinformować.  :c
9.02.2014

Rozdział piąty-'Dwie krople wody.'

Dla Dulce,Caroliny i Axi moich Aniołów.♥ 

-Nie.-skwitowała krótko,Violetta.
-Ale dlaczego?-oburzyła się Hiszpanka.-Z resztą nie masz nic do gadania-szatynka spojrzała na swoje paznokcie. Ta sprawa wcale się do niej nie uśmiechała.-To Maxi wybiera swojego drużbę. -z ogromnych uśmiechem na twarzy kontynuowała.-Jest mi niezmiernie przykro,że padło na Leona.
-Ty to uknułaś.-Castillo zmrużyła oczy i zacisnęła usta.-Oczywiście,że to Twój pomysł.-Naty kiwnęła głową z rozbawieniem. Kosmyk jej czarnych,niczym noc włosów,wskoczył figlarnie na drobniutki nosek.
-Chciałabym Ci oznajmić,że to było uzgodnione zanim wpadłaś z wizytą.-odgarnęła niesforne pasemko z twarzy.-Naprawdę nie wiem ja ty to przeżyjesz ,kochana.-powiedziała z sarkazmem. Violetta zignorowała uwagę przyjaciółki. Co z tego,że gdzieś w głębi duszy cieszyła się z takiego obrotu sytuacji? Danie satysfakcji Natalii było ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę.
-Jeżeli chcesz żebym Ci wybaczyła to skocz po coś.-szatynka zastanowiła się chwile.
-Ciastka czekoladowe.-dokończyły wspólnie. Brunetka czym prędzej powędrowała po ich ukochany przysmak.
Kochała ją całym sercem. W końcu była Natalią,jej siostrą.
 Nigdy nie wiedziała co,to tak naprawdę oznacza. Ani przy Francesce,ani przy Camili nie czuła się tak...normalnie.
Odkąd Hiszpanka wtargnęła do jej życia było jej lepie,lżej. Wiedziała,że bez niej nic nie byłoby takie samo. Violettcie nawet zwykła kawa smakowała intensywniej. Była o wiele bardziej radośniejsza. W ciastkach czekoladowych wyczuwała nie tylko owy przysmak ale również orzechy czy migdały. Ludzie byli szczęśliwsi.
Chmury były bielsze. A niebo bardziej niebieskie,ponieważ Naty siedziała obok.
To nazywa się przyjaźń. Osładzasz komuś życie,nie zdając sobie z tego sprawy.
   
    Czasami najlepsi przyjaciele są jak dwie krople wody.
    Czasami są do siebie podobni jak ogień i woda. Ale są. I to jest najważniejsze.
    Dziewczyny z wyglądu różniły się diametralnie. Violetta była wysoką szatynką. Z małym noskiem w lecie otoczonym niewielką  ilością piegów. Natomiast Naty od zawsze była drobna. Na jej głowie lśniły czarne jak węgiel,zakręcone włosy. Była też stanowczo bardziej opalona od swojej przyjaciółki.
Jednak w środku były wręcz identyczne. Obie wesołe,pogodne. Kochały zajadać się ciastkami orzechowymi,popijając je gorącą czekoladą. Uwielbiały godzinami rozmawiać przez telefon. Radość sprawiało im nawet  czytanie Hemingway'a i zachwycanie się jego dziełami.
  Były prawie takie same.
  Jedyna cechą,która je różniła była pewność siebie. Violetta miała jej o wiele więcej. Ale cóż się dziwić? Miała miliony fanów na całym świecie,gotowych zrobić dla niej wszystko. Jedno słowo i stanęliby dla niej na głowie.
Nieśmiałość nie idzie w parze z byciem wielką gwiazdą. Koniec,kropka.

-Vioolka.-zaśmiała się Naty.-Wracamy do parku. Co było dalej?-spoważniała. Ile można opowiadać tak krótką historię?-zastanawiała się brunetka.Chodziarz.. Może ona wcale nie jest taka krótka?
-Dalej?-szatynka porwała kolejne ciastko.-Dalej była kolacja...

Szli przez park jak 'szczęśliwa rodzina'. Księżyc wciąż świecił wysoko na niebie. Stąpali powoli,jakby każdy krok miał być ich ostatnim. 
Do uszu Leona dobiegł spokojny szum wody. Zaraz za nim poczuł słony zapach oceanu. Adrian wiedział,że zbliżają się do miejsca docelowego.
-Wujku,zalaz będziemy.-powiedział radośnie. Verdas uśmiechnął się do swojej towarzyszki, dostrzegł fascynacje na jej twarzy. Ale nie odwzajemniła gestu. Wpatrywała się w jeden punkt. Pochwycił jej spojrzenie. Patrzyła na niego?
-Viola.-szepnął szatyn. Nie odpowiedziała. Wydawała się całkowicie pochłonięta analizowaniem jego twarzy. Najbardziej zafascynowały ją oczy. Kiedy w nie patrzyła namyśl  przychodziła jej zielona łąka, kwiaty,słońce.
 Pełne usta aż prosiły się aby zatopić je w pocałunku.
Uśmiechnął się.
Ukazały się jego urocze dołeczki. Tak bardzo za nimi tęskniła. Spojrzała w górę. Jego idealnie postawione na żel włosy miały kolor czystej czekolady.
-Violetta.-ponownie usłyszała swoje imię. Nie zareagowała. Przyjemność patrzenia na niego, wdychania męskich perfum,które pozostały takie same jak dziesięć lat temu,była zdecydowanie zbyt duża aby głupie wołania oderwały ją od tego. 
Kiedy na niego patrzyła czuła się,że morze wszystko. W tej chwili mogła wzbić się w powietrze. Latać bez skrzydeł ; Malować kolorami duszy; Byś słowami jego piosenki; Rzeźbić go w swoim głosie; Krzyczeć.
- Panienko Castillo.-zaśmiał się szatyn.
 -Leon,czego chcesz?-spytała znużona.-Jestem zajęta.
-Gapieniem się na mnie?-wesoły głos Verdasa otrząsnął szatynkę.    
-Co?-podniosła do góry brwi.-O czym ty mówisz?-próbowała się wykręcić,niestety na jej policzki wkradł się niechciany rumieniec. 
-Wiesz co?-pokazał rząd białych zębów.-To było uroczę.-odwróciła wzrok. Czemu tak na nią działał?

-Ty nigdy nie opowiesz mi o tej chorej kolacji.-przerwała Hiszpanka. Violetta zaczęła się cichutko śmiać. Po chwili jej chichot udzielił się także brunetce,siedzącej po drugiej stronie stolika.
-Z czego się śmiejemy?-spytała prawie opanowana Natalia.
-Nie wiem.-Viola ucichła.-Ale fajnie się tak pośmiać z niczego.-kąciki jej ust powędrowały z powrotem do góry.-Brakowało mi tego.-obdarowała spojrzeniem przyjaciółkę. Jej twarz wyrażało dokładnie to,co Castillo czuła w środku-radość. Jednak coś się nie zgadzało. Nie było to pełne szczęście,wymalowane na twarzy. Zauważyła minę Blanco mówiącą 'idiota'. Dokładnie tak samo patrzyła na Diego,jeszcze za czasów Studio. Czy to możliwe?
-Violetta.-szepnęła Naty,schylając głowę nad stolikiem. Ręką nakazała powtórzyć swój gest.-Tylko się nie odwracaj!-mruknęła groźnie.-Przy stoliku obok okna siedzi ten kretyn i się na ciebie bezczelnie gapi.-oburzyła się dziewczyna.
-I?-obojętność Castillo uderzyła ze zdwojoną siłą w brunetkę.
-I?!-zapiszczała-Jedno,krótkie,zwykłe i?!-spojrzała wymownie na przyjaciółkę.
-Natka spokojnie.-Violetta zabrała głos.-Pragnę Ci przypomnieć,że chodziłam z tym,tym,,-szatynka nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa.
-Palantem.-dokończyła za nią przyjaciółka,próbującą zabić wzrokiem mężczyznę.
-Niech będzie palantem.-zgodziła się.-Kiedy ty byłaś popleczniczkom Ludmiły więc wciąż nie rozumiem co ty do niego masz.-porwała przedostatnie ciastko.-Ile my już tych słodyczy dzisiaj zjadłyśmy?
-Nie zmieniaj tematu.-Natalia znów się zdenerwowała-Wiesz doskonale,że nienawidzę ani super nowej ani tego dupka.-rzuciła okiem na prawie pusty talerz.-Ostatnie jest moje.
-Już?-zapytała delikatnie Vilu.
-Tak już mi przeszło.-zachichotała brunetka.-Wyjdziesz kiedyś w końcu z tego parku?-narzekała.
-Właśnie w tej chwili.-powiedziała pewnie.

 Przeszli na drugą stronę ulicy,zostawiając za sobą jedno z najpiękniejszych miejsc w Buenos Aires. Z uwagi na wieczór na drodzę panowały ciemności. Pojedyncze lampy dawały niewielkie cienie światła. Gdy Adrian dostrzegł mały,jednopiętrowy dom z czerwonym dachem puścił rękę Cioci i wystartował do przodu. Violetta nie odezwała się ani słowem,czuła,że po sytuacji,mającej miejsce kilka minut temu nie będzie mogła wypowiedzieć choć jednego słowa.
-Pobiegł do domu.-kąciki jego idealnych ust powędrowały do góry. Znowu,przyprawiając Viole o przyjemne dreszcze.-Nie może się doczekać spotkania z rodzicami. Nie widzieli się cztery dni.-Czy on może przestać się uśmiechać? Cudowne dołeczki Leona zdecydowanie za bardzo ją rozpraszały.

-Violetta jak miło Cię widzieć.-dziewczyny wszędzie rozpoznałyby ten cierpki ton głosu.-Natalia.-rzekł
obojętnie.Jak on śmie do nich podchodzić?
-Palant.-na twarz Naty wstąpił przesłodzony uśmiech.-Jak nie miło Cię widzieć.-Nawet nie mrugnął na jej kąśliwy komentarz. Całą swoją uwagę skupił na szatynce.
-Violetta jak się masz?-porwał krzesło z sąsiedniego stolika bezczelnie,dosiadając się do przyjaciółek.
 -Pewnie siadaj-mruknęła pod nosem Blanco.-Oczywiście,że mamy ochotę siedzieć z takim kretynem.
-Świeeetnie.-starała się być uprzejma.-A ty?-Ale jak miała udawać miłą dla takiego idioty?
-Lepiej bo cię widzę.-oznajmił. Natalia prychnęła pod nosem,zastanawiając się jak jej przyjaciółka mogła spotykać się z takim bałwanem. Tani podryw-przeszło przez myśl Violi.  Mógłby się bardziej postarać.

Przed oczami zobaczyła swoją przeszłość z Nim. Jak mogła być tak ślepa i głupia?
 'Zerknęła' w przyszłość. Widok był dla niej zbyt przerażający. On i ona razem? Koszmar stałby się rzeczywistością.
Nie mogła do tego dopuścić.

Musiała się go pozbyć. Nieistotne jak. Ważne,że nie miała ochoty dłużej oglądać jego szczerbiącej się buźki.
-Diego nie obraź się ale dawno się nie widziałyśmy i chciałybyśmy pogadać.-oznajmiła Castillo, najsympatyczniej jak tylko potrafiła
-Jasne,rozumiem.-brunet zabrał głos.-Tusze,cienie,buty,ciuchy i te sprawy.
-Jak można być tak głupim?-zastanawiała się pod nosem Naty.
-Ale w takim razie liczę na jakąś małą kolacje Violetto.-powiedział pewny siebie.
Był przekonany,że tak wielka gwiazda jak szatynka rzuci mu się na szyje. W końcu jemu nie można się oprzeć. Przystojny dwudziestoparolatek z dobrze płatną pracą,sporym mieszkaniem,szybkim samochodem. Można byłoby chcieć więcej?
-Przykro mi Diego ale mam chłopaka.-szklanka z wodą,z której aktualnie piła Natalia wylądowała na ziemi, tłucząc się na setki kawałeczków. Czego Violetta jej nie powiedziała? Jak mogła przemilczeć tak ważny fakt? Czyżby spotkała jakiegoś skretyniałego amanta? A może w końcu postanowiła wziąć się w garść i stawić czoła miłości,jakiej darzył ją Leon ? Opcji było zdecydowanie zbyt dużo.
-Kochana,nie przesadzaj. Nie proponuje Ci przecież randki tylko zwykłą,przyjacielską kolacje.- 'Kochana'?! Tego było za wiele. Violetta myśl. Co zaboli go najbardziej? Kim szczerze gardzi?
-Niestety ale paparazzi mogą to źle zrozumieć. Bardzo lubią ubarwiać takie historię.-odgarnęła przeszkadzające jej włosy z czoła.- Poza tym Leon-brunet wzdrygną się na dźwięk tego imienia-może być troszeczkę  zazdrosny.
-Rozumiem.-widać było iskierki złości w jego oczach.-Do zobaczenia.
-Na razie,Diego.-kiedy odszedł na bezpieczną odległość Natalia odezwała się ponownie.- Dlaczego mi nie powiedziałaś,że jesteś z Leonem?-z podekscytowania nie mogła wysiedzieć na miejscu.
-Bo nie jestem.-entuzjazm brunetki opadł tak szybko jak się pojawił.

**********
Wstyd mi,że publikuje takie coś. ;_; 

Jestem przekonana,że większość z Was doskonale zna Vielet Pasquarelli. Swoją drogą uwielbiam jej bloga ale to nie czas na to. :D
Kiedyś wpadła na świetny pomysł aby wymyślić nazwy swoich fandomów. Ogarniacie? [zdecydowanie nadużywam tego słowa]  Coś takiego jak: fani Justina Biebera nazywają się Beliebers.
Fani cudownej Vielet nazywają się Vieleticos. ( Z resztą sama należę do tego zacnego fandomu :D )
Pomyślałam jak mogliby nazywać się moi 'fani'. I wpadłam na... Sophinators ale to brzmi głupio więc czekam na wasze propozycje. :D Osoba,której pomysł najbardziej mi się spodoba dostanie dedyk. :)
Taka nasza mała zabawa.  :) Sami też z resztą możecie powymyślać. :D   Tak Axi to przez Twojego posta na R&B. :P
Koooocham Was mocno. ♥

Założyłam sobie tumbler'a.xD Link macie do góry oraz w 'moich blogach' jest sobie takie coś jak 'World of...'  robię sobie tam nagłówki. xd Także jeżeli ktoś byłby zainteresowany to zapraszam. Dziewczyny wykonują świetną robotę. :3
I tak oficjalnie zapraszam was na Rozdział 19. Jeżeli ktoś nie był. :3 Dodałam tam ankietę odnośnie dwu-miesięcznicy. ^^


10 komentarzy=next 
 Moje odpowiedzi się nie liczą jakby co. xD
2.02.2014

Rozdział czwarty-'Nadzieja ukryta w gwiazdach'

 Na sam początek walnę dedyka :) 
Wszystkim zbulwersowanym czytelniczką części trzeciej. ♥ 
Dla Axi,która miała przeczytać to jako pierwsza ale niestety najwyraźniej pochłonęły ją lekcje. :*
Dla Caroliny,która zagroziła mi krótkim komentarzem.
Dla Alexandry,która ma racje,że nie zostawiłabym swoich czytelników z niewiadomą.
Dla klaudi,której chyba najkrótszy i najbardziej szczerzy komentarz wywołał niesamowitą,pozytywną lawinę śmiechu na mojej twarzy.
Dla Alexandry V. za... w sumie nie wiem za co ale Twój kom. strasznie mi się spodobał.
Dla Dulce za niesamowicie długi komentarz. Mam nadzieje,że nie zeszłaś na zawał.

Dla Tini,Suzy,Tyny,Tei i Anonima za wyrażenie swojej jakże cennej opinii.

Uwielbiam was dziewczyny. ♥
A teraz po tym jakże dłuuuugim wstępie. Zapraszam panię i panów na część czwartą. :3 


-Ale jak to?-spytała Natalia dławiąc się kolejną porcją tiramisu.
-No po prostu.-odpowiedziała ze spokojem szatynka.-Dlaczego ty we wszystkim widzisz zagrożenie?-nadal siedziały w tym samym miejscu. Słońce leniwie wznosiło się ku górze. Zegarki za kilka minut miały wskazywać południe. Spędziły tyle czasu na uroczej pogawędzę a raczej monologu Violetty,przerywanym nieskończonym pytaniami brunetki,nawet nie dochodząc do jednej setnej historii.
Kogo to obchodzi? Ważne żeby Natalia dowiedziała się wszystkiego.
Nie byłaby sobą gdyby nie znała choć najdrobniejszego szczegółu zawiłej sytuacji.
Ciekawość Blanco zawsze dawała o sobie znać. ukazywało się to w różnych dziecinach życia.
Brunetka posiadała dwie rzadko idące w parze cechy-nietuzinkową urodę i,coś o czym sama nie do końca zdawała sobie sprawę-sporą inteligencje. W prawdzie potrafiła w pamięci policzyć pierwiastek z czterech tysięcy ośmiuset dziewięćdziesięciu siedmiu. Ale czy to o czymś świadczy?

Każda rzecz ma swoje plusy i minusy. Przenikliwość nigdy nie była rzeczą negatywną wręcz przeciwnie. Wielce wartościową przez osoby potrafiącą ją docenić. 
Naty wielokrotnie słyszała nazwy znakomitych uczelni,w tym nawet raz padł sam uniwersytet Harvad'a. Często w jej domu mówiono o studiach prawniczych. Czasami przewijała się medycyna. Lecz to była droga jej rodziców. Ona wybrała własną.
-Nie widzę żadnego zagrożenia.-westchnęła.-Martwię się.
-Czym?
-To nieistotne.-szepnęła brunetka.
Nigdy nie miała zaufania do lekarzy a prawnikami szczerze gardziła. Nagle miała zacząć obracać się w ich towarzystwie? Nigdy.
Podjęła więc najtrudniejszą decyzje w swoim życiu. Postanowiła być szczęśliwa. I wiedziała,że nie będzie tego żałować.
Dzięki muzyce i Maxiemu była spełniona. Praca w Studio dawała jej radość. Widok narzeczonego,gotującego obiad przyprawiał ją o gęsią skórkę. Dla Natalii,Ponte był idealny pod każdym względem.  Nie była zdolna to dostrzeżenia w nim jakichkolwiek negatywów. Jego jedyną wadą zdawał się być wzrostu. Jednak brunetka sama nie należała do osób wysokich.
Wspólnie się dopełniali. Ona-spokojna,delikatna. On-często nadpobudliwy i wesoły. Razem tworzyli jedność. Ich dusza została podzielona na pół. Mieli szczęście,że odnaleźli jej drugą część.
Życie nabrało jednak prawdziwego sensu,kiedy Violetta wróciła. Było lepiej.Nic nie mogło już pójść źle.
Czas był teraz ich najlepszym przyjacielem.

-Naty? Słuchasz mnie?-szatynka pomachała ręką przed twarzą dziewczyny. Srebrne bransoletki zabrzęczały, budząc Hiszpankę.- Wiem,że Twój ślub już za dwa miesiące ale spokojnie zdążymy wybrać suknię.-zaśmiała się,odsłaniając rząd białych zębów.-Hej. Coś się stało?-zmartwiła się.
-Co?Nie,nie,nie.-zaprzeczyła szybko-Po prostu zastanawia...-zawahała się. Powiedzieć jej? A jeżeli już wie?- To może poczekać.-stwierdziła-Kontynuuj.
-Jesteś pewna?-dopytywała się przyjaciółka. Odpowiedziała jej cisza. wiedziała,że drążenie tematu pójdzie na marne.-A tak na czym to ja?-Violetta zastanowiła się przez chwilę.-Kolacja. Zapomniałam wspomnieć jeszcze o sytuacji kiedy wyszliśmy...

To było zbyt proste.
Tak,po prostu szła obok niego? 
Śni i zaraz się zbudzi. Nie było bardziej logicznego wyjaśnienia.Szkoda bo to był bardzo piękny sen. Okropnie realistyczny. 
Co jeżeli to jednak prawda? Nic nie mogłoby się z tym równać.
Chciał to sprawdzić. 
Wrócić do szarej rzeczywistości jednocześnie,pozostając w niebie.
Zamknął oczy. Uszczypnął się. I?
Wciąż tu jest. Jej delikatna dłoń wciąż dotyka jego ciała. Adrian trzyma za rękę Castillo. 
To prawda.
-Jesteś.-poruszył bez głośnie ustami. 
Jego wyobraźnia zaczęła platać figle. Zobaczył Violettę, patrzącą na jego z zachwytem.
Co ją przyciągało?
Ciemny, idealnie skrojony garnitur? Brązowe włosy postawione na żel? Zielone niczym szmaragd oczy? A jeżeli tylko jego obecność? Może naprawdę cieszyła się z tej kolacji? 
Wyszli z kamienicy. Gwiazdy na niebie świeciły pełnym blaskiem. Wiatr dawał przyjemne uczucie chłodu, w gorącą noc. Lampy uliczne oświetlały im drogę. Ulica nie była opustoszała. Znajdowało się na niej multum kawiarenek, barów i restauracji. W każdej jadła,siedziała i rozmawiała równie wielka ilość osób. 

Chciała się zatrzymać. Podziwiać to czego nie miała w Hiszpanii.
Tam brakowało jej wszystkiego.
Spacerów ciepłymi wieczorami. Tłumu ludzi w mieście. Ławki w najcichszej części parku,z której tak często obserwowała ocean. Studio,w którym robiła to co kochała. Najwspanialszej na świecie przyjaciółki. Ale zdecydowanie najbardziej nie mogła pogodzić się z utratą Jego. Dotyk, słowa, uśmiech. Każdy gest Leona zapamiętała dokładnie. Jakby ostatni raz widzieli się dziesięć minut,nie dziesięć lat temu. 
To bez znaczenia. Wtedy nie potrafili wyznać sobie prawdziwych uczyć. Pozostali najlepszymi przyjaciółmi. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?

Jednak w życiu wiele może się zmienić...

Tęskniła za Buenos Aires. Ale jest tu teraz.
I żadna siła nie sprawi,że ruszy się stąd na krok.

-Niebo jest jaśniejsze niż w Madrycie.-odezwała się patrząc w górę.-O wiele.-zawahała się.- Radośniejsze. 
-'Dom jest tam, gdzie jest twoje serce.'-odpowiedział z podniesioną głową. Widział dokładnie to samo co ona. Nadzieje pod postacią gwiazd. Uda się wszystko naprawić? To był znak? Przepowiednia?
- Wciąż uwielbiasz cytować Christopher'a Doyle'a.-zauważyła szatynka,obdarowując go delikatnym uśmiechem.
-Pamiętasz.-zauważył,poprawiając grzywkę.
-Takich rzeczy się nie zapomina.-oznajmiła cichutko.
Cisza. Przyjemna cisza opanowała ich,dając kojące uczucie radości. Spokoju. W tej chwili wszystko wydawało się proste.
Błogość była wręcz namacalna,nikt nawet mały-zwykle głośny-Adrian nie chciał tego niszczyć. Było im zdecydowanie zbyt dobrze.


-Mam wrażenie ,że malujesz słowami.-rzekła Naty,starając się dobrać odpowiednie wyrazy.
-Nie rozumiem.-szatynka spojrzała na nią zdezorientowana.
-Po prostu...-brunetka spuściła wzrok. Jak to wytłumaczyć ?- To wszystko,mówisz tak... Sprawiasz,że czuję się jakbym tam była.-zamyśliła się,znowu.- Nie myślałaś o tym,żeby napisać książkę?
-To dlatego jesteś taka zamyślona?-podniosła filiżankę do ust.
-Przestań.-zachichotała Natalia.-Mam ważniejsze rzeczy na głowie. Co nie zmienia faktu,że z chęcią przeczytałabym Twoje wypociny.
-Urocze.-wychyliła wzrok znad małego kubka.
-Prawda?-perlisty śmiech rozniósł się po całej kawiarence.

Szli już dosyć długo. 
Violettę zadziwiła owa sytuacja. Powinni już dawno dojść do pojazdu, prawda?  Chyba,że...
Sława wypędziła z niej wszelkie oznaki nieśmiałości. Jednak pewne jej cząstki pozostały,ujawniając się w najmniej odpowiednich momentach. 
-Dlaczego nie jedziemy samochodem?-odważyła się,zadając najzwyklejsze w świecie pytanie.
-Wolę żebyś zobaczyła co zmieniło się przez ten czas. Pójdziemy spacerkiem przez park. Jest to trochę okrężna droga ale czego się nie robi aby...-zaciął się-powspominać.-udało się,przez gardło przeszło mu to jakże trudne słowo. 
Na samą myśl o wracaniu do tamtych dni robiło mu się ciężko. Niby jak ma o tym myśleć? Na dodatek w jej towarzystwie. 

Kości zostały rzucone. Nic już z tym nie zrobi.

-A pójdzjemy na lody?-Adrian spojrzał błagalnie na 'ciocię'. 
-Nie uważasz,że o tej porze jest trochę za późno na takie przysmaki?-odezwał się Leon. Mały był tym faktem troszeczkę zdenerwowany. Widząc jego oburzenie szatyn postanowił ratować sytuacje.- Alllle-przeciągnął wesoło środkową literkę-kiedy przyjdziesz do mnie następnym razem będziemy obżerać się lodowymi deserami na śniadanie,obiad i kolację. Co ty na to?- rzucił okiem na kopię swojej siostry. Adrian radośnie podskoczył w miejscu.
-Ciocia będzie mogła przyjść?-puścił rękę Violi,wyskoczył przed nich i zatarasował im drogę.
-Nie wiem. Będę mogła?-zastosowała jedną z najbardziej klasycznych metod przekonywania chłopaka. Zatrzepotała rzęsami. Nie mógł się nie zgodzić.

-Violetta!-zdenerwowała się brunetka. Przyjaciółka nie wiedząc o co chodzi,wpatrywała się tylko w Hiszpankę.-Sytuacja.Park.Szybciej. Chce wiedzieć co było dalej.-jęknęła.
-Spokojnie.-ogłosiła szatynka.- To dopiero początek. Adrian poprosił żebyśmy usiedli na ławce. Leon skorzystał z okazji żeby popisać się,że zna dwa gwiazdozbiory. Czy to nie jest takie Leonowe?

 To nie było zwykłe miejsce. 
 Znajdowali  się obok rozłożystego drzewa,z którego na początku każdej wiosny spadały płatki czerwone niczym krew. Przed nimi rozciągał się ukochany widok Violetty-ocean.
Odetchnęła pełną piersią. Zapach słonej wody przyprawił ją o dreszcze. 
Madryt był tyko imitacją domu. Patrząc na to wszystko widziała,że powrót na scenę będzie zdecydowanie zbyt trudny. Za bardzo bolesny. Da sobie z nim radę?
Ławka była biała.O dziwo jaśniejsza niż jedenaście lat temu. 
Kiedy zamiast cieszyć się swoją miłością postanowili zaprzepaścić to wszystko na rzecz innych, bezsensownych związków. Popełniając jeden z największych błędów życia.
 Każda znacząca decyzja była podejmowana właśnie w tym miejscu.
To tutaj wszystko się zaczęło.
 I wszystko się skończy.

-Jestem pod wrażeniem.-usłyszeli głos starszej kobiety. Chcąc znaleźć źródło słów,opuścili głowy patrząc na staruszkę. Była drobną osobą. Jej ubranie nie wyróżniało się niczym specjalnym. Była odziana w ciemne spodnie-jeansy. Na ramiona zarzuciła  granatową marynarkę spod której wystawała jasna bluzka. Na pierwszy rzut oka wyglądała na mniej więcej czterdziestoletnią kobietę. Ale kiedy spojrzałeś na jej siwe-spięte w wysokiego koka-włosy oraz twarz ozdobioną chmarą zmarszek. Nie miało się wątpliwości,że kobieta nie należała do ludzi młodych.
-Ciego?-spytał niczego nieświadomy Adrian.
-Tego jakim zgodnym małżeństwem są Twoi rodzice.
I odeszła. Jedynym śladem jej obecności były uśmiechy na twarzach dorosłej dwójki.



*********
Możliwe,że pomysł z babcią wystąpił na jakimś blogu więc jeżeli jakaś dziewczyna czuje się urażona to bardzo przepraszam. Bo nie przypominam sobie gdzie i czy w ogóle miała miejsce taka sytuacja. :) 
Tak dla jasności Violka będzie opowiadać Naty jeszcze pewnie przez kilka rozdziałów. :)
I jeżeli to coś na górze Wam się spodobało,bądź też nie. Miło byłoby gdybyście wyrazili swoje opinie. To naprawdę bardzo pomaga. Cieszę się nawet gdy pojawia się 'super' i inne równie krótkie słówka. :3
Teraz w końcu trzeba zabrać się za 'Teraz wiem...' także do zobaczenia tam. :D
Rozdział 5-hm.... Nie wiem,nie wiem. Otóż jutro w domu praktycznie mnie nie ma. W piątek też. Trzeba ogarnąć resztę blogów. Także...Do niedzieli raczej coś się ukarze spokojnie. :) 
1.02.2014

Rozdział trzeci-'Kawiarenka'

 -I co jesteście razem?-spytała Natalia,przykładając do ust filiżankę ze swoim ukochanym espresso. Na wierzchu,którego wciąż unosiło się delikatnie spienione mleko-jedyny powód dla którego zamawiała tak mocną kawę. Upiła łyk i odezwała się ponownie.-Nie możesz zaprzeczać całe życie.
Skosztowała francuskiego ciasta orzechowego. Zdecydowanie jej ulubionego. Kochała,że między dwiema warstwami ciemnego biszkoptu leniwie odpoczywa krem orzechowy. Całość zwieńczyła delikatnie ubita śmietana z dodatkiem skórki pomarańczy.Kaloryczne,słodkie i  z nutą owoców. Dla takiego łakomczucha jakim była Natalia,na talerzu leżało niebo.
Zachwycając się smakiem wypieku,przyszła pani Ponte kontynuowała.-Zastałam was w łóżku!-krzyknęła szeptem aby nie wzbudzić niepotrzebnej sensacji. -Poza tym spławiałaś mnie przez prawie miesiąc. Miesiąc!Coś musiało się przez ten czas wydarzyć-Ostatni kawałek zniknął,rozpoczynając długą podróż do żołądka.
-Natalia.-Viola w końcu się odezwała. Ale nie miłym,słodkim głosikiem,w którym zakochały się miliony. Wymówiła jej imię chłodnym i rzeczownym tonem.-Przestań tak szybko jeść bo się udławisz.-sama porwała do buzi dość duży kawałek tiramisu. 
Rozejrzała się dookoła. Kawiarenka do złudzenia przypominała jej Paryż. Małe,czarne stoliki przy których stały dwa,czasem trzy krzesła tego samego koloru. Do tego śnieżnobiałe obrusy a na środku mały wazon z blado różowym kwiatem. Żadna z dziewczyn nie znała jego nazwy ale obie zachwycił swoją delikatnością i zapachem, który o dziwo przypominał przyjaciółką błękitne morze.
Ściany pomalowane na kolor piasku dawały poczucie przyjemnego ciepła. Gdzieniegdzie wisiały na niej pojedyncze obrazki,związane z jedną rzeczą-słodyczami.Większe i mniejsze obrazki przedstawiały wszystko! Od czekoladowych ciasteczek,po tarty,kończąc na ogromnych tortach. Była to miła odmiana w Buenos Aires. W całym mieście niemożna było znaleźć równie przytulnego miejsca.-Albo co gorsza.-szatynka zrobiła dramatyczną przerwę.-Utyjesz przed ślubem.-westchnęła teatralnie. Zaśmiały się perliście. A ich w oczach pojawiły się ogniki szczęścia. Nareszcie były razem. W spokoju mogły delektować się ciepłą kawą i wybornym ciastem,nie martwiąc się o kalorię czy innych ludzi.
-To co?-Natalia po raz kolejny podjęła próbę,dowiedzenia się prawdy.
-Nie odpuścisz.-stwierdziła Viola ,patrząc przyjaciółce w oczy. Poczuła wibracje w kieszeni. -Prawda?- brunetka pokiwała kłową na boki. -Wiedziałam.-szatynka wzięła telefon do ręki. Odczytała  SMS'a i szybko schowała komórkę,wrzucając go do torebki.Treść wiadomości zasmuciła ją delikatnie ale nie mogła dać tego po sobie poznać. Uśmiech nie znikł z jej twarzy,zrobił się jednak wymuszony,sztuczny.-Chcesz wiedzieć wszystko?-dopytywała się.
-Oczywiście,że wszystko!-oburzyła się Natalia.
-Opowiem Ci to od początku ale obiecaj,że nie będziesz przerywać.-Castillo pogroziła żartobliwie palcem.
-Obiecuję.-Naty,przyłożyła rękę do serca.-Zaczynaj.-opróżniła filiżankę do dna.
-Wszystko zaczęło się w dniu,kiedy przyjechałam...

Stał tam szarmancki ,jak zwykle. Przynajmniej takiego go zapamiętała. Coś jednak się nie zgadzało. Zachowywał się jakby zobaczył ducha. Kogoś martwego. 
Viola doskonale zdawała sobie sprawę z jego niepewności więc odezwała się pierwsza. Miała nadzieje,że to choć trochę ociepli atmosferę w pokoju. Niestety Leon wciąż wydawał się obcy.
-Tak.-zgodził się.-Ile to już? Dziesięć lat?-spuścił głowę w dół.Szatynka mogłaby przysiąc,że po policzku spłynęła mu jedna,mała łza.-Przepraszam-odezwał się zachrypłym głosem,zupełnie nie podobnym do niego.-Że tak prosto z mostu.Ale...-zawahał się.-Co ty tutaj robisz?-zauważyła,że na nią nie patrzy.Verdas odwracał wzrok w każdym możliwym kierunku.Wszystko aby znowu nie zatracić się  w odmętach jej czekoladowych oczu.
-Mieszkam.-w przeciwieństwie do szatyna,głos Violi był pewny siebie i mocny. Efekt kilkuset wywiadów. Grę aktorską opanowała prawie do perfekcji. Jednak w środku miała ochotę się na niego rzucić. Tak po prostu. Jednocześnie przytulić się do silnych ramion za,którymi tęskniła od tak dawna. Powstrzymywała ją tylko chęć zakopania Leona żywcem.Na co zdecydowanie zasłużył.


Wystarczył jeden telefon,aby nie czekała. Jedna informacja,że się nie pojawi.Gdyby wysłał choć jedną głupią wiadomość... Może wszystko wyglądałoby inaczej? W każdym bądź razie napewno nie siedzieliby teraz czekając aż ktoś postawi pierwszy krok. -Adrian mówi,że Andres tu mieszkał.To prawda?-Violetta spytała pozornie obojętnie.
-Młody mówi prawdę.-widać było,że Leon nabrał pewności siebie.-Andres wyprowadził się do swojej narzeczonej.-uśmiechnął się tak,że zmiękły jej kolana. Dobrze,że wciąż siedziała obok chłopca na kanapie. Inaczej już dawno odpoczywałaby na dywanie.
-On i dziewczyna?-zdziwiła się Castillo,powoli odzyskując czucie w nogach.
-Wujek Andles jest z ciocią Albą.-powiedział Adrian,wtrącając się do rozmowy.
-Z Twoją...-powiedziała szatynka ledwie słyszalnie.
-Siostrą.- Leon włożył ręce do kieszeni,znów przypominał Verdasa z czasów Studio. Arogancka postawa i szarmancki uśmiech.- Owszem Andres i Alba tworzą szczęśliwą parę. Do tego za trzy miesiące biorą ślub.-uniósł brwi do góry i poruszył nimi tak jak kiedyś.-Ja i Maxi jesteśmy drużbami- rzekł dumny.- Dziwne,że Natalia Ci nie powiedziała.- przekrzywił głowę delikatnie w prawo. 
-Nie...Ja po prostu...-nie wiedziała co powiedzieć.Słowa nagle ugrzęzły jej w gardle.
-Nie lubisz Andresa i nie obchodzi Cię co się z nim dzieje.-odparł bez zająknięcia. -Nie przejmuj się. On odwzajemnia Twoje uczucia ze zdwojoną siłą.-Po raz kolejny zmienił 'pozę'. Tym razem oparł się o framugę drzwi,krzyżując ręce na klatce piersiowej. 

Violettcię o dziwo bardzo spodobał się starszy Leon. Wydoroślał i zdecydowanie wyprzystojniał. Na jego twarzy pojawił się delikatny zarost. Oczy-choć myślała,że to niemożliwe-zrobiły się bardziej zielone. Wydawały się smutniejsze ale o wiele bardziej męskie. Widać było,że 'przypakował'. 
Marynarka delikatnie przylegała do jego ciała,dając idealne zarysy silnych ramion. Co najbardziej ją zdziwiło? Szatyn miał na sobie garnitur,z resztą nie tylko on bo mały Adrian był ubrany w jego mniejszą wersje. Z trudem powstrzymywała się przed pochłanianiem wzrokiem szatyna. Wyglądał zdecydowanie za dobrze.
-Leon,gdzie moje maniery.-wstała,już całkiem pewna,że uśmiech Verdasa nie spowoduje utraty czucia w nogach.- Może usiądziesz?
-Przykro mi ale nie mogę.-Violettę bardzo zasmuciła owa wiadomość. Spuściła głowę a jej twarz przybrała ponury wygląd.- Muszę odwieź młodego do domu i zostaje u niego na kolacji.
-Rozumiem.-słowa przez nas wypowiedziane wielokrotnie różnią się od naszych myśli. 
Ona wcale nie pojmowała. Nie wiedziała dlaczego nie może zostać tu z nią. Mogliby w końcu porozmawiać. Wyjaśnić sobie wszystko. Ale czy jest w tym jakikolwiek sens? Jakikolwiek powód dla którego się nie pojawił,jest wart uwagi? Może zwyczajnie nie ma odwagi wyjawić prawdy? Albo nie ma czego wyjaśniać. Nie przyszedł i kropka. Złamał obietnicę. Zostawił ją. 
 Nie mogła mu tego zapomnieć przez wszystkie lata. Ale teraz czuła jego zapach,jego obecność. Był tam na wyciągnięcie ręki. Stał tak blisko a jednak tak daleko. Tęsknota wypalała ją od środka. Miała tego serdecznie dosyć. To co zrobił już się nie liczyło. Jedyną istotną rzeczą był on.
Gdyby tylko tam z nią został...
-Leon,przepraszam za śmiałość ale czy Adrian  to twój...-po raz kolejny,przerwał jej bezczelnie.
-Syn?-delikatnie podniósł kąciki ust do góry.

-Byłam święcie przekonana,że to jego dziecko.-zaśmiała się sztucznie.-Czy to nie jest głupie?-spojrzała na pusty talerz,leżący na stoliku.-Idę po jakieś ciasto.-odsunęła delikatnie krzesło. Kiedy była kilka kroków od stolika gwałtownie odwróciła się do Natalii.- A ty co chcesz?- rzuciła w jej kierunku.
-Coś niskokalorycznego.-rzekła obojętnie-Tobie też radzę przerzucić się na sałatki. Jeszcze się w sukienkę nie zmieścisz. Moja druhna musi jakoś wyglądać.-brunetka zaśmiała się uroczo.-O! Wróciłaś. Nie uważasz,że dwie minuty-spojrzała na zegarek- i trzydzieści sekund to trochę za długo na przejście dziesięciu metrów z dwoma talerzykami.-spojrzała na zawartość-Tiramisu? Dobra wybaczam Ci.- Naty dostała swoją porcję ciasta i z prawie pełną buzią mówiła dalej.- Kontynuuj.
-A więc...

-Nie,nie mój. Młody jest synem Carmen.-wziął do ręki telefon-Uprzedzając Twoje pytanie. Tak mojej siostry.-oznajmił.
-Nie mogę uwierzyć.-odezwał się cicho.- W końcu wyszła za mąż za Jorge czy Diego?-palnęła Vilu 
-Oczywiście,że Jorge.-zakomunikował-Obydwoje to przewidzieliśmy.Adrian-zwrócił się do siostrzeńca. - Mama pisała,że już jesteśmy spóźnieni. Pożegnaj się z...-Co miał powiedzieć? Ciocią,panią? Nie potrafił zdobyć się na wypowiedzenie ośmiu liter,które razem tworzą najpiękniejsze imię na świecie. - Po prostu się pożegnaj.-wciąż był opanowany. 
Nim Violetta zdążyła zareagować panowie wyszli już z mieszkania,zostawiając otwarte na oścież drzwi. Powoli skierowała się do nich z zamiarem zamknięcia ich ale coś ją powstrzymało. A właściwie ktoś.
-Może pojechałabyś z nami? Carmen od zawsze Cię uwielbiała.-oczarował ją. Tak po prostu. Powinna odwrócić się na pięcie i zamknąć drzwi przed nosem ale tego nie zrobiła.
To już czas aby zapomnieć? 
-Dajcie mi chwilę ubiorę coś...-spojrzała na siebie.-Coś innego.


-To wciąż nie wyjaśnia dlaczego przyłapałam Cię z Leonem Verdasem w łóżku.- przerwała jej Natalia.
-Droga Natalio przypominam Ci,że obiecałaś mi nie przeszkadzać.-zganiła przyjaciółkę.-A poza tym nie byliśmy w łóżku sami.-Naty zachłysnęła się wodą,którą aktualnie piła.
-Trójkącik?-brunetka poruszyła brwiami do góry,zupełnie tak jak... jak Leon kiedyś.
-Uspokój się i daj mi dokończyć.- mruknęła Castillo.


-Wujku dlacego cekamy pod dzwiami?-Adriana denerwowało to całe czekanie. Był małym czteroletnim chłopcem,nie umiał siedzieć spokojnie na miejscu przez dłużej niż dziesięć minut.  Leon doskonale to rozumiał. Czasami jednak musimy robić rzeczy,na które nie mamy ochoty.
Zachowywał się jak starszy brat albo ojciec. Szatyn był dla 'Adiego' jak drugi tata. Znał małego od kołyski. Poświęcał mu uwagę kiedy tylko się dało. Zabierał do siebie,bawił się z nim,wygłupiał. 
Czas spędzony z siostrzeńcem nigdy nie był dla niego stracony. 
Leon kochał dzieci i sam marzył o małej gromadzie biegającej na podwórku z psem. Chciał mieć wielki dom z basenem  i sześćdziesięcio calowym telewizorem do oglądanie meczy piłki nożnej. Jednak jego największym snem była miłość. 
Pragną mieć żonę,do której mógłby przytulić się po ciężkim dniu pracy. Szeptać jej na ucho przyjemne słówka. Całować czule w czoło i szeptać 'kocham cię'. 
-Leon.-Adrian zaczął szturchać szatyna,który od jakiegoś czasu nie zwracał na niego najmniejszej uwagi.-Wujku no!-oburzył się mały ale Leon wciąż go nie słuchał. Za bardzo pochłonął go sen na jawie...  
Chciał aby zasypiała wtulona w jego umięśniony tors. Skradać subtelne pocałunki z czerwono pomalowanych ust. Troszczyć się o nią, być dla niej oparciem. 
Po prostu kochać. Doskonale wiedział jak to jest dlatego tak bardzo mu tego brakowało.
On darzył już kogoś tak wyjątkowym uczuciem. Wciąż darzy. Zmarnował jednak okazje na Happy End. Czy dostanie drugą szanse? Może los wreszcie się do niego uśmiechnął?

Drzwi skrzypnęły a zza nich wyszedł anioł w ludzkiej postaci.

-Jestem gotowa.-oznajmiła, zakluczając mieszkanie. Teraz Leon mógł przyjrzeć się jej dokładniej. Biała sukienka sięgała przed kolana odsłaniając jej długie nogi. Nie była obcisła, lecz delikatnie rozkloszowana ku dołowi z rękawami trzy-czwarte. Na lewej ręce zauważył złoty zegarek. Włosy spięła w wysokiego koka,który pokazywał jej chudą szyję. Długie kolczyki wykonane z tego samego metalu zwisały z przylegających do jej twarzy uszu.
Wyglądała niesamowicie. Nie zdołałby opisać ją słowami. Odebrało mu mowę. Była zbyt..idealna.
-Leon zamknij buzie,bo Ci mucha wleci.-zachichotała. 
-Ciociu!-zawołał Adrian.-Znacy. Mogę tak na ciebie mówic?- Violę zdziwiło zachowanie chłopaka. Ale jak mogła się nie zgodzić? 
-Oczywiście,kochanie.-wystawiła dłoń w kierunku mniejszej wersji Verdasa. Byli jak dwie krople wody. Oczywistym było,że mały wdał się w matkę. W końcu Ona i jej brat byli prawie identyczni-Idziemy? 
-Pocekaj!-krzyknęła mniejsza wersja Leona,pokazał jej gestem aby się nachyliła-Ślicnie wyglądas.- szepnął jej ucho.
-Dziękuję.-odpowiedziała równie cicho. 
-Skończyliście już te amory?-rzekł Verdas patrząc na  uroczą scenkę.
-Oczywiscie!- zaszczebiotał radośnie Adrian. Viola wzięła małego za rękę. Przeszli kilka kroków sami,kiedy przypomniał im się przystojniak w garniturze. Leon oczarowany wyglądem uroczej dwójki,wystawił ramię. Szatynka bez wahania złapała go pod rękę. 
Wyglądali jak jedna,wielka,szczęśliwa rodzina. 
W tej chwili obydwoje chcieli aby sen stał się rzeczywistością.
-Wujku.-odezwał się Adrian.-Wezmies ślub z ciocią?-te słowa uderzyły w nich ze zdwojoną siłą. Verdas spojrzał w oczy Violi i był już pewny.
-Oczywiście.


-Oooo-rozczuliła się Natalia.- I co było dalej?-spojrzała na nią wzrokiem pełnym podziwu.
-Dalej? Uśmiechnęłam się do niego.-rozczuliła się Viola.
-Nie możesz kończyć w tak dramatycznym momencie!-zakomunikowała brunetka- Muszę wiedzieć wszystko! 
-Zdaje sobie z tego sprawę kochana.-stwierdziła Castillo.-Ale trochę tu posiedzimy.
-Mamy cały dzień.-stwierdziła z radością Naty.
-Dobra.W takim razie jedziemy dalej.-kąciki jej ust powędrowały wysoko w górę.-Na kolacji nie działo się prawie nic szczególnego...

*********
Teraz możecie już tylko czekać aż wena przyjdzie i 4 się napisze. :3 

Rozdział drugi-'Sąsiad'


 To niesamowite w jaką silną osobę może przeistoczyć się ktoś zraniony.Można się załamać albo walczyć. Ona wybrała walkę. Jednak czy starczy jej sił aby dokończyć swoją podróż?Dlaczego nie wysiądzie na pierwszej stacji pociągu o nazwie życie? Bo to oznaczałoby porażkę. Przegraną z przeciwnościami. A na to na pewno nie mogła sobie pozwolić. Musiała udowodnić sobie,że potrafi istnieć bez niego.

Łzy nic nie dają,dlatego już dawno przestała płakać. Nie wiadomo jakby się starała po prostu nie potrafi.Co z tego,że co noc zmoczyłaby poduszkę? Czy to coś zmieni? Wciąż będzie tak samo. Pusto bez niego. Rana,którą w niej pozostawił zrobiła z nią okropną rzecz,jej oczy wyschły w najpiękniejszym dniu jej życia.A przynajmniej chciała aby był najwspanialszy.
                                                                  
 Zwycięstwo.
-A głosami widzów wygrywa...Proszę państwa nową gwiazdą U-mix zostaje Violetta Castillo.-dwa zdania na zawsze zmieniające jej życie.

Nowa przyjaciółka.
-Viola,Viola!Tak się ciesze,że wygrałaś!-Natalii udało się przebić wszystkich gratulujących dziewczynie.-Ale będę za tobą tęsknić.-odezwała się już smutniej.
-Nie Naty.Od dzisiaj jesteśmy jak siostry,nic nas nie rozdzieli-powiedziała trzymając brunetkę w objęciach.

Koniec nieudanego związku. 
-Diego nie kocham cię.-Nie musiała mówić nic więcej.

Dzień idealny.
Prawie.
Wszystko potrafiła popsuć jedna osoba,jednym czynem.
Dlaczego Leon się nie pojawił?

Zaklinał się,że będzie.
-Obiecujesz,że przyjdziesz?-odezwała się cicho,czując jego pragnienie.Czekała tylko na jedno słowo.
-Obiecuje.


Płakała.Przez całą noc zastanawiała się dlaczego? Jak? Po co?
Łamiąc jej serce,zdobył coś dla niego cenniejszego?  Może po prostu miał taki kaprys?
'Podziurawiła mi się skarpetka,uprzykrzę komuś życie.'-Mógł być taki? Oczywiście. Ale Leon? Ten Leon Verdas,który potrafił płakać z nią na komediach romantycznych,wzruszać się na widok szczeniaka-potrafiłby umyślnie zniszczyć najważniejszy dzień jej życia?   
Może.
Te noc zapamiętała już na zawsze. Ostatni wieczór,kiedy widziała swoje łzy spływające po jej policzkach.
A później?                                                
 Karierę czas zacząć.

-Dziesięć lat.Tak proszę państwa! Tyle czasu minęło od wygranej w The U-mix,naszej ukochanej Violetty Castillo. Pewnie wszyscy pamiętamy ją jako nieśmiałą siedemnastolatkę,która zawstydzała wszystkich swoim niesamowitym głosem oraz nieprzeciętną urodą.Na początku delikatna i krucha.Teraz zmieniła się w oszałamiającą kobietę.To właśnie dziś w ten niezwykły jubileusz gościmy w moim programie ulubienice tłumów.Wielkie brawa dla Violetty! 
To tylko kolejny wywiad.Nic się nie stanie.
-Marotti! Dawno się nie widzieliśmy.-Uścisnęła go na powitanie.-Muszę przyznać,że naprawdę miło cię widzieć.-nie kłamała,faktycznie brakowało jej tego fikuśnego szaliczka bądź jego widocznego faworyzowania jej w trakcie trwania konkursu.
Był typem wujka,który ma swojego ulubieńca wśród siostrzenic,bratanków i gdy tylko nadawała się odpowiednia(lub też nie) okazja wychwalał go na wszelakie sposoby.Violetta była właśnie taką siostrzenicą.Ulubionym pupilkiem,któremu dawał dobre rady na samym początku.Dawno,dawno temu.
-Również się za tobą stęskniłem,moja droga.-zaśmiał się,swoim charakterystycznym gestem zarzucił różową chustką do tyłu.-Ale koniec słodzenia. Mam dla ciebie pewno niespodziankę.-szatynka zmarszczyła brwi,jednakże nie przerywała prowadzącemu. To była jedna z pierwszych lekcji jakie od niego dostała. 'Nigdy nie wchodź komuś w słowo bo pomyślą,że wychowałaś się w oborzę dla świń. Okrutne? Tak. Ale to Show Biznes,księżniczko' Nienawiść z tamtych czasów przerodziła się w obopólną sympatię. Otti- jak go zdrobniale nazywała-był ojcem jej sukcesu.Nie wypadało jej boczyć się na 'tatę'. Negatywne uczucia były silniejsze od niej,jednak pewnego dnia po prostu zniknęły.Puf! I już nie ma. Od tego czasu stworzyła się między nimi pewna więź,tak bardzo potrzebna im do szczęścia. Typowo wujowsko-siostrzeniowskie relacje. 
-Nasi widzowie,a Twoi najwięksi fani za pośrednictwem facebook'a zdawali Ci pytania.Wybraliśmy według nas dziesięć najciekawszych.-wyszczerbiotał  radośnie.-Co ty na to?
-Jestem pozytywnie zaskoczona.Uwielbiam być blisko fanów.Są moją największą siłą.-powiedziała wesoło.
-Świetnie.-Marotti wziął tablet do ręki-Wiedziałem,że tak zareaguje.-zwrócił się do obszernej widowni,na której rozbrzmiał wesoły chichot.-Pytanie numer jeden. Od niejakiej Eleny. Jaka jest twoja najlepsza przyjaciółka?-To nie przyjaciółka,to siostra.
-Natalia jest jedną z najlepszych osób jakie znam. Kocha to co robi i robi to co kocha. Razem z jej narzeczonym pracuje w moim raju na ziemi czyli Studio OnBeat.Miejscu,które jest moim drugim domem. Uważam,że dzieciaki,które uczy spotkał ogromny zaszczyt kształcenia się u tak utalentowanej osoby. Jest wieczną optymistką,kocha kwiaty. Nie wyobraża sobie dnia bez filiżanki kawy.Rozmawia ze mną codziennie. Po mimo tylu tysięcy kilometrów wciąż wiemy o sobie wszystko.I w przeciwieństwie do mnie jest bardzo cierpliwa.To zdecydowanie moja najlepsza przyjaciółka nie zamieniłabym jej na nikogo innego.
-'OOOO'-publiczność jak widać była zachwycona wyznaniem szatynki.
-To naprawdę uroczę.-zachichotał Marotti.-Zresztą sam znam Natalie i mogę powiedzieć o niej dokładnie to samo co ty. A teraz pytanie od Ramon'a....
                                                       Godzinę i osiem pytań później... 

-Naprawdę spałaś na drzewie przez całą noc?-nie dowierzał prowadzący.
-Przecież to nic takiego-wzruszyła ramionami.-Po prostu chowałam się przed tatą bo chciał zabrać
mnie do dentysty a potem zwyczajnie odpłynęłam. Nie powiesz mi chyba,że tobie nie zdarzyło się nic dziwniejszego.-na jej twarzy wymalowała jej się mina mówiąca 'nie kłam'.
-No wiesz...-jąkał się Otti.-Tak,nooo.Teraz ostatnie pytanie. Od Ricardo. Co zrobisz po ostatnim koncercie swojej trasy koncertowej,która zresztą kończy się niestety już za tydzień?-Już czas.W końcu będę miała prawdziwe wakacje.
-Otti ściąłeś włosy?-nie nabiorą się przecież na taki tani trik.-Bo muszę powiedzieć,że wyglądasz o wiele lepiej.
-Ktoś tu się boi!-zakomunikował mężczyzna.-Dalej,mów co się gryzie.-dopingował ją.Wiedział co się zaraz stanie a pomimo tego wciąż był z niej dumny.-Dasz radę.-wypowiedział te słowa ze stoickim spokojem. Tak jak przed jej pierwszym koncertem.  
Cała się trzęsła,bała się. Ale on nie widział w niej strachu. Potrafił zobaczyć tylko talent. Prawdziwy talent. Rzucił tylko,krótkie 'wiara w siebie czynni cuda' i wyszedł,tak po prostu. Nie zrobił źle,chciał aby Violetta sama pokonała swoje lęki.Był jedyną osobą,która naprawdę w nią wierzyła.
-Od czego by tu zacząć.Może od dobrych wieści.Moja kochana Naty ma dzisiaj urodziny i z tej okazji bardzo chciałabym zaśpiewać jej 'sto lat'. Niestety nie zrobię tego bo mam dla niej niespodziankę. Ostatnio wygrzebałam ze starych pamiątek z czasów Studio wspaniałą piosenkę jej autorstwa. Jeżeli Marotti mi pozwoli to mogłabym ją teraz zaśpiewać.-spojrzała z błagalną miną na bruneta.
-Jeszcze się pytasz?!-odpowiedział radośnie-Proszę państwa brawa!
Uśmiech opanował jej twarz.To była jej chwila przeznaczona tylko i wyłącznie dla Natalii. To brunetka zasługiwała na to wszystko co ją spotkało szatynkę ale ona wybrała inną drogę. I dumnie ją kroczy.Violetta wstała i stanęła na środku sceny,znajdującej się tuż obok kanap. Ktoś-pozornie nic nie znaczący a tak ważny dla programy-podał jej fioletowy mikrofon wysadzany kryształkami,jedyny przejaw jej miłości do błyskotek. Spojrzała w kamerę,na której świeciła się czerwona lampka oznaczająca nagrywanie.Puściła oczko,widzieli je wszyscy ale tylko jedna osoba dostrzegła w tym coś szczególnego-przyszła pani Ponte,siedząca na czarnej kanapie w swoim przytulnym mieszkanku w Buenos Aires.
Muzyka rozbrzmiewała z głośników a słowa zaczęły płynąć.
Dziś z tobą jestem lepsza, jeśli wszystko wychodzi źle
Mogę tym sterować i być lepszym
Możesz mnie słuchać i mówić nie, nie, nie

Dzisiaj wiem co muszę zrobić i nigdy więcej
Ból nie powróci, oh oh oh oh
Jeśli nie mogę tego zrozumieć, naucz mnie

Myślę, że rzeczy dzieją się
A powód jest tylko w mojej głowie
Czuję, że sama nie mogę tego zrozumieć dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj ...
Teraz wiem, wszystko jest inne
Widzę, że nic nas nie zatrzyma
 Ja to wiem, moją najlepszą przyjaciółką jesteś ty
Wiem, że mogę do ciebie zadzwonić, żebyś była blisko mnie
Wiem, że przyjedziesz, i najlepiej ...
Umiesz mnie wysłuchać, aby dodać mi odwagi ...

Dajesz mi wolność bycia, kim jestem
I kim chcę być, oh oh oh oh
Jeśli nie mogę tego zrozumieć, naucz mnie


-Dziękuję.-powiedziała i skierowała się z powrotem na wygodną kanapę.Marotti zdążył przekazać jej tylko zmartwione spojrzenie gdy w małej słuchaweczce w jego uchu rozbrzmiał znajomy głos reżysera 'zapowiedz reklamy'.
-Proszę państwa,naszą ciekawą rozmowę z Violettą będziemy kontynuować tuż po reklamach. Nie odchodzie od telewizorów. Wracamy za chwilę.-kamera stop za trzy,dwa,jeden...
-Reklama!Ludzie macie pięć minut i ani sekundy dłużej!-wrzasnął ktoś zza kulis. Pięć minut czyli dokładnie trzysta sekund i koniec. Violetta Castillo zniknie. Na zawsze? Przez rok wiele może się zmienić lub też pozostać na swoim miejscu.Co więc stanie się z nią?
-Na miejsca za minute wchodzimy!-krzyknął ten sam głos. Już? Przecież dopiero co włączyli znienawidzone przez wszystkich reklamy. Jak widać strach zmienia poczucie czasu.Wszystko dzieje się za szybko.
-Pięć,cztery,trzy,dwa,jeden.Marotti-po raz kolejny odezwał się nieprzyjemny głos.
-Witamy państwa po przerwie.-uśmiechnął się prowadzący.-Przed chwilą usłyszeliśmy cudowną piosenkę zaśpiewaną przez równie wspaniałą Violettę Castillo.A teraz nasza gwiazda chciałaby przekazać coś ważnego swoim fanom.-starał się dodać jej otuchy,decyzja nie należała do prostych ale wypowiedzenie tych słów było rzeczą o wiele trudniejszą.
-Moi kochani.Wiecie,że kocham każdego fana z osobną.Zawsze byliście dla mnie na pierwszym miejscu ale teraz wiele rzeczy się zmieniło.Śpiewam dla was od dziesięciu lat,bez dłuższych wakacji. Jestem zmęczona ale bardzo szczęśliwa,że mam was.-zrobiła krótką przerwę,zastanawiając się co powiedzieć dalej.-Że poznałam tylu wspaniałych ludzi.Że daliście mi szanse się rozwijać.Dziękuję,że dzięki wam się nie zmieniłam. Wciąż jestem tą samą Violetta co podczas swojego pierwszego koncertu.Kochającą sukienki i nienawidzącą koloru różowego-łza spłynęła po jej smutnej twarzy,na której widniał równie przygnębiający uśmiech -Zawsze będziecie w moim sercu. I na razie żegnam się z wami.-na widowni rozległy się smutne szepty- Jednak nie myślicie,że zostawiam was na zawsze. W przyszłym roku wrócę żebyście znowu musieli mnie znosić. Kto wie może podczas mojego urlopu napiszę coś ciekawego? Mam nadzieje,że będziecie czekać i do zobaczenia na moim ostatnim koncercie w Madrycie.-powiedziała trzęsącym się głosem.
Oto początek końca.Ale kto wie,może koniec początku?

                                                         Pora na powrót do normalności.

Po co człowiek wymyślił coś tak okropnego jak samolot? Dużo bardziej wolałaby spędzić miesiąc na morzu,płynąc do jej ojczyzny niż spędzić dziesięć godzin w tej piekielnej maszynie. Strach przed lataniem a właściwie przed spadaniem,towarzyszył jej przez całą podróż. Starała się nie myśleć o odległości dzielącej jej od ziemi,o turbulencjach. Próbowała skupić się na deszczu,odbijającego się od skrzydeł,tworzący miłą melodię dla jej ucha. Udało się,powoli zmorzył ją upragniony sen.

Ogromny biały księżyc był jedyną rzeczą,którą widziała. Dookoła panowały egipskie ciemności. Nie widziała nawet własnych nóg,kiedy spojrzała w dół. Pod stopami poczuła coś sypkiego.Na początku nie wiedziała gdzie jest ale słysząc szum,znajdujący się nie daleko zdała sobie sprawę,że stoi na plaży.  Jedynym słyszalnym przez nią dźwiękiem była melodia fal.Przestała się bać.Co niebezpiecznego może stać się w tak spokojnym miejscu? Cisza radowała jej serce, wreszcie mogła odpocząć. Od tak dawna nie zachowywała się tak leniwie.
Położyła się na złotym piachu i zamknęła oczy.
-Przepraszam-usłyszała męski głos. Co się dzieje?Podniosła się gwałtownie.-Wybacz -kontnuował.-Zaufaj.-mężczyzna był coraz bliżej.Violettcie zdawał się być tuż przy jej uchu. Rozejrzała się we wszystkie strony.Nikogo nie było. Coś w jej głowie podpowiadało,że zna tajemniczego chłopaka. 
-Leon!-wrzasnęła jak tylko dała radę najgłośniej. Sama nie wiedziała jak to imię wydostało się z jej ust.Odpowiedziała jej tylko głucha cisza...

Obudził ją grzmot pioruna. Niebo przeszła biała błyskawica.Burza.Nic dziwnego,że miała koszmar. Pozornie zwyczajna opowieść z krainy snu ale dla niej pojawienie się Leona choć na sekundę w jej głowie było tylko przypomnieniem krzywdy jaką jej wyrządził.
-Proszę państwa jesteśmy nad Buenos Aires. Wyładowania atmosferyczne nie przeszkodzą nam w bezpiecznym lodowaniu.Dziękuję.-odezwał się pilot.
-Ostatni raz lecę zwykłymi liniami lotniczymi-mruknęła Violetta.

Kiedy zobaczyła,że koła samolotu dotknęły ziemi poczuła niewyobrażalną ulgę. Znajdowała się w bezpiecznym miejscu.Mogła odetchnąć ze spokojem. Kiedy tylko pozwolili wysiąść z 'latającego piekła' Viola czym prędzej poleciała do wyjścia. Przeszła przez pas lotniska do ogromnego budynku. Następnie już spokojnie czekała na swoje walizki,których oczywiście miała aż siedem. Na szczęście zjawił się ratunek.
Znikąd pojawili się Maxi i Natalia.Niestety nie zauważyli obładowanej torbami szatynki.Violetta nie zważając na innych ludzi rzuciła się na przyjaciółkę. Kiedy brunetka poczuła na sobie czyjeś ramiona nie zdawała sobie sprawy,że to jej najlepsza przyjaciółka.
-Przepraszam,co pani robi?-oburzyła się narzeczona Maxiego.
-Jaka znowuż pani Natalia?-zaśmiała się Castillo.
 -Jezus,Maria! Violetta to naprawdę ty?-zdziwiła się patrząc na jej o wiele ciemniejsze czekoladowe włosy z niebieskimi pasemkami oraz ciemne jeansy. Jednak coś się nie zmieniło.Wciąż miała na nogach swoje ukochane szpilki tym razem blado czerwone.
-Ciiicho,ty paplo.-uciszyła swoją przyjaciółkę.-Specjalnie się pofarbowałam żeby mnie nie poznali.Do tego spodnie. Kiedy ja je ostatnio nosiłam?Tęskniłam za tobą,-po raz kolejny zaczęła dusić Natalie.
-A ja to pies?-oznajmił Ponte.
-Choć tu Maxio.-rzekła tonąc w męskim uścisku przyjaciela.-A teraz pomożecie mi z walizkami,prawda? -zagadnęła nieśmiało,wskazują palcem porozrzucane bagaże.

-Co ty tam nosisz cegły?-spytał się Maxi biorąc do rąk cztery torby.Dziewczyny oczywiście chciały mu pomóc.Ale nie,on jest facetem da radę. Jak dobrze,że nie chciał bawić się w Herkulesa i nie zażądał wszystkich siedmiu.
-No wiesz co.Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy.-zrugała go Castillo- Plus kilka mniej ważnych-szepnęła do ucha Naty. Roześmiane przyjaciółki powolnym krokiem szły w stronę samochodu narzeczeństwa,co chwile sprawdzając czy chłopak wciąż stoi o własnych siłach.Kiedy nareszcie zaszczycił je swoją obecnością obok pojazdu mogli w spokoju odwieź Viole do jej nowego mieszkania.
-Jest takie jak prosiłam?-spytała,szukając telefonu w torebce.
-Tak,zupełnie obok kawiarni.Kamienica jest dosyć mała,mieszkasz na samej górze czyli na drugim piętrze. Obok siebie masz tylko jednego sąsiada. Pragnę napomknąć,że jest przystojnym kawalerem.-ostatnie zdanie wyszeptała w stronę przyjaciółki. A ta tylko zgromiła ją wzrokiem. Zignorowała kolejną próbę przedstawienia nowego kandydata. Ciąglę próbowali ją wyswatać. Nawet będąc bo drugiej stronie oceanu. Ona i chłopak? Zabawne. Od tak dawna nie była na żadnej randce,że zdążyła już pogodzić się ze swoim losem starej panny z kotami.-A dodatkowym plusem jest...Masz mały balkon z którego widzisz...W sumie to nie wiem ale jest.Zobacz jesteśmy!-wskazała palcem na budynek.O i jechaliśmy tylko dwadzieścia minut. Brawo Maxi-Natalia aż kipiała sarkazmem.
-Też cię kocham królewno.-wyświergotał sięgając walizki z bagażnika.
-Czy wy się pokłóciliście?-zdziwiła się Viola.
-Co? Ależ skąd taki absurdalny pomysł.Po prostu Maxi przez przypadek popsuł moje ulubione szpilki. Naprawdę nie wiem jak on to zrobił.-zaśmiała się Naty.-Choć idziemy na górę. Musisz się rozpakować a jutro zapraszam Cię na kolacje.-dodała wchodząc po schodach.Przez całą drogę brunetce nie zamykała się buzia-A o to Twoja nowa prywatna przestrzeń.-wpadła do pokoju jak burza,pokazując każde pomieszczenie z osobną.Sypialnia była skąpana w błękicie. Znajdował się tam słynny balkon,o którym mówiła Naty oraz ogromne łóżko,zdecydowanie za duże dla jednej osoby. Potem jak błyskawica brunetka przeleciała do kuchni,którą pozwoliła sobie zaopatrzyć.Nie była jakoś szczególnie duża ale za to urokliwa. Z resztą Violetta i tak nie potrafi gotować.Najbardziej przypadł jej do gustu salon. Nie wyróżniał się niczym specjalnym ale był przytulny,ku zdziwienia Castillo ściany były pomalowane na odcień ciepłego fioletu.
-Oki,zapoznawaj się dalej z zakamarkami mieszkanka i widzimy się jutro.-objęła przyjaciółkę na pożegnanie.-Cieszę się,że w końcu mam cię przy sobie.-powiedziała stojąc u progu drzwi.

Trzy walizki stały puste na środku salonu.Ich zawartość znajdowała się w przeznaczonych do tego celu szafkach i pułkach.Zmęczona szatynka postanowiła zrobić sobie herbatę.Niestety spotkało ją nie lada rozczarowanie,ponieważ Natalia pamiętając o przygotowaniu wyposażenia kuchni,nie zdała sobie sprawy,że Violetta do gotowania potrzebuję produktów. Nie mając innego wyjścia zadzwoniła bo jakże uwielbianą przez nią pizze. Podczas tego długiego oczekiwania postanowiła dorwać się do gitary i poćwiczyć akordy. Po dziesięciu minutach zabawa ta jednak wydawała jej się nudna więc czym prędzej wstała z czerwonej kanapy i powędrowała na zachwalany przez Natalie balkon. Chciała przemyśleć swoje życie,decyzje jakie podejmowała ale wieczór był zbyt piękny aby psuć go sobie wspomnieniami.Gwiazdy świeciły dużo jaśniej niż w Madrycie.Księżyc był dokładnie taki sam jak we śnie.A panująca dookoła cisza tylko przypominała jej o koszmarze. Uratowało ją pukanie do drzwi. Spodziewała się dostawcy pizzy ale jej oczom ukazał się mały na oko pięcioletni chłopiec.
-Gdzie jest wujek Andles?-spytał,wpadając do środka. Violette bardzo zdziwiła owa sytuacja.Od zawsze lubiła dzieci ale pewność chłopczyka delikatnie 'zbiła ją z tropu'.
-Mały jak masz na imię i co ty tu robisz?-powiedziała,podchodząc do niego powoli.
-Adlian i bawię się z wujkiem w chowanego. Zawsze chowam się tutaj u Andlesa ale ty nim nie jesteś. Ty jesteś tą panią z telewizji,o któlej ciągle gada mój wujasek!-wykrzyczał,widząc gitarę leżącą na kanapie poprosił Castillo o małą przysługę.-Mogę pocekać tu na stlyjka?-skinęła głową.-A zaglasz mi coś?
-Oczywiście. A co sobie życzysz?-usiadła obok niego na czerwonym meblu.
-Mogłabyś 'Podemos' zawse ją lubiłem ale wujek mówi,że jest stlaszna..-nie grała jej od tego pamiętnego wieczoru. Tyle cierpienia wywołuje ta piosenka.Ale czy może odmówić komuś tak uroczemu? Co mu powie 'nie bo będę płakać'? To jej fan a o fanów trzeba dbać.
-A dołączysz do mnie?-zgodziła się.
-Mogę?-nie dowierzał Adrian.
-Pewnie. No to na trzy.
      No soy ave para volar,
Y en un cuadro no se pintar
No soy poeta escultor.
Tan solo soy lo que soy.

Las estrellas no se leer,
Y la luna no bajare.
No soy el cielo, ni ....
Niespodziewanie otworzyły się drzwi.
-Adrian mówiłem Ci,że Andres się wyprowadził i ,że mieszkanie stoi puste.Choć muszę cię odwieź...-zamilkł. Zobaczył ją.Ciemne oczy,które teraz równały się kolorem z włosami. Po mimu tylu lat wciąż młodo wyglądająca twarz. Długie nogi,które w tym momencie wydawały mu się sięgające nieba. Ideał.
-Cześć Leon.-powiedziała nieśmiało.-Dawno się nie widzieliśmy.-zdobyła się na blady uśmiech.-Verdas wciąż milczał. Czy to się dzieje naprawdę?

********
Tak organizacyjnie.:D Mam nowego bloga z Axi. :3  http://revievs-and-biographies.blogspot.com/
Zapraszam serdecznie. :3

Rozdział pierwszy-'Koniec i początek'

Pewnego razy żyła sobie młoda dwudziestosiedmioletnia piosenkarka. Miała wszystko! Rzesze fanów. Wspaniały głos.Cudowną rodzinę. Mnóstwo sprzedanych płyt.Wiele nagród. Najlepszą przyjaciółkę i ogromny dom.
Ale szczerze mówiąc to wystarczyłaby jej zwykła kawalerka z malutką garderobą.Dlaczego? Bo przebywanie w jej pałacu zdarzało się jej bardzo,bardzo rzadko. Nie raz nie odwiedzała swojej wilii całymi miesiącami.Powód? Trasy,koncertowe,płyty,wywiadu,imprezy,promocje płyt...I tak w kółko i w kółko.Potocznie zwane 'gwiazdorzenie'. To słowo nie brzmi jakoś specjalnie pozytywnie. A może by tak zmienić jego znaczenie?
Castillo nigdy nie była diwą.Nie miała zamiaru zachowywać się jak rozwydrzona córka milionera. Zdecydowanie zbyt dużo piosenkareczek zachowywało się jakby pozjadały wszystkie rozumy. Nikomu nie była potrzebna kolejna gwiazda typu 'Supernowa 151'. Ludzi nudziły dziewczyny,które nie widziały niczego poza czubkiem swojego nosa. Takich było od groma.Woda sodowa uderzała im do głowy,zwykle po roku nie koniecznie udanej kariery. Ich piski nie zawsze należały do przyjemnych. Czasami nawet dzięki 'cudom' nie dało się ich słuchać.
Styl? Nie różniły się jakoś specjalnie.Ubierały się albo jak ladacznice albo próbowały kopiować Lady Gage. Żadna nie została sobą. Myślały,że udając kogoś innego zdobędą uznanie. Trzeba było coś z tym zrobić. Znaleźć nową gwiazdę,świecącą swoim światłem,inną,niepowtarzalną.Na ten iście genialny pomysł wpadł pewien internetowy portal. Postanowił stworzyć szansę uczniom wspaniałej Argentyńskiej placówki-Studio OnBeat.
To dzięki The U-mix show świat poznał tak niesamowitą osobę jaką jest sławna Violetta Castillo.

A wszystko zaczęło się pewnego niezwykłego dnia w Buenos Aires... 

-Naprawdę mi pomożesz?-chłopak po raz kolejny nie mógł usłyszeć własnym uszom.-Uwielbiam cię!-wykrzyknął jak tylko się dało najgłośniej i przycisnął szatynkę do siebie.Na policzkach dziewczyny pojawiły się urocze rumieńce.Starała się zakryć swoją zawstydzoną twarz,bardziej się w niego wtulając. ON nie ma prawa tak na nią działać. Jej twarzyczka miała prawo rumienić się tylko dzięki głosowi swojego chłopaka a nie najlepszego przyjaciela. Jednak co mogła poradzić na to,że Verdas wciąż coś dla niej znaczył? Uczucie do niego nie malało. Każde ukradkowe spojrzenie na jego urocze dołeczki,biały uśmiech,włosy postawione na żel wywoływały tylko kolejną fale bólu.Cierpienie stopniowo wywiercało co raz większą dziurę w jej pokruszonym serduszku. I to wcale nie miało się zmieniać.
-Leon.To nic takiego. Pomagam ci tylko przy randce z Larą.-na jej wciąż delikatnie czerwonej twarzy pojawił się blady uśmiech. W jej oczach nie można było dostrzec niczego.Dosłownie. Pusty wzrok skierowany na szatyna autentycznie go przeraził.
-Co się stało,Vilu.?-łagodny ton jego głosu,niemal doprowadził do łez panienkę Castillo.
-Nie.Znaczy tak.Ale nie ważne.To nie ma związku z tobą.-gwałtownie nabrała powietrza do płuc.Skłamała mu w żywe oczy.Wszystko co teraz się z nią działo było spowodowane jego obecnością.Każda decyzja wymagała od niej jednego pytania 'co zrobiłby Leon'? Tylko tak potrafiła zmierzyć się z rzeczywistością.
-Mi możesz powiedzieć.-zapewnił ją,patrząc na łzę spływającą powoli w dół.-Powiedz,że to nie Diego bo tym razem nie ręczę za siebie.-Za to go kochała.Dbał aby jej twarz zawsze zdobił uśmiech. Nienawidził kiedy ktoś ją krzywdził.Troszczył się o nią,nawet jeżeli nie byli razem. Czy on musi być taki idealny? Czy musiała go stracić żeby docenić miłość,która narodziła się miedzy nimi na samym początku?

Layout by Yassmine